Rozdział XXII
🧢Shuichi pov🧢
-Shuuu uważaaj! - usłyszałem głos Kokichiego za sobą, jednak nie zdążyłem się odwrócić bo poczułem, że wskoczył mi na plecy. Zrobił to znienacka, przez co nie dość, że się wystarszyłem to poczułem, że tracę równowagę.
Upadając poczułem silny ból w nodze.
Spróbowałem wstać, ale ból był zbyt silny przez co poddałem się i usiadłem na ziemi.
-Waah Shuichi przez ciebie spadłem!...Shuichi?- Kokichi pochylił się nade mną.
Byłem jeszcze w drobnym szoku i próbowałem odtworzyć co dokładnie się stało przez co mu nie odpowiedziałem.
-Shuu, coś się stało? Boli cię coś? - zatroskany (chyba) głos fioletowowłosego przywrócił mnie do rzeczywistości.
-Uh, noga m-mnie boli.. - powiedziałem cicho czując narastający ból w kostce.
-Cholera..! - przeklął pod nosem.
-Co się dzieje? - podszedł do nas nauczyciel.
-Shu się wywrócił, lepiej wezmę go do gabinetu pielęgniarki. - powiedział Kokichi i pomógł mi wstać. Trzymałem się go, aby się nie wywrócić.
-Dobrze, w takim razie idźcie. - westchnął nauczyciel i odszedł.
-Bardzo cię boli? - spytał mnie Kokichi. Słyszałem w jego głosie poczucie winy.
-Uhm.. - pokiwałem głową ciągle go trzymając. Poszliśmy powoli w stronę wejścia do szkoły.
Kokichi nic nie mówił, chyba myślał, że jestem na niego zły co nie do końca było prawdą. Znaczy, to była jego wina, że teraz nie mogłem normalnie chodzić i miałem pełne prawo aby być na niego zły, ale nie zrobił tego umyślnie i nie umiałem się zdobyć na złość.
-Może powinniśmy na chwilę usiąść. - stwierdził i skierowaliśmy się w stronę jednej z ławek które znajdywały się przed wejściem do szkoły.
-Dobry pomysł.- zmusiłem się na lekki uśmiech, aby Kokichi nie myślał, że się na niego obraziłem.
Nastąpiła niezręczna cisza. Kokichi nie wiedział co powiedzieć, a mnie poprostu za bardzo bolała noga aby zdobyć się na jakiś konkretny temat do rozmowy.
-... Przepraszam Shumai.. - usłyszałem ciche przeprosiny ze strony Kokichiego, który patrzył w ziemię.
-S-spokojnie, wiem, że nie zrobiłeś tego specjalnie, poza tym nie boli mnie aż tak bardzo. - skłamałem
-Wiesz o tym, że widzę, jak kłamiesz? - powiedział Kokichi patrząc mi w oczy.
-Oh.. - westchnąłem
-Może powinniśmy już iść do pielęgniarki. Im szybciej tym lepiej.- stwierdził i pomógł mi wstać.
Szczerze mówiąc wolałbym posiedzieć jeszcze chwilę aby dokładnie pozbierać myśli i aby ból chociaż trochę przeszedł, ale posłuchałem go i powoli weszliśmy do szkoły.
Stanęliśmy przed schodami.
-Umm, Kokichi, nie dam rady wejść po schodach nawet jeśli mi pomożesz. Możemy za to pojechać windą.
-Musimy? M-może jak się postarasz to damy radę! - powiedział lekko drżącym głosem.
-Chciałbym, ale normalne chodzenie sprawia mi trudność, a co dopiero schody. - próbowałem go przekonać.
-To może um..podniosę cię? A-albo ty pójdziesz windą, a ja pójdę schodami, albo.. - zaczął mówić.
-Kokichi, nie chcesz jechać windą? Dlaczego? - zapytałem go
-Hm? Pff mi jest obojętne, p-pomyślałeś, że może się boję? Poprostu.. W windzie śmierdzi! - wytłumaczył się.
-Skoro tak, to chyba dasz radę pojechać nią trzy piętra? - spytałem
-O-oczywiście, chodź Shuichi! - powiedział. Podszedł do windy i wcisnął przycisk. Po paru sekundach winda się otworzyła, a my weszliśmy do środka.
Zauważyłem, że Kokichi był dosyć nerwowy przez co kliknął przycisk złego piętra.
-Um Kokichi, gabinet pielęgniarki jest na 3 pietrze- przypomniałem mu.
-Pff przecież w-wiem!- powiedział i drążącą ręką kliknął kolejny przycisk. Znowu nie ten co trzeba.
