Rozdział 6

Seraphine

Serce miało mi wyskoczyć z piersi. Na włosach czułam odpadający tynk, bo ten idiota Bruce strzelił nad głową Halla.

- Odsuń się od mojej siostry, Hall.

Venceslaus oddychał coraz ciężej gdy zorientował się kto strzelił. Odwrócił głowę w moją stronę i przejechał czubkiem nosa po moim policzku. Po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz.

- Zamknij oczy, Seraphine.

Nie zdążyłam nic powiedzieć, zareagować. Mężczyzna odepchnął się od ściany, odwrócił się przodem do Roya i wymierzył w jego policzek konkretny, prawy sierpowy. Bruce zatoczył się do tyłu i przyłożył dłoń do zapewne bolącego miejsca.

- Sprawdź mnie jeszcze raz, a nie będę taki miły, szczeniaku.

Rzucił wkurzony Hall, a ja stałam jak wrośnięta w podłogę. Bruce uniósł głowę i wycelował w niego palec.

- Miałeś jej pilnować, a nie...

Przerwał nie wiedząc jak dokończyć. Doskonale znałam Roya i wiedziałam kiedy jest zmieszany i nie wie jak kontynuować zdanie.

- Skoro nieoświetlony samochód, przejeżdża raz, drugi raz, za trzecim razem się zatrzyma.

Zaczął tłumaczyć Hall.

- Miałem czekać w aucie? Jest, kurwa, tak uparta, że nie chciała zejść schodami, skoczyła i jest cała, więc o co ci chodzi? Gdybyś to nie był ty, myślisz, że podjęcie ucieczki byłoby rozsądne, skoro z każdej strony byłoby nas widać?

W jego głosie wyraźnie było czuć narastającą złość. Bruce zacisnął szczękę i przejechał kciukiem po rozciętej wardze. Nie zapowiadało się żeby się odezwał.

- Skoro masz tyle czasu, żeby mnie sprawdzać, możesz siedzieć z nią do rana. Jak założą kamery, będziesz miał widok dwadzieścia cztery na siedem, a jak gdzieś będzie chciała wyjść, będziesz łaził za nią jak ten pies. Ja się wycofuję.

Otworzyłam szerzej oczy. Jak to się wycofuje? Spojrzałam na Bruce, który był w takim samym szoku jak ja, ale mimo to, powiedział pewnie.

- Więc nasza umowa jest nieważna, Hall, a ty będziesz…

- Możesz mnie wsadzić nawet do pierdla.

Odpowiedział obojętnie i ruszył na przód domu. To jakiś żart. Coś podpowiadało mi by za nim biec, więc też to zrobiłam. Stanęłam przed nim, gdy miał minąć furtkę i wyjść na ulicę.

- Sam mówiłeś, że wolność jest dla ciebie ważna, więc jak możesz zrezygnować?

Zapytałam, nic nie rozumiejąc. Vence się zaśmiał i przejechał dłonią po twarzy.

- Pracuje dla niego kilka lat, za każdym razem wywiązywałem się z umowy, a ten gnojek sprawdza mnie już pierwszej nocy.

Pokręciłam głową na boki.

- To mój brat, zapewne chciał się upewnić, że nie zrobi…

Uniósł brew.

- Ci krzywdy?

Dokończył za mnie. Przypomniałam sobie słowa Bruce i to kogo i za co zabił Hall. Zrobiło mi się głupio, ale nie mogłam przepraszać i wygadać się, że wiem o wszystkim.

- Jesteś ostatnią kobietą na ziemi, którą mógłbym skrzywdzić.

Powiedział to w taki sposób, że nogi prawie się pode mną ugięły.

- Co to znaczy?

Spytałam, a on przez chwilę wypalał wzrokiem dziurę w mojej twarzy, aż w końcu odpowiedział:

- Jesteś siostrą szczeniaka, wolę nie mieć z nim na pieńku.

