💘Rozdział XXXVIII FINAŁ💘
🧢Shuichi pov🧢
Podczas gdy Kokichi wypakowywał swoje rzeczy, ja szukałem jakiegoś ciekawego miejsca w pobliżu, do którego moglibyśmy się udać na...naszą pierwszą randkę. Cieszyłem się, że mogłem spędzić jeszcze więcej czasu z Kokichim, z tym wyjątkiem, że jeszcze wczoraj byłoby to przyjacielskie wyjście, jednak teraz z radością mogłem powiedzieć, że idziemy gdzieś razem jako para.
-Heeeej Shushushumai~! - powiedział wchodząc do salonu i siadając obok mnie.
-Dawno się nie widzieliśmy. - zaśmiałem się.
-Duuuh oczywiście, że tak! Nie tęskniłeś za mną przez tee... 30 minut..? - zapytał z udawanym smutkiem.
-Umierałem z tęsknoty. - powiedziałem z uśmiechem przysuwając się bliżej niego i lekko go przytulając podczas gdy szukałem jeszcze na telefonie jakiegoś ciekawego miejsca.
-Nishishi, od zawsze wiedziałem, że nie umiesz beze mnie żyć~! - zaśmiał się opierając głowę na moim ramieniu i patrząc na mój telefon.
Zaczęliśmy razem szukać ciekawych miejsc. Nikt nam nie przeszkadzał ponieważ Kaito obiecał Maki, że się z nią spotka, a Rantaro również gdzieś wyszedł.
-O o o Shu, co o tym myślisz? - zapytał pokazując na ekran.
-Lodowisko? - zapytałem powątpiewając, że będzie już otwarte. Ku mojemu zdziwieniu było dostępne od paru dni, a na dodatek otwarte do dosyć później godziny.
-Yup yup~! - pokiwał głową entuzjastycznie.
-Nie wiedziałem, że umiesz jeździć na łyżwach. - powiedziałem uśmiechając się lekko.
-Bo nie umiem! Ale kiedyś musi być pierwszy raz nie uważasz? - zapytał odwzajemniając uśmiech.
-Myślę, że to dobry pomysł. - stwierdziłem w końcu.
Szczerze mówiąc nie byłem zbytnio dobry w jeżdżeniu na łyżwach. Można powiedzieć, że... przewracałem się trochę mniej niż osoba, która jeździła na nich pierwszy raz.
Wychodzi na to, że oboje będziemy się przewracać, więc nie powinno być aż tak źle.
-A ty umiesz jeździć? - spytał z wyraźną ciekawością w głosie.
-Trochę.. Ale nie zbyt dobrze. - przyznałem.
-No tak mogłem się tego spodziewać po niezdarnej Emo Księżniczce.~- zaśmiał się.
-Jeszcze zobaczymy kto się będzie śmiał! - powiedziałem i rzuciłem w niego małą poduszką, która leżała na kanapie.
-Oczywiście, że ja! Jestem stworzony do łyżwiarstwa, jestem tego pewien! - powiedział pewnym siebie głosem.
-To się okaże. - odpowiedziałem tylko odkładając poduszkę na bok.
-W takim razie powinniśmy iść? - zapytał wstając.
Pokiwałem tylko głową i poszedłem razem z nim aby się przygotować do wyjścia. Przez cały czas Kokichi wyglądał na podekscytowanego wyraźnie się ciesząc. A kiedy on się cieszył, to ja również byłem szczęśliwy.
~
Wkrótce byliśmy już ubrani (tym razem nie zapomniałem kurtki) i gotowi do wyjścia. Wyszliśmy więc z pokoju upewniając się najpierw, że zamknęliśmy go na klucz.
Po paru minutach szliśmy już ulicą od czasu do czasu rozmawiając. Uśmiech wciąż nie schodził z twarzy Kokichiego, przez co również czułem, że mam ochotę się uśmiechnąć.
-Nie spodziewałem się, że będziesz aż tak podekscytowany. - zaśmiałem się idąc z nim trzymając się za ręce. Dosyć szybko ten gest stał się naszym naturalnym odruchem, a nawet mógłbym przyznać, że nie trzymając jego ręki, czułem się dziwnie.
-Duh oczywiście, że jestem! W końcu mam okazję spędzić jeszcze więcej czasu z moim ulubionym detektywem~! - powiedział.
-.. Ja też jestem szczęśliwy. - przyznałem.
