Zabójcza miłość (D.o EXO)
Specjalnie dla ChanSoo_Park_Dyo, trochę poniosła mnie wyobraźnia, ale mam nadzieję, że cię nie zawiodłam!
Przeprowadzka do stolicy była dla mnie niesamowitym przeżyciem. Tutaj miałam zacząć nowe życie. Wszystko jednak zmieniło się, gdy wydarzyło się coś, czego nie przewidziałby nikt.
Była to ósma noc, którą spędziłam w Seulu. Powoli przyzwyczaiłam się do atmosfery, która znacznie różniła się od YeongDeok.
Wracałam wieczorem do domu. Weszłam właśnie na ulicę, na której z powodów prac remontowych, nie działało oświetlenie. Ciszę przetrwała rozmowa dwóch chłopaków, którzy szli za mną.
Zapewne pijane małolaty...
Ścisnęłam mocniej pasek torebki, który miałam przerzucony przez ramię. Gdyby księżyca nie zasłaniały chmury, mogłabym obserwować ich cienie, teraz jednak moją jedyną wiedzą na temat ich położenia był hałas, który rozbrzmiewał wokół przez ich rozmowę.
Zdawałam sobie sprawę, że byli coraz bliżej. Bałam się jednak odwrócić. Przyspieszyłam, a mimo to, nadal ich głosy były coraz bliżej moich uszu. Gdy wszystko umilkło, zrobiłam lekki ruch głową, żeby obejrzeć się za siebie. Nie pozwolili mi jednak. Złapali mnie za ramiona i pociągnęli w najbliższy zaułek. Choć, gdy teraz o tym rozmyślam, zaułek to chyba zbyt mocne słowo. To była przestrzeń między sklepem spożywczym a restauracją. Wgłębienie koło trzech, czterech metrów, w którym stały kontenery, zakończone drewnianym płotem.
Myślałam, że to mój koniec. Zdejmowali moje ubrania, macali po udach, pośladkach. Do tej pory robi mi się niedobrze, gdy o tym myślę.
Dobierali się do mojego stanika, gdy usłyszałam strzał, a później i drugi. Napastnicy padli przede mną na kolana, a nastepnie martwe twarze upadły na bruk. Zaraz koło szczura, który ucztował na resztkach z restauracji.
-Miałem ich serdecznie dość. - Uniosłam głowę, by spojrzeć na wybawcę.
Był, jak to ująć, nieprzeciętny jak na sytuację. Raczej nie spodziewałam się zobaczyć kogoś takiego. Średniego wzrostu, w garniturze, z chłopięcym wyrazem twarzy. Patrzył na mnie trochę znudzony tą sytuacją.
-Masz zamiar tu tak siedzieć? - zapytał i wskazał na kogoś przy aucie by podszedł. Ten był zdecydowanie wyższy i bardzo przystojny. To nie znaczyło również, że mój wybawca takowy nie był. - Idziesz z nami.
Wyższy z nich miał zamiar podejść, niższy jednak zatrzymał go ręką i sam ruszył w moim kierunku. Zdjął marynarkę idealnie skrojonego garnituru i wystawił w moją stronę.
-To, co leży na bruku raczej na wiele się nie zda. Idziemy - wyjaśnił i oddał mi marynarkę. Nie zdawałam sobie wówczas sprawy, że osoba, która oddała mi ubranie, tak zakręci moim życiem.
Wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy. Zasłonięto mi oczy, bym nie mogła dowiedzieć się, gdzie jedziemy. Zabrali mi również telefon. Bardzo długo go nie odzyskałam.
Siedziałam w swoim pokoju. Mimo, iż zapewniano mnie, że jestem wolna, czułam się jak więzień.
-Wypuśćcie mnie, proszę - nawet nie wiem, ile razy to zdanie opuściło moje usta. Za każdym razem wymyślali nowe argumenty, dlaczego mnie tam trzymają.
Powody były przeróżne, raz stwierdzali, że znajomi ludzi, których zabiliśmy, mogą zrobić mi krzywdę. Innym razem wręcz udowadniali mi, że jestem ścigana przez policję za maczanie palców w morderstwie. W końcu drzwi otworzyły się, a w nich pojawił się ten, który niegdyś uratował mnie.
