💖Rozdział XXXVI💖

*Fajna muzyczka dodaje klimatu do rozdziału, więc można słuchać podczas czytania 👀*

🧢Shuichi pov🧢

Tak właśnie zakończyła się część mojego życia z Kokichim.

~

Nie potrafiłem przestać płakać. Wszystkie wspomnienia wracały, łamiąc mi serce.
Każdy jego uśmiech, jego słowo, spojrzenie.. Wszystko wracało i sprawiało, że z moich oczu wypływało coraz więcej łez.

Czemu nigdy nie umiałem mu powiedzieć co o nim myślę? Czemu byłem taki nieśmiały? Może gdybym wcześniej zrozumiał swoje uczucia, wszystko potoczyłoby się inaczej?

Czułem się winny.

Co jeśli Kokichi wyjechał przeze mnie? Co jeśli.. - do mojej głowy zaczęło napływać coraz więcej myśli.

Wziąłem głęboki oddech aby się uspokoić, jednak to nie pomogło. Przed chwilą straciłem, najważniejszą osobę w moim życiu... Co jeśli mogłem temu zapobiec? Czułem się głupi.

Otarłem łzy z policzków, mimo iż co sekundę napływały nowe. Chciałem się położyć i nie wychodzić z łóżka do końca dnia.. Tak więc zrobiłem.

Ledwo położyłem się na swoim łóżku, ze swojego wstał Kaito.

-Rantaro, Shuichi, wstawajcie. - powiedział głośno.

Rantaro najwyraźniej już nie spał ponieważ wstał od razu. Ja natomiast ani drgnąłem.

-Hej Shuichi wszystko w porządku?- spytał Kaito

Nie odezwałem się. Cicho płakałem w poduszkę udając, że śpię. Po chwili usłyszałem, że drzwi do pokoju się zamykają co oznaczało, że Kaito i Rantaro wyszli.

-..-Kokichi.. - wyszeptałem patrząc na zdjęcia przyklejone do mojej ściany. Na prawie każdym z nich byłem ja i Kokichi (oraz niektórzy uczniowie z naszej klasy).

Uśmiechnąłem się przez łzy. Po raz kolejny wróciły wspomnienia.

Zamknąłem oczy, po czym szybko je otworzyłem, mając nadzieję, że to wszystko było tylko złym snem i gdy je otworze, obok mnie będzie siedział roześmiany Kokichi. Jednak to nie nastąpiło.

Spojrzałem w stronę gdzie jeszcze pół godziny temu leżała jego walizka. Jednak w tym momencie coś innego zwróciło na siebie moją uwagę. Coś było pod łóżkiem Rantaro.

-H-huh?-wyszeptałem schodząc po drabince, po czym wyjąłem to 'coś' , które okazało się być pudełkiem ze wzorem w charakterystyczną czarno-białą kratę. Byłem pewny, że należało do Kokichiego.

Otworzyłem je i pierwszą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy była kartka. Wziąłem ją ostrożnie do rąk (które jak zauważyłem lekko się trzęsły) i spojrzałem na... portret Kokichiego, który niedawno rysowałem.

°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°

-Narysuj coś. - powiedział przysuwając do mnie swój zeszyt.

-Oh, nie umiem rysować.. Poza tym nawet nie wiem co. - powiedziałem nieśmiało.

-Hmm, już wiem! Narysuj swojego ulubionego pantożernego lidera, czyli mnie~! - zaproponował śmiejąc się.

-Dobrze. - również się zaśmiałem i zacząłem się szkicować.

~

-Skończyłem. - uśmiechnąłem się do niego i podałem mu zeszyt.

Spojrzał na rysunek. Przez chwilę nic nie mówił. Czyżby mu się nie podobał?

-Wow Shu nie wiedziałem, że masz taki talent do rysowania. - powiedział radośnie, a w jego oczach pojawiły się małe gwiazdki, wyrażające entuzjazm.

°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°

-N-naprawdę mu się podobał. - uśmiechnąłem się sam do siebie, a z moich oczu popłynęło więcej łez.

Spojrzałem jeszcze raz do pudełka. Oprócz zdjęć zrobionych przez Mahiru była jeszcze jedna rzecz, o której zdążyłem już zapomnieć.

