Rozdział 20

Seraphine

- Spotkajmy się jutro. Ty, Eric White, Peter Larson i wasz stary, bo naprawdę mam, kurwa, dosyć tych gierek.

Powiedziałam od razu, gdy Melody odebrała telefon. Jej numer znałam na pamięć i może działałam impulsywnie, ale nie pozwolę by Hall poszedł do więzienia. I to nieważne czy ostatecznie skończymy razem czy osobno. Nie zasłużył by trafić do pierdla. Melody zaczęła się śmiać jak popieprzona, a Vence wyszedł z łazienki i wbił we mnie zszokowane spojrzenie.

- Zapraszamy na obiad, Seraphine. Tylko bądź sama, mamy tylko jedno wolne miejsce przy stole.

Rozłączyła się. A mój telefon zapikał informując o wiadomości. Obiad o trzynastej i adres. Odłożyłam telefon na komodę, doskonale wiedząc, że zaraz dostanę wiązankę od Venceslausa. Wycelował we mnie palec wskazujący i zaczął iść w moją stronę.

- Czy ty jesteś poważna?

Milczałam. Wiedziałam, że jest wściekły.

- Kurwa mać, mówiłem, nie pakuj się w kłopoty, a ty co robisz? Pchasz się prosto do tych czubków. Sama. Bez jakiegokolwiek planu, do cholery.

Oparłam się o komodę, bo był coraz bliżej. Położył dłonie po obu stronach mojego ciała i wbił we mnie spojrzenie.

- Mam plan.

To nie była do końca prawda, ale też to nie było do końca kłamstwo. Gdzieś pomiędzy.

- Jaki, hm? Bo na moje, nie masz żadnego. Działasz impulsywnie, jak pieprzona gówni…

- Plan jest taki, żeby nie pozwolić by cię zamknęli, Hall.

Przerwałam mu od razu.

- Nie obchodzi mnie, czy faktycznie skończymy razem czy nie. Nie chcę żebyś trafił za kratki bo na to nie zasłużyłeś.

Wyglądał jakby dostał w twarz, ale mimo to kontynuowałam.

- Nie wątpię w to, że Roy maczał palce w sprawie twojej siostry… Może też dlatego chce jakoś odkupić winy i…

Odepchnął się od blatu i zaśmiał się gorzko.

- Ty nie jesteś mi nic winna, Seraphine.

Pokręciłam głową na boki.

- Sam mówiłeś, że wszystko jest połączone, Vence… Gdyby nie sprawa twojej siostry, nigdy w życiu byśmy na siebie nie trafili.

Tym razem to on zaprzeczył ruchem głowy.

- Gdybyśmy mieli na siebie trafić to i tak by się to stało, czy z Celine czy bez.

- Przestań chrzanić. Dobrze wiesz, że to nie jest prawda. Ja dalej dążyła bym do zostania modelką, a ty dalej siedziałbyś przy komputerach.

Starałam się nie wybuchnąć, ale już naprawdę traciłam cierpliwość.

- Nie puszczę cię tam w mojej sprawie. Nie gdy nie będę mógł nic zrobić.

Powiedział pewnie, a ja nie wytrzymałam.

- Więc nie idę tam w twojej sprawie tylko w sprawie tych kobiet z nagrań. W sprawie Celine. Wszystkie zasłużyły na sprawiedliwość, do cholery. A jeśli tak bardzo się boisz, to nie wiem. Zaczipuj mnie jak pieprzonego psa, żebyś w razie co, wiedział gdzie mnie szukać.

I teraz to jemu puściły nerwy. Uderzył pięścią w ścianę, a ja aż się skrzywiłam, bo zrobił to zranioną ręką.

- Czego ty, kurwa, nie rozumiesz?!

Wydarł się, przez co aż się wzdrygnęłam.

- Tyle lat robili wszystkich w chuja, więc nie są głupi. Nie pojedziesz tam i koniec tematu.

- Bo co?

Byłam uparta, ale najwidoczniej musiałam być. W jego oczach tańczyła wściekłość, ale doszedł również żal. Widziałam jak zaczęły się w nich zbierać łzy. A tego za cholerę się nie spodziewałam.

- Bo nie chcę żebyś skończyła jak Celine, Seraphine. Nie chcę cię zgubić, zawieść i któregoś dnia oglądać na tym pieprzonym darknecie film jak cię gwałcą. Drugi raz nie zniosę krzywdy bliskiej mi kobiecie. Naprawdę to tak trudno zrozumieć?

Venceslaus Hall był bliski płaczu. Dosłownie rozpadał się na kawałki, a ten widok niszczył i mnie. Bez namysłu podeszłam do niego i wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Momentalnie mnie objął i zatopił twarz w moich włosach.

- Nie ma kogoś w Miami kto ma szerokie plecy i możliwości? Jesteś hakerem Vence, a nie jakimś zabijaką z całą mafią pod sobą… Wiem, że chcesz pomścić Celine, al…

Nie dane mi było dokończyć, bo odsunął się ode mnie i poszedł do pokoju w którym miał cały sprzęt. Zdezorientowana ruszyłam za nim. Grzebał w komputerze i czegoś uparcie szukał. Jakby dostał jakiegoś oświecenia. Otworzyłam usta by się odezwać, zapytać o co chodzi, ale zobaczyłam zdjęcie jakiegoś faceta z brodą na monitorze. Na moje oko po czterdziestce.

- Kto to?

Zapytałam niepewnie, bo gościa widzę pierwszy raz na oczy.

- Seth Reid. Facet z Miami który ma szerokie plecy, możliwości, władzę i zasady dotyczące kobiet, więc z pewnością pomoże. Wystarczy jeden telefon.