-W końcu jesteśmy dla siebie stworzeni, nie uważasz? - zapytał z uśmiechem.
Ja w odpowiedzi ścisnąłem mocniej jego rękę i szliśmy dalej. Lodowisko, na które zamierzaliśmy iść było dosyć daleko, więc jak zwykle musieliśmy iść na przystanek autobusowy. Jednak, nie spieszyło nam się. Mieliśmy dużo tematów do rozmowy, mówiliśmy o wielu rzeczach. Oczywiście, nie były to żadne sztywne czy poważne tematy. Kokichi ciągle żartował lub mówił coś po czym się rumieniłem, na co tylko się śmiał. Nigdy nie lubiłem faktu, że tak łatwo się zawstydzałem, jednak z Kokichim było inaczej. Wraz z zawstydzeniem i rumieńcem, jaki przynosił mi jego flirt, czułem ciepło na sercu. Dopiero wtedy zauważyłem, że to było oczywiste, że mnie kocha. Pokazywał mi to na każdym kroku, a ja starałem się robić to z wzajemnością. Jednak mimo to, jeszcze parę dni temu myślałem, że nie ma żadnych szans, aby Kokichi poczuł to samo do mnie. Wyglądało na to, że się myliłem.
Po jakimś czasie staliśmy już przy przystanku i sprawdzaliśmy, którym autobusem powinniśmy pojechać.
-Za około dziesięć minut przyjedzie. - stwierdziłem.
-Za długo, chciałbym już móc zobaczyć jak się wywracasz... - powiedział "zawiedzionym" tonem głosu.
-Założę się, że to ty spadniesz pierwszy. - odpowiedziałem mu.
-Nuh uh, ponieważ mnie złapiesz, praawda? - zapytał.
-.. Czy ja wiem.. - wzruszyłem ramionami chcąc mu dokuczyć.
-Mam rozumieć, że pozwolisz mi spaść? Jak możesz Shuichi, jesteś taki niemiły! - "oburzył się".
-Żartowałem, będę ci pomagać, ale sam nie jestem zbyt dobry, więc prawdopodobnie skończy się na tym, że spadniemy oboje. - zaśmiałem się lekko.
-Yay!...Chociaż nie sądzę abym potrzebował pomocy, w końcu ja umiem wszystko. - stwierdził.
-Wszystko? - powtórzyłem, uśmiechając się.
-Yup yup!
Uśmiechnąłem się jeszcze raz zastanawiając się czy powiedzieć to co chciałem powiedzieć.
-W takim razie...P-pocałuj mnie nie stając na palcach. - powiedziałem w końcu, mocno się rumieniąc.
-Aww Shu chce abym go pocałował. ~ Jak uroczo. - uśmiechnął się i zbliżył się do mnie. Oczywiście był za niski.
Zaśmiałem się lekko patrzeć na jego wysiłek.
-Nie śmiej sięę~.- powiedział tylko robiąc "smutną" minę, po czym zaczął podskakiwać. Już miałem powiedzieć, że to wbrew temu co powiedziałem, jednak przypomniałem sobie, że mówiłem tylko o stawaniu na palcach, a nie podskakiwaniu.
W końcu udało mi się szybko pocałować mnie w usta. Pocałunek nie trwał długo, ale mimo wszystko czułem, jak na moją twarz powraca rumieniec.
-Zadowolony panie detektywie? - zapytał uśmiechając się, widząc moją reakcję.
-U-uhm. - pokiwałem lekko głową wciąż czerwony, po czym weszliśmy do autobusu, który właśnie przyjechał.
Niestety było w nim dosyć sporo ludzi, przez co nie było dla nas miejsca i musieliśmy stać. Przez ten cały tłum, staliśmy bardzo blisko siebie, więc Kokichi to wykorzystał i mnie przytulił. Oczywiście nie mogłem na to narzekać, wręcz przeciwnie, podobało mi się to i była to chyba jedyna korzyść, która wynikła w jeżdżeniu autobusem z tłumem ludzi w środku.
-Nishishi~- zaśmiał się cicho patrząc na mnie. Mimo, że Kokichi nie lubił bycia wśród wielu ludzi (Co się wiąże z jego klaustrofobią, ponieważ jest wtedy mniej wolnej przestrzeni.) widać było, że cała sytuacja ostatecznie mu się podobała.
Jedną ręką również go objąłem, ponieważ drugą musiałem się czegoś trzymać, aby nie upaść kiedy autobus się zatrzyma. Chociaż pewnie tak czy inaczej, dzisiejszego dnia, czeka nas mnóstwo upadków.
