Część 78
Podnoszę się szybko, czując jak strużka potu płynie pomiędzy moim biustem, następnie wsiąkając w stanik. Oddech rzęzi mi w płucach, a serce nienaturalnie szybko pompuje krew. Znowu straciłam najważniejszą część mojego życia. Znowu straciłam lepszą część siebie. Znowu straciłam stabilną egzystencje, która choć nie była idealna, dopiero teraz widzę, że była najlepszym co mogło mnie spotkać. Tłumię w sobie krzyk i najdelikatniej jak potrafię ściągam rękę Liama ze swojej talii. Idę do łazienki, aby pozbyć się posmaku krwi z ust. Myję zęby i ochlapuję twarz zimną wodą. Bezszelestnie wracam do pokoju i siadam na brzegu łóżka. Chowam mokrą twarz w dłonie. Kolejne gorzkie łzy przeciekają mi przez palce. Nie wiem jak długo wytrzymam z codzienną, jakże realną wizją utraty najważniejszej dla mnie osoby. Szybko ocieram twarz, czując jak Liam siada tuż za mną. Już nie chcę, aby ktoś widział, że płaczę, choć doskonale zdaję sobie sprawę, że mam czerwone oczy. Obejmuje mnie ramionami, opierając brodę na moim barku. Wtulam twarz w jego ręce i wzdycham cicho. Czuję jak mój oddech drży. Czuję, jak moje serce rozpada się na kawałki... znowu i znowu i znowu... Jak moja dusza obumiera z każdą nocą coraz bardziej. Przez szalejące w mojej głowie myśli, dopiero po chwili zdaję sobie sprawę z położenia, w jakim się znajduję. Zagryzam wargi, czując przyspieszające tętno. Odnotowuję, jak napinają się mięśnie chłopaka. Zdumiona odwracam głowę i patrzę na jego zaciśnięte szczęki i oczy wpatrzone w bliżej nieokreślony punkt.
- Co się dzieje? - chrypię, siadając do niego bokiem. Spuszcza wzrok, ze świstem wypuszczając powietrze.
- Nie potrafię ci pomóc i wiesz co? To chyba najgorsze uczucie na ziemi - kręci głową, wciąż wlepiając oczy w podłogę.
- Nie można mi pomóc - szepczę, hamując cisnące się do oczu łzy. - Mimo mojego popierdolonego życia i koszmarnego charakteru, wciąż ze mną jesteś, pomagasz mi brnąć do przodu i uwierz, że robisz więcej, niż mogłoby ci się wydawać - staram się zapanować nad drżącym głosem. Dopiero mówiąc to na głos, dociera do mnie, co ten chłopak tak naprawdę dla mnie znaczy i jak wiele dla mnie robi. Zdaję sobie sprawę, że to jego ciągła obecność pozwala mi w miarę normalnie funkcjonować i po trochu godzić się z przeszłością.
Patrzy na mnie smutno, wiem, że niezbyt przekonały go moje słowa. Zamykam na moment oczy, nie chcąc uwolnić łez.
- Przestań się tym zadręczać... Twoje pytanie, czy możesz mi pomóc, jest niedorzeczne. Równie dobrze, mogę zapytać cię, czy potrafisz pomóc beznadziei? Czy możesz usłyszeć ciszę? Nie, tak samo, jak nie możesz naprawić czegoś, co doszczętnie zniszczone - wpatruję się w jego oczy, zniżając głos do szeptu. Ujmuje moje dłonie, a na jego twarz wpełza delikatny uśmiech.
- Nie jesteś doszczętnie zniszczona, Faith, nigdy tak nie mów - mówi spokojnie, lecz z wyraźną nutą wyrzutu.
- Kiedy to prawda. Nie wiesz, jaka byłam zanim tu przyjechałam. Moja dusza była cała, teraz jest w kawałkach, a wielu elementów brakuje... Te dziury zawsze będą mnie prześladować. To moje demony z przeszłości, one nigdy nie odejdą, nie mogę ich zepchnąć z klifu, bo potrafią latać, nie mogę ich utopić, doskonale wiedzą, jak pływać...- przełykam ciężko ślinę, czując jak każde z tych słów, dopiero naprawdę do mnie dociera, kiedy wypowiadam je na głos. - I naprawdę nie wiem, czy chcę, abyś marnował swoje życie, próbując ocalić to, co ze mnie zostało - zagryzam dolną wargę, która niebezpiecznie zaczyna mi drżeć.
- Przestań. Nie pozwolę ci za mnie decydować - w jego głosie pobrzmiewa zdecydowanie.
- Tylko nie jestem pewna, czy ty wiesz, na co się decydujesz. Boję się też tego, że mi pomożesz. Że wespnę się naprawdę wysoko, a później stracę i ciebie, a wtedy spadnę z ogromnej wysokości i już się nie podniosę. Dlatego boję się do kogoś zbliżyć, boję się zbliżyć do ciebie... Gdyby nie to... - urywam, orientując się, że za moment powiem za dużo.