-Jak się czujesz? - zapytał i podszedł do zakratowanego okna, uchylił je, by wpuścić nieco powietrza.
-Tęsknię - wyszeptałam zgodnie z prawdą. W moim sercu nadal tliła się nadzieja, że wezmę ich na poczucie winy i wrócę do rodziny.
-Musisz zapomnieć o dotychczasowym życiu - odpowiedział niewzruszonym tonem i odwrócił się do mnie. - Tylko wtedy, gdy mi to udowodnisz, będziesz pełnoprawnym domownikiem.
-A co z moją rodziną? - Musiałam zadać to pytanie. Chłopak patrzył prosto w moje oczy.
-Tydzień temu wyprawili ci pogrzeb.
Na te słowa, moje oczy rozszerzyły się przez szok. Jak to możliwe? Pogrzeb? Bezsilnie opadłam na łóżko i złapałam się za głowę.
-To niemożliwe - pokręciłam głową z niedowierzaniem. Poczułam jak on siada koło mnie.
-Ale tak jest. Chciałbym cię mieć tylko dla siebie. - Poczułam ramie na moich plecach. Odepchnęłam go. - Jesteś zła? - zapytał z niemałym zdziwieniem.
-Zła? - zapytałam ze łzami w oczach. - Oszukałeś moją rodzinę! Chcesz mnie posiadać, jak jakiegoś domowego pieska! Nie jestem rzeczą! - krzyk przeszył ściany. Szybkim krokiem ruszyłam do drzwi licząc, że będą otwarte, w ostatniej chwili jednak mój oprawca przyszpilił mnie do drewnianej powierzchni.
-Co miałaś zamiar zrobić, gdybyś już stąd wyszła? - wyszeptał tuż przy moim uchu i odwrócił mnie przodem do siebie. Jego ręce wylądowały po dwóch stronach mojej głowy, a ciało przywarło do mojego.
Nie byłam w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Targały mną nerwy, dlatego nawet nie pomyślałam nad tym, że w tym domu jest pewnie więcej ludzi jego pokroju. Odwróciłam głowę w bok i skoncentrowałam się na klamce drzwi.
-Zrozum swoją sytuację - powiedział w końcu i pogłaskał mój policzek. - Nie masz po co wracać do rodziny. Oni myślą, że nie żyjesz. Dodatkowo, policja szuka sprawców morderstwa, w które jesteś zamieszana. Albo zaczniemy współpracę, albo dożywotnio zostaniesz sama - odpowiedział i odsunął się ode mnie.
Nie miałam już sił, by nadal toczyć walkę z przysłowiowymi wiatrakami. Zapragnęłam umrzeć, jednak wiedziałam, że nie będzie mi to dane. Spojrzałam na niego zupełnie otępionyn wzrokiem.
-Zgadzam się na współpracę - wyszeptałam, a mężczyzna, który przede mną stał po raz pierwszy szczerze się do mnie uśmiechnął.
//
Po tej rozmowie, w ciągu tygodnia wiele się zmieniło. Wychodziłam z pokoju, i choć na początku czułam się bardzo nieswojo, w końcu zaczęłam ufać ludziom mieszkającym w tym miejscu. Poznałam imię swojego wydawcy, Do Kyungsoo okazał się osobą, do której bardzo się zbliżyłam.
-Chciałabym pójść na spacer - powiedziałam. To nie był głupi pomysł, ponieważ dom, w którym się znajdowaliśmy położony był w środku lasu, dodatkowo, otaczał go płot o promieniu mniej wiecej pół kilometra i wysokości ponad dwa i pół metra, dzięki temu nikt niepowołany tutaj się nie zapuszczał.
-Nie wiem, czy powinnaś - odpowiedział Do bardziej zajęty papierami aniżeli patrzeniem z moją stronę.
-Bardzo mi zależy - kontynuowałam, a on posłał mi zmęczone spojrzenie.
-Poproś Kaia, jeśli jemu będzie się chciało, możesz pójść. - Po tych słowach podbiegłam do jego biurka i przytuliłam, choć dobrze wiedziałam, że nie lubi tego rodzaju czułości.
