Koniec
Wszystko zaczęło się niewinnie. Spotykaliśmy się w trójkę, niedługo po tym i w czwórkę, kiedy mój przyjaciel znalazł sobie piękną dziewczynę. Dogadywaliśmy się. I ja i ona.
Zwłaszcza, kiedy nasi partnerzy znikali razem w zakątkach galerii handlowej, żeby po minimum dwudziestu minutach wrócić do nas z małymi podarunkami — kwiatami, kosmetykami lub biżuterią, która i tak lądowała w pudełku "na specjalne okazje", które nie miały nawet cienia szansy, aby się wydarzyć.
Wtedy jeszcze nic nie podejrzewałem. W końcu cieszyłem się, że dwie najbliższe mi osoby, które od samego początku pałały do siebie czystą nienawiścią, dogadują się tak cudownie i starają się dla mnie i SooRi.
Nie zdawałem sobie sprawy, że ciepłe, pełne czułości spojrzenia, które posyłał mi Jeongguk, były przepełnione wyrazami skruchy i błagały o wybaczenie. Nie było w nich już uczucia, którym, zdawało mi się, darzył mnie na samym początku.
Awans w pracy, zwiastujący wyjazd do Europy, był najcudowniejszym czasem. Cieszyłem się jak głupi, kiedy poinformował mnie, że wraz z Taehyungiem wybaczyli sobie wzajemnie rozpoczętą jednej nocy w klubie bójkę, a w ramach przeprosin Ggukie zaproponował i Tae i SooRi wspólną podróż do Hiszpanii.
Nie mogłem być szczęśliwszy, wiedząc, że dwie najważniejsze dla mnie osoby, będą mi towarzyszyć już zawsze razem.
I rzeczywiście, pięć kolejnych miesięcy po awansie było cudowne. Odwiedziliśmy Hiszpanię, Francję, nawet zawitaliśmy nad morze Bałtyckie, ciesząc się przyjemną pogodą. Pół naszego mieszkania było zawalone bibelotami z różnych zakątków Europy. Nawet z miejsc, gdzie nie byliśmy, ale zakupiliśmy je na pchlim targu w jednym z krajów.
Kiedyś wyjazd do Hiszpanii miał być dla nas potwierdzeniem, że to właśnie tam weźmiemy ślub i będziemy do samego końca walczyć w naszym kraju o prawa do zawarcia małżeństwa. Ale okazało się być zupełnie inaczej. Cudowny wyjazd zamieniał się powoli w udrękę, gdy mieliśmy iść razem za rękę, gdy chciałem, by mnie objął, dlatego robiłem to pierwszy.
Pod koniec wyjazdu wszystko wróciło do normy. Po trzech latach związku w końcu zawiesiliśmy wspólną kłódkę na moście, a klucz przewieźliśmy do innego kraju i ukryliśmy go w drzewie. To miał być znak, że nasza miłość będzie kwitła na nowo i będzie trzymać nas mocno przed wszelkimi wichurami.
Wydaje się, że później nasze życie było piękne, prawda?
Cóż, pierwszy miesiąc po powrocie to tylko ogromna zmyłka i mydlenie oczu słodkimi słówkami, namiętnym seksem i toną prezentów i kwiatów.
Na początku wszystko mu wybaczałem. Rozumiałem, że awans równa się więcej stresu przez nakładane na jego barki obowiązki.
Nasz seks zastąpił masaż, na którego kurs poszedłem, żeby stać się jeszcze lepszym chłopakiem i dać z siebie wszystko, żeby móc wspierać Jeona w każdej sytuacji. I mam na myśli, że kurs masażu nie był jedynym, czego postanowiłem się podjąć. Poszedłem na kurs gotowania, kurs psychologiczny, żeby lepiej rozumieć jego zamiary i potrzeby. I to chyba był mój największy i najlepszy błąd w życiu.
Bo kiedy i seks i masaż zostały zastąpione unikaniem mnie, spaniem plecami do mnie, a nawet zostawaniem po godzinach w pracy, już wiedziałem, że to nie jest zwykłe przemęczenie.
Tak, możecie mi powiedzieć, że jestem głupi. I to prawda, zgadzam się z wami całkowicie. Chociaż, jeden szczegół — byłem zakochany. To powinno znaleźć się w słowniku synonimów tuż obok słowa "ślepy" oraz "głupi".
Przynajmniej część z was była kiedyś zakochana, albo chociażby zauroczona. Przypomnijcie sobie, jak wtedy patrzyliście na wady waszych obiektów westchnień? Nie było ich, prawda? Wasi potencjalni partnerzy byli idealni, bez skazy, cudowni. A potem wszystko się sypało jak domek z kart. Dowiedzieliście się, że nie lubią tego, co wy kochacie, krytykowali na każdym kroku rzecz, na której wam najbardziej zależało. Wypowiadali się źle nawet o was. Albo to, co uważaliście u nich za zaletę, okazało się wielką ściemą i najgorszą rzeczą, jaka w nich była.
Witajcie w moim świecie, gdzie rozbeberzone zwierzątka, podeptane, zwiędnięte kwiaty i zatrute powietrze, były przykryte płachtą z jedwabiu, na której lnianą nicią wyhaftowane były piękne kwiaty, uśmiechnięte zwierzątka, pijące wodę i ocierające się o siebie pyszczkami w geście zaufania i miłości.
Jedna, wielka, zasrana bzdura.
Do tej pory pamiętam, jak bardzo moje gardło bolało, gdy po dziesięciu minutach krzyku, gdy wpadłem w szał i histerię, wyłem jak głupi w kącie mieszkania, skulony jak wystraszony kot i krztusiłem się własnymi łzami, które, pomimo prawdopodobnego odwodnienia organizmu, lały się jak głupie z moich oczu.
Jesteś skończonym sukinsynem! Nie zasługiwałeś na nic, co dla ciebie robiłem! A ty... Ty nie masz prawa nazywać się nawet moim byłym przyjacielem. Jesteście zwykłymi ścierwami! Nie zasługujecie nawet na moją nienawiść do was!
I gdyby to było tak łatwe, jak krzyczenie tego prosto w ich zaskoczone, przerażone i skruszone twarze, nie siedziałbym i nie odrabiał "pracy domowej", którą właśnie czytacie.
I może to, co czytacie, nie napawa was radością – i macie zupełną rację – ale wierzcie mi, lub nie, ale jestem szczęśliwy mimo tego, co się wydarzyło. Mimo tych lat, które spędziłem razem z Taehyungiem i Jeonggukiem, po których potraktowali mnie jak zwykłego śmiecia, jak zapisaną kartkę papieru, którą można wyrzucić, bo nie nadaje się do niczego innego, czuję się szczęśliwy, mogąc wspominać wszystkie wspólne chwile, które obaj zabrali ze sobą do grobu.
Zostali pogrzebani razem ze wszystkimi wspomnieniami, jakie zgromadzili ze mną i z masą innych ludzi, których równie mocno nie szanowali.
Nikt nie podziękował, nikt nie zaklaskał. Każdy każe czekać, aż nadejdzie moja kolej. Moja kolej na bycie pogrzebanym ze wszystkim, co ze mną zostawili.
Teraz jedna rzecz jest pewna bardziej niż to, że ja byłem wszystkiemu winny.
Nie poddam się bez walki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top