02. "Jesteś profesjonalist(k)ą. Nie traktuj tego personalnie"

– Przepraszam? – Posłała mu pytające spojrzenie, czując jak w żołądku coś obraca się jej o sto osiemdziesiąt stopni. – O czym pan mówi? – Uniosła brew ku górze, próbując odczytać coś z twarzy bruneta.

Ten patrzył na nią długo, nie poruszając się ani na moment. Coś w jego postawie sprawiało, że zaczynał boleć ją brzuch. Był wyuzdanie pewny siebie, stał z założonymi rękoma, a każdy jego mięsień pod czarną koszulą wyglądał na idealnie wyrzeźbiony. Jego twarz mówiła, że zdaje sobie z tego sprawę. Coś wewnątrz niej się zagotowało, a ona nagle poczuła, że gwiazdor jest jedynie bezczelnym kretynem, zadając tak intymne pytanie świeżo poznanej osobie. Nawet jeżeli była prostytutką.

– To, że jestem dziwką, nie znaczy, że trzeba mną pomiatać – powiedziała, gdy milczenie mężczyzny stawało się nie do zniesienia. Patrzył na nią, robił tylko to, a na jej słowa uchylił usta i wykrzywił je w kwaśnym uśmiechu.

– Śmiesznie brzmi to zdanie – stwierdził z przekąsem, odzywając się pierwszy raz od kilku minut. Prawą dłonią zmierzwił swoje włosy, co zaowocowało gęsią skórką na ciele Moon. Wyglądał jak żyjący obraz. – Jesteś Amerykanką. – Bardziej stwierdził, niż zapytał.

– No raczej na Japonkę nie wyglądam – odpowiedziała mu i oparła dłoń o swoje biodro, patrząc na niego wyzywająco.

– Więc co tutaj robisz? – Dłoń, która wcześniej gładziła jego włosy, znalazła się teraz na jego podbródku. Miał na palcach trzy pierścionki, jeden prosty, przypominający obrączkę, drugi z czerwonym kamieniem, a trzeci w kształcie róży.

– Będzie pan zadawał mi serię bezsensownych pytań, zamiast pieprzyć mnie, jak przystało na klienta burdelu?

Coś powoli pchało ją do ucieczki od rozmowy z nim. Czuła dyskomfort w konfrontacji z jego spojrzeniem. Nie wiedziała dlaczego, coś w Harrym sprawiało, że cierpiała. Jego słowa ją raniły, jakby były listem pożegnalnym jej życia.

– Szanuję kobiety – powiedział dość nieuprzejmym tonem, przez zęby. – Nawet te głupie. – Wydął usta i puścił jej oczko, co zagotowało krew w jej żyłach. Teraz naprawdę chciała go uderzyć.

– Czego chcesz? – Wyciągnęła palec w jego stronę, bezczelnie wskazując na jego twarz.

– Grzeczniej, proszę. – Był cholernie kulturalny, każde jego słowo było dokładnie przemyślane i wyselekcjonowane, a mimo to brzmiał jak dupek. – Masz tylko odpowiedzieć na pytania, a ja zapłacę ci nawet potrójnie.

Zaśmiała się bez krzty wesołości, czując narastającą potrzebę płaczu w jej organizmie. Prychnęła.

– Naprawdę pan sądzi, że zarabiam tutaj cokolwiek? – Podeszła do niego bliżej, mogąc zaobserwować szare cienie pod jego dużymi, zielonymi oczami, które skanowały dokładnie jej twarz. – Nie ma pan o niczym pojęcia. – Dźgnęła go palcem w klatkę piersiową, lokując go gdzieś między jego żebrami. Mężczyzna na ten gest mocno złapał jej nadgarstek swoją dłonią i zacisnął palce tak mocno, że poczuła przechodzące po niej mrówki. Jego oczy wpijały się w jej, zabijając ją niemal swoją pewnością siebie. W pewnym momencie zobaczyła w nich iskrę, która tak bardzo ją zaabsorbowała, że puściła trochę z mocy, jaką wkładała w to dziwne siłowanie się ze Stylesem. Mężczyzna od razu to wykorzystał i mocno odrzucił jej dłoń przy użyciu swojej. Gest ten zabolał ją aż tak bardzo, że w obronnym odruchu przygarnęła dłoń do swojej klatki piersiowej i owinęła ją drugą.