°°°°°°°°°°

-Skończyłem. - powiedziałem podając Kokichiemu wianek.

-Huuuh, co ja mam z nim zrobić? - spytał.

-Nie wiem, co chcesz - wzruszyłem ramionami.

-W takim razie zrobię to! - krzyknął po czym rzucił rzucił wiankiem w przestrzeń.

-O-oh, no cóż trudno.. - westchnąłem.

°°°°°°°°°°°°°°°°

Aż do teraz myślałem, że naprawdę go wyrzucił. Jednak okazało się, że trzymał go razem z innymi ważnymi dla niego rzeczami.

Usiadłem na łóżku Rantaro i wpatrywałem się w wianek, czując jak spadają na niego moje słone łzy.

Nagle poczułem rękę na swoim ramieniu. Podniosłem wzrok tylko po to aby spojrzeć w oczy zielonowłosego chłopaka.

-R-rantaro..?

-Co ty tu robisz Shuichi? - spytał spokojnym głosem.

-J-ja... N-nie mam siły iść na lekcje.. P-powiedz nauczycielom, że jestem chory.. - powiedziałem cicho ocierając łzy.

-Nie o to mi chodziło.. Tak czy inaczej.. Płaczesz za Kokichim prawda? - zapytał jeszcze raz.

-N-nie.. Z-znaczy tak ale..- zacząłem myśleć nad jakimś wytłumaczeniem.

-Haha, spokojnie Shuichi, dobrze wiem co do niego czujesz. - zaśmiał się lekko Rantaro.

-O-oh serio? A-ale skąd?- spytałem. Czy naprawdę to było takie oczywiste, że kochałem Kokichiego?

-Mając w domu dwanaście sióstr, widziałem różne sytuacje i można powiedzieć, że znam się na tego typu sprawach.

-O-oh rozumiem. - pokiwałem lekko głową ocierając kolejną łzę.

-Dlatego pytam co tu robisz...Kochasz go, ale jednocześnie nie robisz nic w tym kierunku Shuichi. - powiedział poważnym tonem.

-Już żaden wysiłek nie jest ważny.. J-już za późno. - mówiąc ostatnie słowa, nowe łzy zaczęły spływać, po moich policzkach.

-Jesteś pewny? - zapytał.

-T-tak. Wyjechał...Na zawsze... - powiedziałem.

Rantaro nic nie odpowiedział. Siedział cicho, tak jakby chciał dać mi czas na pozbieranie myśli.

...Kokichi... Wyjechał.. Na zawsze...

.. To już koniec..?

.. Już nigdy go nie zobaczę?... Nie przytulę? .. Nigdy nie będę mieć okazji aby powiedzieć mu jak bardzo go kocham...?

.. Czy naprawdę przez cały czas, to było zakończenie do którego dążyłem..?

...

Nie.


-Widzę, że coś wymyśliłeś Shuichi. - zaśmiał się lekko.

-Muszę iść. - powiedziałem krótko i skierowałem się ku  drzwiom. - Dziękuję Rantaro. - dodałem i wybiegłem z pokoju. Założyłem szybko buty, nie dbając nawet o wzięcie kurtki i wybiegłem ze szkoły.

Nie wiedziałem o której godzinie Kokichi miał samolot. Być może było już za późno. Jednak nie mogłem się tego dowiedzieć dopóki nie spróbowałem.
Pobiegłem szybko na najbliższy przystanek autobusowy.

-Proszę przyjedź szybko, przyjedź szybko. - modliłem się w myślach.

Po pięciu minutach pod przystanek podjechał właściwy autobus. Szybko do niego wszedłem i stanąłem jak najbliżej drzwi, aby móc wyjść jak najszybciej gdy tylko się zatrzyma.

Byłem zdenerwowany. Bałem się, że było już za późno i wiedziałem, że byłaby to wtedy moja wina. Jednak nie mogłem tracić nadziei i gdy po dwudziestu minutach autobus zatrzymał się na właściwym przystanku, wybiegłem z niego jak najszybciej.

-W którą stronę na lotnisko?- pomyślałem rozglądając się dookoła.
W końcu zauważyłem duży budynek i samolot z oddali.