~
-Czy to nasz przystanek? - spytał Kokichi po raz setny kiedy autobus się zatrzymał. Niestety okazało się, że lodowisko było trochę dalej niż przypuszczałem.
-Nie, ale zaraz powinniśmy być na miejscu. Jesteś strasznie niecierpliwy. - westchnąłem
-Poprostu tu jest nudno!... A może jednak nie? W końcu mogę patrzeć na twoją ładną twarz nishishi~. A może to też jest kłamstwo? - zaczął mówić to co zwykle. Kokichi uwielbiał podkreślać fakt, że jest kłamcą, mimo, że podczas symulacji, większość osób go za to nie lubiło.
Przez chwilę zastanawiałem się, która część mogła być kłamstwem. Ta, że było nudno czy ta, że mam ładną twarz. Z resztą, czy to w ogóle było ważne?
~
W końcu autobus zatrzymał się na właściwym przystanku i nareszcie mogliśmy odetchnąć świeżym powietrzem. Dopiero wtedy zauważyłem, że Kokichi musiał być trochę zdenerwowany w autobusie, ponieważ wziął teraz głęboki oddech aby poczuć się lepiej.
-To przez tłum? - spytałem go, trzymając jego rękę.
-..Taak, nie ma nic gorszego od przepełnionych autobusów...I zepsutych wind. - odpowiedział.
-Gdybyś powiedział wcześniej, to moglibyśmy się przesiąść do innego autobusu. - powiedziałem uśmiechając się lekko.
-Nie było aż tak źle, tak jak mówiłem, mogłem przez cały czas patrzeć na mojego ukochanego nishishi~- zaśmiał się wracając do normalnego, żartobliwego siebie.
-Zastanawiam się jakim cudem jeszcze ci się nie znudziło patrzenie na mnie. - również się zaśmiałem, podczas gdy szliśmy ulicą.
-Nigdy mi się nie znudzisz Shuichi! Skradłeś moje serce, a ja twoje.~- powiedział uśmiechając się.
-Nie mogę zaprzeczyć. - odwzajemniłem uśmiech.
Po parunastu minutach staliśmy już przed lodowiskiem. Jako iż nie mieliśmy własnych łyżw, musieliśmy je pożyczyć.
W końcu, gdy byliśmy już gotowi, weszliśmy na lodowisko, a w zasadzie ja wszedłem, ponieważ Kokichi zastanawiał się jak położyć nogę na lodzie i się nie przewrócić.
-Nie martw się, złapię cię jeśli stracisz równowagę. - powiedziałem i wyciągnąłem w jego stronę ręce, aby mógł się mnie chwycić.
-Okie dokie~! - powiedział entuzjastycznie, po czym zrobił duży krok i... Na mnie wpadł.
Skończyło się na tym, że oboje leżeliśmy na lodzie (Tak naprawdę ja na lodzie, a Kokichi na mnie).
-Mając na myśli, że cię złapie, nie chodziło mi o to, że możesz na mnie wpaść. - zaśmiałem się siadając.
-Naprawdę? Jestem peeewny, że powiedziałeś zupełnie inaczej! - powiedział i spróbował wstać, jednak nie udało mu się i spowrotem siedział na lodzie.
Podniosłem się więc i podałem mu rękę, aby mógł wstać. Po chwili staliśmy już w miarę stablnie, chociaż gdyby nie fakt, że Kokichi mocno się mnie trzymał, pewnie nadal leżałby na ziemi.
-H-hej Kokichi, musisz mnie trochę puścić, bo inaczej nie będziemy mogli się ruszyć. - powiedziałem patrząc na fioletowowłosego, który mocno mnie trzymał.
-Ale jak cię puszczę to się przewrócęęę!-marudził.
-Jeśli tak będzie to tym razem postaram się, ciebie złapać. - zaśmiałem się.
-Nishishi, niech ci będzie, ale jeśli tego nie zrobisz to spadnie na ciebie klątwa! - powiedział robiąc straszną minę, po czym puścił mnie i złapał za rękę.
Uśmiechnąłem się i przewróciłem oczami, po czym stwierdziłem, że stanie w jednym miejscu jest bez sensu i trzeba się ruszyć.
-Jesteś gotowy? - spytałem Kokichiego , ponieważ nie chciałem aby się przewrócił gdy się ruszę.