-H-hej, przestań się bawić i kliknij wreszcie 3 piętro- zaczynałem się powoli irytować.
-N-nie widzisz ż-że się staram?? C-cholera..! - zaczął się denerwować i co raz bardziej trząść przez co zaczął wciskać każdy przycisk po kolei.
-Co ty rob... - chciałem go zapytać, ale nagle winda się zatrzęsła przez co upadłem.
-C-cholera, otwórz się! - krzyknął waląc w przycisk pięścią.
-T-to nic nie da, wygląda na to, że się zepsu... - przerwałem w połowie zdania.
Spojrzałem w stronę Kokichiego. Przestał walić w przycisk tylko stał i cały się trząsł. Po chwili osunął się na podłogę i siedział ciągle się trzęsąc.
-Wszystko w porządku...? - zapytałem.
Nie odpowiedział, dalej siedział cicho na podłodze i tylko się trząsł patrząc w ziemię.
-Kokichi co się dzieje..?
-Nienienienienienienie, nie z-znowu.. - zaczął mamrotać cicho.
-K-kokichi? - zaniepokoiłem się.
-NIENIENIENIE, NIE ZNOWU, NIE CHCE ZNOWU UMIERAĆ. - nagle zaczął krzyczeć i płakać.
-Kokichi to tylko winda..- próbowałem mu wytłumaczyć, ale wydawało się, że mnie nie słyszał. Zupełnie jakby był w jakimś innym świecie.
-NIENIENIE, NIE ZOSTAWIAJ MNIE, NIE CHCE BYĆ SAM, PROSZĘ- ciągle płakał i nie przestawał się trząść.
Zacząłem się coraz bardziej niepokoić. Nigdy nie widziałem go w takim stanie. Przysunąłem się bliżej niego i załapałem go za ramiona.
-K-kokichi słyszysz mnie? Kokichi? - potrząsnąłem go lekko, ale nie słyszał mnie, ani nie łapał kontaktu wzrokowego,.ciągle patrzył w jeden punkt.
-BOJE SIĘ, NIE CHCE, S-SHUICHI NIE ZOSTAWIAJ MNIE, PRZEPRASZAM NIE CHCIAŁEM, NIE CHCE UMIERAĆ- płakał.
Powiedział moje imię, jednak nie zwracał się do mnie. Zwracał się do.. . Nikogo. Jego słowa nie były skierowane do żadnej osoby. Wydawałoby się, że mnie nie widział, nie czuł mojej obecności.
-Kokichi s-spokojnie zaraz się stąd wydostaniemy. - próbowałem go uspokoić, jednak bezskutecznie ponieważ ciągle mnie nie słyszał.
Bałem się. Bałem się o niego. Nie wiedziałem co zrobić w takiej sytuacji. Nigdy nie widziałem go w takim stanie, wogóle nigdy nie widziałem aby płakał.
-NIE ZNOWU, NIENIENIENIE...! - nadal panikował i się trząsł.
Zaprzestałem mówić do niego. Zrozumiałem, że było to bezcelowe. Zamiast tego przysunąłem się bliżej niego i... Przytuliłem go.
Kokichi podskoczył lekko na mój dotyk. Sam nie widziałem czy to co robiłem było dobre ale przynajmniej przestał się, aż tak bardzo trząść.
-N-nie c-chce umierać, nie c-chce być sam...!- ciągle płakał, ale tym razem ciszej.
-K-kokichi, obiecuje ci, że nigdy nie będziesz sam. Z-zawsze będę przy tobie i zrobię wszystko abyś czuł się dobrze, ponieważ... Jesteś moim przyjacielem i zależy mi na tobie.. Obiecuje ci, że nic ci się nie stanie i nikt cię nie skrzywdzi. - powiedziałem przytulając go mocniej.
Nie byłem pewny czy mnie słyszał, ale przestał cokolwiek mówić. Ciągle płakał i się trząsł, lecz mimo wszystko był spokojniejszy.
Siedziałem tak, ciągle go obejmując. Nie chciałem aby płakał, w pewien sposób mi również zadawało to ból.
"Jesteś sam Kokichi, i już zawsze będziesz".
Tak bardzo żałowałem tych słów. Zrobiłbym wszystko abym mógł cofnąć czas i ich nie powiedzieć. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę jak bardzo one zapadły w sercu Kokichiego. Gdyby nie to jedno zdanie, może czułby się lepiej. Oceniłem go, dosyć pochopnie. Nigdy nie starałem się go zrozumieć. Dlaczego więc uważałem się teraz za jego przyjaciela? Przecież nigdy nie poznałem jego prawdziwych uczuć, nie udało mi się zniszczyć maski i zobaczyć jego prawdziwej twarzy.
