Rozdział 8 "[...] Nie potrafię się zmienić!"
Chcę widzieć komentarze!
– No dobrze. – rzekł Malik gdy, każdy z nas otrzymał już swój posiłek. – W takim razie, co chcecie wiedzieć?
Siedziałem cicho, patrząc to na Nicka, Liama i Harry'ego. Kolejna noc tutaj nie minęła już tak przyjemnie. Może to dlatego, że nikt nie powiedział mi "dobranoc" tamtego wieczoru i nie pogłaskał po czole?
Próbowałem wyrzucić z głowy wszystkie takie myśli o Harrym. Było dobrze, aż do poranka, gdy go zobaczyłem. Poczułem się znów źle, bez jego dwuznacznych żartów, komplementów i po prostu, bez niego blisko mnie. Czułem się chory.
– Ja chcę przede wszystkim, abyś powiedział nam czemu tak bardzo jesteś zaangażowany w te sprawę. – powiedział Harry. – Skąd się w ogóle dowiedziałeś o naszym problemie?
Widziałem jak Zayn błądzi wzrokiem po swoim pustym już talerzu. Palcami stukał w filiżankę nim podniósł wzrok i zaczął mówić.
– Jestem bardzo dobrym słuchaczem oraz obserwatorem. – powiedział krótko. – Zauważyłem to, jak Nick zainteresował się nagle mafią, której nie policja nie może się pozbyć od prawie trzydziestu lat, więc po prostu przyglądałem się temu z dystansu.
– Ty skubany Arabie. – wymamrotał Nick, prawie rozlewając swoją kawę. – Jedno mnie ciekawi, Zayn. – zagaił. – Co na liście mafii, w której działał ojciec Harry'ego i Tomlinsona robi twój ojciec? – zmrużył oczy na Malika.
– Myślisz, że niby jak taki gówniarz jak ja znalazł się na oddziale do zadań specjalnych? – puścił mu oczko, a ja o mało nie spadłem przez wstrząsający mną szok z krzesła.
– Twój ojciec był agentem?! – Harry również był w szoku.
– I to działającym między nimi, udając przez wiele miesięcy.
Moje oczy rozszerzyły się, a ja westchnąłem. Może zbyt głośno i dramatycznie, ponieważ nagle wszyscy spojrzeli na mnie (nawet Harry) jakbym miał lada moment stracić przytomność (ponownie).
– Stąd też sporo o nich wiem. – mulat wzruszył ramionami. – Można powiedzieć, że śledziłem was już od jakiegoś czasu, ponieważ przeczuwałem, że oni lada moment mogą zaatakować.
– A co ja mam z tym wszystkim wspólnego? – spytał nagle Liam, jakby z wyrzutem. – Dlaczego mnie też... atakują?
– Ponieważ wiedzą, że jeśli nie udało im się porwać Louisa to niestety, kotku, ale teraz ty jesteś ich celem, bo wiedzą, że jesteś czułym punktem dla ich głównego celu. – wytłumaczył z przerażającą wręcz lekkością.
– Przepraszam, przestałem cię słuchać po tym, jak nazwałeś mnie kotkiem. – Liam westchnął rozmarzony, a Zayn posłał mu jeden z "tych" uśmiechów.
– No dobra, teraz już wiecie wszystko. – powiedział mulat. – Chciałem was dzisiaj wziąć na szkolenia jeśli chodzi o... broń palną.
– Ja nie chcę... – pokręciłem głową – Boję się, nie chcę mieć nic do czynienia z tym gównem.
– Louis musisz umieć strzelać z broni. – powiedział do mnie Nick. – Wokół będę ja i pozostała cała trójka.
– Przecież Harry uczył mnie już samoobrony...
– Samoobroną nikogo nie uszkodzisz porządnie. – wtrącił się Styles.
– Nie chcę strzelać do ludzi. Nie chcę być zabójcą jak mój ojciec. – powiedziałem prędko odsuwając swoje krzesło w tył i ruszyłem po schodach do swojego pokoju. Nie wiedziałem skąd u mnie nagle tyle różnych emocji.
- Louis, zaczekaj! - usłyszałem za sobą wołanie Nicka, który moment później za mną pobiegł. - Nie denerwuj się, porozmawiajmy wszyscy na spokojnie.