Kiwnęłam głową bo w tej sytuacji brzmiało to naprawdę dobrze.

- Ale?

Dopytałam, bo musiało jakieś być skoro jeszcze nie miał telefonu w ręce.

- Ale nie wiem co chciałby w zamian za pomoc. Za pięć osób może zaśpiewać kwotę której nawet ja na oczy nie widziałem, jedyne co mogę mu zaoferować to pomoc w internecie jeśli będzie takiej potrzebował.

Widziałam niepewność wymalowaną na jego twarzy. Widziałam, że się wahał, ale w tym momencie nie było czasu na wątpliwości.

- I tak jesteśmy w gównie… Więc albo wejdziemy w jeszcze większe, albo z niego wyjdziemy…

Wzruszyłam lekko ramionami. Vence przejechał dłonią po twarzy i chwycił telefon który leżał na biurku.

- Przysięgam, że gdy to się skończy, spiorę ci tyłek tak, że przez tydzień nie usiądziesz. Za twoją głupotę.

Uśmiechnęłam się szeroko.

- Na to liczę.

Usiadłam na drugim fotelu. Hall wystukał numer i przyłożył telefon do ucha. Było już po północy, więc wiedziałam, że facet może nie odebrać, ale nadzieja zawsze umiera ostatnia. Po chwili Vence odłożył telefon. Reid nie odebrał.

- Spróbuj jeszcze raz.

- Nie będę truł mu dupy, gdyby chc…

Przewróciłam oczami i chwyciłam telefon Vence. Wybrałam ostatni numer i wcisnęłam zieloną słuchawkę. Pierwsze połączenie. Drugie, trzecie… Cisza. Spróbowałam jeszcze raz. Facet się rozłączył.

- Zadzwonimy z samego rana.

Zdecydował Hall, a ja rzuciłam mu mordercze spojrzenie.

- Nie ma mowy. Nie odpuszczę tak łatwo, skoro to jedyna osoba w Miami która może nam pomóc.

Zadzwoniłam kolejne kilka razy, aż w końcu gdy już traciłam nadzieję, facet odebrał.

- Przysięgam, jeśli to nie jest nic ważnego, znajdę cię i zapierdolę.

Powiedział wyraźnie wkurwiony i chyba obudzony. A ja nie chcąc by się rozłączył, od razu zaczęłam mówić:

- W darknecie są filmiki na których kobiety są naćpane i gwałcone. Każda z nich jest na liście zaginionych w Miami. Jest ich czterech, którzy się tym zajmują, plus policjant który wszystko zamiata pod dywan. Jestem na ich celowniku i pod wpływem impulsu zadzwoniłam do nich i wprosiłam się na jutrzejszy obiad. Właściwie dzisiejszy.

Mówiłam na jednym wdechu. Słyszałam jak się szamocze, więc chyba faktycznie wstawał z łóżka.

- Jesteś nienormalna czy jaka?

Zapytał, a ja wycedziłam:

- Skoro mój facet chce się ich pozbyć, a nie ma odpowiednich pleców i umiejętności, to logiczne, że pójdzie do więzienia. A na to nie pozwolę, okej?

Milczał chwilę, jakby kodował wszystko co mu powiedziałam.

- Skoro chce się ich pozbyć i tyle ryzykować, nie tylko ty musisz być powodem.

Spojrzałam na Halla. Nie byłam pewna czy powinnam to mówić, ale skoro facet miał faktycznie pomóc…

- Jedną z kobiet była jego siostra. Zrobili to kilka lat temu, ale…

Westchnęłam.

- A tym policjantem jest mój przyszywany brat i po prostu…

Znów cisza.

- Nie wiem ile kosztuje taka pomoc, ale może się dog…

- W dupie mam pieniądze. Wyślij mi adres, zaraz przyjadę i porozmawiamy.

Rozłączył się, a ja od razu wysłałam mu adres Halla i oddałam mu telefon. Vence wstał i poszedł do sypialni, a ja za nim. Nie odezwał się. Był zły? Jeśli tak to dlaczego? Wszedł do garderoby, zapewne by się ubrać, więc i ja wyciągnęłam ciuchy z walizki i zaczęłam się ubierać. Zwykle dresowe spodenki i t-shirt. Hall wyszedł ubrany w jeansy i koszulkę. Nawet na mnie nie spojrzał.

- Dlaczego jesteś zły?

Zapytałam, a on się zatrzymał i pokręcił głową.

- Nie jestem zły. Ale…

Odwrócił się w moją stronę.

- A jeśli coś pójdzie nie tak? Coś się pochrzani i…

Tym razem to chyba on zaczął panikować. Podeszłam do niego. Położyłam dłonie na jego policzkach i musnęłam delikatnie jego usta.

- Uspokój się. Skoro ten cały Seth jest w stanie nam pomóc, na pewno wszystko pójdzie dobrze. Podejrzewam, że ma niejedną taką akcję na koncie, więc…

Zmarszczyłam się, bo dotarło do mnie, że zaraz do tego domu wejdzie morderca. Taki konkretny, nie taki jednorazowy jak Hall.

- Jedyne co się może pochrzanić, to moja aura gdy się zrzygam bo nie będę w stanie znieść widoku trupów.

Wymamrotałam zniesmaczona, a Vence się zaśmiał i pocałował moje czoło.

Wstępnie widzimy się w czwartek.❤️
Jeśli będę miała napisane rozdziały wcześniej, to będę wam dodawać od razu. Jeśli nie, to standardowo będą wlatywać co trzy dni.❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top