Twarzy, która była teraz pełna bólu i cierpienia.
Kokichi zawsze udawał , że słowa go nie ranią. To były jego kłamstwa.
Okłamywał nie tylko innych, okłamywał też siebie. Jak bardzo musiał być zraniony, że zaczął to robić? Jak długo musiał być sam? Dopiero teraz zrozumiałem co czuł.
Samotność
Jedno z gorszych uczuć, jakie mogę sobie wyobrazić.
Jak naprawdę on się czuł kiedy myślał, że umrze?
Jak czuł się z faktem, że każdy go nienawidzi?
Jak się czuł gdy osoba, o której myślał, że jest godna zaufania zostawiła go i pozwoliła umrzeć w samotności?
....
Czułem się beznadziejnie, łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Zraniłem go, a mimo, że uważałem siebie za jego przyjaciela, dostrzegłem to dopiero teraz.
Dlaczego dopiero teraz zrozumiałem znaczenie jego kłamstw?
I ja niby jestem detektywem?
Nie czuje się jak detektyw.
Czuje się..
Głupi.
Z zamyśleń obudził mnie spokojny oddech Kokichiego. Zauważyłem też, że przestał się trząść.
Spojrzałem na jego zapłakaną twarz- zasnął.
Oparłem go delikatnie o ścianę windy po czym wstałem i chwiejnym krokiem podszedłem do przeciwległej ściany, aby wcisnąć przycisk alarmowy. Wiedziałem, że niedługo powinien przyjść ktoś kto otworzy windę i będziemy mogli wyjść.
Od stania i chodzenia ból w nodze znowu się odezwał. Przez tą całą sytuację i stres, który jej towarzyszył już prawie zapomniałem o nodze. Usiadłem więc spowrotem obok Kokichiego i znowu go przytuliłem. Nie wiedziałem czy wogóle to czuł, ale chciałem go zapewnić, że nie jest sam, że jest przy nim ktoś kto będzie się o niego troszczył.
-... N-nie zostawiaj mnie, p-proszę.. - powiedział przez sen.
-Nie jesteś sam Kokichi.. I już nigdy nie będziesz. - powiedziałem cicho po czym również zasnąłem.
><><><><><>><><><><><
Obudziłem się na dźwięk otwierania drzwi. Spojrzałem na Kokichiego- dalej spał.
W końcu drzwi windy otworzyły się zupełnie.
-Wszystko w porządku? - spytał jakiś pan, który chyba nam otworzył drzwi.
-T-tak dziękujemy- powiedziałem i wstałem.
Zastanawiałem się co zrobić z Kokichim. Nie chciałem go obudzić, więc postanowiłem go zanieść.
-Mam nadzieję, że jest lekki. - pomyślałem i mimo dużego bólu nogi zdołałem go podnieść.
Wyszedłem z windy z Kokichim na rękach. Postanowiłem od razu iść do naszego pokoju. Na szczęście winda zatrzymała się na 3 piętrze więc nie musiałem iść po schodach.
Zacząłem powoli iść korytarzem. - nie dlatego, że Kokichi mnie obciążał. Ku mojemu zdziwieniu był dużo lżejszy niż się spodziewałem. Spowalniała mnie tylko moja noga, która bolała mnie z każdym krokiem. Musiałem jednak wytrzymać i dojść do pokoju.
Niestety teraz trwała lekcja, więc nie było nikogo kto mógłby mi pomóc.
Nareszcie udało mi się dojść, ale nagle przypomniałem sobie, że zostawiłem klucz w moich normalnych ubraniach (teraz miałem na sobie strój na wf) , a które były na dole w przebieralni.
Wiedziałem, że nie dam rady zejść po schodach, więc zastanawiałem się co zrobić.
Wtedy przypomniałem sobie, że Kokichi kiedyś pokazywał mi jak otworzyć drzwi za pomocą jakiegoś druta. Rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu czegoś druto-podobnego. Na szczęście coś takiego leżało na podłodze pod ścianą.
Położyłem ostrożnie Kokichiego przy ścianie, po czym chwiejnym krokiem podeszłem aby podnieść drucik.
Czułem duży ból w nodze, ale postanowiłem go zignorować. Podniosłem drut i podszedłem do drzwi. Włożyłem go do dziurki od klucza i starałem się jakoś je otworzyć.
W końcu usłyszałem cichy zgrzyt. Pociągnąłem za klamkę i drzwi się otworzyły.
Westchnąłem z ulgą i podniosłem Kokichiego.
