Rozdział 11
Venceslaus
Całą drogę przeklinałem samego siebie. Jak mogłem jej zaproponować ten układ. Przecież jak tylko będzie w moim zasięgu dłużej… Zwariuję jeszcze bardziej. Ale miałem wrażenie, że wciąż nie wiemy wszystkiego. Właściwie nadal nie wiedzieliśmy kompletnie nic, ale czułem, że coś nam umyka, coś cholernie istotnego. Może dlatego zaproponowałem takie, a nie inne rozwiązanie? Może dowiem się czegoś “od środka” skoro internet niewiele mi mówi?
Chciałem tą sprawę załatwić jak najszybciej, by móc się uwolnić od tego bagna. Przynajmniej tak sobie wmawiałem, bo jak tylko zobaczyłem ją w drzwiach, jak na mnie czeka z uśmiechem na ustach… Wiedziałem, że za kilka dni nie będę chciał wychodzić z tego gówna.
Zamknąłem samochód i z torbą na ramieniu ruszyłem w jej stronę. Odsunęła się robiąc mi przejście. Wszedłem do środka i wziąłem głęboki oddech jak tylko zamknęła drzwi.
- Nie rzucasz żadnych podtekstów, chodzisz ubrana i…
Powiedziałem od razu, a ona równie szybko mi przerwała.
- Jestem u siebie w domu, Vence, mogę robić co chce.
Minęła mnie i ruszyła w stronę schodów, celowo poruszając biodrami. W duchu jęknąłem zrezygnowany. Poszedłem za nią, starając się nie patrzeć na jej bujające się biodra. Wszedłem do sypialni w której już czekała.
- Ten pokój nie ma garderoby, więc ta duża szafa musi ci wystarczyć. Łazienki też nie ma, więc będziesz korzystał z tej na korytarzu.
Przytaknąłem, bo nie miałem z tym problemu. Skierowałem na nią wzrok.
- I naprawdę mam nadzieję, że któregoś dnia wpadnę na ciebie gdy będziesz w wychodził z łazienki w samym ręczniku.
Dodała zadowolona i uśmiechnęła się szeroko. Spojrzałem na nią wymownie.
- Wydaje mi się, że nie po to tutaj jestem. Jak tylko się wszystkiego dowiem i sprawa będzie skończona, to…
Machnęła dłonią.
- Tak, tak… Każdy idzie w swoją stronę, ale przez ten czas, nie musimy skakać sobie do gardeł i możemy się świetnie bawić.
Zaśmiałem się na jej słowa. Za cholerę nie potrafiłem jej rozgryźć, raz mówi jedno, raz drugie. Raz zachowuje się jak idiotka, a innym razem całkiem zwyczajnie.
- Jesteś dwubiegunowa?
Zapytałem chcąc się upewnić. Od razu uśmiech z jej twarzy zniknął.
- Nie, ale znacznie młodsza od ciebie, więc mam coś takiego jak poczucie humoru.
Próbowała dogryźć, ale chyba nie sądziła, że odwróci się to przeciwko niej.
- Od początku mówiłem, że jesteś dzieciakiem, cieszę się, że chociaż z tym się zgadzamy.
Uniosłem brew. Seraphine zacisnęła poirytowana usta. Nie zapowiadało się, żeby się odezwała, więc odłożyłem torbę na łóżko.
- Więc kręcą cię mamuśki?
Była tak cholernie poważna, że naprawdę zacząłem się obawiać, że zadała to pytanie na serio.
- Żartujesz?
Odbiłem piłeczkę, a ona pokręciła głową. Przejechałem dłonią po twarzy. Chyba to ja wyląduję w psychiatryku, nie ona.
- Jestem w pracy. Jesteś moim ostatnim zleceniem, Seraphine. Nie mam w zwyczaju pieprzyć się z siostrą swojego zleceniodawcy.
Przewróciła oczami i splotła ręce pod piersiami. Naprawdę to zrobiła. Kiwnąłem głową i postanowiłem rozegrać to w inny sposób.
- Więc ty idąc do pracy, pieprzysz się z każdym fotografem?
To pytanie zadziałało na nią jak płachta na byka. Uniosła dłoń, wzięła zamach chcąc mnie spoliczkować, ale chwyciłem jej nadgarstek w ostatniej chwili. Spojrzałem w jej oczy. Była w nich czysta wściekłość. Pociągnąłem ją za rękę do siebie jeszcze bliżej, przez co przywarła do mojej klatki. Oddychała coraz szybciej i uciekła wzrokiem. Pochyliłem się do jej ucha.