-Yup yup! - pokiwał głową i trzymając go mocno zacząłem ostrożnie przesuwać się po lodzie.
~
-OoOooOooO to jest łatwe~. - stwierdził po paru minutach.
-Czy ja wiem.. - zacząłem mówić, ale Kokichi zdążył mnie już puścić i postanowił dalej jechać sam.
Jednak coś mu nie wyszło i szybko stracił równowagę. Na szczęście złapałem go, zgodnie z moją obietnicą.
-Wahhhh, chciałem ci zaimponować, ale mi się nie udałooo! - zaczął marudzić.
Kokichi był czasem... Bardzo bezpośredni. Jednak mi to nie przeszkadzało, w zasadzie było to... Miłe?
-Nie musisz nic robić, żeby mi imponować. - uśmiechnąłem się lekko.
-Aww~. - powiedział tylko po czym kontynuowaliśmy naszą "jazdę".
Wkrótce okazało się, że byłem jeszcze gorszy niż myślałem i łatwo traciłem równowagę. Dlatego też nasze jeżdżenie wyglądało tak, że co parę minut, któryś z nas się przewracał. Mimo wszystko i tak spędziliśmy dobrze czas. Było zabawnie, a upadki na lód nie były aż tak straszne. Do tego, Kokichi miał jeszcze więcej okazji, aby nazywać mnie niezdarną księżniczką. Jednak nie przeszkadzało mi to, jeśli mam być szczery to nawet... Polubiłem to przezwisko? Nie było złe, dopóki nie mówił go przy wielu osobach. Wtedy robiło się zawstydzajace.
-Ughhh to jest trudniejsze niż myślałem! - powiedział Kokichi podnosząc się z lodu, po kolejnym upadku.
-Wygląda na to, że nie tylko ja jestem niezdarną księżniczką. - zaśmiałem się.
-Ja? Księżniczką? Nigdy w życiu! Jestem twoim przyyystojnym rycerzem nishishi~. - również się zaśmiał.
-Zapomniałeś dodać 'niezdarnym'. - powiedziałem, biorąc go za rękę zanim zdążył siec przewrócić kolejny raz.
-Niech będzie. - westchnął poddając się.
-Nie spodziewałem się tego, że tak łatwo się zgodzisz. - zaśmiałem się.
-Przynajmniej pasuje do mojej Emo księżniczki czyż nie? - powiedział ostrożnie przesuwając się po lodzie.
-Oczywiście. - pokiwałem głową uśmiechając się.
Takim sposobem minął nam czas na lodowisku. Ciągle rozmawialiśmy i żartowaliśmy. Była przyjemna atmosfera i oboje dobrze się bawiliśmy. Oczywiście nie mogło zabraknąć komplementów, że strony Kokichiego, z wyraźnym zamiarem zawstydzenia mnie. Mimo wszystko, nawet jeśli mówił je w żartobliwym tonie, jego słowa były...miłe i nic nie mogłem poradzić na rumieniec, który ciągle pojawiał się na mojej twarzy.
-Shuichi, jak zwykle się zamyśliłeś! - zwrócił mi uwagę Kokichi ostrożnie jadąc obok mnie.
-O-oh przepraszam. - powiedziałem patrząc w jego stronę.
-Czyżbyś myślał o tym jaki jestem cudowny~? - zapytał chcąc mi dokuczyć.
-N-nie! - zaprzeczyłem, mówiąc tylko połowę prawdy. Tak naprawdę, często myślałem o tym co się ostatnio stało. Jeszcze wczoraj czułem jedynie smutek z powodu stracenia osoby, którą kochałem, a dzisiaj byłem z nią i dobrze spędzałem czas. Czy można być bardziej szczęśliwym?
-OOooOo czyli miałem rację! Myślałeś o mnie. ~- uśmiechnął się.
-P-poprostu, wciąż nie mogę uwierzyć, że zaakceptowałeś moje wyznanie... I-i to wszystko wydaje się takie nierealne. - powiedziałem czerwieniąc się.
-Aww... chociaż szczerze mówiąc czuje się podobnie. - przyznał, odkładając swoje żarty na bok.
-O-oh naprawdę? Nie wiedziałem. - powiedziałem uśmiechając się.
-Yup yup~! Nie ma nic lepszego od spędzania czasu z tobą nishishi~ - zaśmiał się, również lekko się rumieniąc co zdarzało się naprawdę rzadko.
-Mógłbym powiedzieć to samo. - stwierdziłem również się śmiejąc.
