Kabum!

Słońce powoli wschodziło nad bezchmurnym niebem, zwiastując kolejny ciepły letni dzień. Wskazówka białego zegara wiszącego na jednej ze ścian małego przytulnego domku zbliżała się do godziny szóstej, kiedy po korytarzu rozniósł się dźwięk bosych stóp uderzających o ziemie. Siedmioletni brunet podekscytowany dzisiejszym dniem jak tylko otworzył oczy ruszył do sypialni rodziców. Odsłonił zasłony, wpuszczając światło do środka, krzycząc na cały głos wstawać śpiochy. Co ewidentnie nie podobało się jego tacie wyznającym zasadę niewstawania przed budzikiem. Zabrał spod swojej głowy poduszkę i zakrył nią uszy, jak i oczy, chroniąc je od rażących promieni słońca i krzyków pierworodnego, a jego małżonka w tym czasie z uśmiechem na twarzy oglądała rozemocjonowanego na myśl o planach na dziś synka.

Niezadowolony z połowicznego sukcesu chłopak wszedł na łóżko i zaczął po nim skakać jak na trampolinie, zabierając ojcu jakiekolwiek szanse na ponowne zaśnięcie. Wiedząc, że młody wygrał odłożył z powrotem poduszkę pod głowę i przyglądał jak Ernest ubrany w piżamę z psim patrolem skacze w miejscu, w którym przed chwilą leżała Pola, która teraz stoi przy szafie, wybierając co na siebie włoży. Capela powiedział krótkie ała, gdy niespodziewanie na jego brzuchu wylądowało kilkanaście kilogramów żywej masy. Zamknął je w szczelnym uścisku i zaczął łaskotać co spowodowało, że rechot zapełnił pokój, zagłuszając tym samym budzik.

Zabawę przerwała gotowa na nowy dzień szczęśliwą matka, jak i żona, która nakazała im się zbierać. I po chwili wszyscy znajdowali się w kuchni. Dante parzył kawę dla siebie i ciemnowłosej przyrządzającej śniadanie oraz grzał mleko na kakao dla młodego siedzącego przy stole głaszczącego, szarego, puszystego kotka, który według życzenia chłopca nazwany został krakers. Po zjedzeniu równie smacznego, jak i pożywnego posiłku wyszli z domu, pamiętając, by go zakluczyć i zapakowali się do samochodu.

Pierwsze miejsce, do którego musieli pojechać był adres znienawidzony przez czarnowłosego policjanta. Tam właśnie mieszka jego teściowa Jadwiga czepiająca się wszystkiego. Pocieszał go fakt, że nie będzie musiał się z nią konfrontować, a Ernesta zaprowadzi do babci Pola by na pewno tam dotarł. Bo choć od podjazdu, na którym zatrzymał się Dante, a wejściem do budynku nie było dużej odległości brunet zdolny był zacząć gonić wiewiórę, aż na samo drzewo nie potrafiąc potem z niego zejść. Po tym incydencie woleli po prostu więcej nie ryzykować.

Kolejny przystanek szpital. Czarnowłosy odwiózł żonę do jej miejsca pracy, żegnając się krótkim buziakiem, po czym udał się na komendę, gdzie dość szybko minęła mu służba w szczególności, że dziś kończył szybciej, niż zwykle ze względu na obietnicę daną synowi. Gdy jechał na przeklęty adres przez głowę przeszła mu myśl by na chwilę wyciągnąć z pracy swoją kobietę tylko, po, to by to ona odebrała broją, żeby on nie musiał widzieć się z teściową. Szybko się rozmyślił, a w głowie miał tylko jedno zdanie mówiące by stawiać czoła lękom.

Stanął przed drzwiami i zadzwonił dzwonkiem kilka sekund później drzwi się otworzyły, a za nimi pokazał się istny szatan żywiący się cierpieniem innych ludzi oraz jego syn, którego powierzył pod opiekę temu bezdusznym stworowi, który dla niepoznaki chodzi na każdy różaniec, no i oczywiście nieważne, co by się nie działo nie przegapi żadnej mszy.

Założył brunetowi niebieskie szelki co Jadwiga od razu skomentowała, mówiąc o tym, że dzieci powinny mieć możliwość się wybiegać, a Dante nie potrafi wychowywać dzieci. Ten szybko zabrał Ernest do samochodu i gdy z powrotem włączał się do ruchu drogowego zastanawiał się dlaczego młody najgrzeczniejszy jest akurat przy babci.

W drodze na paleto, gdzie Dia organizował zjazd sportowych samochodów, o którym siedmiolatek w kółko mówił ojcu, aż ten w końcu obiecał go tam zabrać brunetowi zachciało się siku, przez co zmuszeni byli zatrzymać się na najbliższej stacji. Gdy Ernest załatwił swoje potrzeby fizjologiczne, Dante, korzystając z okazji kupił sobie monstera, a młodemu soczek wieloowocowy w kartoniku i krakersy których kupno zostało wybłagane słodkimi oczkami i obietnicą, że nie nakruszy.

Dojechali na miejsce po piętnastu pytaniach daleko jeszcze i dwóch upomnieniach o zapięcia z powrotem pasów, które brunetowi strasznie przeszkadzały.

Ojciec z synem na baranach chodzili i oglądali samochody, których kolorowe lakiery błyszczały się w słońcu. Napotkali Lincolna, który w przeciwieństwie do Capeli był tu w sprawach służbowych. Dante zdjął ze swoich barków kilkukilogramowy ciężar i postawił je obok siebie, po czym nie zwracał na nie kompletnie uwagi zajęty rozmową z kolegą z pracy na wiele różnych tematów, jak na przykład autach prezentującymi się w kilku pokaźnych rzędach, czy koszty zniszczeń, jakby ktoś nieumyślnie wjechał w stację benzynową lub umyślnie chciał za sabotować i rzuciłby c4.

Ich spokojna rozmowa została przerwana przez krzyki Dii wybiegającego z warsztatu, goniąc trzymające ładunek wybuchowy w ręce dziecko. Dante rzucił się biegiem za nim, zauważając, że to jego syn, który oswobodził się z szelek i założył je dobrze znanemu wszystkim psu Potato. Już prawie go mieli, gdy ten rzucił c4 w stronę dystrybutorów z paliwem...

Kabum!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top