Niebo, piekło (Jungkook, BTS)
Apolonia302 specjalnie dla ciebie OS. Jestem w trakcie pisania jeszcze kilku OS, kończę OS z Zelo i jestem mniej-więcej w połowie OS z Jiminem. Niestety, przy drugim się zacięłam, a nie chce pisać byle czego. Dlatego prosze, nie bądźcie źli na mnie, że nie zachowałam kolejki. Po prostu, chciałam was poinformować, że coś się tworzy.
27.09.2017
Mówi się, że prawdziwa miłość wytrzyma wszystko. Gdyby to nie była prawda, nie stałabym na ulicy czekając na odpowiedni moment na śmierć. Nigdy nie oceniałam ludzi, którzy decydują się na samobójstwo, ponieważ nigdy nie wiedziałam, co czują, o czym myślą. Teraz wiem i w pełni ich rozumiem. Ból, który odczuwam po tragicznej śmierci Jungkooka jest tak ogromny, że nie jestem w stanie docenić tego, że nadal oddycham.
W końcu widzę ciężarówkę, która jedzie w moją stronę. Udaję niezainteresowaną. Idę, niby patrząc na chodnik, a tak na prawdę przeliczam, za ile sekund ciężarówka będzie w odpowiednim miejscu, by nie móc przede mną zahamować.
Pięć. Pragnę tego. Cztery. Spotkajmy się Jungkook. Trzy. Tak bardzo cię kocham. Dwa. Tak za tobą tęsknię. Jeden. Zero.
Wbiegam pod koła. Pisk opon, uderzenie, tępy ból i po chwili ciemność.
//
Otwieram oczy. Mam na sobie to samo ubranie, które miałam w momencie samobójstwa, z dodatkiem sporej ilości krwi na sobie. Mimo to, czuję się dobrze. Żadnego bólu, otępienia czy czegokolwiek.
Wstaję jak gdyby nigdy nic i widzę drzwi. Bez szczególnego strachu, przechodzę przez nie i spostrzegam jakiegoś faceta w bieli. Unoszę brwi z niedowierzaniem i odchrząkam, a on w końcu odciąga się od kartek.
-Kolejna dusza? - pyta i odkłada kartki. Zaczyna swoje przemówienie o tym, że umarłam i zaczyna analizować przyczyny śmierci. W końcu decyduje się, że wyśle mnie do nieba.
-Chciałabym o kogoś zapytać - proszę, a on wzdycha ciężko i uśmiecha się do mnie. - Jeon JeongGuk. Chłopak zmarł tragicznie, gdzie mogę go znaleźć?
-Niestety, nie podajemy informacji na temat innych dusz - odpowiada i gestem ręki kieruje mnie do drzwi, którymi weszłam. Tym razem jednak nie ma za nimi korytarza, na którym byłam poprzednim razem, a otwarta przestrzeń.
Mnóstwo małych domków jednorodzinnych zaczęło mi się kojarzyć z przedmieściami, a nie z niebem. Zaczynam swoją wędrówkę alejką wyłożoną złotym kamieniem. Pośród spokojnych dusz widzę anioły, które we wszystkim pomagają. Mimo to wolę znaleźć chłopaka samodzielnie.
Między spokojnymi alejkami błądzę przez kilka godzin. Spotykam wielu dobrych ludzi, mimo to czuję coraz większy niepokój. W końcu postanawiam zapytać. Trafiam na uprzejmego anioła o kasztanowych loczkach.
-Nie ma tu chłopaka o takim imieniu w tym wieku - odpowiada, a ja patrzę na niego z niedowierzaniem.
-Jak to? - pytam z niedowierzaniem, a on jedynie uśmiecha się do mnie spokojnie.
-Każdy idzie tam, gdzie zasługuje. On nie zasłużył na niebo - mówi i czeka, aż coś powiem, jednak ja odchodzę i klękam na uboczu. Z moich oczu ciekną łzy. Nie dowierzam, że chłopak trafił do piekła, a moja bezsilność jest na tyle mocna, że jedyną czynnością, na którą mnie stać, jest płacz.
