8. Okej... tego się nie spodziewałem
Stilesowi było bardzo przykro. Nie wiedział, co zrobił źle i dlaczego Theo tak zareagował. To przecież nienormalne zwłaszcza, że to Raeken go okłamał.
Siedział w swoim pokoju, odrabiając pracę domową. Mimo wszystkiego musiał się uczyć i przynosić do domu dobre oceny.
Około godziny ósmej zadzwonił do niego Scott informując, że w szpitalu zaatakowali jego i Malię Doktorzy Strachu. Na początku chciał do niego pójść, ale McCall powiedział, że już wszystko z nimi w porządku i jest w domu. Stiles jednak trochę się martwił, więc szybko ubrał buty i wyszedł z domu.
Obok jego domu był las, którym mógł pójść na skróty, ale stwierdził, że jest za ciemno i wołał nie ryzykować.
Ale pewna brunetka zwróciła jego uwagę. Szła w stronę kniei, patrząc na swoje buty. Stilinski bardzo się zdziwił, nie mógł uwierzyć w to co się działo. To była jego zmarła mama!
Zaczął biec w jej kierunku i krzyczeć, by na niego zaczekała, ale kobieta go zignorowała. Szła jeszcze szybciej, a Stiles nie mógł za nią nadążyć. Kiedy biegł czuł się, jakby Claudia oddalała się coraz bardziej od niego, a Stilinski nie mógł jej dogonić.
- Mamo! - krzyknął z nadzieją w głosie. Chciał, by to była prawda. Pragną tego, potrzebował w swoim życiu matki.
Brązowowłosa w końcu zatrzymała się w środku lasu. Usiadła na kamieniu i wyciągnęła z kieszeni żyletkę.
- Nie rób tego! - Złapał ją za rękę i próbował wyjąć z niej żyletkę, ale ona tylko go odepchnęła i zaczęła wrzeszczeć.
- Co robisz, kretynie?!
Dobra, to zabolało, pomyślał Stiles, jednak nie poddał się.
- Ale...
- Daj mi spokój, John - mruknęła Claudia i zaczęła kiwać się na kamieniu.
- Mamo, to ja! Stiles! - krzyknął.
- Nie rozumiesz, John. Nie chcę zostawiać ciebie i Stilesa. Kocham was, nasz syn potrzebuje mojej opieki.
Brunet podniósł brwi zdziwiony.
- O czym ty mówisz?
- Ty nic nie wiesz! - wrzasnęła i wstała. Zaczęła na ślepo bić zdezorientowanego chłopaka, który nie wiedział, co zrobić.
I wtedy zobaczył coś innego, a raczej kogoś. To nie jego mama go biła. To chimera Josh, który szale próbował go za wszelką cenę zabić.
Josh obnażył swoje kły i pokazał pazury. Popchnął Stilesa na drzwo, przez co chłopak nie mógł przez chwilę złapać oddechu. Złapał się za serce, które zaczęło mu bić bardzo szybko.
Następnie chłopak poczuł jak leci w górę, a później z hukiem upadł na ziemię. Skrzywił się kiedy poczuł ból w prawej stopie i nie mógł się ruszyć.
Spróbował podnieść się i chociaż postarać obronić, jednak wtedy leciał już na niego Josh. Zamknął oczy, czekając na atak, ale w jednej chwili stały się dwie rzeczy naraz. Mianowicie Stilesa ktoś popchnął na ziemię, a później kopnął chimerę w brzuch. Następnie pokazał pazury, przystawił je do gardła chłopaka i zabił.
Stiles otworzył oczy i odrobinę przestraszony spojrzał na swojego chłopaka umazanego we krwi.
- T-T-Theo? - zapytał Stilinski, podciągając się do siadu. Złapał się za obolałą kostkę i w szoku spojrzał na martwe ciało chimery.
Raeken podszedł do niego bliżej i pogłaskał go po policzku.
- Musimy powiedzieć o tym Scottowi - powiedział brunet.
Theo pokiwał głową.
- Nie powiesz o tym nikomu - zaśmiał się blondyn i uśmiechnął do swojego ukochanego.
- Ale dlaczego?
- Bo ja nie powiedziałem nic o Donovanie.
Stiles poczuł, że robi mu się cholernie słabo. Spojrzał prosto w oczy Theo i westchnął cicho.
- Okej, tego się nie spodziewałem.
Raeken pocałował go w czoło i złapał za dłoń.
- Skąd wiedziałeś? - zapytał.
- Kiedy spałeś zobaczyłem twoją ranę. Myślałeś, że się nie zorientuje iż mnie okłamałeś?
Stilinski westchnął głośno.
- Przepraszam, nie chciałem - powiedział, czując nadchodzący płacz. Dalej nie mógł się pogodzić z tym, że kogoś pozbawił życia.
- Hej, nie płacz, kochanie - mruknął blondyn i delikatnie poklepał go po ramieniu.
Spojrzał na jego prawą stopę i przesunął po niej ręką. Stiles syknął z bólu.
- Chodź, musimy opatrzeć nogę. Pewnie boli jak cholera.
Wyciągnął do niego rękę i pomógł mu wstać.
- A co z nim? - zapytał Stiles, pokazując brodą na Josha.
- Nie martw się - powiedział i spróbował przejść z ukochanym przez las. - Nim zajmę się później.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top