- Nie chcę z wami rozmawiać. Zostawcie mnie. - powiedziałem, otwierając drzwi do swojego pokoju i zamknąłem je za sobą od razu siadając na łóżku. Zacząłem lekko drżeć i kołysać się w przód i tył. Wiedziałem, że przez te wszystkie dni czegoś mi brakuje, że coś jest nie tak. Musiałem o czymś zapomnieć.
Wczoraj nawet mnie moje zachowanie wydawało się być irracjonalnym. Zachowywałem się zupełnie jak kobieta w ciąży bądź dużo przed okresem, u której panuje burza hormonów.
Próbowałem sobie przypomnieć każdy mój zwykły dzień krok po kroku. Wstaję rano, jem śniadanie, idę do szkoły, wracam... Podniosłem się na równe nogi, zeskakując z łóżka i wybiegłem z pokoju. To znaczy... Taki miałem zamiar, ponieważ kiedy otworzyłem drzwi uderzyłem Nicka prosto w twarz.
Moje przeprosiny wymieszały się z obolałymi jękami chłopaka, który złapał się za nos.
- Liam! - podbiegłem do chłopaka stojącego metr dalej z Malikiem i Harrym. Złapałem go za policzki będąc swoją twarzą naprawdę blisko tej jego. - Powiedz mi, że gdzieś tam w kieszeni swoich spodni masz moje leki. Powiedz, że je masz, albo oszaleje.
- Niestety, Louis, ale nie noszę twoich piguł przy sobie...
- Kurwa! - zaciśniętą w pięść dłonią zamachnąłem się w stronę ściany, o dziwo dla wszystkich robiąc w niej małe wgłębienie.
- Ałć. - wydąłem wargę z bólu masując swoją pięść. - Nie sprzedadzą mi ich w żadnej aptece bez recepty.
- Uspokój się, Tomlinson. - Zayn złapał moje nadgarstki w obydwie ręce. - Przestań demolować mi dom i powiedz co to za leki.
- Leki na zaburzenia afektywne dwubiegunowe. - powiedziałem niepewnie, patrząc w jego oczy.
- O kurwa. - wymsknęło się równocześnie jemu jak i Grimshawowi. Harry wyglądał na dosyć spanikowanego.
- Czy to są... Mocne prochy? - dopytał.
- Tak, tak. Możecie mnie teraz nazwać jakimś tam psychikiem, ale ja ich naprawdę potrzebuję. - powiedziałem szybko. Liam objął mnie ramieniem, ale to wcale mnie nie uspokajało.
- Ludzie, on natychmiast musi iść do szpitala. - powiedział Malik a Nick pokiwał głową. - Nie można takich leków odstawiać z dnia na dzień bo może mu przejść to w każdej chwili na serce.
- Moje serce ma się przecież zajebiście! - machałem rękoma jak pojebany.
- Wszyscy ludzie przed zawałami mówili to samo. - rzucił Zayn, nic nie robiąc sobie z tego, że jego spokojny ton głosu ani trochę nie pasował do rzeczy jakie mówił.
- Więc będziemy tak stać, czy może zaczniecie ratować mi życie, cymbały? - spytałem, patrząc na nich. - Jestem jeszcze zbyt młody na zawał.
- Chodź, księżniczko. - Liam przewrócił na mnie oczami, chwytając za bark, a następnie ciągnąc za sobą w stronę wyjścia.
*
- Dzień dobry, potrzebujemy pilnie lekarza. - powiedział mój przyjaciel podchodząc do recepcji, kiedy ja i reszta chłopaków usiedliśmy na tych zajebiście niewygodnych krzesełkach w poczekalni.
- Wiecie co? Nie czuję się teraz wcale jakbym miał za parę godzin umrzeć. - przyznałem bez żadnych emocji.
- Dlaczego on zachowuje się tak... inaczej? - usłyszałem stłumione pytanie Harry'ego na które odpowiedział mu Nick.
- Bo to leki dwa razy mocniejsze od antydepresantów. Sam je brałeś, więc możesz tylko wyobrazić sobie co odpierdala się właśnie w organiźmie Lou.
