Część 85
Ignoruję wszelakie głosy organizatorów. Przebiegam pod ogrodzeniem, aby jak najszybciej dostać się do Faith. Gula rośnie mi w żołądku, podchodząc do gardła. Padam na piach, obok rozrzuconej przeszkody. Akryl wstaje na nogi, a z jego łopatki po chwili wypada wystający drąg. Zwierze wstając, powoduje szarpnięcie bezwładnym ciałem dziewczyny. Szybko wyciągam jej nogę ze strzemienia, z trudem patrząc na jej pozycję. Białe bryczesy z lewej strony w ekspresowym tempie zabawiają się na szkarłatny kolor. Jej twarz w połowie jest zalana krwią, kask ma przekrzywiony w prawą stronę. Puszczam konia, który rżąc dziko odbiega kawałek, po to aby zaraz wrócić jak najbliżej Faith. Opieram się przy niej na kolanach, nie wiedząc co zrobić. Jej drobne ciało właśnie leżało pod zwierzęciem, które waży sześćset kilogramów. Może mieć pogruchotane wszystkie kości. Odpinam jej kask pod brodą i nie mogę ponownie spojrzeć na jej nogi. Na lewym udzie doskonale widać zgrubienie, prawdopodobnie złamanie otwarte.
- Proszę jej nie dotykać! Niech się pan odsunie! - dobiega do mnie wrzask lecz nie mogę się poruszyć. Ktoś odciąga mnie do tyłu i dopiero odzyskuję świadomość. Rozglądam się za Akrylem. Przerażony grupą osób zmierzających do jego pani, galopuje wzdłuż jednej ze ścian czworoboku.
- Akryl! - wołam go słabym głosem i rzucam się biegiem w jego stronę. Koń błyska białkami, widząc moje gwałtowne ruchy. Opadam na piasek. Trzęsą mi się ramiona, jednak nie płaczę. Po kilku sekundach czuję we włosach gorący oddech konia. Wstaję powoli i gładzę go po nosie, aby zaraz po tym wtulić się w jego szyję. Zauważam wiszący, około dziesięciocentymetrowy, kawałek skóry na jego łopatce. Nadział się na jeden z drągów. Chwytam za wodzę i ruszam za sanitariuszami. Widzę, że Thomas, Lisa i Will zmierzają za lekarzami. Mi nie pozostaje nic innego, jak odwieźć Akryla do stajni.
- Liam! Pomóż nam tylko wprowadzić go do przyczepy, zajmiemy się resztą. Jedź za nią i informuj nas - Dean kładzie mi dłoń na ramieniu. Po raz pierwszy widzę go tak niestabilnego emocjonalnie.
- On tu jest. Michel. Rozmawiał z nią. Wiedziała, że ją obserwuje, nie mogła się skupić - przełykam ciężko ślinę, starając się skupić.
- Skurwysyn...Załatwię to. Alex, Chris zajmijcie się sprzętem - odwraca się szybko i znika w tłumie gapiów. Jednak zdążam zauważyć ogniki gniewu zapalające się w jego oczach. Wiem, że wydarzy się tu kolejny dramat.
Jak przez mgłę pamiętam podróż do szpitala. Błądzę białymi korytarzami, aż wreszcie zauważam rodzinę Faith. Podbiegam do nich z przerażonym wyrazem twarzy.
- Zabrali ją na blok operacyjny. Mamy czekać - Will dławi się słowami, powoli wypluwając je na podłogę.
