Rozdział 3

Wychodząc z wioski, nikt mnie nie zaczepił, dla pewności spojrzałem jeszcze za siebie. Nikogo za mną nie było, podczas drogi na krucze urwisko obserwowałem piękno natury. Co prawda całą drogę znałem na pamięć, każde przewrócone drzewo, chodzenie tą samą trasą przez kilka lat robi swoje. Po kilku minutach już byłem na tyle głęboko w lesie, że nikt poza mną tutaj nie wchodzi. Z przyzwyczajenia nasłuchiwałem lasu, tylko mój odsłuch był inny niż zawsze, taki... Nie wiem jak to dokładnie określić... Miałem wrażenie, jakbym słyszał wszystko z daleka i do tego znał dokładną lokację źródła dźwięku.

- Oj kolego, myślę, że za daleko się zapuściłeś. - Usłyszałem rozbawiony głos starszego chłopaka, dobiegał on ze szczytu drzewa, w ogóle nie znałem tego głosu. Zacząłem szybko się obracać dookoła, żeby znaleźć osobę, która to powiedziała.

- Poprzednim razem ledwo uszedłeś z życiem, a teraz znów tu idziesz? Jesteś głupszy, niż myślałem. - Na końcu swojej wypowiedzi krótko się zaśmiał, tym razem jego głos dobiegł z drugiej strony. Szybko spojrzałem tam, skąd dobiegał głos, z tym samym efektem.

- Ciężko będzie ci mnie zobaczyć, równie dobrze mogę stać przez tobą. - Po tych słowach obraz przede mną zaczął się rozmazywać, a na jego miejscu pojawiła się dwumetrowa czarna postać. Skupiłem swój na niej, w zasadzie to na nim, był to chyba chłopak, nie byłem pewny, bo nie przypomniał mi on stuprocentowego człowieka. Miał rysy twarzy, tylko był on dosłownie cały czarny. Przez to, że na nim się bardzo skupiłem, nie zauważyłem, jak on do mnie podchodzi.

- Jesteś tu? - Zapytał rozbawiony, patrząc mi prosto w oczy. Jego oczy były trochę podobne do moich, co prawda on miał je bardziej takie kwaśne, zaś ja miałem je szmaragdowe. Mimo że, byłem już świadomy, nie mogłem wydusić z siebie żadnego słowa.

- Ymm... Czym to w ogóle jesteś? - Zapytałem się bardzo cichym głosem, zauważyłem, jak coś poruszyło się na jego głowie. To były uszy! Były takie same jak u nocnej furii.

- Tym smokiem, którego chciałeś zabić i przy okazji strzelił w ciebie piorunem. - Uśmiechnął się, ukazując ostre zęby. Zamurowało mnie, czy to jest ten sam smok? W sumie by się zgadzało po kolorach, ale jak cudem niby ze smoka, powstało coś w rodzaju człowieka. Czy on zamierza mnie teraz zabić, bo po co miałby teraz przede mną stać uśmiechnięty?

- Chcesz mnie teraz zabić? - Zapytałem się łamiącym się głosem, powoli wycofując się do tyłu. A czarny stwór na chwile zastygł w bezruchu, po chwili powiedział.

- Nie, ale przyszedłem tu ci powiedzieć coś ważnego. Mianowicie... Tak się składa, kiedy chciałem do ciebie strzelić, to tak jakbym strzelił do ciebie nie tym ładunkiem, co chciałem. No i w twoim organizmie zajdą bardzo duże zmiany. - Ostatnie mruknął, drapiąc się nieśmiało po szyi, chyba nie chciał mi mówić, jakie zmiany to będą. Nie wiem, czy to dobry pomysł, naciskać na niego, żeby mi powiedział. Postanowiłem zaryzykować.

- A mógłbyś mi powiedzieć, jakie to będą zmiany? I dlaczego nie jesteś teraz smokiem? - Pół człowiek, jeżeli mogę go tak nazwać, udał się głębiej w las, ignorując moje pytanie. Ruszyłem za nim.

- Pierwsze odpowiem ci na drugie pytanie, kiedy do ciebie strzeliłem, nawet nie wiedziałem, to było samo czynne. Kiedyś coś o tym słyszałem, tylko to była jakaś bajka dla dzieci, nikt w to nie wierzył. Nie wiem, jak to było, ale było coś, o zmienię w pół smoka, czy coś takiego... A ja nie jestem smokiem, bo ta legenda opierała się o nocne furie i teraz mogę być również ludziem(specjalnie), przez to, że ty jesteś pół smokiem, tylko dziwi mnie to, że mówię w waszym języku. Nadal mogę być smokiem, ale wolałem ci od razu to wytłumaczyć, a nie jak będziesz mieć skrzydła z nocy na noc. - Powiedział spokojnym głosem, biorąc jakiś owoc do ręki, następnie go zjadł. Po chwili dotarliśmy do kruczego urwiska, wszystko było takie same jak zawsze. A ja dopiero teraz przyjąłem do wiadomości, co stwór powiedział.

- Co?! - Zatrzymałem się gwałtownie, krzycząc.

- Co ja będę mieć skrzydła niby?! Może jeszcze powiedz, żeby będę taki cały czarny jak ty! - Pół smok skierował swój wzrok na mnie.

- Tak. - Mruknął, krótko, po czym zeskoczył do trzymetrowej dziury, zostawiając mnie na górze.

- A teraz czas spać. - Ziewnął, rozciągając skrzydła i ogon. Dziwny ten jego ogon, taki nie symetryczny, dlaczego z jednej strony ma taką jakby płatwę, a z drugiej jej nie ma?

- Idź się zając sobą, nie chce, żebyś patrzył, jak śpię. - Powiedział, idąc do jaskini.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top