Rozdział 4 "Nic mnie nie łączy ze Stylesem"

Wyłączyłem muzykę, a następnie wyciągnąłem słuchawki z uszu, gdy znalazłem się na odpowiednim piętrze. Przyznam, że towarzyszyła mi lekka zadyszka: moja klatka piersiowa unosiła się szybciej niż zwykle, natomiast na płucach czułem nieprzyjemny ciężar, naciskający na moje żebra. Krzyczałem w myślach na swoją kondycję, lecz przecież sam doprowadziłem się do takiego stanu, bowiem wszyscy moi kumple zawsze powtarzali, że jestem leniwym Tommo. Mówili tak pomiędzy słowami, jakie wyrażały moje dziwkarstwo. Na głupią myśl o tym, nawet nie walczyłem z moimi oczami, które wykonały obrót o ileś-tam stopni. Wywróciłem nimi, oblizując usta. Po włożeniu zawiniętego kabelka do kieszeni kurtki, zadzwoniłem do drzwi od mieszkania Harry'ego, którego ostatni raz widziałem wczoraj.

Od naszego nieziemskiego seksu minęło równo trzy dni, a ja nadal czułem nieznośny ból w tylnych partiach mojego ciała, nie wiedziałem jak on to zrobił. Jeszcze nigdy nie czułem tego tak długo, a w tym przypadku żadne gorące kąpiele mi nie pomagały na rozluźnienie mięśni, nawet te z balsamami i olejkami, jakie codziennie podkradałem Liamowi z półki należącej do niego. Nie wiem jak to się stało, Harry rozciągał mnie przecież tak dobrze! Mimo wszystko to mi w niczym nie przeszkadzało, a jedynie przypomniało o świetnym pieprzeniu mojej dziurki. Relacja z seksownym Stylesem, po tym nie zmieniła się w ogóle. Harry nadal denerwował mnie do potęgi i cały czas nie cierpię go tak samo mocno, jak przed naszym stosu-czterokrotnym stosunkiem.

Po odczekaniu zaledwie kilkunastu sekund, usłyszałem dźwięk przekręcania zamka w drzwiach, a w progu ujrzałem ubranego w pościerane dresy bruneta, który na mój widok uśmiechnął się w ten sam, wkurwiający sposób. A może ja tylko wmawiam sobie, że mnie on irytuje? Jego proste, błyszczące ząbki były całkiem ładne, wyglądał jak królik.

 – Witaj, mały.

Westchnąłem głośno, kręcąc głową i popchnąłem Harry'ego w bok, tym samym wciskając się w jego mieszkanie. Od razu w korytarzu przywitał mnie Nicholas z puszką piwa w prawej ręce. 

 – Cześć, Lewis.

 – Hej. – podałem mu rękę, którą on uścisnął, posyłając mi przyjazne spojrzenie. Wydawał się dużo bardziej sympatyczny niż jego kumpel, pomimo sposobu, w jaki okropnie wymawiał moje imię.

 – To dla ciebie, tak na rozluźnienie dupy, kiedy będziemy gadać o morderstwach i innych strasznych rzeczach. – parsknął chłopak, wręczając mi browara. Posłałem mu uśmiech, podążając za nim do salonu. – Siadaj, rozgość się. – powiedział Nick, zupełnie jakby mieszkanie było jego.

 – Cholera, Styles... mógłbyś się uczyć dobrych manier od swojego przyjaciela. – powiedziałem, odwracając przy tym głowę w stronę ciągle patrzącego na mnie z góry chłopaka. Nick oczywiście zauważył oznaczenia na mojej atłasowej skórze gdzieś na karku i to, że nadal nie wyblakły...

 – Moje maniery są zajebiste. – Harry wzruszył ramionami. – I jeśli któryś z was wyleje to gówno na moją piękną, białą kanapę to urwę wam obu jaja i powpycham wzajemnie do waszych gardeł tak, że oboje się nimi zakrztusicie.

 – W moim przypadku bardzo byś tego potem żałował. – wydąłem dolną wargę, udając, że lada moment się rozpłaczę przez jego słowa. Kiedy ostatnim razem się spotkaliśmy lubił moje jądra w swoich ustach!

 – Nie zapędzajcie się tak, chłopaki. – Nick był w trakcie rozkładania się całym, smukłym ciałem na kanapie. – Wystarczy, że całe moje auto było w waszej spermie. Obrzydliwe. Poczułem się zdruzgotany, widząc to, co zastałem. Musiałem wynająć ludzi, którzy byli w stanie ścierać wasze nienarodzone dzieci. Wasze nasienie  było nawet na pierdolonym suficie! Jak? Powiedzcie mi– albo NIE! Nie chcę wiedzieć.

Harry zareagował na uszczypliwą uwagę przyjaciela głośnym śmiechem, gdy ja spuściłem głowę starając z całych sił się nie zarumienić aż po uszy. Nie znałem w końcu Nicka ani trochę, więc nie miałem pojęcia jak reagować.

Wypuściłem spomiędzy moich warg nerwowy oddech, mocząc usta w piwie. Harry i Nick wymienili się jeszcze kilkoma zdaniami, kiedy ja skupiłem swój wzrok na widoku za oknem. 

 – Nie zasłonisz rolet?

 – Dobry pomysł. – pochwalił mnie ironicznie Styles, kierując się w stronę okna. Ja stroiłem za jego plecami głupie miny.

 – To może napiszę do Liama z pytaniem, w której części miasta aktualnie się znajduje. – zaśmiałem się, wyciągając z kieszeni mojej bluzy telefon. Czułem się nieco niezręcznie przy Nicku, który jest... tajnym agentem. To mnie kurewsko przerażało.

