Rozdział 22
Seraphine
Resztę nocy nie zmrużyłam oka. Wiedziałam, że Vence również nie spał. Byłam wtulona w jego bok, a on po prostu jeździł dłonią po moich plecach. Każde z nas było pogrążone w swoich myślach, ale byłam pewna, że krążyły one koło tego samego tematu. Wiedziałam, że nie mogę panikować, nie mogę pozwolić sobie na atak, bo cena jest zbyt wysoka. Wiedziałam, że nie mogę nic schrzanić, a to ostatnio robiłam naprawdę często.
Czy będzie również Bruce? Czy będę potrafiła spojrzeć na Melody? Czego się dowiem? Powiedzą coś, czy nie powiedzą nic? Może będą udawać głupich? Może nadal będą pewni, że nic im nie grozi i ich języki się rozwiążą? Czy te kobiety faktycznie tam są? Czy jeśli zapytam o Celine, dlaczego ona… Dostanę odpowiedź? Czy Vence będzie zły, jeśli o niej wspomnę? Chciałam wiedzieć, czy teoria Halla była faktem czy to po prostu był czysty przypadek, że trafiło właśnie na nią.
Słońce wzeszło już jakiś czas temu. Poszliśmy do kuchni. Vence naszykował dwie kawy oraz śniadanie w postaci kanapek, ale ja nie byłam w stanie nic przełknąć z nerwów. Miałam wrażenie, że zaraz wszystko zwrócę. Hall również nie sięgnął nawet po jedną kanapkę. Zamiast tego, poszedł na taras żeby zapalić i wziąć małą paczkę od Browna która zapewne już została dostarczona. Była godzina dziesiąta. Miałam tam być o godzinie trzynastej, ale biorąc pod uwagę, że sam dojazd chwilę zajmie, postanowiłam zacząć się powoli szykować. Poszłam do łazienki, rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Włączyłam wodę, zamknęłam oczy i stanęłam w centrum natrysku.
A jeśli coś pójdzie nie tak? Jeśli jest ich więcej? Czy Reid i Harris zaryzykują? Byłam pewna, że jeśli coś mi się stanie, Vence wpadnie do środka, nie patrząc na nic. Nie chciałabym, żeby coś mu się stało. Fakt, zamordował już raz człowieka, ale to morderstwo zapewne zaplanował od początku do końca, a to? Jakiś plan był, ale z pewnością nie tak dopracowany jak tamto morderstwo.
Męskie dłonie objęły mnie w pasie i przyciągnęły do siebie. Poczułam na plecach jego klatkę piersiową, a na ramieniu oddech.
- Gdzie wyjedziemy po wszystkim?
Zapytał cicho i pocałował delikatnie moją skórę.
- Wyjedziemy?
Nie rozumiałam co miał na myśli. Gdzie wyjedziemy?
- Reid powiedział jasno, że gdy już tam wejdziemy, mam cię zabrać i jechać gdzie pieprz rośnie, a oni się wszystkim zajmą… Tutaj pieprz nie rośnie, a może ty masz jakieś miejsce które chciałabyś odwiedzić na dłuższy czas.
Odwróciłam się do niego przodem i uniosłam głowę by patrzeć w jego oczy.
- Co z pracą dla policji.. Przecież…
- Pracowałem głównie dla Roya. Pracę mogę znaleźć wszędzie jako informatyk. Mam trochę kasy odłożonej, więc na dobry start wystarczy.
Również miałam odłożone pieniądze, więc wiedziałam, że jeśli faktycznie będziemy mieli wyjechać z Miami to nie musimy się martwić, jeśli od razu nie znajdziemy pracy.
- Wiem też jak bardzo zależy ci na tych psach, dlatego nie wyjedziemy od razu. Wyjedziemy za dwa, trzy dni. Spakujemy się, pojedziemy po te sierściuchy i pojedziemy gdzie będziesz chciała.
Kiwnęłam lekko głową.
- A jeśli nam nie wyjdzie? Tak po prostu się rozstaniemy i pójdziemy w swoją stronę?
Przytaknął.
- Tak po prostu się rozstaniemy. Myślałem trochę o tym, wiem, że wyjazd stąd jest… Czymś ryzykownym, bo właściwie zostawiamy tutaj wszystko, bez możliwości powrotu, przynajmniej w najbliższym czasie… Ty zostawiasz dom rodziców, ja zostawiam swój dom… Nasza relacja może nie wyglądać tak jak byśmy chcieli, ale jestem w stanie podjąć to ryzyko.
Odgarnął mokre kosmyki włosów z mojego czoła.