- To co? - wychwytuje moje słowa, szczerząc zęby.
- Nic - odwracam głowę, nie chcąc, aby wyczytał prawdę z moich oczu. Ujmuje mój podbródek, zmuszając, żebym na niego spojrzała.
- Nic? - nachyla się, przez co nasze twarze dzieli zaledwie kilkanaście centymetrów. Krew ucieka mi z głowy, w której rozlega się niewyobrażalny szum. Robi mi się gorąco i zimno jednocześnie, oblizuję powoli wargi.
- Jezu, Faith... Nawet nie wiesz, jak bardzo chcę cię teraz pocałować - jęczy cicho, wciąż nie zmieniając pozycji. Uśmiecham się i niewiele myśląc, łącze nasze usta. Wiruje mi w głowie, kiedy nasze języki się stykają. Zarzucam ręce na jego szyję, a Liam kładąc mi dłonie na biodrach, przyciąga do siebie. Nabieram łapczywie powietrza, nie przestając poznawać jego ust swoimi. Uśmiecha się, przewracając mnie na plecy. Wsuwam dłonie pod jego koszulkę, gładzę nimi wyraźnie zarysowane mięśnie, czując jak napinają się pod moim dotykiem. Odsuwa się lekko, zanim pożądanie przejmie władzę nad naszymi umysłami. Nawet sobie nie zdaje sprawy, jak bardzo jestem mu za to wdzięczna. Kładzie się obok z szerokim uśmiechem. Podnoszę się na łokciu, nie mogąc przestać unosić kącików ust.
- To wcale nie zmienia faktu, że nadal cię nie lubię - zauważam, przygryzając wnętrze policzka.
- Coś mi się nie wydaje - obejmuje mnie w pasie tak, że teraz leżę na nim. Teraz to na pewno poczuje, jak moje serce tłucze się w piersi. Opieram brodę na jego mostku i wydymam wargi.
- Nie bądź taki pewny siebie - prycham pod nosem, na co szatyn pochyla się, dosłownie na ułamek sekundy przywierając do mnie ustami. Ułamek sekundy wystarcza, żeby mój żołądek zaczął wirować.
Podrywam się na dźwięk budzika. Z przeciągłym jękiem, po omacku szukam telefonu. Uchylając jedno oko wyłączam natarczywy dźwięk i chwytam kartkę leżącą na szafce.
Pojechałem po książki. Widzimy się w szkole.
Liam
Przecieram twarz dłonią i na zaspanych nogach wlokę się do łazienki. Po nocnych koszmarach włosy przylegają do moich policzków, koszulka przykleiła mi się do ciała. Ściągam ją ze wstrętem i znikam pod prysznicem. Gorąca woda sprawia, że jeszcze bardziej chce mi się spać, więc odkręcam zimną wodę. Pokryta gęsią skórą energicznie wycieram ciało, po czym, owinięta w ręcznik, na palcach przechodzę do garderoby. Ubieram czarne rurki i czarną bokserkę. Przez moment przyglądam się swojemu odbiciu w lustrze. Nieco schudły mi nogi, jednak wciąż są umięśnione. Moje biodra nieco straciły krągłość, a z brzucha zniknęły niewielkie ilości tłuszczu, uwydatniając jeszcze bardziej delikatny zarys mięśni. Muszę zacząć normalnie się odżywiać...
Wciągam luźny, szary sweter przez głowę i wracam do łazienki. Pociągam rzęsy tuszem, a podkrążone oczy zakrywam odrobiną podkładu. Poprawiam palcami włosy, które kaskadą grubych fal spadają na moje plecy i ramiona. Próbuję się uśmiechnąć, lecz na widok kształtującego się grymasu szybko odchodzę od lustra. Wsuwam stopy w czarne trampki i przewieszając plecak przez bark, wychodzę na korytarz. Karmię psy i wraz z Willem zjadam, po raz pierwszy od dłuższego czasu, treściwe śniadanie. Wychodzimy z domu przepychając się w drzwiach, a następnie ścigamy się do samochodu. Wygrywam, kiedy chłopakowi wypadają klucze i musi po nie wrócić. Całą drogę spędzamy na przekomarzaniu się o wynik naszego pojedynku. Ja, twardo utrzymuję swoje stanowisko, że uczciwie wygrałam i to nie moja wina, iż jest niezdarą. Obrywa mi się za to zwiniętą gazetą.
Wjeżdżamy na parking, gdzie już czeka Liam.
- Policzymy się w domu! - Will grozi mi palcem, wyciągając klucze ze stacyjki. Prycham tylko i wyskakuję na podjazd.
