Rozdział 3
Przez resztę dnia chodziłam po mieście. W pewnym momencie mój brzuch dał o sobie znać. Nie jadłam od dwóch dni, więc to nic dziwnego. Udałam się na najlepszą osiedle Nowego Jorku, a tam do małego sklepu, który prowadzi mężczyzna po sześćdziesiątce. Weszłam do środka i zaczęłam się rozglądać. Była tylko jedna kamera. Znajdowała się w rogu pomieszczenia. Przeszłam do alejki, która nie łapała tego obszaru. Wiem, że tego nie powinnam robić, ale nie mam wyboru, inaczej umrę z głodu. Wzięłam kilka batonów i od razu schowałam je do kieszeni kurtki. Porozglądałam się jeszcze po innych alejkach sklepowych, aby nie wzbudzić podejrzeń po czym wyszłam.
Jedząc skradzione batony szłam w kierunku... zresztą sama nie wiem dokąd.
Po dwóch godzinach dotarłam pod dom... Granta? Jakim cudem można dojść pod czyjś dom, nawet o tym nie wiedząc? Spojrzałam na podwórko, gdzie powinny być podstawy igloo, lecz to co tam zobaczyłam zupełnie mnie rozbawiło. Chłopak, którego poznałam nieudolnie próbował zbudować ściany.
Całkowicie się roześmiałam, gdy śnieg z drzewa spadł mu na głowę. Spojrzał w moją stronę i uśmiechnął się. Wstał i podszedł do mnie.
— Co tu robisz? — Zapytał, a ja wzruszyłam ramionami.
— Przechodziłam — odpowiedziałam. — Coś ci chyba nie wychodzi — wskazałam głową igloo.
— Ta — rzucił. — Pomożesz... — przedłużył Grant.
— Hope — powiedziałam cicho. — Mam na imię Hope.
— A więc pomożesz Hope? — Zapytał chłopak, a ja pokręciłam głową zdecydowanie na nie.
— Nie. Nie powinnam i nie chcę. Co pomyśli twoja rodzina? Będziesz lepił igloo z obdartą i brudną dziewczyną? To nie przejdzie — powiedziałam.
— Spokojnie. Mojej rodziny nie ma w domu. Pojechali do znajomych na kilka godzin i wrócą... — Grant spojrzał na zegarek - trzy godziny. To co? Lepimy?
— Ale... — chciałam już coś powiedzieć, lecz Grant mi przerwał.
— Nie ma żadnego ale. Chodź — rzekł chłopak i pociągnął mnie na podwórko.
Uśmiechnęłam się i zaczęłam lepić igloo razem z nim. Po półtorej godzinie skończyliśmy. Spojrzeliśmy na efekt końcowy, który był niesamowity.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top