=Chapter 8=
Jeśli nie jesteś na bieżąco na mojej tablicy, to wiedz, że do pomocy w pisaniu książek wykorzystałam niejaką _Rilley_ , za co bardzo dziękuję. Za wynagrodzenie zażądała swoją rolę w tej książce... no cóż. Dostaniesz ją, Rilley :'3 ~Kei
Spojrzałaś na nią z przerażeniem.
- Że co? - Bąknęłaś. - Żartujesz, prawda?
- Nie. - Euforia pokręciła głową. - Podejrzewam, że ten potwór reaguje agresywnie na aurę wampira. Wątpię, by ciebie zaatakował.
- Mahiru też nie jest wampirem. - Zauważyłaś.
- Ale jest już naznaczony. - Wtrącił bezbarwnym głosem Kuro. - Jeśli Servamp ugryzie swojego pana, albo w twoim przypadku Servamp ugryzie swoją broń, to wtedy ich aury łączą się, przez co teraz Mahiru ma połowę mojej aury. Nie ugryzłaś jej jeszcze, prawda Yuki? - Spojrzał na wampirzycę, na co ta pokręciła głową.
- Chyba rozumiem... - Wyszeptałaś. Mimo, że wyraz twarzy miałaś zdecydowany, to w środku siebie wrzeszczałaś. Naprawdę nie chciałaś stanąć twarzą w twarz z intruzem. A co jeśli jednak przypuszczenia Yuki były błędne i bestia się na ciebie rzuci? Mimo wszystko wiedziałaś, że nie ma już odwrotu.
Bez słowa odwróciłaś się i ruszyłaś do drzwi. Otworzyłaś je, po czym zamknęłaś za sobą. Twoje ręce drżały, tak samo jak nogi, gdy przechodziłaś prostym korytarzem. Był w salonie i już w połowie drogi słyszałaś jego ciężki, głośny oddech.
Stanęłaś w wejściu do pomieszczenia.
Jedynym źródłem światła był księżyc, który, o ironio, padał wprost na wampira. Aczkolwiek nie wiedziałaś, czy mogłabyś to nazwać wampirem.
Bardziej przypominało gargulca, czy coś w tym stylu. Stworzenie zatrzymało się w bezruchu i zaciągnęło się powietrzem.
- Człowiek... - Odezwał się stwór. Jego głos był tak ochrypły, że po całym twoim ciele przeszły dreszcze. - Moja pani chce człowieka...
- D-dlaczego? - Zapytałaś, próbując stłumić drżenie głosu, co nie za bardzo ci wyszło. - I k-kim jesteś?
- Moja pani chce mieć broń... - Gargulec spojrzał na ciebie swoimi czarnymi, pustymi oczami. - Więc ją dostanie...
W tym momencie koło twojej głowy przeleciała strzała, trafiając w ramię potwora. Ten wydał z siebie głośny ryk i spojrzał dziko za ciebie. Odwróciłaś się. Gdy zauważyłaś Yuki z łukiem emanującym czarnym blaskiem, miałaś ochotę uśmiechnąć się szeroko. Jednak nie zdążyłaś zrobić nic, ponieważ kobieta pociągnęła cię za siebie.
- Dlaczego twoja pani pragnie broni w postaci człowieka? - Zapytała beznamiętnie.
- Ponieważ, moja pani chce położyć kres Melancholii... - Stwór z głuchym stękiem wyrwał sobie strzałę z ramienia. - A do tego potrzebuje człowieka...
Czarnowłosa na wzmiankę o swoim bracie, otworzyła szeroko oczy. Chciała posłać w jego kierunku kolejną strzałę, ale powtrzymała się. Opuściła łuk.
- Ty i twoja pani nie macie z Melancholią nic wspólnego. Odejdź, nie wracaj, a cię oszczędzę. - Przemówiła ostrzejszym tonem.
- Yuki... - Zaczęłaś, kładąc jej dłoń na ramieniu. - Może nam pomogą?
- Nic z tego. - Warknęła od razu i w zastraszającym tempie znów uniosła łuk w stronę bestii. - Wynoś się stąd i nie wracaj.
Potwór jeszcze chwilę na was patrzył. Po chwili jednak rozpłynął się w dymie.
- Czemu nie chciałaś, by nam pomogli? - Rzuciłaś z wyrzutem do Euforii, która odwołała swoją broń.
- Gdy jeszcze żyłaś jako normalna dziewczyna, mogłaś ufać komu chcesz. Jednak tutaj taki błąd może cię kosztować życie. - Odpowiedziała. - Wolę wykonać tą robotę z osobami, które mam pewność, że mnie nie zabiją.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top