33
- Hyuuuuung...
- Jiminieeeee...
- Chodź przytul...
- Tobie łatwiej...
- No tak... - chłopcy, jak co dzień, siedzieli w salonie. Jeden leżał na jednej kanapie, drugi na drugiej. Jimin ruszył się w końcu, by zaraz zająć miejsce przy, a bardziej na Yoongim, któremu wcale nie przeszkadzało to, iż Park zgniatał mu ramię. Przygarnął go do siebie i przytulił mocno, na co młodszy jedynie mruknął coś pod nosem zadowolony.
- Powinniśmy w końcu ruszyć się trochę z domu... - Yoongi zaczął bawić się włosami Jimina, a ten uśmiechał się szeroko, szczęśliwy, że teraz ma Mina na wyłączność.
- Aż tak ci źle, jak sobie tak leżymy? - młodszy podniósł głowę, przyglądając się radośnie starszemu. Yoongi w odpowiedzi pokręcił głową i uniósł ją lekko, by dosięgnąć ustami tych Jimina. Z ich twarzy nawet na ułamek sekundy nie schodził uśmiech, gdy byli blisko siebie. A byli praktycznie bez przerwy.
- Twoja babcia ostatnio pytała, kiedy ją odwiedzimy. - przypomniał mu, tym razem gładząc palcami jego policzek.
- Racja... Możemy do niej pojechać teraz, jeśli chcesz. - Yoongi ochoczo pokiwał głową, zgadzając się, na co Jimin z niechęcią wstał, aby zaraz pomóc chłopakowi.
Minęło już trochę czasu odkąd wybudził się ze śpiączki i opuścił szpital, a rehabilitacje dają niesamowity efekt. Min, dzięki ćwiczeniom, mógł już poruszać się po domu, ale nie za dużo. Nie mógł jeszcze zbytnio obciążać nóg, jednak sam fakt, iż miał w nich czucie i potrafił już bez problemu ustać, było zarówno dla niego, jak i Jimina czymś niezwykłym. Obaj cieszyli się z postępów leczenia Yoongi'ego, a sam Yoongi, choć jeszcze nie rozmawiał o tym z Jiminem, planował razem z Jinem, iż zatrudni się w jego restauracji jako kelner, gdy tylko będzie w stanie chodzić bez większych przerw.
Mimo upływu czasu, Min wciąż czuł się źle, kiedy Jimin wydawał na niego pieniądze. Chciał się usamodzielnić, być w stanie samemu kupować sobie najpotrzebniejsze rzeczy. Często również myślał o tym, jak bardzo chciałby móc dawać Jiminowi prezenty, tak po prostu, bez okazji, ale czułby się źle, jakby miał za owe podarunki płacić z kieszeni chłopaka.
Dlatego też, starał się najbardziej jak mógł, by przyspieszyć końcowy efekt rehabilitacji, choć kosztowało go to naprawdę wiele wysiłku. Czasami miał dość, ale czego się nie robi dla swojej miłości? W takich chwilach zawsze miał obok siebie Jimina, który samym swoim uśmiechem sprawiał, iż Yoongi'emu znów zaczynało się chcieć.
Niby walczył dla siebie, by być w stanie w końcu stwierdzić, że potrafi poradzić sobie sam, ale w głębi duszy wiedział, iż głównym powodem, by dążyć do celu, był nie kto inny tylko Park Jimin.
- Dam radę bez. - odparł pewny siebie Yoongi, gdy Jimin przyprowadził wózek inwalidzki. Młodszy zdziwił się lekko, nie będąc przekonanym do tego, by tak zaryzykować.
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł... - Min podszedł do chłopaka powoli, stając tuż za nim. Objął go w pasie, a brodę ułożył na jego ramieniu. Przylgnął do jego pleców, składając krótki pocałunek na szyi Jimina.
- Nie wierzysz, że mogę sobie poradzić? - mruknął mu przy uchu, na co młodszy zadrżał lekko.
- Wiesz, że nie to miałem na myśli... Po prostu się martwię... -Park odwrócił się do chłopaka, zaplatając dłonie wokół jego szyi. - Nie chcę, żeby coś ci się stało... A możesz upaść, przewrócić się... Twoje nogi mogą ci odmówić posłuszeństwa... Pamiętasz, jak kilka dni temu tak się stało? Mało brakowało, a uderzyłbyś głową o stolik... Musisz uważać, hyung.
- Za bardzo się przejmujesz, Jiminie. - wzruszył ramionami, a widząc niezadowoloną minę chłopaka, zaśmiał się pod nosem i musnął lekko jego usta, swoimi.