Wtedy jednak ta informacja znaczyła dla mnie dużo więcej, niż komukolwiek by się zdawało. Po sześciu tygodniach zamknięcia w końcu mogłam wyjść na zewnątrz. Cóż, nie jest wycieczka godna opowiadania. Pół godziny chodziłam po lesie, a wspomniany Kai włóczył się za mną. Nie prowadziliśmy ciekawej rozmowy, w rzeczy samej, nie wymieniliśmy pięciu zdań. Teraz jest inaczej, choć ten człowiek nadal stanowi zagadkę, jednak da się z nim porozmawiać.
Po dwóch miesiącach zaczęłam rozpracowywać hierarchię w tej grupie. Do był zdecydowanie jednym z najważniejszych, mimo, iż głównie siedział w papierkach, reszta z pewnością czuła wobec niego respekt. Rzadko opuszczał budynek, dotrzymywał mi towarzystwa i powoli utwierdzał mnie, że ma dobre intencje.
Sama nie zdawałam sobie sprawy, że przy nim, powoli zaczynały mi towarzyszyć uczucia silniejsze niż obojętność. Po prostu, moja podświadomość zaczynała podpowiadać mi, że powinnam się ubierać lepiej, przy nim usta same składały się do uśmiechu.
Pewnego wieczora siedziałam sama w swoim pokoju czytając książkę. Nie odwróciłam uwagi od kartek, gdy usłyszałam trzaśnięcie drzwiami.
-Napijesz się ze mną wina? - zapytał Kyungsoo wystawiając w moją stronę kieliszek na wino. Oczywiście zgodziłam się i chwilę później upiłam łyk białego wina. Siedzieliśmy na łóżku godzinę pijąc wino i rozmawiając o naszej przeszłości.
Pierwszy raz Do opowiedział, jak doszedł do miejsca, w którym się znajdował. Mimo, iż wiedziałam, że jest częścią mafii, on nigdy tak tego nie nazwał.
-Nie mam nikogo, kto sprawiłby, że się ustatkuje - powiedział i odłożył drugą, pustą już butelkę po winie. Przysunęłam się wtedy bliżej.
-Ja mogłabym być taką osobą - powiedziałam, dotykając lekko kości jego szczęki i nieśmiało złączyłam nasze usta. Dopiero Kyungsoo pogłębiał pocałunek. Pochyliłam się do tyłu, a on powędrował za mną, dzięki czemu zawisł nade mną nadal znacząc moją skórę pocałunkami.
Ta noc nas połączyła. Przez kilka godzin byliśmy jednością bez żadnego rozkładu na więźnia i mafiozo. Ten jeden raz, pomyślałam, że miłość przezwyciężyła przekonania i stereotypy.
Drugiego dnia obudziłam się w łóżku samotnie. Było to do przewidzenia. Ubrałam się i wyszłam z pokoju licząc, że go znajdę. Było mi tak przykro, gdy dowiedziałam się, że wyjechał z samego rana. Nie wiadomo gdzie i z niewiadomego powodu.
Nie pojawiał się w domu przez kilka dni, przez cały ten czas myślałam, czego powodem może być jego zniknięcie. Bałam się, że to moja wina. I po części to była racja, jedyną różnicą było to, że źle interpretowałam pewne fakty. Kyungsoo faktycznie wyjechał po części przeze mnie, jednak problem nie był w samej mnie, a w jego uczuciach do mnie.
Wrócił po tygodniu z kwiatami.
-Pieprzyć przeciwności losu, chciałem przed tym uciec, jednak nie potrafię. Kocham cię - powiedział na wstępnie i nie dał mi nawet przetrawić tych słów, po prostu mnie pocałował.
To był początek naszego płonnego romansu, pełnego wzlotów i upadków, kłótni o byle co i wzruszających powrotów. Przez te dwa lata zrozumiałam jedno, gdybym wtedy mogła uciec z tego zaułka i nigdy nie trafić pod dach mafii, to byłby największy błąd w moim życiu, ponieważ nie poznałabym kogoś, kto jest zarówno stanowczy jak i kochający, ktoś, dla kogo jestem najważniejsza na świecie, ktoś kto już raz, dla mojego bezpieczeństwa, zabił.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top