Szczerze mówiąc byłem już zmęczony od ciągłego biegania, jednak nie zwolniłem tępa. Nie mogłem wtedy się zatrzymać. Być może to była moja ostatnia szansa.
Po paru minutach byłem już pod lotniskiem. Jak na złość, wszędzie było mnóstwo ludzi i wiedziałem, że nie będzie to łatwe aby przejść przez taki tłum.

Ostrożnie aby na nikogo nie wpaść zacząłem iść. Rozglądałem się czy wśród ludzi nie było niskiej osoby o fioletowych włosach. Czułem jak z każdą chwilą byłem coraz bardziej zestresowany.

-To nie może się tak skończyć. - pomyślałem i podszedłem do jednej z tablic, na której były wypisane loty.

Wtedy dopiero sobie przypomniałem, że nie wiedziałem w którą stronę mógł pójść Kokichi. Było wiele lotów w podobnym czasie. Lotnisko było duże i znalezienie Kokichiego, było na skraju niemożliwości.

Wiedziałem jednak, że zaszłem już za daleko aby teraz zawrócić.

Podszedłem, więc w stronę, gdzie ludzie kupowali bilety. Postanowiłem zapytać pani, która pracowała w tej części, ponieważ z miejsca w którym stała był całkiem dobry widok na lotnisko. Może widziała Kokichiego?

-C-czy widziała pani niskiego chłopaka z fioletowymi włosami i czarno-białą chustą w kratkę? - spytałem szybko, nawet się nie witając.

-Huh? Oh tak, chyba poszedł w tamtą stronę, jednak nie jestem pewna czy go zastaniesz, ponieważ za parę minut jego samolot odlatuje. - uśmiechnęła się lekko.

Podziękowałem krótko i pobiegłem w wskazanym kierunku.

Stanąłem w miejscu rozglądając się za Kokichim. Jeśli nie było go w tej sali to znaczyło, że się spóźniłem.

Wszędzie było, mnóstwo ludzi, jednak w żadnej twarzy nie rozpoznawałem Kokichiego.
Nie ważne jak długo patrzyłem, nigdzie nie widziałem niskiego fioletowowłosego chłopaka, którego kochałem całym sercem.

-... J-już za późno... - szepnąłem, a po moim policzku zaczęły się staczać łzy.

Koniec końców wszystko było na marne. Musiałem pożegnać się z Kokichim raz na zawsze.
Nie chciałem takiego zakończenia, ale los nie zostawiał mi wyboru..

Otarłem ręką łzy, po czym odwróciłem się, aby móc zawrócić i  iść w stronę wyjścia kiedy nagle, charakterystycznie zakręcone, fioletowe włosy zwróciły na siebie moją uwagę.

...Czy to...?

-...K-kokichi...? ...Kokichi czekaj..! - zawołałem przedzierając się przez tłum,aby dotrzeć do fioletowowłosego, który stał wśród ludzi.

-.. Shumai? Co ty tu robisz? Czyżbym o czymś zapomniał? - zapytał odwracając się w moją moją stronę.

-N-nie Kokichi...To ja o czymś zapomniałem. - wysapałem biorąc głęboki oddech.

Przybliżyłem się bliżej niego i wziąłem jego ręce w swoje.

-Kokichi wiem, że na początku,  nie mieliśmy za dobrych stosunków, jednak to jest przeszłość i później wszystko się zmieniło. Teraz jesteś moim najdroższym przyjacielem i...Niedawno zrozumiałem, że jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Kocham całym swoim sercem każdy moment, który spędziliśmy razem i chce tworzyć razem z tobą nowe wspomnienia. Moim marzeniem jest być z tobą i nigdy cię nie opuścić...ponieważ jeśli odejdziesz, moje życie straci sens.
...Zmierzam do tego, że...

....Kocham cię Kokichi.


××××××××××××××
Przepraszam, że takie krótkie, ale chciałam być polsatem i zbudować ✨napięcie✨

Mam nadzieję, że już nie chcecie mnie zabić i ten smol rozdział wam się podobał✌️

Do zobaczenia w kolejnym rozdziale.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top