- W każdym razie jestem trochę zawiedziony. Mam dopiero dwadzieścia lat, nawet nie skończyłem szkoły. - mamrotałem. - Dlaczego nie skończyłem szkoły?
- Louis, nie bredź. - Zayn poklepał moje udo. - Dadzą ci proszki odpowiednie, do kroplówki podłączą i znowu będziesz zdrów jak rybka.
- Rybka? Zawsze chciałem mieć rybkę! Taką złotą, żeby spełniła moje życzenia. - zachchiotałem. - Mam tyle życzeń, które mogłaby spełnić!
- Na przykład jakie? - Malik minimalnie przewrócił oczami, postanawiając mnie zagadywać.
- Chciałbym żeby Harry mnie pocałował. - powiedziałem, spoglądając na bruneta. - Czy złota rybka mogłaby to spełnić?
Harry natychmiast poderwał głowę do góry którą do tej pory trzymał z nudów spuszczoną. Miał zabawną minę dlatego też roześmiałem się.
- Harry ma usta jak złota rybka! - roześmiałem się, dotykając palcem wkazującym różowe wargi.
- Ja to nagram... - usłyszałem cichy głos Grimshawa który chwilę później włączył dyktafon.
- Wow, wyląduję w internecie tylko dlatego, że chyba ktoś mnie wreszcie zechciał, a ja jestem głupią pizdą która nie umie przyjmować w życiu dobrych rzeczy? - mój głos załamał się pod koniec przechodząc ze śmiechu w bycie na skraju płaczu.
- Jezu, gdzie jest Liam? Nie chcę patrzeć jak on ryczy. - jęknął Malik, zakrywając dłońmi twarz.
Ja za to dalej ciągnąłem swój monolog wewnętrzny z przejęciem.
- W sumie to Harry nie jest wcale takim chujem... Dobra, jest, ale za to ja jestem wredną suką, więc dla mnie ideał. Nie mógłbym na dłuższą metę wytrzymać z kimś bardzo miłym. - zamyśliłem się chwilę. - Lubię jak mnie obejmuje, nikomu na to nigdy nie pozwalalem zanadto, ale gdy robi to on jakoś tak mi... słodko.
- Patrzcie, rozkręca się. - usłyszałem Nicka. Zignorowałem jego słowa.
- Dlatego przeraziłem się, kiedy zaczął podobać mi się inaczej niż tylko w... ten sposób. Liam już wcześniej mówił mi różne rzeczy, ale ja tego do siebie nie mogłem dopuścić. Za bardzo bałem się że zranię dobrą dla mnie osobę aż w końcu to zrobiłem, chociaż Harry tego nie powie. Chciałem go uchronić przed sobą odpychając od siebie. Czemu to wszystko musi być takie skomplikowane? - kontemplowałem zawzięcie. - A nie, przepraszam. Ja jestem skomplikowany. To wszystko moja wina.
- Który z was to Louis Tomlinson? - usłyszałem nad sobą niski głos starszego pana w białym fartuchu, który stał nade mną.
Moja ręka wystrzeliła do góry zupełnie tak jakbym zgłaszał się do odpowiedzi przy tablicy. Mężczyzna w średnim wieku kazał mi iść za nim na salę gdzie zapewne mieli mi podać leki.
*
Nigdy nie lubiłem szpitali. Kojarzyły mi się nie z dobrym miejscem, gdzie ludzie uzdrawiają innych, a z miejscem dla ludzi, którzy odchodzą. Ze śmiercią. Dlatego też kiedy wsłuchiwałem się w te wszystkie dźwięki wydające z siebie wkurzające pipanie, bałem się że w końcu usłyszę długie piiiiiiip i będzie po mnie, chociaż przecież wiem, że jestem zdrowy. To głupie.
Z nudów, przejeżdżałem palcem bo tkwiącym w mojej dłoni wenflonie, uważając jednak by nie robić tego za mocno, aby mnie nie zabolało. To całkiem zajmujące zajęcie jeśli chodzi o siedzenie w szpitalu.
W końcu ktoś postanowił mnie odwiedzić. Po małym pokoiku rozniosło się pukanie do drzwi, a następnie ujrzałem przed sobą Liama.
