14
~Rok później~
- Hyung! Nie uwierzysz, co się stało! Tak, jak mówiłem, wczoraj spotkałem się z koleżanką Jungkook'a i zaprosiłem ją na randkę! Zgodziła się! Jejku, była taka urocza, jak ją o to zapytałem... Słodko się rumieni, wiesz? Kiedyś ci ją przedstawię. Na pewno ją polubisz, jest naprawdę kochaną dziewczyną! Przyszedłem teraz tak późno, bo dopiero wracam z randki z nią. Minha i ja mamy tak dużo wspólnego... Nie mogliśmy przestać rozmawiać, tematy w ogóle nam się nie kończyły! Ale teraz jestem strasznie zmęczony... - przez chwilę panowała cisza. Jimin wpatrywał się w bliżej nieokreślony punkt, zastanawiając się nad sensem jego obecności w tym miejscu. Przez ostatni rok tyle się zmieniło, oprócz jednej rzeczy. Jego codziennych odwiedzin Yoongi'ego.
- Wiesz... - kontynuował w zamyśleniu. - Dzisiaj wstałem bardzo wcześnie, bo babcia chciała, żebym pojechał z nią do lekarza... Coraz gorzej z nią... Często ma zawroty głowy i upada... Martwimy się o nią, ale ona mówi, że świetnie się czuje... Wiesz, hyung... Chciałbym, żebyś był obok... Ostatnio coraz bardziej czuję, że moje przychodzenie tutaj nie ma sensu... Pewnie i tak mnie nie słyszysz, a przez to wychodzę na idiotę, mówiąc sam do siebie... Dzisiaj mija równo rok odkąd nie ma cię przy mnie... Chociaż tyle się w tym czasie zmieniło, dalej mi ciebie brakuje... Niby poznałem super dziewczynę, z chłopakami też się dobrze dogaduję, choć były chwile, kiedy miałem ich dosyć, gdy mówili ciągle, że już się nie obudzisz, że ciebie nie ma... Ale jednak nie umiem z ciebie zrezygnować. Choć może powinienem? - kolejna długa przerwa, przerywana jedynie odgłosem maszyn podtrzymujących Yoongi'ego przy życiu.
- Nie wiem sam... - Jimin w końcu zwrócił wzrok na spokojną twarz chłopaka, czując napływające do oczu łzy. Bolał go ten widok. - Przychodzę tu codziennie, opowiadam ci wszystko, co się dzieje, ale jaki jest w tym sens? Długo o tym myślałem... Doszedłem do wniosku, że moja obecność tutaj nic nie daje... Prawdopodobnie to jest moja ostatnia wizyta... - wyznał szeptem, mając wrażenie, iż kiedy odezwie się głośniej, nie będzie w stanie powstrzymać łez. - Już chyba nawet zapomniałem, jak brzmi twój głos, śmiech... Jakim cudownym uczuciem było to, jak głaskałeś mnie po głowie... To było bardzo przyjemne, wiesz hyung? - z jego ust wydobył się cichy, przesiąknięty smutkiem, krótki śmiech. - Wciąż za tobą tęsknię, ale wszyscy ciągle powtarzają, że nie ma sensu, żebym tyle czasu tu spędzał... Wstępnie już rozmawiałem z lekarzami i mówią, że jeszcze kilka dni będą trzymać cię pod tym całym sprzętem, a później... Odłączą to wszystko... Wtedy przyjdę do ciebie... Będę w tych ostatnich chwilach z tobą... - pojedyncza łza spłynęła po zaróżowionym policzku Parka. Mówił coraz ciszej, jakby bojąc się tego, co wkrótce ma nastąpić. Ich ostateczne pożegnanie.
- Nie wiem, czy powinienem, ale czułbym się okropnie, jakbym zostawił cię samego... Nie wiem nawet, czy podejmuję dobrą decyzję... - Jimin pociągnął głośno nosem, czując, iż traci kontrolę nad samym sobą. - To boli, wiesz? - jęknął, ocierając twarz rękawem bluzy. - Nie chcę, żebyś odchodził, ale nie widzę innego rozwiązania... Od miesięcy nie ma z tobą kontaktu... Nawet oddychać sam nie możesz... Po co masz się męczyć? Ah... - Jimin wziął głęboki wdech, starając się opanować i przez chwilę milczał. - Jestem samolubny, bo myślę, że mi też będzie łatwiej... Eh... Przepraszam Yoongi... Mimo wszystko dziękuję, że pojawiłeś się w moim życiu. Naprawdę wiele ci zawdzięczam mimo, iż tak krótko się znaliśmy... - na jego zaczerwienionej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, jednak w żaden sposób nie wyglądał na radosny. - Wrócę za kilka dni. Trzymaj się, hyung i przepraszam. Tak będzie lepiej... Dla ciebie... Dla mnie... - wstał ze szpitalnego krzesła i lekko chwiejnym krokiem udał się do drzwi. Nie oglądając się za siebie, wyszedł z sali, starając się powstrzymać napływające do oczu łzy.