Długo jednak nie siedzę w jednym miejscu, ponieważ co chwilę ktoś pyta, czy może mi pomóc. Idę przez kolejne alejki, by w końcu znaleźć jakieś miejsce odosobnienia. Po dłuższym czasie trafiam do jakiegoś ogrodu. Płaczę jeszcze przez jakiś czas, aż w końcu ktoś pojawia się przede mną. Unoszę zdziwiony wzrok, gdy spostrzegam, że postać jest ubrana w czerń.
Mężczyzna uśmiecha się do mnie zadziornie.
-Słyszałem, że w niebie wszyscy chodzą szczęśliwi - mówi, a ja patrzę na niego z jeszcze większym zdziwieniem.
-Słyszałeś? To nie jesteś z nieba? - pytam, a jego uśmiech robi się jeszcze większy.
-Do nieba też się można włamać - odpowiada i chce odejść jak gdyby nigdy nic, jednak zatrzymuję go.
-Jesteś z piekła -mówię zdecydowanie, a on patrzy na mnie przez ramię z zadziornym uśmieszkiem. - Zaprowadź mnie tam.
//
Tajemniczy nieznajomy w końcu mi się przedstawił. Trafiłam w ręce diabła Beletha, który otworzył mi wrota piekieł. Nie chciał mi zdradzić jednak, co jest nie tak z Jungkookiem, gdzie jest mój najukochańszy.
Okazało się, że w piekle nie ma ognia, a ludzi nie gotuje się w kotle. Wyglądało to jak ulepszona wersja Ziemi. Wszędzie wille, przepych i zabawa. W fontannie koło której przechodziliśmy zamiast wody leciała wódka.
Beleth szedł koło mnie przez chwilę, teraz jednak idę sama, ponieważ diabeł zdecydował, że woli się bawić, a nie pomagać mi. Kieruję się w stronę przepięknej plaży, na której odpoczywają grzeszne dusze. Siadam na murku i patrzę na fale, które obijają się o brzeg.
Opuchlizna powoli zaczyna schodzić z oczu, nie mam już sił płakać. Przecieram zmęczoną twarz i uśmiecham się, ponieważ wiem, że z każdą chwilą jestem bliżej Jungkooka. Tę noc spędzam na plaży myśląc tylko o chłopaku.
Nad ranem wybudza mnie coś. Okazuje się, że to ten sam diabeł, który pomógł mi się tu dostać. Brunet siada na murku i uśmiecha się z kpiną.
-Znalazłaś swojego lowelasa? - pyta, a ja kiwam przecząco głową, jednak mimo to mam dobry humor. - Tak się składa, że dzisiaj w nocy przypadkowo go spotkałem - kontynuuje. Czuję coraz większe emocje z tym związane. - Mógłbym cię do niego zaprowadzić, jednak nie będziesz zadowolona, gdy go zobaczysz.
-Jak to nie będę zadowolona? - odpowiadam i uśmiecham się. Podskakuję z radości i łapię za dłoń. - Proszę, zaprowadź mnie do niego.
Diabeł zgadza się i prowadzi mnie przez plażę, wchodzimy na alejkę i kierujemy się w stronę klubu otwartego całą dobę. Czuję coraz większe emocje i podekscytowanie, gdy Beleth otwiera drzwi i zaprasza mnie do środka.
Rozglądam się na boki, widzę świetnie bawiące się dusze, alkohol, który leje się niemal litrami. Jednak ja szukam tego jednego bruneta. Spoglądam na diabła, który szczerze uśmiecha się do mnie i wskazuje, gdzie mam się kierować. Wchodzimy po kryształowych schodach, które prowadzą do sekcji z lożami VIP. Beleth zasłania mi oczy i przez chwile prowadzi mnie do przodu.