Minął mnie i ruszył dalej do samochodu. Nie chce mieć z nim na pieńku, ale przed chwilą nie miał problemu go uderzyć. Odwróciłam się przodem do czarnego dodge przy którym już był.

- Biorąc pod uwagę, to co zrobiłeś… Trochę to się kłóci z tym co przed chwilą powiedziałeś.

Zauważyłam, a on tylko arogancko się uśmiechnął. Wsiadł do samochodu i tak po prostu odjechał. Stałam jeszcze chwilę. Wzięłam głęboki oddech i wróciłam do Bruce. Siedział na tarasie z mrożonką przy policzku. Spojrzałam na drzwi które były otwarte. Nie przypominam sobie, żebym dawała mu klucze.

- Dorobiłem po śmierci rodziców.

Odezwał się, przez co wróciłam do niego wzrokiem. Wskazałam palcem na jego twarz.

- Należało ci się.

Roy przewrócił oczami.

- Skoro wcześniej wywiązywał się ze wszystkiego, nie rozumiem jak mogłeś się tak zachować. Jest wkurwiony, naprawdę odjechał.

Mój brat się zaśmiał bez krzty wesołości.

- Jesteś moją siostrą, musiałem mieć pewność, że cię nie dotknie.

Zmarszczyłam brwi.

- Sądzisz, że jeśli jego siostra została zgwałcona i zamordowana, on mógłby zrobić jakiejś kobiecie krzywdę? Wątpię w to.

Nie chciałam mu mówić tego co powiedział Hall, bo znając Bruce wściekłby się jeszcze bardziej. Widziałam jak jego poirytowanie rośnie, ale nie przejmowałam się tym.

- Postaram się go jakoś przekonać do zmiany decyzji, ale musisz mi obiecać, że więcej nie będziesz go sprawdzał.

Irytację zastąpiła dezorientacja i już wiedziałam, jakie pytanie zaraz zada.

- Ponoć nie chciałaś mieć na karku mordercy. A nagle po kilku godzinach zmieniasz zdanie?

Wzruszyłam ramionami, siląc się na naturalną odpowiedź. Nigdy nie potrafiłam dobrze kłamać i bałam się, że brat wyczuje kłamstwo i tym razem.

- Trzeba myśleć logicznie, Bruce, a odnoszę wrażenie, że traktujesz to zbyt prywatnie. Jeśli faktycznie chcesz dorwać Petera i Erica, nie możesz za mną chodzić jak cień, bo zapewne wiedzą kim jesteś. Poza tym, przysięgam, jeśli będziesz patrzył non stop w kamery, nie będę się czuła tu dobrze i wynajmę jakieś mieszkanie.

Roy spojrzał na mnie jak na idiotkę. Nie kłamałam, ale też nie mówiłam wszystkiego. Kłamstwo byłoby zbyt ryzykowne, skoro zna mnie na wylot.

- Te kamery po coś będą zamontowane, Seraphine.

Przytaknęłam.

- Rozumiem, ale myślałam, że będą sprawdzane gdy będzie jakieś włamanie, ewentualnie morderstwo, a nie, że będziesz patrzył non stop.

Bruce spojrzał na mnie spod byka. Westchnęłam i zaczęłam tłumaczyć w inny sposób.

- Mieszkam sama, nauczyłam się do prywatności, a jeśli będziesz patrzył to nie będę miała tej prywatności wcale.

Prychnął i zaczął się śmiać, a ja się zmarszczyłam nie wiedząc o co mu chodzi.

- O jakiej prywatności mówimy? Mieszkasz sama, twoją jedyną przyjaciółką jest Melody, nie masz faceta, nawet żadnego zwierzęcia, nikt cię nie odw..

Wiedziałam, że może tak wymieniać w nieskończoność. Dlatego nie chcąc tego dalej słuchać od razu mu przerwałam.