Kiwam tylko głową i osuwam się po ścianie. Ukrywam twarz w ramionach, lecz nie płaczę. Dopada mnie stan odrętwienia, nie mogę okazać emocji, chociaż bardzo bym chciał. Chciałbym to uwolnić, bo za moment eksploduję. Czuję, jak w moim wnętrzu trwa gradobicie, które jest gotowe w każdej chwili rozsadzić mnie od środka. Jeszcze nigdy się tak nie czułem. Jeszcze nigdy nie miałem wrażenia, że cały mój świat wisi na cienkiej nitce. Przeszywa mnie wrażenie, że krwawi mi serce. Spoglądam w dół i nie mogę uwierzyć, że na mojej koszuli nie rysuje się plama krwi, skoro ten ból zdaje się być tak realnym. Tak bardzo chciałbym teraz nic nie czuć. Zagłębić się, zgubić, utonąć w nieświadomości. Choćby na moment wyzbyć się wszelkich emocji, odczuć, być kimś nierozumnym, kimś, do kogo nie dociera, co właśnie się wydarzyło.
Nie wiem ile czasu spędziłem chodząc w tą i z powrotem. Nadal to robię, nadal dochodzę do okna i zawracam. Podskakuję w miejscu, kiedy z sali operacyjnej wyłania się lekarz. Jest zbroczony krwią, na jego czole widnieje głęboka bruzda. Stoję przed nim razem z Tomem, Willem i Lisą. Jeszcze moment ciszy, a dziura w moim wnętrzu wessie mnie do swojego wnętrza..
- To była wymagająca operacja. To będą ciężkie dni, ale dziewczyna żyje. Jest w krytycznym stanie, musieliśmy wprowadzić ją w śpiączkę farmakologiczną, lecz jej serce wciąż pracuje. Ma złamaną kość udową, która przebiła skórę. Kość przedramienia jest w kilku kawałkach, złamane są 3 żebra, a kilka pękniętych. Wstrząs mózgu i mocne naruszenie układu kostnego oraz... - lekarz urywa i przybiega wzrokiem po naszych twarzach. Kontynuuje, ale już nie rozumiem słów, zupełnie jakbym zapomniał języka. Ona żyje.
Po dobie spędzonej pod salą czuję, jak opuszczają mnie siły. Za kolejną namową personelu, w końcu dźwigam się na nogi z zamiarem pojechania do domu. Jestem w szoku, że udaje mi się prowadzić samochód i w takim stanie cało dojechać do mieszkania. Ręce mi się trzęsą, kiedy popycham drzwi i wchodzę do środka. Uderza mnie zapach pomieszczenia ,nawet on przypomina mi Faith. Jak w amoku zrzucam ubrania i wpełzam pod prysznic. Dopiero tu daję upust emocjom. Siadam na podłodze kabiny, czując jak krople wody uderzają w mój kark, spływają po twarzy, mieszają się ze łzami. Wiem, że jeśli ona odejdzie, całe moje ja zamieni się w pył, przepadnie. Że po tym już nic i nigdy nie będzie takie samo. Stanę się szeptem, nic nie znaczącym zlepkiem słów, których być może nigdy tak naprawdę nie było. Mimo tego, że wpadła do mojego życia niczym huragan, przewracając wszystko do góry nogami, kocham tę dziewczynę bardziej niż cokolwiek na świecie. Ona stała się moim światem, moją lwią częścią, moim oddechem, moim powodem by oddychać. Jeśli ją stracę, stracę wszystko, co we mnie dobre.
Zamroczony osuszam ciało, kiedy woda robi się całkiem lodowata. Wchodzę do sypialni, zamierając na chwilę. Na szafce wciąż leży jej koszula, a na krześle wisi jeden z czapraków. Patrzę na łóżko i przymykam oczy. Czuję jej palce wędrujące po moich plecach, znów przyciskam usta do jej szyi, czuję gorąco i smak jej skóry, słodki zapach lekkich perfum. Odwracam się do ściany i nawet nie wiem ile razy uderzam w nią pięścią. Przestaję, gdy na farbie zaczyna się rozbryzgiwać moja krew. Owijam pospiesznie dłoń bandażem i ubieram się w czyste rzeczy. Parzę kawę, odpalając jednego papierosa. Zaraz muszę jechać do stajni. Nikt nie może sobie poradzić z Akrylem.
____
Jutro czeka mnie ciężki, stresujący dzień.
Trzymajcie kciuki i łapcie część :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top