Rozdział 21

Venceslaus 

Jeśli Seraphine myślała, że pozwolę jej się w to mieszać, była w wielkim będzie. Tym bardziej, jeśli Seth Reid będzie chciał nam pomóc, nie pozwolę by ryzykowała. Gość z pewnością wie co robić i jak to rozegrać. A ona? Zdążyłem się nauczyć, że działała czasami zbyt impulsywnie, kompletnie nie myśląc o konsekwencjach, tak jak na przykład telefon do Melody. 

Gdy zadzwonił dzwonek do drzwi, poszedłem je od razu otworzyć. Było dwóch facetów, nie jeden tak jak sądziłem. Każdy z nich ubrany w garnitur. Byli może z trzy lata starsi ode mnie. Przepuściłem ich w drzwiach. Wiedziałem który to Seth bo w darknecie było jego zdjęcie. Ale ten drugi? Za cholerę. Zamknąłem drzwi gdy weszli do środka i kiwnąłem w stronę salonu gdzie siedziała Seraphine. 

- Jeśli w grę wchodzą kobiety, nie chce żadnej forsy, ale musisz mi dać gwarancję, że jest ich tylko pięciu i nie ma nikogo więcej.

Odezwał się Reid i rozsiadł się na fotelu, a ten drugi zajął drugi fotel. Spojrzałem kątem oka na Seraphine która się lekko spięła i wróciłem wzrokiem do Setha.

- Czterech mężczyzn, jedna kobieta. Nie ma nikogo więcej.

Powiedziałem pewnie, a on słysząc o kobiecie w ich “zespole” uniósł brew.

- Nie mam w zwyczaju zabijać kobiet. 

Kiwnąłem głową bo to było zrozumiałe. Zasady to zasady.

- Jestem prawie pewien, że to ona podkładała kobiety tej czwórce. Wiesz, przyjaciółka której można zaufać i takie tam…

Zdawałem sobie sprawę, że być może te słowa uderzą w jakiś sposób Seraphine, ale nawet jeśli oni nie pozbędą się tej rudej suki, sam to zrobię.

- Skąd ta pewność?

Zapytał drugi z mężczyzn i gdy już miałem się odezwać, zrobiła to Seraphine.

- Melody była moją przyjaciółką od lat… Dwójka mężczyzn to jej bracia, każdy z nich jest fotografem, trzeci to ich ojciec. I Bruce Roy, mój przyszywany brat, policjant… Nie miałam pojęcia, że Melody ma rodzeństwo i tym bardziej, że współpracują z moim bratem. Karmiła mnie kłamstwami i łącząc wszystkie fakty o których wiemy, też uważam, że ona podstawia im kobiety. 

Seth był wyraźnie zaintrygowany jej słowami. Spojrzał na swojego towarzysza.

- Lucien zadzwoń do Browna i dowiedz się czegoś na temat Roya. W końcu są to koledzy po fachu.

Mężczyzna wstał z fotela i ruszył w stronę drzwi tarasowych. 

- Chcę konkretów, mieć wszystko czarno na białym zanim cokolwiek zrobię.

Poszedłem do sypialni po laptop, a gdy wróciłem położyłem urządzenie na stoliku i wszedłem w darknet. Wszedłem na konto z filmami, oraz stronę gdzie były zdjęcia całej rodziny. Opowiedziałem wszystko od początku, o współpracy z policją, o kamerach i próbie włamania, do czego i jak doszedłem, nawet wspomniałem jak głupia była Seraphine dzwoniąc do Melody i wpraszając się na pieprzony obiad. Nawet się nie zorientowałem, kiedy drugi z mężczyzn wrócił.

- Roy powinien być dzisiaj na zmianie, ale nie daje znaku życia. Ponoć jest dość specyficzny i mocno pilnuje, by o jego sprawach nie było głośno.

Czyli faktycznie się wkurwił i szukał Seraphine. Czyli faktycznie zamiata wszystko pod dywan.

Seth patrzył na Seraphine na moje zbyt długo. Zawzięcie o czymś myślał. 

- Co z nią robimy?

Dopytał Lucien, a ja nie wiedziałem czy mówi o Quinn czy o rudej. Reid wrócił do mnie wzrokiem. 

- Seraphine zje obiad z czubkami, a Melody… Skoro sama dorobiła sobie chuja, bawiąc się w takie gierki, będziemy traktować ją jak mężczyznę.