- Jesteśmy w pieprzonym Miami, po domu uwielbiam chodzić w bieliźnie, bo jest zbyt gorąco by mieć na sobie inne warstwy ubrań, jasne? Nie mam faceta, ale wciąż jestem kobietą i mam swoje potrzeby, więc bywa tak, że robię sobie dobrze. I przysięgam, jeśli chociaż raz spojrzysz w kamery gdy nic się nie stanie, albo gdy ja cię o tym nie zaalarmuje, to w dupę ci wsadzę ten pistolet.

Wskazałam na broń leżąca na stoliku. Nigdy w życiu nie widziałam go tak zażenowanego. Odchrząknął, odłożył mrożonkę na stół, a chwycił spluwę i schował za pasek spodni. Wstał i ruszył do wyjścia.

- Idź spać, będę w aucie.

- Przecież możesz wejść do środka.

- Nie, wierz mi, po tym co powiedziałaś, naprawdę nie chce naruszać twojej prywatności w żaden sposób.

Powiedział zniesmaczony, a ja wybuchnęłam śmiechem. Chwyciłam opakowanie mrożonej marchewki i weszłam do domu. Zamknęłam drzwi. Poszłam do kuchni by schować mrożonkę i wróciłam do sypialni gdzie zostawiłam telefon. Spojrzałam na urządzenie, migająca dioda mówiła o wiadomości. Chwyciłam komórkę i odblokowałam.

Dupek: Przyhamuj z wanilią. Cały nią przesiąkłem.

Uśmiechnęłam się i natychmiast odpisałam.

Ja: Po kilku dniach nie będzie jej czuć. Źle pielęgnowany zapach, nie utrzymuje się zbyt długo.

Dupek: Więc jak pielęgnować by utrzymał się dłużej?

Przygryzłam policzek chcąc ukryć kolejny uśmiech cisnący mi się na usta.

Ja: Przed chwilą, napisałeś, że mam przyhamować z wanilią, a teraz pytasz jak pielęgnować by zapach utrzymał się dłużej? Coś się nie zgadza.

Położyłam się na łóżku, czekając na wiadomość. Chyba go zagięłam, bo nie odpisywał dłuższą chwilę. Zamknęłam oczy przypominając sobie jak wygląda. Ciemne włosy, kilkudniowy zarost i tak czekoladowe oczy. Pewne i twarde spojrzenie. Prosty nos i usta, które na pierwszy rzut oka wydawały się być tak miękkie… Był znacznie wyższy ode mnie i dobrze umięśniony. Miał to coś, ale to jego spojrzenie doprowadziło do tego, że upuściłam wtedy papierosa. Otworzyłam powieki gdy mój telefon zawibrował. Od razu odczytałam smsa:

Dupek: Mojej kobiecie bardzo się spodobał.

Nie wiedziałam dlaczego, ale poczułam się jakbym dostała w twarz.

Ja: Więc twoja kobieta powinna wiedzieć, jak buduje się zapach ciała, Venceslaus.

Wysłałam i rzuciłam telefon na drugą stronę łóżka. Odbił się od materaca i upadł na podłogę. Pieprzyć facetów, każdy jest taki sam. Moja komórka zaczęła dzwonić, ale niespecjalnie się tym przejmowałam. Wiedziałam, że to Hall, a nie Bruce, bo on jest przekonany, że śpię. Jedno połączenie… Drugie… Trzecie… Czwarte… Lubiłam swój dzwonek, ale tym razem zaczął robić się irytujący. Zaraz zaczęły przychodzić wiadomości, jedna za drugą, na zmianę z połączeniami. Zaraz zwariuję. Przy kolejnej wiadomości w końcu przeturlałam  się na drugą stronę łóżka i sięgnęłam po telefon. Odblokowałam i zaczęłam czytać.

Dupek: Odbierz telefon, dzieciaku.