- Jeśli nie spróbujemy, nie przekonamy się.. Nie będę cię zatrzymywał na siłę, jeśli będziesz chciała któregoś dnia odejść. Ale przez to wszystko co się dzieje… Możesz być pewna, że i tak zawsze będę miał na ciebie oko, czy tego będziesz chciała czy nie, bo nie pozwolę by ktokolwiek cię skrzyw…
Położyłam dłonie na jego policzkach i pocałowałam jego usta. Może i faktycznie zostawienie Miami było ryzykowne, ale tak trzeba. Chciałam spróbować zacząć od nowa. W nowym miejscu, z nim. Poznać go bliżej. Znaleźć normalną pracę i może przyjaciółkę? Chociaż na tą chwilę wątpiłam, że będę potrafiła zaufać drugiej kobiecie przez to jak oszukiwała mnie Melody. Oderwałam się od niego. Uśmiechnął się delikatnie i równie lekko pocałował moje czoło.
- Powinniśmy się szykować.
Wyszeptał i wyłączył wodę. Wyszłam z kabiny pierwsza i zaczęłam się wycierać. Wyszłam z łazienki i podeszłam do walizki. Wyciągnęłam komplet bielizny, który od razu ubrałam, oraz białą letnią sukienkę. Hall również poszedł do garderoby się ubrać. Wyciągnęłam kosmetyki i poszłam do łazienki by ogarnąć włosy oraz makijaż. Będąc w połowie czynności, czułam na sobie wzrok Vence.
- Te psy… To chihuahua i doberman.
Powiedziałam malując rzęsy. Spojrzałam na mężczyznę między jednym pociągnięciem maskarą, a drugim bo nic nie mówił. Stał ze zmarszczonymi brwiami.
- O ile rozumiem dobermana, tak nie rozumiem tego szczura. Po co ci on? Przecież to takie małe gówno… Doberman z pewnością go zje na śniadanie.
Zaśmiałam się na jego słowa. Myślałam, że zacznie się sprzeczać i powie kategorycznie nie, ale nie takiej reakcji.
- Żebyś się nie zdziwił, te małe są najgorsze i bardziej wyszczekane.
- Zauważyłem, ale ja nie będę koło nich chodził.
Powiedział pewnie, a ja prychnęłam.
- Na sto procent, będziesz jednym z tych, co mówią nie, a spędzają z nimi każdą wolną chwilę.
Przewrócił tylko oczami, ale widziałam jak jego usta drgnęły w lekkim uśmiechu. Pomalowana i z wysuszonymi i związanymi w kitka włosami wyszłam z łazienki, a Hall podszedł do komody. Otworzył małe czarne pudełko i wyciągnął złoty cienki naszyjnik z wbudowanymi pomiędzy małymi diamentami. Przynajmniej tak to wyglądało.
- To kamery, chcą mieć pod kontrolą wszystko dookoła. Jeden z nich to nadajnik, ale za cholerę nie wiem który.
Odgarnęłam włosy na jeden bok i odwróciłam się tyłem. Stanął za mną, zapiął łańcuszek na mojej szyi i pocałował mój kark.
- Jeśli będziemy mieli wejść szybciej, bo nie będziesz czuła się bezpiecznie, po prostu użyj mojego pełnego imienia.
Zmarszczyłam się lekko i spojrzałam na niego zza ramienia.
- Oni będą wiedzieć, kiedy jest odpowiedni moment by wejść, Vence… Nie chcę żebyś działał impulsywnie bo cały plan może szlag trafić.
Kiwnął głową i musnął moje usta.
- Ale być może coś nam umknie. Mimo kamer, to ty tam będziesz i ty będziesz widzieć więcej niż my, dlatego w razie potrzeby, po prostu to zrób. Z pewnością poruszą mój temat, więc będziesz miała szansę by w razie potrzeby wypowiedzieć moje imię.
To popieprzone, ale jeśli w ten sposób miał być spokojniejszy..
- Zgoda.
Uśmiechnęłam się lekko i sięgnęłam po szpilki. Szczerze mówiąc, nie sądziłam, że naprawdę się przydadzą, ale trampki zdecydowanie nie pasowały do tej sukienki.
