Rozdział 2

Seraphine

Zatrzymałam się na podjeździe. Chwyciłam torebkę która leżała na siedzeniu obok, wyciągnęłam klucze od domu i wyszłam z samochodu. Podeszłam do drzwi wejściowych, wsunęłam klucz do zamka i przekręciłam. Weszłam do środka, ściągnęłam buty. Z automatu zamknęłam drzwi na klucz, akurat to robiłam zawsze i nie ważne, czy byłam sama w domu czy ktoś mnie odwiedził, tak czułam się bezpieczniej. Ruszyłam na piętro. Położyłam torebkę na komodzie i wyciągnęłam z niej telefon. Od razu wybrałam numer Melody. Rudowłosa chyba czekała aż zadzwonię, bo odebrała już przy pierwszym sygnale.

- Jak bardzo mam przechlapane?

Zapytała na dzień dobry.

- Dlaczego dzwoniłaś do Bruce? Przecież mówiłam, że pojadę, a ty musiałaś zadzwonić do niego od razu jak wsiadłam do samochodu.

Odbiłam piłeczkę, a ona jęknęła zrezygnowana i jak miała w zwyczaju podczas nerwów, zaczęła szybko i niezrozumiałe mówić.

- Bo nie miałam pewności, że pojedziesz, a wiedziałam, że nawet jeśli nie pojedziesz, a on będzie wiedział to się tym zajmie i tego tak nie zostawi. Nie chcę żeby stała ci się krzywda, a skoro Bruce pracuje w psiarni, to można korzystać z takich znajomości. Nawet trzeba w tym przypadku.

To było w jej stylu. Wiedziałam, że gdyby to ona była na moim miejscu, zapewne też bym poprosiła brata o pomoc. Wiedziałam, że się martwi, ale zapewne tak samo jak ja, nie spodziewała się, że Bruce naśle na mnie pieprzonego mordercę.

- I co załatwiłaś?

Powiedziała spokojniej.

- Dostałam kilka prezentów od Bruce, założą mi też kamery w domu i będę miała za plecami jakiegoś mordercę który z nimi współpracuje. Żyć nie umierać.

- Co ty pieprzysz?

Wypaliła zszokowana.

- Mówię poważnie. Fakt faktem, zabił kogoś kto i tak dostałby karę śmierci, ale morderstwo to morderstwo.

- Łee, taki morderca to nie morderca. Mam nadzieję, że jest chociaż przystojny i będziesz mogła poużywać w tych ciężkich chwilach by się trochę zrelaksować.

Aż uderzyłam się otwartą dłonią w czoło. Przysięgam, gdyby była obok, zapewne wzięłabym rozpęd i uderzyła głową w ścianę, chcąc dać jej do zrozumienia, jak jest głupia.

- Bruce twierdzi, że nie będziemy mieli ze sobą styczności i nawet go nie zauważę, więc twój scenariusz nie wchodzi w grę. Być może, tylko tak palnął by mnie uspokoić i tak naprawdę nikt nie będzie mnie pilnował. Nie wiem.

Wytłumaczyłam spokojnie, chcąc by ostudziła nieco swoją wyobraźnię.

- Szkoda, bo mogłoby być naprawdę ciekawie.

Westchnęłam. To był odpowiedni moment by się rozłączyć zanim rozkręci się na dobre.

- Kończę. Idę wziąć kąpiel i coś zjeść.

Nie czekałam aż odpowie, po prostu się rozłączyłam. Odłożyłam telefon na szafkę, weszłam do łazienki, odkręciłam wodę która zaczęła napełniać wannę i zaczęłam się rozbierać. Zdążyłam zmyć makijaż z twarzy. Wyłączyłam wodę, gdy wanna była pełna. Nalałam trochę płynu do kąpieli i weszłam do środka. Oparłam się, odchyliłam głowę i zamknęłam oczy. Z wanny nie korzystałam zbyt często, ale tym razem musiałam wyczyścić umysł i faktycznie się zrelaksować. Ostatnio miałam zdecydowanie zbyt dużo wrażeń, a po spotkaniu z Brucem, czułam, że to wszystko się nie uspokoi, a emocji będzie jeszcze więcej. Sam fakt, że ten cały Hall ma mnie śledzić, że jest zabójcą, nie uspokoił mnie ani trochę.. Ale byłam świadoma, że Roy nie zdecydowałby się na taki krok, gdyby nie miał pewności, że jestem bezpieczna. Jeśli faktycznie Larson i White wykorzystywali dziewczyny.. Ja również mogłam do nich dołączyć, gdyby Bruce nic z tym nie zrobił. Wiedziałam, że potrzebują twardych dowodów by ich dorwać, ale skoro żadna z dziewczyn nic nie mówiła…

Momentalnie mnie oświeciło. Otworzyłam oczy, wręcz wyskoczyłam z wanny i pobiegłam do komody na której zostawiłam telefon. Wybrałam numer Bruce.

