> 17 <

- Co się stało kotku? 

- Nic się nie stało. Dopiero się stanie i nikt nie wie kiedy. -przetarł oczy i popatrzył w sufit.

- Hej, słonko będzie dobrze. Już nie będzie cię nic boleć tak? -nachylił się by pocałować go w skroń, zaś Calum obrócił głowę w jego stronę.

- Ale ciebie będzie.

- Masz rację, będzie bo cię bardzo kocham, ale wiem też, że tam będzie dla ciebie lepiej. -gładził go uspokajająco po ramieniu.

- Będę na ciebie czekać. -stwierdził ledwie słyszalnie.

Przyjdę szybciej niż myślisz.

- Wiem kochanie. 

- I mam nadzieję, że jak najdłużej. -wtulił w niego głowę, a opuszkami palców rysował szlaczki na jego klatce.

Można powiedzieć, że Calum myślał o tej sytuacji bardzo długo. Często w jego głowie pojawiały się historie z naprawdę rozmaitym zakończeniem, a najgorsze w tym wszystkim było to, że on nie miał nawet najmniejszego wpływu na to jak to wszystko się potoczy. Chciał znać przynajmniej zarysy tego zakończenia, aby w porę uprzedzić swoją rodzinę i Luka. Marzył o tym, żeby przed śmiercią powiedzieć im wszystko czego nie miał odwagi powiedzieć wcześniej, a teraz? A teraz leży wtulony w swojego chłopaka i czeka na koniec. Może zabrzmiało to dość brutalnie lecz taka jest prawda. On wie, że mimo zapewnień lekarzy co do planowanej daty śmierci on zbliża się jednak do tego wydarzenia bardzo dużymi krokami, a życie nie daje nawet odrobiny chwili na to by zapomnieć o chorobie.

- Czas pokaże. -odpowiedział po dłuższej chwili, a Caluma to wyrwało z zamyślenia.

- O czym ty mówisz? -zapytał zdezorientowany, delikatnie unosząc głowę.

- Mówię, że czas pokaże. -westchnął wzruszając ramionami.

- O co chodzi? Masz mi powiedzieć. -złapał jego rękę i mocno ścisnął.

- Ja bez ciebie nie dam rady Cally. - odpowiedział cicho, a w oczach bruneta momentalnie pojawiły się łzy, które już po chwili spływały po jego rozgrzanych policzkach. Przeprosił go i położył głowę na jego klatce. - tak strasznie się przepraszam.

-To nie twoja wina skarbie. -przytulił go do siebie i choć nie lubił okazywać swojej słabości zaczął cicho płakać. 

- Moja, gdybym się tak nie starał nie poznałbyś mnie i wszystko byłoby w porządku. Co z Majkelem? Co z Lottie? Co z twoimi rodzicami i bratem? Chcesz ich krzywdzić? Chcesz odebrać im część życia uganiając się za moim? Nie możesz Luke. Oni ciebie potrzebują. -pocałował go krótko i nie powstrzymywał już łez.

- Akurat to, że cię poznałem to najlepszy przypadek w moim życiu. Nie chcę ich krzywdzić, przecież wiesz, że nie, ale gdy patrzę na moje życie bez ciebie...ono wydaje się po prostu cholernie niekompletne i nie wyobrażam sobie tego. Moje życie bez ciebie jest jak Pizza bez sera. A nikt przecież takiej nie chce prawda? -głos załamywał mu się coraz bardziej, z każdym wypowiedzianym słowem.

 W pokoju panowała cisza. Słychać było tylko płacz tej dwójki, którą los chciał rozdzielić. To ta dwójka, która czekała na siebie dwa lata by w tak głupich okolicznościach poznać się bliżej i uzależnić od siebie nawzajem. To ta dwójka, która udawała, że się nie widzi choć każdy z nich miał swój mały wkład w ten związek od samego początku. A teraz, gdy miało być tylko lepiej los postanowił rzucić im kolejne wyzwanie, tym razem takie, którego pokonać się nie da i jedynym wyjściem jest zaakceptowanie przegranej.  

- Nie trać życia przeze mnie. -szepnął i zrobił chwilę przerwy by w tym czasie otrzeć policzki Luka z łez. - pomyśl o Lottie...co powiedzą jej rodzice? Że poszedłeś tam gdzie Cal? I że już nigdy cię nie zobaczy? Słońce.. - kontynuował równie cicho,a po chwili znów poczuł silny ból w brzuchu.

- Nie tracę życia przez ciebie. Tracę życie bez ciebie. -wtulił go w siebie.

- Chyba muszę wziąć leki... -jęknął gdy ból zaczął się nasilać.