Resztę czasu spędziliśmy w zasadzie tak jak wcześniej. Jeżdżąc, upadając, śmiejąc się. Zdecydowanie jeden z lepszych dni w moim życiu.
-Chyba trzeba już wracać.. - stwierdziłem.
-Oww szkoda, a ja się tak dobrze bawiłem~! - westchnął Kokichi.
-Ja też. - przyznałem uśmiechając się lekko.
Po tych słowach poszliśmy ku wyjściu. Oczywiście przedtem musieliśmy oddać wypożyczone łyżwy i dopiero później mogliśmy wyjść.
-Ughhhh jestem głodnyy. - zaczął marudzić Kokichi trzymając mnie mocno za rękę, mimo iż szliśmy już po chodniku i nie musiał się bać, że się przewróci.
-W zasadzie... Nie musimy jeszcze wracać. Jeśli chcesz możemy najpierw coś zjeść. - zaproponowałem czując, że również jestem głodny.
-OOoooOo masz na myśli randkę w restauracji~? Jak romantycznie~! - zaśmiał się.
-Można to tak nazwać. - pokiwałem głową i również się zaśmiałem, próbując nie rumienić się na słowo "randka".
-W takim razie musimy tylko znaleźć odpowiednie miejsce! - powiedział i zaczął się rozglądać.
Byliśmy właśnie w centrum miasta, ponieważ lodowisko znajdowało się dosyć niedaleko niego.
Będąc w środku miasta oznaczało również, że wszędzie była spora ilość sklepów, restauracji i innych tego typu miejsc. Jednym słowem, było w czym wybierać.
Może chodźmy tam? - zaproponował Kokichi pokazując palcem na zwykłą pizzerię. Nie było to najbardziej 'romantyczne' miejsce na świecie, jednak nie miałem nic przeciwko. Tak naprawdę nie ważne gdzie, ważne, że z Kokichim.
-Dobry pomysł. - zgodziłem się i poszliśmy w tamtą stronę.
Po chwili, siedzieliśmy już przy stoliku czekając na nasze zamówienie. Rozmawialiśmy spokojnie do czasu az...
hEy EmO bOy~
hEY hEY EMo BOy~
Tylko nie ta piosenka. Nie lubiłem jej nie tylko ze względu na tekst, ale również dlatego, że Kokichi często mówił na mnie "Emo".
Zacząłem się zastanawiać skąd bierze się ta muzyka i dopiero po chwili zrozumiałem, że z mojego telefonu.
Zawstydzony, szybko wyjąłem go z kieszeni kurtki. Poparzyłem na przychodzące połączenie widząc, że dzwoni... Kokichi.
-K-kokichi! Czemu zmieniłeś mi dzwonek i kiedy? - zapytałem odrzucając połączenie.
-Nishishi, nie podoba Ci się ten żart? - zapytał niewinnie, chowając swój telefon, z którego przed chwilą do mnie dzwonił.
-Nie bardzo. - odpowiedziałem wciąż zawstydzony. Byłem pewny, że wszyscy ludzie się w tej chwili na mnie patrzyli.
-Oww szkodaa. Myślałem, że lubisz tą piosenkę! - powiedział.
-Nie wiem, kto normalny ją lubi. - przewróciłem oczami śmiejąc się.
-Jaa! - uśmiechnął się szeroko zakładając ręce za głowę.
-Od kiedy jesteś normalny? - zaśmiałem się chcąc mu dokuczyć.
-Masz rację, jestem wyjątkowym, super groźnym liderem, który wkrótce podbije świat! - powiedział entuzjastycznie.
Pokiwałem tylko głową, wciąż się uśmiechając po czym kontynuowaliśmy naszą rozmowę.
Po jakimś czasie dostaliśmy pizzę i zaczęliśmy jeść.
-Wiesz Shumai, że jak szukałem swojej organizacji, to znalazłem dosyć ładne miejsce? - zaczął mówić Kokichi.
-Teraz już wiem. - zaśmiałem się.
-Tak tak... Tak czy inaczej.. Możemy tam iść? Chce ci je pokazać. - zapytał z uśmiechem.
-Chętnie. - odwzajemniłem uśmiech.
Po jakimś czasie zjedliśmy i nadszedł czas, żeby iść w to miejsce, o którym mówił Kokichi.
-Nishishi jestem peeewny, że ci się spodoba. - zapewnił mnie Kokichi gdy wychodziliśmy już z pizzeri.