– Dlaczego pozwalasz się wykorzystywać? – Zapytał po chwili, nie spuszczając z niej wzroku. Coś w nim sprawiało, że był cholernie onieśmielający. Może fakt, że przed chwilą właściwie sprawił jej fizyczny ból. Tak, to mogło być to.

– A co. Mam. Zrobić. – Wysyczała wściekle przez zęby, czując jakiś dziwny prąd w swojej dłoni. – Może mam puste serce, panie Styles. Pan za to ma martwe.

– To proszę, ocuć je.

Stanął pewnie wprost przed nią, zbliżając się tak, że dzieliły ich teraz centymetry. Górował nad nią wzrostem, jego usta znajdowały się na poziomie jej oczu, przez co mógł patrzeć na nią z góry. Pachniał domem, mężczyzną i słodyczą. Pochylił swoją głowę tak, że teraz znajdowała się po jej lewej stronie i pewnie wyszeptał do jej ucha:

– Każdy dotyk, jaki dajesz, jest pewnie kłamstwem, prawda? – Jego usta powędrowały bardzo nisko, prawie dotykając jej gorącej skóry na szyi. Czuła, jak powoli upaja się jego dziwną obecnością. Gdy jego oddech objął jej obojczyki, lekko uchyliła usta. Nie dotykał jej w żaden sposób, a mimo to, coś popychało ją ku myśli, że sprawia jej nadludzką przyjemności, przepełnioną piekielnym bólem.

– To nie kłamstwo. Nigdy nie mówiłam, że chcę kogokolwiek dotykać. Nie jestem tu z własnej woli...

– Devon to nie jest twoje prawdziwe imię, prawda? – Podniósł wzrok, by spojrzeć w jej zielone oczy.

– Mam na imię F...

Właśnie miała złamać największy zakaz więzienia, w którym była, kiedy usłyszała głośne pukanie do drzwi i głos zza nich się wydostający:

– Devon, weź się wreszcie do roboty!

Westchnęła głośno i posłała Harry'emu smutne spojrzenie, widząc jego dezorientację w twarzy.

– Tutaj są kamery. Jeżeli nie zadowalamy klientów odpowiednio, dostajemy potem... – Złapała się wymownie za policzek, na którym miała siniaka. Mimo makijażu, był on nadal widoczny, więc miała nadzieję, że Styles zrozumie, co ma na myśli.

– To jakiś żart? – zapytał chwilę potem.

Pieści zacisnęły mu się w uścisk, a na jego czole pojawiła się pojedyncza żyła. Rozwarł usta w agresji.

– Nie musisz nic robić, nie będzie to pierwszy raz, gdy mi to zrobią – powiedziała szybko, nie chcąc żeby mężczyzna zrobił cokolwiek wbrew sobie. Jeden cios więcej nie robił na niej wrażenia. I tak była już w piekle.

– Jest tutaj również podsłuch? – Widziała w jego oczach, że nie chciał znać odpowiedzi.

– Nie – odpowiedziała szczerze. – Kamery są tylko przy łóżku i praktycznie sprawdzają tylko to, czy ktoś na nim jest. Nie widać na nich twarzy. Jak wspominałam, nie musi pan nic robić...

– Nie będę przy tym cierpiał – odparł nagle i złapał ją za policzek, przykładając dłoń do jej siniaka. Pogłaskał ją lekko, a na ten gest, który przypominał ciepło i opiekę, omal nie przewróciła się na podłogę. – Ale ty też nie będziesz cierpiała. Obiecuję.

Jednak teraz znasz wartość pieniądza
I dziewczyno, zarabiam wystarczająco by go wydać
I uwielbiam sposób w jaki potrafisz pozbierać się w całość
I kocham sposób w jaki wyginasz swoje ciało
dla mnie, znów
O tak

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top