- Witaj, kujonie. - pomachalem mu z uśmiechem co odwzajemnił. - Dzięki, że postanowiłeś uratować mnie przed nudą.
- Jak się czujesz? - spytał mnie, a kiedy odpowiedziałem, że całkiem normalnie usiadł na moim łóżku. - Nigdy nie sądziłem, że będziemy w takim miejscu. Ty podpięty do tego wszystkiego i ja. Wystraszyłeś mnie, mój mały braciszku.
- To wszystko przeze mnie. - westchnąłem. - Zachowałem się jak głupi bachor i nie dopilnowałem brania jebanych leków...
- Teraz to nie jest ważne. Jesteś tu i żyjesz, będziesz miał nowe leki. - powiedział Liam, mierzwiąc moje włosy.
- Nieźle odlecialem, co? - zaśmiałem się. - Nie pamiętam niczego w sumie od rozmowy z Zaynem przy stole, więc jestem jak po ostrym chlaniu, ale bez kaca.
- Mam coś co mogłoby cię zainteresować. - powiedział Liam wyciągając z kieszeni telefon. jednak był to telefon Nicka. Zmarszczyłem brwi, nic nie rozumiejąc.
- Po co ci telefon Grimshawa? - ściągnąłem brwi, widząc jak chłopak wchodzi w aplikacje "dyktafon".
- Posłuchaj tego, co mówiłeś będąc na swojej fazie w poczekalni. - powiedział mi, puszczając nagranie.
Uśmiechnąłem się półgębkiem ponieważ wiedziałem, że będzie to na pewno zabawne, zgłośniłem delikatnie, aby szybko wybałuszyć oczy w paraliżującym mnie lęku.
Przestałem słuchać przy momencie: "Harry tego nie powie. Chciałem go uchronić przed sobą odpychając od siebie." Rozchyliłem wargi chwilę później je zamykając i znów je otworzyłem. - J-jaka... jaka była reakcja Harry'ego na to?
- Nie było mnie przy tym, ale chłopaki mówili, że... wyglądał źle. Po prostu... - westchnął ciężko.
- Co powinienem mu teraz powiedzieć, Liam? - spytałem, patrząc na swoje uda przykryte białą pościelą.
- Tego ci już nie powiem, bo ja nie komplikuję sobie życia bardziej niż to potrzebne. - mruknął Payne. - Jesteś dorosły, dasz sobie radę.
- Powinienm z nim porozmawiać już teraz? Chłopcy tu są? - spytałem lekko się podnosząc.
- Tylko Harry. - sposób w jaki Payne się na mnie patrzył sprawiał, że czułem się jak skarcone dziecko. - Powinno ci to dodatkowo dać do myślenia.
- Poprosisz go? - oblizałem swoje suche wargi. Uniosłem butelkę wody leżącą na szafeczce obok łóżka i wziąłem kilka dużych łyków.
- Jasne. - Liam pokiwał głową, nim wyszedł na korytarz, gdzie usłyszałem jak woła Stylesa.
Co mogłem powiedzieć Harry'emu? Że to, co mowiłem wcześniej jest prawdą? Mógłbym skłamać, że nie, ale po co mi to? Dlaczego miałbym komplikować i ranić go jeszcze bardziej?
- Louis? - na jego widok, a właściwie to widok jego zaczerwienionych delikatnie oczu miałem ochotę uderzyć się z całej siły.
W twarz.
Żelazkiem.
Rozgrzanym.
Boże, jestem takim skurwysynem.
- Cześć Harry, um... usiądziesz? Dziękuję, że zostałeś w szpitalu z Liamem. - powiedziałem, starając się być łagodnym. Znów zacząłem bawić się tymi wszystkimi rurkami.
- Nick i Zayn też chcieli zostać, ale kazałem im jechać. - powiedział, przysiadajac na samej krawędzi szpitalnego łoża. Ku mojej minimalnej uldze słyszałem w jego tonie, że nie był on już tak ode mnie zdystansowany jak przedtem.
- Dobrze zrobiłeś. Popsułem cały dzień. Zayn miał plany, a przez moje głupstwo to nie wyszło. - westchnąłem. - Czy Liam mówił wam coś więcej o moich problemach? Lekach i tym wszystkim?