- Pojebało cię? 

Wypaliłem czując jak w środku zaczynam się gotować.

- Sądziłem, że.

- Co sądziłeś?

Przerwał mi od razu, niesamowicie mnie wkurwiając.

- Seraphine nigdzie nie pójdzie.

Wycedziłem przez zaciśnięte zęby, a on zaczął się śmiać.

- Mogła wprosić się na kolację, a nie na obiad. Za dnia nikogo nie rozpierdole.

- Gdyby to była twoja kobieta, puściłbyś ją?

Wiedziałem, że może się wkurwić, ale miałem to w dupie. Przestał się śmiać i zacisnął szczękę.

- Więc zaproponuj coś, co wchodzi w rachubę o godzinie trzynastej, bo nie będ…

- W internecie mogę wiele, więc jeśli będziesz potrzebował pomocy w sieci, możesz dzwonić za każdym razem. Jeśli to nadal mało, zawołaj kwotę i ci ją dam. Nawet jeśli nie będę miał takiej sumy, zrobię kurwa wszystko by ją mieć bo ona ma być bezpieczna. 

Tym razem to ja mu przerwałem. Quinn milczała, wiedząc, że na ten temat ze mną i tak nie wygra bo nie pozwolę na takie ryzyko.

- Jeśli my nie podejmiemy się rzeźni w ciągu dnia, oni tym bardziej nic nie zrobią. 

Powiedział Lucien, a mnie krew zalewała. Mafiozo od siedmiu boleści, kurwa. 

- Ona wejdzie do ich domu, ale niekoniecznie z niego wyjdzie. Oni nie chcą jej zajebać, tylko nafaszerować prochami i pieprzyć na zmianę, czego kurwa nie rozumiecie?!

Wydarłem się. Wstałem z kanapy i ruszyłem na taras. Musiałem zapalić, inaczej coś rozpierdole. Chwyciłem paczkę fajek która leżała na stole, wyciągnąłem jednego i odpaliłem. Byłem w połowie papierosa, gdy Reid do mnie dołączył. 

- Zdajesz sobie sprawę z tego, że jeśli ona się nie zjawi na tym obiedzie, będą wiedzieli, że coś jest nie tak?

Kiwnąłem głową.

- I wiesz o tym, że nie możemy podłożyć jakiejś kobiety za nią, skoro wszyscy wiedzą jak wygląda?

Znów przytaknąłem.

- Harris rozmawia z Brownem. Ma załatwić nadajnik i łańcuszek z kamerą na cito, więc do rana wszystko tutaj będzie. Ona pójdzie na ten obiad, a my będziemy mieli wszystko pod kontrolą.

Prychnąłem, bo dla mnie to było za mało, skoro nie chcieli zrobić nic poza tym.

- A skoro mamy adres domu, moglibyśmy też mieć projekt budowy, by wiedzieć gdzie i jak wejść by być niezauważonym. Ale facet który potrafi znaleźć mnie w darknecie i mieć ten plan budowy na już, woli zachowywać się jak pizda i pokazywać swoje fochy.

W tym momencie mentalnie uderzyłem się z pięści w twarz, że szybciej o tym nie pomyślałem. Zgasiłem papierosa i już miałem ruszyć do środka domu, ale Reid miał jeszcze coś do powiedzenia.

- Jak już tam wejdziemy i będziemy mieli wszystko pod kontrolą, zabierasz Seraphine i jedziesz z nią gdzie pieprz rośnie. Brudną robotą i sprzątaniem zajmujemy się my. Ty masz zadbać o to, żeby wszystkie ich dane zniknęły z sieci. Nie obchodzi mnie gdzie pojedziecie, macie zniknąć z Miami na jakiś czas, przynajmniej do momentu aż sprawa ucichnie, bo z pewnością będzie głośno o tych kobietach.

- Skąd będę miał pewność, że się ich pozbyliscie na dobre?

Zaśmiał się na to pytanie.

- Wyślę ci zdjęcia. Pozwolę ci też wybrać, z którym mamy się dłużej pobawić. Niedawno urodziło mi się dziecko i muszę trochę odreagować.

Byłem pewien, że Bruce nie przepuści okazji i również będzie na tym obiedzie. 

- Roy.

- Tak myślałem.

