Część 75

Czuję się jak inna osoba. Każdej komórki mojego ciała nie gniecie obezwładniające zmęczenie, umysł jest jakby świeższy. Jednak cierpienie i smutek jest wciąż ten sam. Jedna przespana noc nieco mi pomogła.

Opieram głowę o zagłówek siedzenia. Przelotnie zerkam na skupioną twarz Liama i wracam do krajobrazów migających za oknem. Wracamy ze stajni, oba psy sapią na tylnym siedzeniu. Z przyjemnością oglądałam jazdę chłopaka na Akrylu. Mimo ciągłego sprawdzania umiejętności Liama przez Akryla, całość nie zaliczam do katastrofy.

- Zostajesz dzisiaj? - rzucam jakby od niechcenia, nadal patrząc na zewnątrz.

- A chciałabyś? - wychwytuję w jego głosie rozbawiony ton.

- O niczym innym nie marzę - mówię z przesadnym podnieceniem.

- Wiedziałem. - Parska śmiechem. - Ale muszę cię rozczarować, ta sytuacja była jednorazowa - spoglądam na niego, kiedy wypowiada te słowa. Wydyma wargi, układając je w podkówkę. Wywracam oczami i komentuję to tylko wzruszeniem ramion. Nie powiem tego na głos, ale chciałabym, żeby został. Zwłaszcza, że jutro mam rozprawę w sądzie. Nie wyobrażam sobie stanąć twarzą w twarz z Michelem i resztą tych oprychów. Sama myśl o tym nieco mnie paraliżuje. Przymykam powieki, odwracając głowę. Kiedy je otwieram, patrzę na dom.

- To do jutra? - w końcu kieruje na niego spojrzenie.

- Jasne. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie gładko. Niemożliwe, żeby uszło im to na sucho - unosi dłoń i przesuwa palcami wzdłuż żółto-zielonego odcienia mojego policzka. - Przyjadę zaraz po rozprawie - uśmiecha się pocieszająco, siadając prosto na siedzeniu. Kiwam tylko głową i szybko wychodzę na podjazd. Odnoszę wrażenie, że wyraz mojej twarzy wręcz wrzeszczy, aby mnie nie zostawiał z tym samej, że sobie nie poradzę, że jak tylko spojrzę w ich twarze rozpadnę się na miliony drobnych kawałków.

Nie śpię dobrze tej nocy. W głowie ciągle wiruje mi mnóstwo obrazów, widzę zatroskane spojrzenia Willa, taty i Lisy. Ledwo udaje mi się przysnąć, a czuję na swojej skórze błądzące dłonie Derecka. Wciskam twarz w poduszkę wydając przeciągły jęk. Staram się myśleć pozytywnie, wierząc, że Dean coś wymyśli. Nie przychodzi mi to z łatwością, ciągle gdzieś z tyłu czaszki czai się myśl, że nie będzie dobrze.

Kiedy podnoszę głowę, na dworze już świta. Podnoszę się, wiedząc, że nie ma sensu dalej leżeć.

Powłócząc nogami wchodzę do łazienki. Wzdycham ciężko na swój widok i wpełzam pod prysznic. Stoję długo wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt. Dopiero kiedy skóra zaczyna poważnie mnie parzyć zakręcam wodę i owijam się puchatym szlafrokiem. Powoli i dokładnie suszę włosy, następnie lekko je lakierując, układając je w grube fale. Przyglądam się swojemu odbiciu. Mrużę oczy i wyciągam kilka rożnych cieni. Pociągam pędzelkami po powiekach, tworząc bardziej widoczne zasinienia. To samo czynię z zielonkawą kością policzkową. Wyglądam podobnie, jak w chwili powrotu do domu. Ruszam do garderoby, gdzie wyciągam czarne spodnie, białą włoską koszulę i czarny żakiet. Wsuwam czarne balerinki na stopy, kiedy rozlega się ciche pukanie do drzwi. Podnoszę wzrok i spoglądam na Willa.

- O, już nie śpisz. Za niecałą godzinę jedziemy. Jak się trzymasz? Może zjesz śniadanie? - pyta ostrożnie, wchodząc do środka. Kręcę tylko głową i siadam na krawędzi fotela. To niemożliwe, abym przełknęła cokolwiek.

Zaczynam się pocić, kiedy wchodzimy na salę. Wszystkie odgłosy mieszają się z nieustającym szumem w mojej głowie. Wycieram dłonie o spodnie, nawet nie wiem, który to już raz.