Czas leciał jak szalony i nim się obejrzałam, było chwilę po dwunastej. Musiałam zaraz wyjechać by być na czas. Skierowałam się w stronę wyjścia. Vence dał mi kluczyki do swojego samochodu. Nie wiedziałam czy powinnam coś powiedzieć. Nie chciałam się żegnać, bo chciałam się jeszcze z nim spotkać. Chyba musiał widzieć moje zmieszanie, bo usłyszałam:
- Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Odpowiedziałam cicho i wyszłam z domu. Miałam ochotę go pocałować, przytulić, cokolwiek… Ale nie zrobiłam tego. Nie chciałam by los traktował to jak pożegnanie, bo zwykle na filmach zawsze w takich momentach się coś pieprzy. A ja chciałam tutaj wrócić.
Wsiadłam do samochodu. Wstukałam w panelu adres i gdy na małym monitorze pojawiła mi się trasa, od razu ruszyłam w tamtym kierunku. Minęłam samochód w którym jechał Seth z Lucienem, zapewne po Halla.
Z każdym przejechanym metrem moje nerwy rosły. Przez całą noc i ranek, starałam się być spokojna. Ale teraz? Gdy wiedziałam, że zaraz będę siedziała przy jednym stole z mordercami i gwałcicielami. Ta myśl przyprawiała mnie o mdłości. Co chwilę przełykałam ślinę bo na języku czułam gorycz. Nie mogę pokazać, że jestem słaba, że się ich boje. Wykorzystają to. Z drugiej strony, Melody zna mnie na wylot, będzie wiedziała kiedy gram, a kiedy jestem prawdziwa.
Chwilę przed trzynastą zatrzymałam się na podjeździe domu z adresu który wysłała mi Melody. Nawet nie zdążyłam zgasić silnika samochodu, a drzwi wejściowe domu się otworzyły i wyszło pięć osób. Pięć. Nie cztery. Był również Bruce. Widziałam na jego twarzy wkurwienie. Doskonale wiedział do kogo należy ten Dodge. Wiedział, że byłam cały czas u Venceslausa. Wyszłam z samochodu i jak tylko zamknęłam drzwi, Roy ruszył w moim kierunku. Nawet się nie ruszyłam nie byłam w stanie. Zatrzymał się przede mną, momentalnie zacisnął dłoń na mojej szyi i docisnął mnie do auta.
- Pieprzył cię?
Zapytał wściekłe i zacisnął mocniej palce na mojej krtani. Położyłam dłonie na jego nadgarstkach i odchyliłam lekko głowę do tyłu by móc w miarę swobodnie odpowiedzieć.
- Najpierw to ja pieprzyłam jego, później on mnie. Opowiedzieć ci ze szczegółami?
Uśmiechnęłam się szeroko. Widziałam jak jego złość miesza się ze zdziwieniem. Puścił mnie i zaraz poczułam jak mój policzek zaczyna piec pod wpływem uderzenia. Zacisnęłam usta, ale nie odezwałam się. Nie wydałam z siebie żadnego dźwięku, nie chcąc dać mu satysfakcji, że zabolało. A bolało w cholerę.
- Nie rób tu cyrku. Wejdźmy do domu.
Odezwał się najstarszy z mężczyzn i tym samym ojciec całej trójki. Roy popchnął mnie w stronę wejścia, więc też tam ruszyłam.
- Myślałam, że ten najstarszy będzie najgłupszy, ale okazuje się być najbardziej kulturalny. Dżentelmen.
Od siedmiu boleści. Chciałam dodać, ale ugryzłam się w język. Weszłam do domu i ruszyłam za resztą, do jak się okazało, jadalni. Zmarszczyłam lekko brwi, widząc, że stół jest pusty. Nie było na nim nawet zastawy.
- Cholera, a przyszłam tutaj głodna… Naprawdę liczyłam na ten obiad.
Wymamrotałam pod nosem.
- Siadaj.
Wycedził Bruce, więc zajęłam miejsce przy stole. Reszta również usiadła.
- Wszyscy wiemy, że nie przyszłaś tutaj jeść, a zapewne rozmawiać. Tylko nie jestem pewien, czy zdajesz sobie sprawę, że już stąd nie wyjdziesz.
Odezwał się stary, a ja się zaśmiałam.
- Zawsze chciałam być modelką, wiecie? Być znana… Ale nigdy nie z filmów porno.
Zauważyłam i zaraz dodałam:
- Och nie… Zwykle one są nagrywane za obustronną zgodą… A na tych które wrzuciliście do darknetu, kobiety są naćpane i gwałcone.
Ta ruda suka nawet na mnie nie spojrzała. A oni? Zdawali się być niewzruszeni.
- Dlaczego? Po co?
Zapytałam, a oni zaczęli się śmiać.
- Bo mamy takie widzimisię. Przynajmniej my, bo Roy rżnął tylko blond szmaty. Oczywiście od tyłu, bo tylko wtedy mógł wyobrazić sobie, że to twoja dupa.