Dupek: Przysięgam jeśli nie odbierzesz…

Dupek: Zaraz tam wrócę i nauczę cię jak być grzeczną.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Oczami wyobraźni widziałam, jak wkurzony przyjeżdża pod mój dom i dobija się do drzwi.

Dupek: Seraphine, do cholery.

Zaśmiałam się gdy znów zaczął dzwonić. Odebrałam, jednak nie pozwoliłam mu się odezwać. Zrobiłam to pierwsza.

- Myślę, że twojej kobiecie nie spodoba się fakt, że po nocach smsujesz z inną, co więcej, że chcesz się spotkać z inną. Chyba, że to otwarty związek to współczuję, zapewne nie raz nabawiłeś się jakichś chorób wenerycz…

- Mój kutas ma się świetnie, nie musisz się o niego martwić. Jennifer potrafi się mną zająć.

Przerwał mi, a ja byłam pod wrażeniem jak jest bezpośredni.

- Cudownie. Naprawdę cieszę się, że potrafi zadbać o twój sprzęt.

Drażniłam się.

- Jesteś zazdrosna?

Zapytał z nutką rozbawienia. Zacisnęłam usta dosłownie na chwilę. Może ciut… Może odrobinę… Ale to niedorzeczne.

- Zwariowałeś? Ile się znamy? Godzinę, dwie? Trzy? Nie widzę powodów do zazdr…

- A ten papieros to przypadkiem upuściłaś?

Tutaj zaczynają się schody. Nie potrafię kłamać, nie lubię tego robić, ale co mam powiedzieć? Tak? Nie spodziewałam się, że będziesz tak wyglądał, bo wyobrażałam sobie ciebie trochę inaczej? Chyba milczałam zbyt długo, bo usłyszałam:

- Chyba naprawdę będę musiał nauczyć cię komunikacji.

Parsknęłam cicho, próbując nie zaśmiać się w głos.

- A to nie jest tak, że rzuciłeś tą robotę?

Tym razem to on był cicho.

- No więc jak?

Zapytałam ciekawa.

- Uwolnienie się od szczeniaka naprawdę jest kuszące, ale bycie blisko ciebie zbyt ryzykowne.

Byłam zdezorientowana jak cholera. Chyba jeszcze nikt nie mówił takim szyfrem jak on. A ponoć to ja miałam problemy z komunikacją.

- Doprecyzuj.

- Wanilia miesza mi w głowie, chyba jestem uczulony.

Uniosłam brew.

- Zawsze mogę zmienić zapach. Trochę to potrwa, ale mogę spróbować.

Czy to już podchodziło pod flirt?

- Na ciebie jestem uczulony. Nie ważne jak będziesz pachnieć.

Zamrugałam kilka razy. Nie wiedziałam czy się cieszyć czy wręcz przeciwnie. Czułam się jak nastolatka która nielegalnie flirtuje ze swoim szkolnym crushem. Jednocześnie czułam strach, podniecenie i chyba coś na rodzaj motylków w brzuchu. Jeszcze nigdy nie doświadczyłam tyle emocji na raz.

- Zapach utrzyma się na koszulce może z trzy dni. Mam przeczucie, że czwartego dnia, jednak zrezygnujesz z urlopu i wrócisz do pracy.

Powiedziałam pewnie.

- Mało prawdopodobne.

Upierał się, więc postanowiłam zagrać nieczysto.

- Idę spać. Dobranoc, Vence. Pozdrów Jennifer.

- Jaką Jennifer?

Tak szybko jak padło pytanie z jego ust, tak szybko zdał sobie sprawę co zrobił, bo usłyszałam w słuchawce telefonu soczyste:

- Kurwa.

Zaśmiałam się.

- Szach mat.

Rzuciłam rozbawiona i się rozłączyłam. Hall przegrał we własnej grze, a ja byłam ciekawa czy faktycznie odpuści czy jednak jutro się pojawi gdy Bruce wróci do pracy.

Widzimy się we wtorek.🤭

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top