- Hej, coś mnie zatrzymało - głos Deana wyrywa mnie z zamyślenia. Całuje mnie w policzek i siada obok. Thom rzuca mu spojrzenie pełne pogardy, lecz chłopak nie zwraca nawet na niego uwagi, tylko uśmiecha się szeroko. Marszczę brwi i pochylam się do przodu, przyglądając się jego twarzy.

- Będzie dobrze - szczerzy się i poprawia na miejscu. Zagryzam wargi i wstaję razem ze wszystkimi, kiedy sędzia wchodzi do sali. Wysilam się, aby nie zemdleć na widok Michela i dwóch mężczyzn obok niego. Jak przez mgłę rejestruje przebieg rozprawy, zeznania świadków, nawet swoje własne słabo pamiętam. W końcu na miejsce świadka siada Dean z zadowoloną miną, uprzednio podając coś prokuratorowi. Niekontrolowanie otwieram usta, kiedy z głośników wypływa nagranie mojej rozmowy z Michelem w tamtym pokoju. Słyszę panikę w swoim głosie, chociaż dźwięk szumi. Wraz z każdym słowem sytuacja rysuje się przed moimi oczami. Zgaduję, że w moim nadajniku od Deana musiała być funkcja nagrywania oraz to, że chłopak musiał wrócić po szczątki urządzenia. Piękna dedukcja. Głos policjanta rozbrzmiewa echem w moim umyśle. Nieznajome do tej pory ciepło wnika w odmęty mojej podświadomości. Gdzieś głęboko we mnie tli się nadzieja, że jednak może coś pójdzie po naszej myśli.


Wrząca woda kłuje moje ciało, jakby ktoś wbijał w nie maleńkie igiełki. Ciężkie krople mieszają się z gorącymi łzami. Jestem świadoma bólu, jednak skutecznie go ignoruję. Kolana uginają się pode mną. Powoli osuwam się po szklanej ścianie kabiny prysznicowej, opadając na dno. Podciągam uda do piersi i zamykam oczy, z których wypływa jeszcze więcej łez. Natarczywe drobinki wody atakują moją twarz, kaskadami toczą się po plecach. Jednak tego nie odczuwam. Mam wrażenie, że moje ciało należy do innej osoby. Czuję się tak, jakby ktoś wyrwał ze mnie duszę, zostało samo ciało niezdolne do uczuć. Puste, niczym szmaciana kukiełka.

Po dłuższym czasie, podnoszę się w końcu i zakręcam kurek. Stoję przy nim moment, odnosząc wrażenie spowolnionego tempa, jakie mnie ogarnęło. Mechanicznie osuszam ciało. Cały czas pali mnie zadowolone spojrzenie Michela, oblewa mnie fala obrzydzenia. Zamyka oczy i wyobrażam sobie litry pomyj spływających wzdłuż moich kończyn. Kwas żołądkowy podchodzi mi do gardła, oczy znów płoną. Uderzam się w twarz, chcąc wyrwać się ze stanu osłupienia. Przełykam zalegającą ślinę w ustach i podnoszę ubrania z kosza na pranie. Wciągam stare, podarte dżinsy i za dużą, wyciągniętą bluzę. Podsuszam włosy i puszczam je luźno, aby zasłoniły moje umęczone spojrzenie. Wracam do pokoju, w którym wciąż rozbrzmiewa pukanie do drzwi.

Wsuwam do kieszeni portfel i podchodzę do okna. Wskakuję na parapet i przerzucam nogi na zewnątrz. Powoli, chwytając się framugi okna, zsuwam się w dół. Szukam drabinki do kwiatów, po czym zaczynam schodzić w dół. Skaczę na ziemię, upadając na kolana. Podrywam się szybko i sprintem biegnę w stronę ogrodzenia. Choć zmuszam się do każdego ruchu, migiem znajduję się na bocznej uliczce prowadzącej do domu.

Wchodzę do sklepu z zamiarem kupienia dwóch produktów. Szybko wyciągam dowód i pospiesznie ruszam w drogę powrotną.