-A gdzie jest to miejsce? - zapytałem go.
-Hmm... Chyba jakieś dziesięć minut stąd? - zaczął się zastanawiać.
-Naprawdę szukałeś swojej organizacji tak daleko? - zapytałem. Kokichi faktycznie był mocno zdeterminowany aby ich znaleźć.
-Yup yup~! - pokiwał głową.
Było mi go żal. Stracił swoją jedyną rodzinę, a mimo wszystko umiał się uśmiechać. Za to właśnie go podziwiałem. W każdej sytuacji umiał dać sobie radę.
-Chodź szybciej Shuichi! - pospieszył mnie Kokichi. Dopiero wtedy zauważyłem, że przez moje zamyślenie zwolniłem.
-O-oh już idę. - powiedziałem tylko i przyspieszyłem.
Po parunastu minutach byliśmy już na miejscu. Było to coś w rodzaju małej łąki, z drzewami dookoła. Jeśli byśmy przez nie przeszli, znajdowalibyśmy się spowrotem w centrum miasta.
Jednak Kokichi miał rację, mimo, że z drzew już spadły prawie wszystkie liście, to było tu naprawdę ładnie. Przez gałęzie drzew wpadało światło i widać było zachód słońca.
Ku mojemu zdziwieniu nie było tu żadnych ludzi, jednak nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie, cieszyłem się ciszą i tym, że mogę być sam na sam z Kokichim.
-I co myślisz~? - spytał
-Miałeś rację, mówiąc, że jest tu ładnie. - odpowiedziałem mu patrząc na zachód słońca.
-Ja zawsze mam rację.~ -uśmiechnął się.
Odwzajemniłem tylko uśmiech, a on oparł głowę na moim ramieniu. A w zasadzie trochę niżej, ze względu na swój niski wzrost.
-Cieszę się, że cię poznałem.. Nawet jeśli znaliśmy się już przed symulacją. - zaczął mówić.
-Ja też się cieszę. Nie żałuję żadnej chwili spędzonej z tobą. - powiedziałem.
-W takim razie obiecuje ci, że będę cię irytował do końca twojego życia nishishi.~- zaśmiał się.
-Nie mam nic przeciwko. - również się zaśmiałem i przytuliłem go.
-Mówię serio... Do końca życia. - powtórzył, też mnie przytulając.
-To dobrze. - uśmiechnąłem się lekko.
-...Kocham cię Shuichi. - powiedział.
-.. Ja ciebie też. - odpowiedziałem lekko się rumieniąc.
Shuuumai nudzi mi się..-
Zapomniałeś już, że to był twój pomysł aby spisać całą historię?
Może~? A teraz nie dyskutuj ze mną Shuichi Oumo i mnie przytuuul~. -
-Chętnie.
Shuichi przysunął się bliżej Kokichiego, który właśnie patrzył na ich obrączki.
-Wooah nie mogę uwierzyć, że już mija rocznica naszego ślubu nishishi.- zaśmiał się przytulając Shuichiego.
-Jak już mówimy o rocznicy.. Ayano powiedziała, że przyjdzie.
Ughh, a chciałem być caaaały dzień tylko ze swoim ukochanym Emo mężem~. - powiedział uśmiechając się-.
-Nie martw się, mamy całe życie na bycie razem. - powiedział Shuichi, bawiąc się włosami fioletowowłosego. -Ja też ci coś obiecałem, pamiętasz?
Hm?-
-Obiecałem Ci, że już nigdy nie będziesz sam i zamierzam dotrzymać słowa.
××××××The end××××××
Takim sposobem po dwóch miesiącach ten ff dobiegł końca! Mam nadzieję, że wam się podobał (to był mój pierwszy ff więc zdaje sobie sprawę, że nie był najlepszy, jednak bardzo się przy nim starałam).
Naprawdę dziękuję za to, że chciało wam się to czytać, jak również dziękuję za wszystkie komentarze, ponieważ one bardzo mnie motywowały✨
Dodam jeszcze, że mam zamiar napisać kolejny ff (komahina), jednak dopiero w wakacje, ponieważ mam sporo nauki + egzaminy.
W tym czasie mogę ewentualnie pisać coś co nie wymaga ode mnie dużo wysiłku (np. Ocenianie shipow z dangi? Możecie powiedzieć co o tym myślicie).
Jeszcze raz dziękuję za wszystko✨
Do zobaczenia 💖👋
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top