- To nie jest powód, dla którego chciałeś ze mną porozmawiać, prawda? - brunet gwałtownie zmienił temat.
- Nie. Przepraszam. - powiedziałem szybko, czując się dziwnie ze słowem, które wypowiedziałem.
- Za co? - zmarszczył w wyraźnym zmieszaniem brwi. - Za powiedzenie prawdy?
- Nie sprawiaj, że to jest dla mnie jeszcze trudniejsze, Harry. Nie rób tego, okej? - powiedziałem słabszym głosem. Zbliżyłem swoją dłoń do skroni przymykając oczy.
- Louis, nie za bardzo ogarniam o co ci chodzi, wiesz?! - wzdrygnąłem się gdy on podniósł na mnie głos. - Ja czynię to trudniejszym? Ja?! Wcześniej mówiłeś coś innego, a pragnę przypomnieć, że wtedy żaden głosik w głowie nie kazał ci kłamać, wiec co do chuja?!
- Nie okłamuję cię teraz! - powiedziałem, broniąc się. - Po prostu widzę, że teraz jesteś taki zły na mnie i dla mnie to jest trudne. Mówić o tym wszystkim... Nie wiem co mam powiedzieć, jak ci się wytłumaczyć!
- Wiesz jak się teraz zachowujesz? - nagle przybliżył się do mnie znacznie, a z jego oczu trzaskaly pioruny. - Jak niedojrzały gimnazjalista, któremu właśnie ktoś wytknął jego zauroczenie. Bądź żesz, kurwa dorosły kiedy trzeba, Tomlinson, bo nie jesteś pieprzonym pępkiem świata!
- Wiem! Nienawidzę w sobie tego, ale nie umiem tego tak od razu zmienić, nie potrafię się zmienić! Wiem, że jestem zły wiem, że jestem beznadziejnym dupkiem bez serca. Każdego w okół o coś oskarżam, a tak naprawdę to ja jestem tym najgorszym. I dziękuję, że mi to przekazałeś bo może w końcu ktoś musiał! - odwróciłem wzrok, patrząc teraz na podłogę szpitalną. - Nie potrafię być dobry, widzisz? To nie są moje trzy wady, które mogę zmienić. To jestem cały ja.
- Ty nie potrafisz być dobry? - Harry parsknął śmiechem. - A kto nie chciał bić mnie na naszych lekcjach w obawie, że zrobi mi krzywdę? Kto głaszcze świnki, w których inni ludzie widzą jedynie kotlety? Komu było żal zdesperowanego Aidena, którego z jebanej zazdrości przegoniłem?
- Ale z jakiegoś powodu potrafiłem zranić ciebie. - powiedziałem cicho, jakby bojąc się reakcji Harry'ego. - Wolałem robić z siebie dziwkę, żebyś był blisko niż przyznać przed samym sobą że potrzebuję cię tak po prostu.
Cały czas siedziałem z głową odwróconą w kierunku ściany, po chwili wzdychając cicho, gdy poczułem jak Harry obejmuje mnie w pasie i wciska swoją twarz w moją szyję. - Nie możesz po prostu... odpuścić? Przecież sam właśnie mi przyznałeś, że nie chcesz tego tylko w taki sposób.
- Boję się. - przyznałem mu. - Boję się, że nie będe umiał w ten sposób. Łatwiej jest dla mnie po prostu pójść do łóżka niż powiedzieć coś o swoich uczuciach. - zaśmiałem się sucho. Jestem taki żałosny. - Boję się, że nie dam ci tego co chcesz. Ale nie dlatego że nie chcę ci dać, ale dlatego, że tego nie mam.
- Masz, Louis. - nie zgodził się ze mną brunet, sprawiając ze zgłupiałem. - Czy Ty naprawdę nie rozumiesz, że mi podobasz się dokładnie taki jesteś? Mam w dupie twoje wady. Ja też mam ich kurwa od groma, ale... te twoje akceptuję. Bo tworzą ciebie.
- Nie znasz mnie Harry. - powiedziałem. - Znamy się tak krótko. Jak możesz to stwierdzić? - spytałem, zaciskając palce na jego koszulce. Nie chciałem by się odsuwał. - Choćby to, że jestem popieprzonym psychikiem. Nie odtrąca cię to ode mnie?
