Rozdział 9
Venceslaus.
Spojrzałem na twarz Seraphine. Widziałem jak blednie z każdą chwilą coraz bardziej. Zatoczyła się, natychmiast chwyciłem ją w biodrach i posadziłem na kanapie. Jeszcze kontaktowała, ale jeśli się nie uspokoi to odleci.
- Uspokój się. Kilka głębszych wdechów. Wymyślimy coś.
Starałem się brzmieć spokojnie, chociaż ta sprawa zaczęła i mnie, może nie tyle wkurwiać, co zastanawiać. Po co to wszystko? Po co Melody miałaby tyle lat udawać i się z nią przyjaźnić?
Blondynka zaśmiała się nerwowo.
- Mam się uspokoić? Ja mam się uspokoić? W tym momencie wszystko się rozsypało, Hall. Tyle lat byłyśmy przyjaciółkami, a okazuje się, że wszystko było kłamstwem.
Nie miałem pojęcia jak się czuje. Byłem typem który nigdy nie potrzebował przyjaciela. Byłem samotnikiem i było mi dobrze.
- Zadzwonię do Bruce i z nim porozmawiam… Powinien o tym wiedzieć.
Dodała po chwili, a ja nie mogłem na to pozwolić.
- Jeśli Bruce się dowie, że Melody jest w to zamieszana, zrobi aferę. A jeśli chcemy dowiedzieć się czegoś więcej, musimy grać w ich grę. Skoro myślą, że to oni rozkładają karty, niech dalej tak będzie.
Wytłumaczyłem na co ona znów zaczęła się śmiać.
- Jesteś niepoważny.
Rzuciła rozbawiona. Podniosła się z kanapy i ruszyła w stronę wyspy kuchennej na której zostawiła telefon. Momentalnie wstałem i do niej podszedłem. Chwyciłem jej nadgarstek gdy sięgała po urządzenie.
- Nie dzwoń do niego, do cholery.
Wycedziłem przez zaciśnięte zęby. Naprawdę była tak głupia czy się tylko zgrywała?
- Skoro ja nie znalazłem nic więcej w darknecie, on tym bardziej nie dowie się nic poza tym. Tylko nas wyda, że wiemy. Oni się spłoszą i za cholerę się nie dowiemy o co tutaj chodzi.
Kobieta rzuciła mi mordercze spojrzenie.
- Bruce jest policjantem.
- Który nic do tej pory nie zrobił, bo nie ma dowodów.
Zauważyłem, a ona chyba faktycznie zaczęła odpuszczać. Puściłem jej nadgarstek. Zamiast chwycić telefon, po prostu oparła dłoń na blacie.
- Myślałam, że jak założą kamery, będę czuła się bezpiecznie, a wychodzi na to, że one tylko namieszały.
Zmarszczyłem brwi.
- Właściwie dzięki nim, wiesz, że twoja przyjació…
- Wolałabym nie wiedzieć.
Ruszyła w stronę schodów, a ja się zaśmiałem. Momentalnie się zatrzymała, odwróciła się na pięcie i oparła dłonie na biodrach.
- Co cię tak bawi?
Zapytała zirytowana.
- Masz dwadzieścia siedem lat, a naprawdę zachowujesz się jak gówniara. Kurwa, mamy okazję rozwiązać zagadkę która męczy policję z Miami kilka lat. A ty jesteś zła, bo twoja przyjaciółka jest suką?
Jej złość rosła z moim każdym wypowiedzianym słowem. Wiedziałem, że zaraz wybuchnie.
- Zabrzmię jak egoistka, ale w dupie mam rozwiązanie tej pieprzonej zagadki. Nie ja jestem od tego. Teraz mimo kamer, będę bała się spać we własnym domu, do cholery. Darknet? Myślałam, że to istnieje tylko w filmach, a się okazuje, że zdjęcie osoby którą jak myślałam, znam, tam widnieje i ma powiązania z ludźmi którzy krzywdzą kobiety.
Krzyczała. Nie. Ona wrzeszczała. Była wściekła. Nie wiedziałem właściwie na co. Na mnie, bo znalazłem co znalazłem? Na Melody, bo okłamywała ją tyle lat?
- Chciałbym zauważyć, że jeśli dalej będziesz się tak zachowywać, to będziesz kolejną z kobiet które zapadły się pod ziemię.