Wszedłem do pokoju i położyłem fioletowowłosego na łóżku Rantaro. Położyłbym go na jego łóżku gdyby nie fakt, że mamy łóżka piętrowe i z bolącą nogą nie dałbym rady wejść po drabince. Tym bardziej niosąc go na rękach.
Ból nogi był coraz większy, aż łzy napłynęły mi do oczu. Usiadłem na łóżku Kaito. Gdyby nie fakt, że ból był teraz tak duży to bym postarał się zrobić coś z tą nogą, ale na razie nie byłem w stanie nawet nią ruszać. Zauważyłem, że moja kostka jest czerwona i spuchnięta.
Wziąłem głęboki oddech, aby się uspokoić. Jedyne co mi teraz zostało to czekać na powrót Rantaro i Kaito.
Popatrzyłem w stronę Kokichiego- wciąż spał. Wolałem go nie budzić, jestem pewny, że po tym wszystkim potrzebował odpoczynku. Z resztą, ja też chciałbym teraz zasnąć, ale ból mi na to nie pozwalał.
Leżałem więc i rozmyślałem nad tym wszystkim co się stało.
Wywnioskowałem, że Kokichi ma klaustrofobię- czyli strach przed małymi, zamkniętymi pomieszczeniami. Kojarzyło mu się to z jego śmiercią podczas symulacji.
Teraz już wiedziałem dlaczego nigdy nie chciał jeździć windą i zawsze wybierał schody. Nie chciał mi nigdy jednak powiedzieć dlaczego. W sumie to nie był pierwszy raz kiedy kłamał na swój temat. Bał się mówić o swoich słabościach i zawsze ukrywał się pod maską kłamstw.
Dlaczego? Czy tak ciężko mu wyrazić swoje prawdziwe uczucia?
Nagle drzwi do pokoju otworzyły się i stanął w nich Kaito.
-Oo tu jesteś. Czemu ominąłeś dwie lekcje? Z resztą Kokichi te.. - zaczął mówić ale spojrzał na moją nogę po czym na Kokichiego, który spał na łóżku Rantaro.
-U-um, można powiedzieć, że mieliśmy mały wypadek. - powiedziałem
-Shuichi, twoja kostka.. Pójdę po Mikan, czekaj tu na mnie i nie umieraj..! - zauważył Kaito.
-Spokojnie nie mam zamiaru. - zaśmiałem się lekko i pozwoliłem mu wyjść.
Po paru minutach wrócił razem z Mikan, że która miała ze sobą różne bandaże i inne rzeczy, które które pewnie przyniosła po to aby opatrzyć mi nogę.
-J-jak bardzo c-cię boli? - spytała siadając na krześle obok łóżka Kaito.
-Dosyć mocno, już nie mogę nią ruszać. - powiedziałem i spróbowałem nią ruszyć ale ból mnie zatrzymał.
-N-nie powinieneś tego r-robić. M-myślę, że jest d-dosyć m-mocno skręcona. Dlatego nie p-powinieneś na razie c-chodzić ani nią ruszać.
-Oh dobrze, dziękuję Mikan. - uśmiechnąłem się do niej.
-P-pozwól tylko, że ci ją zabandażuje, w-wtedy powinna mniej b-boleć. - powiedziała i wzięła bandaż.
Zaczęła ostrożnie zawiązywać go wokół mojej stopy, tak aby mnie nie zabolało. Co prawda parę razy dotknęła kostki w złym miejscu, przez co czułem ból, ale siedziałem cicho, nie chcąc jej wystarszyć oraz wolałem uniknąć niepotrzebnych przeprosin.
-S-skończone. - powiedziała wstając.
-Jeszcze raz ci dziękuję. - podziękowałem jej.
-N-nie ma za co, d-do zobaczenia. - pomachała mi nieśmiało i wyszła z pokoju.
Gdy tylko zamknęły się za nią drzwi, podszedł do mnie Kaito.
-Możesz teraz mi powiedzieć co się stało? Jeśli to wina Kokichiego to.. - zaczął mówić ale mu przerwałem.
-O-oh nie..! To nie wina Kokichiego, poprostu podczas biegania wywróciłem się, on mi pomógł dojść do windy. - skłamałem.
-Windy? Wchodząc na górę widziałem, że jest zepsuta. - powiedział.
Wtedy powiedziałem mu wszystko co się stało Pomijając fakt, że Kokichi zaczął panikować i, że ma klaustrofobię. Skoro nie chciał mi o tym mówić to prawodpobnie nie chciał też aby Kaito o tym wiedział. Zamiast tego powiedziałem, że zasnęliśmy w oczekiwaniu na kogoś kto nas wypuści. Na szczęście mi uwierzył.