- Czy martwienie się o swojego chłopaka jest czymś złym? - mruknął, mrużąc przy tym oczy. Yoongi przeniósł dłoń na jego wciąż trochę pyzaty policzek i zaczął gładzić go lekko kciukiem.
- Nie mówię, że to źle. Mówię, że za bardzo się przejmujesz. Poza tym... Całą drogę będziemy siedzieć w samochodzie, a znając twoich dziadków, przez cały dzień nie pozwolą nam się ruszyć z kanapy. Kiedy miałbym coś sobie zrobić? - odparł, uśmiechając się czule. - A tak w ogóle... Wiesz, że uwielbiam, gdy nazywasz mnie swoim chłopakiem? To brzmi tak... Nierealnie... Tak pięknie... - dodał szeptem, by zaraz pochylić się ku Jiminowi i ponownie ucałować jego pełne wargi. Tym razem jednak nie odsunął się od razu, a z każdą chwilą pogłębiał pocałunek, który stawał się coraz bardziej namiętnym.
- Kocham cię... - mruknął młodszy, gdy odsunęli się od siebie, oddychając trochę szybciej niż normalnie. Yoongi ponownie posłał mu czuły uśmiech, jednocześnie ścierając palcem odrobinę śliny, która została na ustach Jimina.
- To jak? Jedziemy? - po tych słowach, Min chwycił małą dłoń Parka, splatając ze sobą ich palce.
- Ale jesteś pewny, że...
- Oczywiście. - przerwał mu, a Jimin wiedział, iż nie ma sensu próbować go przekonać do zmiany zdania. Chwilę później kierowali się do windy, a następnie na parking i do samochodu Parka.
Droga zajęła im niecałe pół godziny, a kiedy tylko zjawili się u progu domu dziadków Jimina, małżeństwo zaraz znalazło się tuż przy nich, by ich powitać.
- Yoongi, złotko, idź sobie usiądź, nie powinieneś się męczyć. Jimin, dlaczego pozwoliłeś mu tak przyjść? Przecież mógł upaść... Chodź złotko, zaraz przyniosę ci ciastko. Akurat zrobiłam te, które ostatnio tak bardzo ci smakowało. - i w tamtej chwili Jimin stracił zarówno babcie jak i chłopaka na najbliższe kilka godzin, nie mając nawet okazji się usprawiedliwić. Ale nie przejmował się tym za bardzo. Wiedział, że Min bardzo polubił starszą panią Park, podobnie jak kobieta polubiła jego.
W czasie, gdy Yoongi i babcia rozmawiali oraz zajadali się różnymi smakołykami, Jimin pomagał dziadkowi przy porządkach w ogrodzie. Śnieg powoli topniał, co równało się z niezbyt dobrze wyglądającym terenem wokół domu. Ich służba również im pomagała, jakby nie patrzeć, posesja była dość duża.
- Dziadku, mogę o coś zapytać? - Jimin podszedł do starszego mężczyzny, który przysiadł na ławeczce, znajdującej się na werandzie.
- Pewnie, o co chodzi? - serdeczny uśmiech staruszka zawsze pozytywnie wpływał na chłopaka. Zawsze czuł się przy nim jakby dalej był małym chłopcem.
- Co z babcią? - spytał smutno. Kobieta od dawna miała problemy ze zdrowiem, jednak nie dawała się namówić, by podjąć leczenie. - Jak ona się czuje? Wiem, że mógłbym ja zapytać, ale wiesz, że nic mi nie powie... Nigdy nie chciała, żebym się martwił...
- Wiesz... - mężczyzna westchnął ciężko. - Trudno jest jej się poruszać... Choć kiedy ktoś nas odwiedza, nabiera dużo siły. Jednak, jak zostajemy już sami... Widać, że ją boli, ale nie zgadza się na pójście do szpitala i wciąż się upiera, że jest dobrze... Wiesz, Jiminie... Ostatnio po badaniach kontrolnych, lekarz wziął mnie do gabinetu i nalegał na to, żebym wpłyną na nią, by położyła się w szpitalu, bo każdy dzień jest ryzykowny. Ale ona nie rozumie...
- A nie można jej tam po prostu zabrać i tyle? - dziadek roześmiał się cicho i pokręcił głową.
- Mówisz, jakbyś nie znał babci... - Jimin chciał coś dopowiedzieć, jednak przerwał mu przerażony krzyk Yoongi'ego, dobiegający z wnętrza domu.
- JIMIN! CHODŹ TU SZYBKO!!
* * * * * * *
Do następnego 👋
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top