-Jungkook, ktoś cię szukał - usłyszałam głos diabła, który chwilę później odsłonił mi oczy, a widok, który mam przed sobą jest dla mnie szokiem.
Mój chłopak siedzi w otoczeniu niemal rozebranych dziewczyn. W momencie, gdy nasze oczy spotykają się, chłopak staje na równe nogi rozlewając alkohol, który do tej pory popijał.
-Co to ma znaczyć? - pytam z niedowierzaniem. Chłopak przechodzi przez stolik, by się do mnie zbliżyć, jednak popycham go i wybiegam z klubu. Zasłaniam sobie usta ręką licząc, że to jakoś mnie opanuje. Zatrzymuję się w miejscu, z którego ruszałam zaledwie kilkanaście minut wcześniej.
-Mówiłem, że nie będziesz szczęśliwa - mówi diabeł, który znikąd pojawił się tuż obok mnie. Beleth otula mnie ramieniem i unosi trochę do góry. - Jeżeli chcesz, jest sposób, żeby się na nim zemścić.
Unoszę na niego wzrok, a diabeł uśmiecha się.
-Są dokumenty odnośnie jego osoby, jeżeli je zniszczysz, obiekt twojej nienawiści zniknie - podpowiada, a ja podnoszę się. W mojej głowie zaczyna się walka. Wściekłość w końcu zwycięża.
-Jak mogę się tam dostać? - pytam, a diabeł chichocze i wstaje z murku, na którym do tej pory siedział.
-Chodź, pokażę ci - odpowiada i łapie mnie za rękę.
//
Okazuje się, że dla Beletha włamanie się do jakiegoś ukrytego archiwum. Przez dłuższy czas szukam odpowiednich dokumentów, jednak ubiega mnie Beleth. Macha mi teczką przed nosem, a ja zabieram ją i patrzę na pierwszą stronę opatrzoną napisem Jeona JeongGuka.
Dopiero teraz łapią mnie wątpliwości. Patrzę na teczkę przez jakiś czas i w końcu spuszczam ręce wzdłuż tułowia.
-Co ty mała, jak się mścić to na całego, bez żadnych załamać - Beleth podpuszcza mnie po raz kolejny. - No to przeczytaj, jego biografię tuż przed śmiercią - dopowiada i wyjmuje teczkę z moich rąk. Bez wahania otwiera ją, a papiery rozsypują się po podłodze.
Diabeł wyrzuca kolejne kartki, aż znajduje to, czego oczekiwał. Podaje mi dwie ostatnie kartki.
-Tragiczny wypadek? Raczej nie - mówi, a ja czytam, że gdy był ze mną, miał drugą dziewczynę na boku. - To było świetnie zaplanowane samobójstwo jego i tej rudej - wyciąga z teczki zdjęcie rudowłosej dziewczyny. - A wiesz, ile się z ciebie śmiali? Że byłaś naiwna, głupia... Zniszcz go - podpowiada, a ja po raz kolejny odrzucam wątpliwości i zbieram papiery, które zaczynam drzeć.
W końcu większość papierów wygląda niczym konfetti. Beleth uśmiecha się i obserwuje jak niszczę papiery. Przez emocje nawet nie zauważam, że diabeł znika, a do pomieszczenia wchodzi ktoś, postać, której nie znam.
-Coś ty zrobiła? - zapytał i spojrzał na resztki teczki.
//
-Zniszczyłaś duszę, zostaniesz ukarana najgorszą możliwością - mówi postać i pstryka palcami. Wszystko wokół zaczyna się niszczyć. W ziemi zaczynają się tworzyć dziury, w końcu jedną z nich wpadam. Lecę przez jakiś czas i nabieram powietrza.
Otwieram oczy i widzę sufit w swoim pokoju. Sięgam po telefon i patrzę na datę. Dwunasty września. Przecieram twarz i zaczynam się śmiać. Nic się nie stało. Jungkook nie umarł, nie popełniłam samobójstwa. To był tylko sen. Na upewnienie się patrze w SMS'y. Jestem z nim umówiona na szesnastą.