- Przestań zachowywać się jak napalona gówniara, która jeszcze nigdy nie miała chuja między nogami, to może coś z tego będzie.
Wycedziłem przez zaciśnięte zęby. Skoro nie idzie z nią normalnie rozmawiać, będę zachowywał się tak jak ona. Jak debil. Zaśmiała się na moje słowa, jakbym powiedział coś naprawdę zabawnego. Odwróciła głowę w bok by móc na mnie spojrzeć.
- Przecież faceci chcą tylko jednego, nie jest tak?
Pokręciłem głową na boki.
- Chłopcy, może i owszem, ale każdy prawdziwy mężczyzna, potrafi postawić na swoim, potrafi wziąć to co do niego należy, ale potrafi też, kurwa, myśleć. Nie interesuje go tylko ładna buzia czy idealne ciało. Jeśli kobieta ma pusto w głowie, albo taką z siebie robi… Nie jest dla mnie.
Puściłem jej nadgarstek, ale ona nie poruszyła się nawet o milimetr. Co z tego, że była piękna, skoro co chwilę pokazywała jak jest głupiutka. Nawet nie drgnęła, była w wyraźnym szoku bo chyba nie spodziewała się usłyszeć takich słów.
- Albo zaczniesz zachowywać się normalnie, albo sam oddam cię, kurwa, w ich ręce, bo będę miał cię dość.
Może byłem brutalny, ale naprawdę musiała zrozumieć, że nie interesuje mnie taka relacja jaką by chciała. Odsunąłem się od niej gdy nie odzywała się dłuższą chwilę. Wyszedłem z pokoju i poszedłem na zewnątrz. Wyciągnąłem z auta laptop, a gdy wróciłem, Seraphine już nie było. Zapewne zamknęła się obrażona u siebie w sypialni, ale jakoś niespecjalnie się tym przejmowałem. Położyłem urządzenie na szafkę nocną i zacząłem wyciągać rzeczy z torby chcąc je ułożyć na półki, ale mój laptop zaczął piszczeć. A to oznaczało tylko jedno, ktoś próbował się przedostać przez moje blokady. A jedyną którą na tą chwilę założyłem, była ta z dostępem do kamer w domu Seraphine. Od razu kucnąłem przed szafką i otworzyłem urządzenie. Ekran wariował. Cyferki oraz zielone literki szalały na czarnym ekranie.
- Cholera.
Jeśli ktoś próbuje przedostać się przez moje zabezpieczenia, jest gorzej niż myślałem, bo jeśli mają hakera, mogą naprawdę wiele. Co innego jest siedzieć w darknecie, a co innego jest próbować walczyć z innym hakerem.
- Co tak piszczy?
Zapytała zdezorientowana Seraphine. Nawet na nią nie spojrzałem. Zacząłem stukać w klawiaturę, próbując zablokować atak.
- Venceslaus.
Odezwała się zrezygnowana, a ja słysząc swoje imię, zrezygnowałem z tej walki w sieci. Przeniosłem na nią wzrok i podniosłem się.
- Pakuj się, zabieram cię do siebie.
Otworzyła szerzej oczy, ale ja nie będę ryzykował.
- Chyba sobie żartujesz.
Oczywiście, że nie żartowałem. U siebie w domu miałem zabezpieczenia których nikt nie jest w stanie obejść, a kamery z racji, że nie należą do mnie, mogą przeskoczyć tą blokadę.
- Ktoś próbuje włamać się do twoich kamer i obejść moją blokadę. To już przestaje być zabawne i naprawdę mnie wkurwia, więc spakuj się do cholery i jedziemy do mnie.
Momentalnie zbladła. Chyba dopiero teraz dotarła do niej powaga sytuacji bo kiwnęła głową i weszła do drugiego pokoju. Doskonale wiedziałem, że tam znajduje się jej sypialnia, więc zapewne poszła się pakować. Dźwięk z laptopa ucichł, więc wiedziałem, że haker nie dał rady. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i już miałem wybrać numer Roya i go o tym powiadomić, ale ostatecznie zrezygnowałem, bo jeśli mu powiem, że włamałem się do jej kamer, wkurwi się jeszcze bardziej.
Ubrania włożyłem z powrotem do torby, przewiesiłem ją przez ramię, a laptop zamknąłem i chwyciłem w dłoń. Wyszedłem z pokoju i wszedłem do sypialni Seraphine. Ruszyłem dalej, w stronę jej garderoby. Stała na środku, wyciągała ciuchy z szafy i wrzucała do walizki. A raczej próbowała bo niewiele z nich faktycznie tam trafiło. Płakała, a ja chyba pierwszy raz w życiu nie wiedziałem jak mam się zachować, więc po prostu ją obserwowałem.
