Miliony możliwości.

Teraz leżę na łóżku w sypialni. Słyszę, jak otwiera i zamyka z trzaskiem drzwi wejściowe. Znów pił z kumplami. Potyka się o próg. Przeklina. Jest zdenerwowany. Boję się, ale wychodzę mu pomóc. Ostatni raz, po przecież JUTRO będę wolna. Idzie chwiejnym krokiem do kuchni. Pytam się, co chce zrobić. Nie odpowiada. Otwiera lodówkę, wyjmuje chleb przy okazji strącając inne produkty. Nie zauważa. Podchodzi do blatu. Sprzątam za nim. Kładzie chleb na desce. Otwiera szufladę. Przeklina, szukając noża. Znajduje. Proponuję, że pokroję. Sięgam dłonią po nóż, który trzyma. Zaciska go jeszcze mocniej, bieleją mu knykcie. Wybuch. Krzyczy, że w niego nie wierzę, że nie ufam, iż jest w stanie sam sobie poradzić, że traktuję go jak dziecko. Kładzie mi ręce na ramiona, potrząsa. Przyciska mnie do drzwi lodówki. Pyta, czy nie rozumiem. Przecież da sobie radę, zawsze daje. Krzyczy coraz głośniej. Nagle urywa. Zaciska i rozluźnia szczęki. W jego oczach widzę szaleństwo. Jest jeszcze bardziej przerażający niż zwykle. Obejmuje moje policzki. Mocniej niż zwykle. Mój oddech przyspiesza. Panikuję. Nie jestem w stanie się ruszyć. Przygniata mnie swoim ciałem. On jest nieprzewidywalny. Zsuwa powoli ręce. Coraz niżej. Na szyję. Chcę go powstrzymać, ale ręce odmawiają mi posłuszeństwa. Patrzy mi prosto w oczy. Przejeżdża kciukiem po grdyce. Zaczyna mnie gładzić coraz gwałtowniej, jakby z paniką. Nie mogę wydusić z siebie głosu. Zaciska palce i przyciska swoje usta do moich. Nagle odzyskuję władzę w rękach, próbuję się wyrwać. Tracę oddech.

 Co jeśli JUTRA wcale nie będzie?

 DZISIAJ. Jedno słowo. Siedem liter. Tysiące myśli. Miliony możliwości.

W takim razie, czym się różni od jutra?

  Innym brzmieniem, innym znaczeniem.

 I liczbą liter.

 O te dwie dodatkowe litery DZISIAJ staje się bogatsze. Bogatsze w bagaż przeżytych już minut, doświadczeń. Bogatsze o ten jeden, najistotniejszy fakt.

 DZISIAJ trwa.

Jest na pewno.

Niech DZISIAJ będzie dniem, w którym spełnią się marzenia.

Więc rusz się i działaj.

DZISIAJ.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top