Dlaczego to jest takie trudne? Od roku nie ma z nim kontaktu, a od kilku miesięcy żyje tylko dzięki tym wszystkim maszynom. Czemu tak cholernie boli zostawienie go? Przecież nawet nie byliśmy bardzo blisko... Przyjaźniliśmy się, ale to było dawno i przez bardzo krótki czas... Może to kwestia przyzwyczajenia? Pewnie szybko mi minie... Zajmę się teraz czymś innym... Może Minha będzie miała jutro czas? Ah... Przecież mówiła, że wyjeżdża... Może pojadę do babci? Nah... Musi odpoczywać, a jak pojadę, będzie chciała cały czas biegać wokół mnie i podawać mi jedzenie... Jeszcze przytyję... Co mam robić?
Po przejściu jeszcze kilku kroków, wyciągnął telefon i wybrał numer do jedynej osoby, która mogła pomóc mu w znalezieniu rozwiązania w trudnej sytuacji.
- Jin hyung... Jak do cholery mam zająć sobie czas, kiedy od roku każdy dzień spędzam u Yoongi'ego? - jęknął zdesperowany, a w odpowiedzi usłyszał ciche westchnienie.
- Przyjedź do mnie, co? - Jimin od razu się zgodził, po czym zatrzymał jakąś taksówkę, każąc kierowcy zawieźć się do przyjaciela.
- Czyli podjąłeś decyzję? - zagadnął Jin, kiedy siedzieli na kanapie w jego domu. Jimin nieznacznie skinął głową, czując zbierające się w jego oczach łzy. - Hej, ale nie płacz... Jego i tak już dawno tu nie ma. Gdyby nie ten cały sprzęt...
- Wiem, hyung... Co nie zmienia faktu, że to trudne. - jęknął, a z jego oczu popłynął strumień łez. - Tak krótko się znaliśmy... A jednak stał się jak brat... Nie wiem, czy dobrze robię...
- Chim, dla niego już nie ma ratunku. - Park w odpowiedzi jedynie pokiwał głową. Seokjin zrozumiał, iż jest to koniec rozmowy na ten temat, więc postanowił udać się do kuchni, skąd po chwili przyniósł duży kawałek ulubionego ciasta przyjaciela, by ten choć na chwilę zapomniał o smutkach. Był jednak świadomy, iż kilka dni później będzie o wiele trudniej go pocieszyć. Zarówno Seokjin, jak i reszta przyjaciół musieli być gotowi na to, że Jimin może być w okropnym stanie.
~Tydzień później~
- Panie Park, za chwilę odłączymy pacjenta, jednak najpierw musi pan podpisać jeszcze jeden dokument. - Jimin nie do końca kontaktując ze światem, wziął do ręki długopis i złożył koślawy podpis na kawałku papieru. Za chwilę Yoongi miał odejść z tego świata. Za chwilę miało go nie być. Jimin nie zwracał uwagi na to, co dzieje się wokół niego. Mimo próśb lekarzy, nie odszedł od łóżka przyjaciela, cały czas trzymając jego bezwładną dłoń w swoich. Bez przerwy patrzył na spokojną twarz Yoongi'ego. Do momentu, w którym usłyszał charakterystyczny dźwięk oznaczający, iż serce pacjenta zatrzymało się.
- Czas zgonu, 16:27. Panie Park, musi pan opuścić salę. - Jimin spojrzał nieprzytomnym wzrokiem na mężczyznę z białym fartuchu, po czym przetarł rękawem oczy. Ostatni raz pogładził policzek Yoongi'ego, by zaraz skierować się w stronę wyjścia.
Płakał. Płakał okropnie. Tak mocno, iż po chwili było mu ciężko złapać oddech. Słyszał jedynie swój głośny szloch. Żałował. Już po chwili żałował, że podjął tak lekkomyślną decyzję.
Jednak jeden dźwięk sprawił, iż zaczął płakać jeszcze głośniej, a z jego ust padły tylko dwa krótkie pytania.
- Dlaczego...? Jak...? - po chwili upadł na podłogę, przyglądając się dużemu zamieszaniu wśród lekarzy.
* * * * * * *
^ten art jest piękny
Do następnego 👋
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top