-Jeśli jesteś zmęczony, mogę wyjść. - zaproponował Kaito.
-Jestem zmęczony, ale nie zasnę. - stwierdziłem.
-W takim razie, może przyniosę ci obiad? Ominąłeś dłuższą przerwę więc zakładam, że możesz być głodny.
-O-okey...A mógłbyś przynieść też coś dla Kokichiego? Jak się obudzi to prawdopodobnie też będzie chciał coś zjeść. - poprosiłem go.
-Dobrze, w takim razie zaraz wracam! - uśmiechnął się i wyszedł.
Położyłem się. Na szczęście odkąd Mikan zajęła się moją nogą, ból trochę ustąpił.
Nagle usłyszałem ruch na drugim łóżku. Odwróciłem się, żeby zobaczyć, że Kokichi powoli otwiera oczy.
-H-hej Kokichi, jak się czujesz? - spytałem go siadając na łóżku.
-... Huh..? - zapytał nie rozumiejąc. Dopiero po chwili obrócił głowę w moją stronę. -.. Dlaczego miałbym się czuć źle S-Saihara-chan?- powiedział nakładając na twarz sztuczny uśmiech.
Pewnie wcześniej bym stwierdził, że wszystko jest w porządku, ale teraz widziałem już, że jest zdezorientowany i zestresowany.
-Wiesz przecież o czym mówię..Nie musisz udawać. - powiedziałem do niego.
-M-masz na myśli to co su stało w windzie? To było tylko aktorstwo! Naprawdę dałeś się nabrać? - zaśmiał się cicho.
-Dobrze wiem, że nie udawałeś Kokichi. Nie musisz kłamać, możesz mi wszystko powiedzieć. - próbowałem go przekonać.
-Pfff, nazywasz mnie kłamcą? Przecież ja bym nigdy nie okłamał mojego Shumai'a - uśmiechnął się.
-J-już wystarczy. - powiedziałem i wstałem. Wiem, że Mikan mi kazala siedzieć ale zignorowałem to.
Usiadłem na łóżku obok Kokichiego i przytuliłem go.
-...H-huh? Shu, co ty robisz..? - spytał.
-P-przepraszam. - powiedziałem cicho, czując jak głos mi się łamie, a do oczu napływają łzy. Nigdy nie zdawałem sobie sprawy jak moje dawne słowa zraniły Kokichiego.. Aż do teraz.
-H-hej, Saihara-chan, płaczesz? Oww Shu Nie płacz, bo ja też będę. I-i to nie jest kłamstwo..! - powiedział również mnie przytulając.
-N-no, już wystarczy, dusisz mnie! - odsunął się trochę ode mnie.
-O-oh, przepraszam nie chciałem..! - spuściłem wzrok puszczając Kokichiego.
-Nishishi żartowałem~! - zaśmiał się.
-Mogę cię o coś zapytać? - spytałem go niepewnie.
-Oczywiście, no chyba, że dotyczy to mojej tajnej organizacji. Wtedy ci nie powiem..! - uśmiechnął się.
-Nie, w zasadzie chciałem się tylko upewnić. Masz klaustrofobię...? - spytałem. Chciałem wiedzieć czy moje przypuszczenia na pewno są prawdziwe.
-Hmmm, no cóż, nie zostaje mi nic innego jak ci pogratulować! Tak, mam i co z tego? - powiedział, lekko zdenerwowanym głosem.
-N-nic..! Chciałem tylko wiedzieć i... - przerwałem zastanawiając się chwilę. - Nie wiem czy wtedy mnie słyszałeś, dlatego powtórzę to jeszcze raz.
-Huh? - Kokichi przekręcił głowę na bok, nie rozumiejąc.
-Chcę ci powiedzieć, że jesteś moim przyjacielem, zawsze będę przy tobie i będę ci pomagać, więc nie musisz niczego przede mną ukrywać...! O-obiecuje ci, że nigdy nie zostawię cię samego... - powiedziałem patrząc mu w oczy.
-O-oh.. - usłyszałem tylko.
-I mówiąc to, naprawdę tak będzie...! To nie są tylko puste słowa...T-to moja obietnica. - dokończyłem.
-Dziękuję Shuichi... - powiedział z uśmiechem. Jednak nie był to taki sam uśmiech co zwykle.
Był to szczery uśmiech, który widziałem pierwszy raz.
×××××××××××××××××××××××××
Koniec rozdziału :DD
Mega się przy nim starałam i mam nadzieję, że wam się podoba.
To na tyle~
Do zobaczenia w kolejnym rozdziale 👋
(2673 słowa)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top