- Uspokój się.
Powiedziałem, bo to jako jedyne przyszło mi do głowy. Dopiero teraz zdała sobie sprawę o mojej obecności. Zatrzymała się i spojrzała na mnie. Widziałem, że zaraz pęknie jeszcze bardziej.
- Mam dość udawania, że nic się nie dzieje. Moje życie wywróciło się do góry nogami, Hall. Wszystko co znałam, jest teraz obce. Nie wiem komu mogę ufać, a komu nie. Nie wiem czy tobie powinnam zaufać, bo skoro Melody jest razem z nimi, to ty również możesz być. To dla mnie za dużo, rozumiesz?
Mówiła dalej zalewając się łzami. A ja stałem jak ten idiota. Po chwili zaśmiała się gorzko.
- Naprawdę nie chce skończyć jak twoja siostra, Vence, albo jeszcze go…
- Nie skończysz.
Przerwałem jej pewnie. Nie powiedziała nic. Jej dolna warga zaczęła drżeć i kolejna porcja łez napływać do oczu. Podszedłem do niej i bez zastanowienia ją przytuliłem. Zaszlochała wtulając się w moją klatkę. Zaczęła się powoli uspokajać, wytarła mokre policzki, odsunęła się i tym razem faktycznie wrzuciła ubrania do walizki. Zapięła ją i podniosła.
- Spakuję jeszcze kilka kosmetyków i możemy jechać.
Wyszła z garderoby ciągnąć walizkę za uchwyt. Odwróciłem się do niej i patrzyłem jak znika za drzwiami łazienki. Wziąłem głęboki oddech i poszedłem za nią.
- Wezmę walizkę i włożę do samochodu.
Nie czekałem aż odpowie. Widziałem, że wciąż jest w nerwach. Chwyciłem walizkę, wyszedłem z sypialni, zszedłem po schodach i wyszedłem na zewnątrz. Otworzyłem bagażnik w samochodzie i włożyłem do środka jej walizkę, oraz swoją torbę i laptop. Wyciągnąłem z kieszeni spodni papierosy. Odpaliłem jednego, zamknąłem bagażnik i oparłem się o samochód.
Czy to już koniec? Naprawdę przestanie zachowywać się jak idiotka, skoro zrzuciła swoją maskę?
Wyrzuciłem fajkę w stronę studzienki gdy Seraphine wyszła z domu. Wciąż była ubrana tylko w piżamę, a na stopach miała trampki. W jednej dłoni trzymała kosmetyczkę, a w drugiej szpilki. Zaśmiałem się i wskazałem palcem na obuwie które trzymała w ręce. Już miałem się odezwać, ale była szybsza.
- Kocham te buty, nie zostawię ich.
Odparła jakby to było oczywiste. Zamknęła dom na klucz i ruszyła w moją stronę. Otworzyłem jej drzwi od strony pasażera, a ona uniosła brew.
- Wsiadaj i nie komentuj.
Odezwałem się, a ona faktycznie usiadła i nic nie powiedziała. Sam zająłem miejsce kierowcy. Odpaliłem silnik i ruszyłem przed siebie.
- Wszystko fajnie, ale rano miała do mnie przyjść Melody i co jej powiem?
Zapytała, a ja wzruszyłem ramionami.
- Wyrzuć telefon przez okno i nie będziesz musiała nic mówić. Mojego adresu nie ma nawet Roy, więc wątpię, że któreś z nich cię odwiedzi.
Zerknąłem na nią kątem oka, a ona wyraźnie zbladła.
- Nic ci nie zrobię. Po prostu cenię sobie prywatność.
Kiwnęła lekko głową. Otworzyła niepewnie okno i wyrzuciła telefon który trzymała w ręce. Spojrzałem we wsteczne lusterko, już nie było co zbierać, rozpadł się. Miałem ochotę się roześmiać, bo naprawdę to zrobiła, a przecież nie mówiłem poważnie.
- Wiesz, że żartowałem?
Zapytałem patrząc przed siebie.
- Boże…
Wymamrotała pod nosem i kątem oka widziałem, jak zażenowana osuwa się z fotela i chowa twarz w dłoniach. Uśmiechnąłem się kącikiem ust bo to było naprawdę urocze.
- Jeśli chcesz, kupię ci jutro nowy. Moja wina, więc…
- Nie chcę, przerwa od social mediów dobrze mi zrobi.
Przerwała mi od razu, a ja nie powiedziałem nic więcej.
Macie jakieś swoje teorie?🤔
Widzimy się w niedzielę.❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top