Luke spanikował i czuł coraz więcej łez. Poderwał się i szukał we wszystkich szafkach czegoś co chodź na chwilę pomoże mu zneutralizować ból bo po leki do domu Caluma było zwyczajnie za daleko.

- I ostatni punkt dopisz i odznacz sam. -otarł łzy biorąc głęboki wdech.-  napisz 'odszedłem szczęśliwy' 

Calum nadal leżał na łóżku, Luke dołączył do niego bo w ostateczności nic nie znalazł, więc złapał jego dłoń. 

- Już nie boli.

- Słonko widzę, że cię boli. Nie kłam. -gładził go po policzku.

- Mamy lipiec, a miałem odejść w sierpniu, nie martw się, mamy jeszcze miesiąc. -uśmiechnął się delikatnie. 

- Co zostało na liście?

- Została piosenka, napiszmy ją. -spojrzał ze smutkiem w jego oczy.

- Nie umiem pisać piosenek Cal. -westchnął ze smutkiem, nie chciał go zawieść, szczególnie teraz. Calum zamknął oczy.

- Trudno. -szepnął.

- Możesz mnie nauczyć. 

- Po prostu pisz to co myślisz. -złapał go jeszcze mocniej lecz udawał, że wszystko jest w porzadku.

- Myślę, że cię kocham. Czy ta piosenka będzie dobra? -w odpowiedzi dostał tylko kiwnięcie głową.

- Jak bardzo cię boli? -parząc na niego starał się nie dopuszczać myśli, że to właśnie ten moment. 

Gdy nie otrzymał odpowiedzi pocałował go i wybrał numer jego mamy, opisując jej sytuację ze łzami w oczach, Jednak dla Caluma starał się być silny i wszystko trzymać w sobie.

- Nie płacz kochanie. -próbował się podnieść by jeszcze go przytulić, ale tracił siły.

- Shh Cally twoja mama zaraz będzie.

- Teraz po prostu zasnę. -zamknął oczy choć bardzo nie chciał tego robić.

- Słodkich snów kochanie. -starał się nie płakać. 

- Luke.. podejdź do...biurka, w szufladzie jest kartka. -powiedział ostatkami sił. -przeczytaj jak się nie obudzę okej?

Calum uśmiechnął się i ostatni raz na niego spojrzał. Przed śmiercią chciał zobaczyć te niebieskie oczy, które przez tak długi czas nie dawały mu spokoju. Minęła chwila, a on nie czuł bólu, nic już nie czuł.

- Kocham cię...-wydusił, wyswobodził jego dłoń z silnego tuż przed sekundą uścisku, po chwili jego serce i wszystkie czynności życiowe ustały i nic więcej już zrobić nie mógł.

- Trzymaj się tam kochanie, kiedyś do ciebie przyjdę obiecuję. Luke wybuchł płaczem i po prostu położył się obok Caluma nic nie robiąc tylko płacząc. Nie zwracał uwagi na nic. Nawet na Joy, która weszła do pokoju i także zaczęła płakać. On tam leżał i udawał, że Cal śpi, mówił do niego i bawił się jego włosami z nadzieją, że jeszcze otworzy oczy i powie, że to wszystko to jakiś pieprzony żart. Ale niestety tak się nie stało.

Joy weszła do pokoju i gdy ujrzała już śpiącego syna i płaczącego przy nim Luka, usiadła na brzegu łóżka i pocałowała go w policzek płacząc. - mój malutki synek. -powiedziała przez łzy i pogłaskała go po głowie. - już jest dobrze prawda? -spytała go choć wiedziała, że nie odpowie. 

- Przepraszam. -dławił się łzami i z ledwością łapał oddech. - nie mogłem go uratować.

- Wiem, ale teraz patrzy ma nas z góry.  -przytuliła go i pocałowała go we włosy.

Luke płacząc jeszcze bardziej zaczął przypominać sobie wszystkie punkty z listy. Od punktu 1 do 13. Pomijając punkt, którym była piosenka. - nie napisaliśmy piosenki.

Długą chwilę siedzieli razem zanim zdołali się uspokoić, do niego nadal nie docierało, że nie ujrzy go już obok siebie gdy się obudzi i że żadna kolejna minuta nie będzie poświęcona jemu, ale uspokoił się i gdy Joy poprosiła, żeby został z nią kiwnął lekko głową i wyciągnął z kieszeni kartkę by następnie przeczytać jej zawartość.



   ✉✉✉   

W pierwszej wersji on nie miał umrzeć, ale tak jakoś się złożyło i stwierdziłyśmy, że tak też będzie okej i szczerze to nie wiem co więcej pisać. 

NA PEWNO DZIĘKUJEMY ZA TYLE WYŚWIETLEŃ <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top