Nieporadnie wpełzam przez okno. Stawiam torbę na podłodze i odpalam pierwszego papierosa. Dym na przemian wypełnia i opuszcza moje płuca. Gaszę peta na parapecie i nalewam ćwierć szklanki soku. Odkręcam szklaną butelkę i wypełniam do końca naczynie czystą wódką. Siadam na podłodze pod ścianą z laptopem na kolanach i drinkiem w dłoni. Zaledwie trzeci raz przechylam go do ust, a już nie ma połowy napoju. Otwieram folder ze zdjęciami. Łzy płyną strumieniami wzdłuż moich policzków, a alkohol rozsierdza żarzące się węgle w żołądku. Zastanawiam się, jak to wszystko się stało. Jak to możliwe, że tak szybko zniknęło moje spokojne życie. Jak to się stało, że pękło tak momentalnie jak mydlana bańka. W jednej chwili spadłam twardo na ziemie w odmętach pachnącej mgiełki. Moja poprzednia egzystencja nie była idealna. Często brakowało mi czasu, często czułam się opuszczona, samotna. Jednak większość zmartwień znikała, kiedy w drzwiach pojawiała się ona. Zmęczona, śpiąca, lecz zawsze uśmiechnięta, zawsze gotowa mnie wysłuchać. Blond włosy podskakiwały radośnie wokół jej twarzy, kiedy wchodziła po schodach i machała mi ręką. Przerzucając kolejne slajdy, znowu napełniam szklankę. Ty razem nie bawię się w mieszanie wódki z sokiem. Ma szybko zadziałać, a sok w tym nie pomoże. Upijam duży łyk. Gardło rozpaczliwie broni się przed ognistym pieczeniem. Zamykam oczy i wracam do przeszłości.

Otwieram drzwi Kaylee, Chloe i trzem chłopcom z klasy.

- Idziemy na imprezę, a ty idziesz z nami! - oznajmia Nick, kręcąc biodrami i wyrzucając ręce do nieba. Wszyscy parskamy śmiechem. Mama jest zachwycona pomysłem, bardziej niż ja. Zgadzam się, ale pod jednym warunkiem. Całą szóstką idziemy do stajni, gdzie wprowadzam i czyszczę konia. Kaylee wypełnia jego żłób, a chłopcy zakładają sobie na plecy siodła...

Czkając, otwieram oczy. W głowie już mi szumi, a kończyny drętwieją. Opróżniam naczynie i odkładam laptop. Kolejny papieros, kolejna szklanka i nadchodzi cudowny stan odrętwienia.

Wzdrygam się, kiedy dociera do mnie miarowe uderzanie w drzwi.

- Faith, proszę... Nie rób tego... Nie odtrącaj mnie znowu - żałość wyziera z głosu Liama. Nie wiem dlaczego, ale wstaję i chwiejnie podchodzę do drzwi. Na szczęk zamka słyszę, jak robi krok w tył, następnie naciskając klamkę. Wchodzi do pokoju pogrążonego w ciemności. Nie zauważyłam, kiedy nastał wieczór. Odklejam się od ściany i przekręcam klucz, kiedy tylko zamyka za sobą drzwi. Zapala światło, na co z jękiem zasłaniam rękoma oczy.

Gasi je natychmiast i po omacku odszukuje włącznika do lampki.

- Jesteś pijana - stwierdza beznamiętnie. Nie czuję w tych dwóch słowach żadnych emocji. Możliwe, że to dzięki upojeniu alkoholowemu. Przytakuję, robiąc krok w jego stronę. Kostka dziwnie ugina się pode mną i prawie zderzam się z podłogą.

- Coś ty zrobiła - wzdycha, podnosząc mnie za ramiona. - Ja wiem, że to niesprawiedliwe, ale to nie powód, żeby doprowadzać się do takiego stanu - poucza mnie, co strasznie mnie irytuje.

- Powiedział ten, co nigdy nie pił - prycham, patrząc mu w oczy, ciężko mrugając powiekami.

- Nieważne - urywa rozmowę i obejmując mnie w pasie, zmierza do łazienki. Sadza mnie na desce klozetowej i zdejmuje jeden z ręczników, po czym wkłada go pod kran. Krzywię się, kiedy zimnym materiałem ociera mi twarz. Dopiero się orientuję, że włosy oblepiają mi policzki, które z kolei są jakby oblane woskiem, od warstwy zaschniętych łez i alkoholu. Rozwiesza ręcznik i wyciąga rękę w moją stronę.

- Chodź, musisz się położyć - szepcze z wymuszonym uśmiechem.

- Tak, jestem bardzo zmęczona - przytakuję i ujmuję jego dłoń.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top