Powiedziałem gdy skończyła się wydzierać.
- Nie będę skoro mam przy sobie czubka który patrzy w kamery.
Wskazała na mnie dłonią, dając mi do zrozumienia, że to o mnie chodzi. Chwyciłem się za nasadę nosa i zaraz uniosłem ręce do góry w geście poddania.
- Radź sobie sama, może gdy twoje życie będzie faktycznie zagrożone, zrozumiesz, że to nie są żarty.
Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem do stolika na którym zostawiłem laptop. Zamknąłem go, chwyciłem w dłoń i ruszyłem w stronę wyjścia.
- Nie masz pojęcia jak się czuje.
Wysyczała, a ja parsknąłem śmiechem i zatrzymałem się przy drzwiach.
- Mógłbym powiedzieć to samo.
- Dlaczego?
Zacisnąłem palce na urządzeniu i odwróciłem się w jej stronę. Stała na korytarzu kilka metrów przede mną. Kawa na ławę, z pewnością i tak Roy powiedział jej o wszystkim, bo z jej temperamentem raczej by nie odpuściła tak cennej informacji.
- Jak zapewne wiesz, moja siostra została zgwałcona i zamordowana. Nie miała takiego szczęścia jak ty, bo nikt nie dopadł tego skurwysyna wcześniej. Doceniała życie, nie zasłużyła na śmierć, nie w taki sposób. A ty? Zachowujesz się jak rozwydrzony bachor, bo twoja przyjaciółka zrobiła cię w chuja. Świat jest brutalny, ludzie to bestie i chyba naprawdę musisz poczuć to na własnej skórze, by się o tym faktycznie przekonać.
Mówiłem patrząc w jej oczy, a jej pewność siebie malała. Bladła coraz bardziej z każdym wypowiedzianym moim słowem. Gdy skończyłem, znów założyła maskę zaciętej. Zacisnęła usta i zmarszczyła zdeterminowana brwi.
- Gdybyś tak bardzo chciał sprawiedliwości i pozbyć się każdego z tych zwyroli, z pewnością zająłbyś się tą sprawą wcześniej, więc przestań rzucać takimi argumentami, bo nie mają sensu.
Zaśmiałem się na jej słowa. Popierdolona idiotka.
- Jednak tylko wyglądasz na aniołka, a bliżej ci do samego diabła.
Wycedziłem. Odłożyłem laptop na komodę i ruszyłem w stronę Seraphine. Zróbmy przedstawienie. Chwyciłem ją w pasie, przywarłem do ściany i położyłem dłoń na jej krtani. Zacisnąłem palce i pochyliłem się do jej ucha.
- Chciałem pozbyć się jednego zwyrola i to mi wystarczyło.
Wychrypiałem do jej ucha. Z trudem łapała oddech.
- Romano, złamał Celine kręgosłup by nie mogła się ruszyć. Gdy ją gwałcił miażdżył jej krtań.
Zacisnąłem mocniej palce na jej szyi. Ułożyłem dłoń na jej ustach i nos, odbierając jej na chwilę możliwość oddechu. Momentalnie położyła dłonie na moich nadgarstkach chcąc je odsunąć.
- Zatkał jej usta, by nie mogła krzyczeć, a gdy się spuszczał, zatkał nos by nie miała możliwości oddechu.
Mówiłem bez emocji. Czułem jak zaczyna drżeć. Puściłem ją, odsunąłem się, a ona od razu zaczęła kaszleć i walczyć o głębszy oddech.
- Zemsta na Romano była moim obowiązkiem. A innymi zwyrolami powinna zająć się policja, nie ja i jestem ciekaw co dla ciebie przygotowali, bo z pewnością po ciebie przyjdą, na czele z Melody.
Mogłem się domyślić, że nie odezwie się słowem, dlatego faktycznie wyszedłem z jej domu zgarniając po drodze laptop. W dupie miałem, że zapewne ją wystraszyłem. Ktoś musiał doprowadzić do tego by złagodniała, bo takim zachowaniem nie zajdzie daleko. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem z piskiem opon. Nie będę się przejmował gówniarą. W dupie mam wolność, niech Bruce sam zadba o siostrzyczkę, bo jest tak samo wyszczekana jak on.
Co myślicie o tej sytuacji? Bo jestem ciekawa.🤔
Widzimy się w poniedziałek.❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top