- Coś się dzieje?

Zapytał przejęty.

- Wpadłam na genialny pomysł.

Powiedziałam na jednym wdechu, nabrałam powietrza do płuc i zaczęłam mówić dalej.

- Skoro żadna z dziewczyn nic nie mówi… Umówię się z nimi na jeszcze jedną sesje. White wysłał mi wczoraj zdjęcia które mi zrobił.. Mogę zadzwonić, że jestem zachwycona, ale chciałabym zrobić jeszcze jedną sesje z nim i z Larsonem bo gdy połączymy oba ich style wyjdzie coś naprawdę wyjątkowego i…

Bruce zaśmiał się tak, jakbym opowiadała jakiś dobry żart. Zmarszczyłam brwi, bo nie rozumiałam dlaczego się śmieje.

- Nie ma opcji, nie puszczę cię do nich samej.

Znałam Bruce na tyle, by wiedzieć, że to jest ten moment gdy muszę wykorzystać sytuację i złapać go za słówka.

- Samej nie, więc daj mi kogoś. Powiem, że potrzebuje zdjęć do portfolio z modelem, ale z racji, że są konkretne wytyczne, to nie może być ktoś kto już był wcześniej na podobnych zdjęciach i…

Słyszałam jak wzdycha.

- Nawet jeśli się zgodzę to i tak to nie wypali, bo skoro faktycznie ktoś cię śledzi, może wiedzieć, że byłaś na komendzie.

Kiwnęłam głową, mimo że tego nie widział.

- Przecież byłam u brata na kawie.

Zauważyłam, a on milczał. Zapewne rozważał za i przeciw. Wiedziałam, że tym pomysłem sporo ryzykuje, ale wiedziałam, że jeśli chcą ich dorwać to tylko w ten sposób.

- Wiem, że będę okropna przez to co teraz powiem, ale pomyśl ile może być jeszcze dziewczyn jeśli się nie zgodzisz..

W ten sposób grałam na jego uczuciach, ale to musiało zadziałać. Naprawdę chciałam pomóc.

- Wiem o tym, ale nie będę wystawiał cię na taką akcję, skoro nie wiemy ile faktycznie facetów siedzi w tym gównie.

I znów dostałam przebłysku. Gdyby to chodziło tylko o wykorzystywanie, zapewne bez problemu dałby mi kogoś i zgodziłby się na mój mały plan, ale musiało być coś więcej.

- O czym mi nie mówisz, Bruce?

On nie milczał, dlatego, że rozważał za i przeciw. On milczał, bo cały czas próbował gryźć się w język by nie powiedzieć za dużo.

- Kilka dziewczyn zaginęło, Seraphine. Zapadły się pod ziemię. Każda z nich miała u nich sesję. A z racji, że ich zaginięcie było kilka tygodni po tych zdjęciach, nie możemy ich zatrzymać, bo to nie są dowody.

Słyszałam w jego głosie bezradność.

- Dlatego chcę żeby pilnował cię Hall. Policjant mimo wszystko, będzie miał z tyłu głowy to co może, a co nie. A Hall… On nie ma zasad, więc jeśli będzie trzeba, zamorduje, a my wciąż będziemy go kryć. Sprawa jest zbyt poważna by…

Rozłączyłam się. Nie potrafiłam go już dłużej słuchać. Doskonale wiedział wśród jakich ludzi się obracam, doskonale wiedział, że mogę trafić do Petera i Erica, wiedział jakie jest ryzyko, a i tak nie powiedział mi o tym wcześniej. Równie dobrze to ja mogłam być teraz na liście zaginionych. Rozumiałam, że nie mógł mi mówić wszystkiego, ale do cholery, to powinien mi powiedzieć znacznie wcześniej.

Jedno było pewne, marzenia musiałam odłożyć na jakiś czas na bok, bo już na żadnego fotografa nie spojrzę tak jak do tej pory.

Następny rozdział z perspektywy naszego zabijaki.😈

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top