Schodzę na dół i witam mamę, która szykuje kanapki na śniadanie.
-Masz dzisiaj jakieś plany? - pyta i daje mi szklankę z herbatą.
-Pewnie po południu pójdę gdzieś z Jungkookiem - odpowiadam, a kobieta patrzy na mnie ze zdziwieniem.
-Kto to Jungkook? - pyta, a ja śmieję się.
-Mamo, to mój chłopak od dwóch lat. Wczoraj był u nas - tłumaczę, a matka przeciera skroń palcami.
-Córciu, nie słyszałam o żadnym Jungkooku - odpowiada i wychodzi. Patrzę za nią, jednak nie komentuję dziwnego zachowania rodzicielki. Biorę telefon i szukam wiadomości od Jungkooka. Żadnej konwersacji nie ma. SMS, którego odczytałam dziś rano, zniknął.
W kontaktach również nie mam jego numeru. Wybieram numer do JiHye, mojej przyjaciółki.
-Halo? - słyszę jej głos, więc odchrząkam.
-Hej, Hye - mówię z uśmiechem. - Masz numer do Kooka, chyba przez przypadek go usunęłam - tłumaczę.
-Kto mówi? - pyta dziewczyna, a ja się śmieję.
-No Myu DaHee - odpowiadam.
-Ach, ty. Skąd masz mój numer? - pyta znów. - I kto to Jungkook?
-JiHye, to nie jest śmieszne - stwierdzam, a dziewczyna wzdycha.
-Dobra, sorry, nie mam czasu na kawały. - Dziewczyna rozłącza się, a ja patrzę na ekran ze zdziwieniem. Moja przyjaciółka potraktowała mnie tak, jakbyśmy się nigdy nie znały.
Wracam do pokoju i szykuję się do wyjścia. Muszę jak najszybciej wyjaśnić to, co tu się dzieje. Żegnam się z mamą i wychodzę. Biegiem ruszyłam przez ulicę w stronę domu, w którym mieszka Jungkook wraz z rodzicami.
Mimowolnie zaczynam się denerwować, gdy zatrzymuję się przed ogrodzeniem na ich posesję. Przechodzę przez furtkę i pukam do drzwi. Czekam chwilę, aż otwiera mi matka chłopaka. Starsza kobieta wygląda na zdziwioną.
-Dzień dobry, mogę wejść do JeongGuka? - pytam między wdechem i wydechem. Przez bieg dostałam lekkiej zadyszki.
-Nikt taki tutaj nie mieszka - odpowiada kobieta poważnie, a ja patrzę na nią z niedowierzaniem.
-Jak to? Przecież to pani syn... - zaczynam, a ona marszczy brwi.
-Nie, my nie mamy dziecka. Musiała pani dostać zły adres, do widzenia - mówi i zatrzaskuje mi drzwi przed nosem. Stoję przez chwilę, jednak w końcu wychodzę na ulicę. Czuję jak zaczynają mi ciec łzy. Gdzie jesteś Jungkook?
Przechodzę kolejne kroki i niespodziewanie widzę diabła ze snu, Beleth stoi między ludźmi i uśmiecha się do mnie.
-Gdzie jest miłość mojego życia? - pytam i ścieram słone łzy z policzków. - Mów diable!
-To jest kara, zniszczyłaś go i teraz tylko ty go pamiętasz. Będziesz o nim pamiętać do starości - mówi, a jego uśmiech rozszerza się jeszcze bardziej. - I nie licz na samobójstwo. Będę cię bronił, byś nic sobie nie zrobiła - dodaje, a mi po raz kolejny zaczynają cieknąć łzy.
To, co uznałam za sen, było jawą. Zniszczyłam chłopaka, którego kocham nad życie. Upadłabym na chodnik, jednak Beleth złapał mnie i znów się zaśmiał.
-Zazdrość bywa zgubna - szepcze do mojego ucha i pomoże mi znów stanąć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top