Rzucił rozbawiony Eric. A ja byłam pewna, że jeśli miałabym wybierać między starciem z niedźwiedziem czy z nimi, bez namysłu wybrałabym niedźwiedzia. Ale już tutaj jestem.
- Jesteście nienormalni.
Wyrzuciłam wściekłe.
- Och błagam, na sesjach każda była chętna, tylko później zgrywały cnotki. My po prostu im pomagamy wejść w rolę gwiazdy, tak jak chciały.
Peter wyglądał na znudzonego tym spotkaniem, ale po jego słowach wiedziałam, że cały czas słucha.
- A ty? Nawet się słowem nie odezwiesz?
Zwróciłam się do Melody, która dopiero teraz na mnie spojrzała.
- Nie odezwie, bo wie, że może skończyć tak jak one jeśli będzie za dużo gadać.
Powiedział najstarszy z mężczyzn, a ja czułam, że on ma tutaj najwięcej do powiedzenia.
- Jak to się zaczęło?
Uśmiechnął się szeroko, jakby czekał na to pytanie.
- Kobiety zawsze były słabe. My chcemy im dać przyjemność, a one nie zawsze tego chcą… Naprawdę tego nie rozumiem, dlatego po prostu robimy swoje. Robimy im dobrze, mimo protestów. Wzmacniamy je.
- Gwałcicie je.
Nie mogłam już tego słuchać.
- Każde moje dziecko było poczęte w ten sposób, każde z nich wyrosło na silnych mężczyzn. A gdy dowiedziałem się, że będę miał córkę… Wiedziałem, że urodzi się słaba, więc musimy ją wzmacniać od czasu do czasu.
Podniósł się z krzesła i stanął za rudowłosą. A ja zrozumiałam zbyt szybko co robili z Melody.
- Na początku wasza przyjaźń była prawdziwa, ale trzymała cię w tajemnicy bo wiedziała, że będziemy chcieli cię mieć. Starała się cię chronić, ale nawet nie protestowała gdy Bruce zaczął dla nas pracować, robić to co my i mówić głośno o tym jaką ma ochotę na swoją młodszą siostrę. Nie próbowała cię bronić, czy prosić żebyśmy odpuścili. Ba, nawet podkładała dziewczyny. Większość z nich trafiła tutaj dzięki niej. Ale swoją drogą, chyba nie sądzisz, że śmierć waszych rodziców była przypadkiem?
Przełknęłam ślinę. Nie miałam pojęcia, że to aż tak daleko sięga. Pozwoliłam mu mówić dalej.
- Roy stwierdził, że po ich śmierci zblizycie się do siebie do tego stopnia, że z żalu wskoczysz mu do łóżka. Ale cóż… Starzy nie żyją, ty jeszcze w jego łóżku nie byłaś, więc…
- Zamknij się.
Przerwał mu Roy, a ja nie byłam w stanie nic z siebie wydusić. Coś zaczęło zżerać mnie od środka.
- A Celine i Hall?
Dopytałam ciszej bo nie było mnie stać na nic więcej przez rosnącą gule w gardle.
- Celine była jedną z wielu. Romano miał naprawdę bujną wyobraźnię i łamał zasady dlatego skończył tak jak skończył. Co do Halla nie miałem żadnych planów, na to wpadł Bruce, żeby go wykorzystać bo może za bardzo węszyć i do nas trafić.
Usiadł na krześle na przeciwko. Nie wiedziałam o co miałabym jeszcze zapytać. Przez nadmiar tak paskudnych informacji mój umysł chyba się przegrzał, bo nic nie przychodziło mi do głowy.
- Więc zrobimy tak…
Zaczął z uśmiechem na twarzy.
- Albo pójdziesz z nami po dobroci, albo twój braciszek naszprycuje cię prochami i nagramy bardzo ciekawy film. Oczywiście pozwolimy mu cię poużywać jako pierwszemu.
Roy wyciągnął strzykawkę z kieszeni, położył na stole, ale wciąż ją trzymał. Siedział obok mnie, więc wiedziałam, że nie mam szans nawet wstać. Pokręciłam głową na boki i spojrzałam w oczy Bruce. Może robiłam błąd wkurzając go jeszcze bardziej, ale nie potrafiłam znaleźć innego sensownego zdania.
- Nigdy nie będziesz Venceslausem.
Co myślicie o krwawym rozdziale z perspektywy Setha? Bo tak się zastanawiam...
A jeśli ktoś nie zna Reida, zapraszam do czytania "Fly Butterfly".🦋😈
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top