- Hej - szczerzę się podchodząc do stojącego obok auta szatyna. Całuje mnie w skroń i czeka, aż poprawię plecak i stanę równo z nim.
- Cześć Liam! - powoli podnoszę głowę na dźwięk przesłodzonego głosu, dochodzącego zza moich pleców.
- O hej, Sally - niemalże rozdziawiam usta, widząc przyjazny uśmiech na twarzy mojego towarzysza. Żołądek dziwnie chce zwrócić mi dzisiejsze śniadanie, kiedy w końcu patrzę na właścicielkę owego cukierkowego tonu.
Czerwone szpilki, skórzane, obcisłe spodnie, dopasowana bordowa koszula z dekoltem niemal do pępka i na koniec rozpięta ramoneska. Przesuwam wzrok wyżej, doskonale zdając sobie sprawę, że bezczelnie się jej przyglądam. Proste blond włosy układają się idealnymi pasmami na jej ramionach. Twarz pokryta jest widoczną ilością makijażu.
- Nie wiedziałam, że chodzisz tu do szkoły - uśmiecha się, odsłaniając perliste zęby.
- No nie było okazji o tym wspomnieć. A, to jest Faith - zerka na mnie radosnymi oczami. Jakoś nie podzielam jego entuzjazmu.
- Faith, wracamy razem? - Will zatrzymuje się obok, chowając telefon do kieszeni.
- Tak jasne, podrzucisz mnie do...
- Pewnie, to do potem - cmoka mnie w policzek i odchodzi rozglądając się za Rony, która ku mojej uldze odpuściła mu ten reżim.
- Sally - dziewczyna wyciąga do mnie dłoń, przez co przypominam sobie o jej istnieniu. Potrząsam głową i niepewnie chwytam jej długie palce.
- Faith - wymuszam namiastkę uśmiechu i szybko zabieram rękę.
- To powodzenia w szkole, szybko się zadomowisz - miły ton Liama huczy mi w głowie. I kolejny przyjazny uśmiech... Oj grabi sobie. Wywracam oczami i ruszam w stronę budynku. Sekundę później chłopak podbiega do mnie i chwyta pod ramię.
- Jesteś zła? To moja sąsiadka - wypala.
- Nie, po prostu się bałam, że się posypie na mnie jej puder - wzruszam ramionami, na co on parska śmiechem.
- Mogłabyś być milsza - zakrywa usta dłonią, ukrywając wyszczerzone zęby. Powoli odwracam głowę w jego stronę, marszcząc brwi.
- Nie - odpowiadam tylko i wchodzę pierwsza do budynku.
Rozglądam się po korytarzu, szukając wzrokiem Liama. Mamy razem fizykę, więc najprawdopodobniej czeka na mnie w klasie. Odpisuję szybko Kaylee i wchodzę do sali. Szukam wzrokiem naszego miejsca. Szatyn właśnie wstaje i zostawiając plecak na krześle, podchodzi do Nathana siedzącego w sąsiednim rzędzie. Zaczynam iść w stronę swojego siedzenia, kiedy właśnie siada na nie, oczywiście Sally.
- Przegięcie - mruczę pod nosem, obserwując jak zalotnie trzepocze rzęsami w stronę odwróconego do niej Liama. Oddychaj... Staję obok ławki i chrząkam znacząco. Taksuje mnie spojrzeniem, z pogardą odnotowując mój strój.
- Nie powinnaś tu siedzieć - zaczynam spokojnie.
- Dlaczego? - unosi brwi.
- Bo to miejsce jest przy grzejniku... - wskazuję głową na ścianę. Widzę po wyrazie jej twarzy, że niewiele rozumie. - No a wiesz... Plastik szybko się topi - drapię się po nosie, starając się nie wybuchnąć śmiechem.
Robi oburzoną minę. Za naszymi plecami rozbrzmiewa szmer chichotu.
- A tak całkiem poważnie, to moje miejsce. Spierdalaj - mruczę, czując się coraz bardziej zniecierpliwiona.
- O Faith, wybacz, że nie zaczekałem... Co się dzieje? - Liam staje obok ze zmarszczonym czołem. Dziewczyna niechętnie wstaje i uśmiechając się znacząco do szatyna, wychodzi zza ławki. Chwytam ją za łokieć, kiedy próbuje mnie wymiąć.
- On też jest mój, więc radzę ci się zwyczajnie odpierdolić, albo zetrę ci ten uśmieszek z twarzy wraz z pudrem - syczę prosto do jej ucha - Miłego dnia - dodaję na koniec i siadam wreszcie na swoim miejscu.
- Co jej powiedziałaś? -szatyn nachyla się w moją stronę, widząc wyraz twarzy dziewczyny.
- Nic. Zamknij się już - warczę, rzucając zeszyt na blat.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top