Rozdział 9
Tydzień później
Night Pov
Po raz setny upadam w formie smoka na twardą ziemię, a Czkawka również cały się obija. Gdy mój przyjaciel upadł, na jego twarzy nie było rozczarowania czy smutku, tylko złość.
- Nie rozumiem tego na Odyna, dlaczego te zębatki się tępią! - Powiedział głośnym tonem, następnie podszedł do mojego ogona i przyjrzał się mechanizmowi lotki. Były tam jeszcze kilka minut temu, które teraz były gładkie, przez ogon zacinał się w jednej pozycji. Przez co nie mogłem nic zrobić.
- Wzmocniłem ten szajs już z piąty raz, a nadal wszystko trafia szlag. - Wyrwał jedną z zębatek, po czym z całej siły rzucił go gdzieś w głąb lasu. Sam nie rozumiem, jak mój ogon działa, ale staram się mu jakoś pomóc, na co zazwyczaj on reaguje śmiechem, bo palnę coś głupiego. Zmieniłem swoją formę, po czym wziąłem resztę lotki, która leżała na podłodze po mojej przemianie.
- Może użyj innego materiału? - Mruknąłem, gdy już stałem obok niego. Ten spojrzał na mnie bez żadnego wyrazu twarzy.
- Zapomniałem o czymś... - Czkawka po tych słowach pobiegł w stronę swojej wioski, ciekawe co tak nagle sobie przypomniał...
Czkawka Pov
Jak mogłem o tym zapomnieć, dzisiaj jest szkolenie, a ja od rana w lesie siedzę. Najpewniej zaczęło się już z dwadzieścia minut temu. Nie chce podpaść ojcu, mam nadzieję, że uda mi się wyprosić Pyskacza, żeby mu nie mówił o mojej nieobecności. Gdy dotarłem do areny, widziałem tam mój rocznik, a za nimi gronkiel. Z kilkoma ranami, krew spływała po jego łuskach, a Pyskacz stał uśmiechnięty obok, polerując swój hak. Oparłem się o stalową rurę i patrzyłem na moich „rówieśników". Śledzik nic nie robił poza uciekaniem, a bliźniaki jak to bliźniaki, bardziej biły się pomiędzy sobą, niż ze smokiem. Sączysmark uśmiechał się w stronę Astrid, a ona cały czas go ignorowała, raz na jakiś czas uderzając smoka jakiś mieczem. Pancerz gronkla jest bardzo gruby, przez co miecz, który trzymała Astrid, był już cały stępiony. Na pewno się nie przebije. A było szanować swój topór, teraz to ni chuja nie dostanie nowego. Ciekawe co teraz Night teraz robi, przez ostatni tydzień jak do niego przychodziłem, siedział na jakieś bardzo wysokiej skale i oglądał naszą wioskę z daleka. Tak bardzo się zamyśliłem, że nie zauważyłem jak smok, spluwa lawą w moją stronę. Gdy już zdałem sobie sprawę, co zaraz się wtedy stało, zasłoniłem się rękami. Tak dobrze wiedziałem, że to nic nie zmieni, ale taki odruch, od kiedy Sączysmark, zaczął mnie bić.
- Czkawka! - Krzyknął Pyskacz, rzucając w moją stronę tarczę, nie udało mi się jej złapać, ale zasłoniła część mojego ciała, przez co zamiast być teraz usmażony. Mam teraz sparzoną całą rękę. Klnąc pod nosem, ruszyłem biegiem w stronę lasu, urywając kawałek mojej koszulki. Zamoczyłem ja w wodzie, która służyła do gaszenia pożaru, następnie powoli położyłem materiał, na moim oparzeniu. Ból był jeszcze większy, z mojego gardła wydobył się dźwięk, podobny do ryku smoka.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top