- Nie. - położył dwa palce pod mój podbródek aby zmusić w ten sposób do spojrzenia mu w oczy. - Ani trochę. - uśmiechnął się.
- Liam miał rację. Tylko udajesz takiego twardego kutasa, a tak naprawę jesteś strasznie miły i romantyczny. - zaśmiałem się w jego usta. Uśmiechnąłem się całkiem szeroko.
- Musiałem robić tak całe życie. - wzruszył ramionami. - Inaczej ludzie nie traktowali by mnie poważnie. W rzeczywistości jestem cipą która w wolnych chwilach ogląda śmieszne koty na YouTube.
- Kto nie kocha śmiesznych kotów? - zachichotałem. - Wszyscy je kochają. Ja za każdym razem razem płaczę na Titanicu i kocham czytać poezję. Mało kto to wie.
- Titanica znam na pamięć, ale jak o tym komuś powiesz będę musiał cię zabić. - próbował brzmieć poważnie jednak pod koniec zaśmiał się.
- Musimy kiedyś obejrzeć Titanica razem! - zaproponowałem, kładąc dłoń w jego włosach.
- Titanica razem oglądają tylko przyjaciółki albo pary... - zainsynuowal chłopak, przegryzając przy tym dolną wargę.
- Harry. - spojrzałem prosto w jego oczy. - Nie zmieniajmy na razie naszej relacji. To znaczy- bo ja kocham się z tobą przekamarzać, obrażać i śmiać. - zachichotałem. - Lubię też, kiedy mnie przytulasz. Jakoś to połączymy. Hm? I przepraszam za sytuację nad stawem. Naprawdę nie chciałem.
- Trochę zabolało, ale potem też nie zachowywałem się zbyt miło, więc myślę, że jesteśmy kwita. - cały czas uśmiechał się, zanim wcisnął nos w moje włosy, zaciągając się zapachem jakiego nie byłem w stanie sam poczuć. Cały czas w trakcie tego mnie obejmował, kciukiem głaszcząc ierzch mojej dłoni zaraz obok wenflonu.
- Spanikowałem gdy chciałeś mnie pocałować. - powiedziałem, przytulając się do niego. - Czy teraz oficjalnie możemy przerwać tą głupią umowę z pieprzeniem się? Bo to już od dawna nie był tylko seks.
- Możemy, ja wręcz nalegam. - zachichotał (kurwa, chichotał, nie słyszałem chyba bardziej uroczego dźwięku). Następnie splótł ze sobą nasze palce. - Patrz jak ładnie twoja dłoń wygląda w mojej, bo jesteś taki malutki.
- Nie, to ty masz jakieś przerośnięte dłonie. W ogóle wszystko masz takie duże!
- Mogę cię pocałować? - zmienił temat już drugi raz w trakcie tej rozmowy jednakże... tym razem nie przeszkadzało mi to ani trochę.
- Tak, pocałuj mnie. - nalegałem, patrząc na jego oczy. Przymrużyłem powieki, kładąc dłoń na policzku Harry'ego. Pomimo, iż tyle razy się całowaliśmy nigdy w ten sposób. Może przez to poczułem jakby to był nasz pierwszy pocałunek.
Ja od razu wpiłem się mocno w jego wargi, jednak troszkę speszyłem się, gdy Harry nie odwzajemnił tego z taką pasją, wykonując dużo wolniejsze i delikatniejsze ruchy.
Powoli zacząłem wpasowywać się w rytm jego ust pierwszy raz tak naprawdę poznając ich smak. Zacząłem rozumieć ekscytację Liama wywołaną pocałunkiem z Zaynem, gdyż teraz wiem jak się czuł. To niesamowite. Niesamowite jak moje ciało obiegły dreszcze i małe robaczki wzdłuż kręgosłupa. Ciepło ogarnęło mój brzuch. Jęknąłem cichutko kiedy Harry odsunął się ode mnie.
- Czy Ty się chociaż raz w życiu całowałeś tak... po prostu? - Harry spojrzał na mnie z małym rozbawieniem.