Poklepał mnie po plecach i razem weszliśmy do środka. Seraphine skierowała na mnie wzrok, jakby chciała się upewnić, że o wszystkim wiem i się na to godzę. Usiadłem na kanapie obok niej i zacząłem szukać danych na temat budowy domu z podanego adresu. I znalazłem, ale… Zmarszczyłem lekko brwi i skierowałem ekran w stronę mężczyzn. Wielkość piwnic znacznie różniła się od wymiarów domu. One ciągnęły się pod ziemią jak…

- To z pewnością nie jest czerwony pokój.

Odezwał się Lucien, a Seth wręcz kipiał ze złości. Nie wiedziałem, czy z powodu jego słów czy z tego co zobaczył na monitorze.

- Tu.

Wskazał na podziemia.

- Przetrzymują dziewczyny, jestem tego więcej niż pewien. Dlatego chcąc nie chcąc, ale musimy powiadomić o tym psy.

Dodał.

- Czyli nic z nimi nie zrobicie?

Wyszeptała Seraphine, a Reid zaprzeczył ruchem głowy.

- Na pewno nie tam. Wejdziemy tak jak się umówiliśmy, dokładniej tędy.

Wskazał jedne z trzech drzwi wejściowych.

- Głównymi drzwiami nie wejdziemy, tarasowymi również nie, wejdziemy tymi bo obstawiam, że są najmniej używane czyli w razie co, nikt ich nie będzie pilnował. Nawet jeśli będą zamknięte na klucz, poradzimy sobie wytrychem. 

- Weź pod uwagę, że jeśli coś pójdzie nie tak, on i tak będzie miał w dupie plan i poleci do blondyny.

Zauważył Lucien i nawet nie zaprzeczyłem bo to był fakt. Jeśli coś się pochrzani i tak będę tam pierwszy bo nie pozwolę by coś stało się Seraphine.

- Powiadomimy Browna o wszystkim i by czekał na telefon. Gdy my skończymy, wchodzą oni. Jeśli psiarnia dostanie cynk, że tam są dziewczyny, podejrzewam, że będą tam od razu.

- A nakaz?

Zapytała Seraphine, a oboje się zaśmiali.

- W tym przypadku nie będzie potrzebny. Przy takiej ilości zaginionych od razu pojadą sprawdzić czy cynk jest prawdziwy czy po prostu ktoś się bawi w głupi telefon. Poza tym, za ich znalezienie dostaną sporo premii bo ta sprawa się ciągnie za długo, więc wszyscy będą zadowoleni. 

- Oni będą mieli hajs i rozwiązaną sprawę. Wy nie będziecie mieli nikogo na karku, a my będziemy się świetnie bawić. 

Wytłumaczył Harris.

- Musisz pamiętać, że masz być pewna siebie. To ty zadzwoniłaś z propozycją spotkania. Mimo że to spotkanie odbędzie się u nich, to ty rozdajesz karty. W żadnym wypadku nie możesz pokazać, że jesteś słaba. Możesz im ubliżać, ale rób to inteligentnie, bo nie wiemy do czego są zdolni. I przede wszystkim, nie próbuj się wygadać, że mamy wszystko pod kontrolą i złożymy im małą wizytę.

Seth zwrócił się do Seraphine, a ona tylko kiwnęła głową.

- Nie ukrywam, że wolałbym nie wchodzić od razu. Poczekałbym chwilę do momentu aż im się język rozwiąże, a to na pewno się stanie. Chce mieć pewność, że działają sami i nie ma nikogo poza nimi. 

Quinn znów przytaknęła, ale nic nie powiedziała.
Nasi goście wstali i oboje ruszyli do wyjścia.

- Brown przyjedzie nad ranem i zostawi wszystko na tarasie. Ona jedzie tam sama, a my dojedziemy po kilku minutach gdy będziemy mieli pewność, że usiedli do stołu i są zajęci.

Odezwał się na odchodne Reid i zanim zdążyłem się odezwać, wyszli z domu. Zamknąłem drzwi na klucz, przejechałem dłonią po twarzy i wróciłem do Seraphine. 

- Możemy iść spać?

Zapytała nawet na mnie nie patrząc. Wiedziałem, że nie zaśnie. Nerwy jej nie pozwolą. Podszedłem do stolika, zamknąłem laptop, chwyciłem jej dłoń i pociągnąłem ją w górę.

- Chodź.

Wstała po czym razem ruszyliśmy w stronę sypialni.

To czego dowiecie się w następnym rozdziale...🫣

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top