- Szczerze? - spytałem. - Nie. - pokręciłem głową, rumieniąc się wściekle i odwróciłem wzrok przez to jak się speszyłem.
Harry zaśmiał się, mamrocząc coś w stylu "ale ty jesteś uroczy", nim połaskotał mnie pod żebrami, nos przykładając do mojej szyi.
- Chcę wyjść z tego szpitala. - powiedziałem cicho, uśmiechając się ponieważ czułem się znowu z Harrym dobrze.
- Liam mówił, że wyjdziesz jeszcze dzisiaj i musisz po prostu pomęczyć się jeszcze maks dwie godziny. - odparł, zakładając jeden z moich kosmyków za ucho. Ok, jak długo on powstrzymywal się przed robieniem tych wszystkich rzeczy skoro teraz nie może przestać?
- Dwie godziny? Co ja tu zrobię przez dwie godziny? - wypchnąłem dolną wargę. - Możemy się potulić? Po dwóch godzinach będziesz miał dość.
- Lou, nie mogę się z tobą tulić na pieprzonym łóżku szpitalnym. - pokręcił głową ze śmiechem. - Pielęgniarka jak mnie zobaczy to wypierdoli za to z sali.
- Przecież jeśli już tu siedzisz to co ta za różnica czy mnie dotykasz czy nie? - spytałem. - O mój Boże, jak ja wytłumaczę już prawie tygodniową nieobecność w szkole? - nagle zmieniłem temat. - Przecież nie powiem że muszę się ukrywać, bo chcą mnie zabić.
- Oni dadzą ci zwolnienie lekarskie, kochanie, nie martw się. - machnął ręką, a ja starałem się nie roztopić przez to jak mnie nazwał mimo, że wcześniej nie robiło to na mnie większego wrażenia. - Ja przez pół swoich studiów nie chodziłem na zajęcia, a i tak za każdym razem zdawałem.
- Ludzie będą gadać, znowu. - westchnąłem. - Ostatnio ktoś zaczął mówić, że mnie sprzedali do burdelu, kiedy miałem grupę żołądkową. To nie było fajne.
- Niech spierdalają. - chłopak zmarszczył brwi. - Nie jesteś już trochę za stary aby przejmować się opinią ludzi z uczelni?
- Tak, może. I mam ich w dupie, oczywiście. Jestem w końcu Louis Tomlinson. - uniosłem pierś do góry. - Ale po jakimś czasie to się robi obrzydzające. Nieważne.
- Naprawdę się nimi nie przejmuj. - Harry wsunął swoją dłoń pod szpitalną kołdrę i zaczął głaskać pod nią moje udo. - Ludzie gadają, bo mają tak nieciekawe życie, że próbują szukać sensacji wśród innych.
- Wiem, wiem. - przytaknąłem. - Lekarze mówią, że do końca dzisiejszego dnia nadal mogę być trochę rozemocjonowany i mój nastrój jeszcze będzie chwiejny. Teraz chciałbym tylko wziąć ciepłą kąpiel.
- No mój drogi, w szpitalu akurat nie masz na co liczyć. - zaśmiał się, kładąc głowę na moim barku. - Ale jak będziemy wracać to dam znać Zaynowi by takie coś ci załatwili.
- Nie mogę się doczekać. - uśmiechnąłem się. - Cieszę się, że już jest okej. Będę się starał, Hazz. Obiecuję nic nie spierdolić. - chłopak spojrzał na mnie spod delikatnie przymkniętych powiek, kiedy uniósł moją dłoń w swojej do góry, aby pocałować jej wierzch. - Jesteś dla mnie za dobry, Harry. - odparłem wzdychając.
- Lou, przestań tyle myśleć, bo ci to nie wychodzi. - ścisnął mój nos między swoim palcem wskazującym i środkowym.
- Ja nie myślę, ja tylko stwierdzam fakty. - powiedziałem. - A teraz mam w dupie pielęgniarki. - odparłem, zbliżając się do Harry'ego by położyć głowę na wysokości jego serca. Może wcale te... Uczuciowe rzeczy nie są takie złe.
Ostro było dziś, co?
KOMENTUJCIE I GWIAZDKUJCIE
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top