 – Macie dosyć... osobliwą relację. – stwierdził Grimshaw, patrząc na mnie i na bruneta. – Ciągle sobie dokuczacie, zupełnie tak jakbyście się nie znosili, ale już nie macie nic przeciwko pieprzeniu się jak małe kundelki...

 – Bo ja go nie znoszę. – powiedziałem beznamiętnie, jakby Harry'ego tu nie było. – Jest gburowatym narcyzem, zapatrzonym w siebie i swój czubek nosa. Wcale nie jest taki seksowny jak mówi. Ma dużego chuja, ale zero mózgu, w skrócie. - masz beznadziejnego kumpla. Jest niemiły, chamski, opryskliwy i po prostu wkurwiający! Nie ma do mnie szacunku, więc ja do niego również nie.

 – Ja czczę twój tyłek, niewdzięczniku! – oburzył się Styles. 

 – Wolałbym, abyś szanował mnie jako całość, a nie tylko moją dupę! – warknąłem. Nick skwitował to jedynie śmiechem.

– Czuję zdezorientowanie. Jak doszło do waszego seksu jeśli pawacie do siebie taką nienawiścią? – spytał Nicholas, całkiem spokojnie i miło. Mógłbym się z nim kolegować.

 – Ja go wcale nie nienawidzę! Po prostu nie lubię jego charakteru! – powiedział jakby na swoją obronę Harry. Przewróciłem oczami, mówiąc: 

 – Jest w moim typie, a ja w jego. W końcu jesteśmy tylko zwierzętami, co nie?

 – Zwierzętami? – Harry prychnął. – Już działasz mi na nerwy. O czym ty w ogóle nawijasz, maluchu? 

Spojrzałem na niego beznamiętnie. –Okej, wychodzę.

– Siedź na tyłku. – Harry użył ostrego tonu przez co zmroziłem go spojrzeniem, unosząc swoje pośladki w celu wstania. – Proszę.

Słysząc to, w jaki sposób jego głos złagodniał i stał się wręcz bardzo potulny, choć ciągle w ten dziwny sposób szamański i jednocześnie znużony, poprawiając swoją koszulkę, postanowiłem zostać na swoim miejscu.

– A więc przejdźmy do rzeczy, zanim przywalę twojemu koleżce, Nick.

– Nie czekamy na Twojego kumpla? - spytał szatyn. – Słyszałem, że on też jest w to dosyć... zagłębiony.

– Niestety troszkę się spóźni, ale w wiadomości, jaką otrzymałem napisał, że nie ma nic przeciwko, abyśmy już przeszli do rozmowy. – wytłumaczyłem mu.

– W takim razie od czego zaczniemy? Może od sprawy Twoich rodziców, Lou? – rodziców? Co do... Dlaczego on chce rozmawiać o moich rodzicach, jak... dlaczego? Zmieszałem się, marszcząc brwi. – Jaką masz relację z rodzicami?

– Ale... Nie rozumiem... – wyznałem dość cichym głosem.

– Za chwilę wszystko zrozumiesz. · zapewnił mnie szatyn. – Jak wyglądają twoje kontakty z nimi? Czy mówili ci o swojej młodości?

– J-ja... – przełknąłem ślinę. – Nie mam kontaktu z żadnym z nich – spuściłem głowę, przetwarzając wszystkie swoje myśli. Dopiero co tu przyszedłem, a już zaczynamy od moich... słabości. Oni to robią specjalnie?

– A co się stało? – westchnąłem głośno słysząc kolejne pytanie. Nie miałem odwagi podnieść głowy, aby spojrzeć na któregokowliek z nich. – Louis, ja to muszę wiedzieć.

– Ojciec zdradzał moją matkę. – powiedziałem słabo, odchrząkując. – Ona popełniła samobójstwo. – powiedziałem w końcu, bawiąc się puszką piwa w mojej dłoni. Chciałem żeby Liam już przyjechał. Nawet przy nim rzadko rozmawiałem o tej sytuacji, co dopiero mówić o tym obcym, jeśli sam nie pogodziłem się z tym, chociaż minęły trzy lata?
Żaden z chłopaków nie skomentował tego ani słowem, za co byłem im wdzęczny. Dyskretnie przetarłem kącik swego oka, gdy Nick kontyunował.

– Wracając do mojego drugiego pytania, opowiadali ci kiedyś o swojej przeszłości?

– Nigdy nie miałem dobrej sytuacji w domu. Z ojcem nie rozmawiałem praktycznie w ogóle, a moja mama? Pamiętam ją jak przez mgłę. – zadrżałem, dopowiadając w myślach "najbardziej ten moment, gdy znalazłem ją wtedy, w brudnej szopie kilka stóp nad ziemią". To pojebane, ale to prawda.

Wreszcie podniosłem głowę do góry, widząc jak poważny wyraz twarzy panował u ich dwójki. Harry nawet delikatnie się do mnie uśmiechnął.

– Co to wszystko ma do kogoś, kto chce zrobić nam krzywdę? – spytałem.

– Przeprowadziłem małe śledztwo. – odparł Nick, przeczesując swoje włosy dłonią. – Twój ojciec musiał mieć kontakty z... z ludźmi, jak mafia. To moje podejrzenia.

– Że co, kurwa?! – praktycznie wrzasnąłem, podnosząc się na równe nogi. Moje oczy były obecnie wielkości spodków, a szczęka znajdowała się prawie na podłodze.

– Tak i dziwnym przypadkiem musiał mieć coś wspólnego również z moim zajebistym ojczulkiem. – powiedział Harry, zaciskając zęby. – Muszę się napić, Nick, muszę się napić. Dajżesz mi piwo.

Szatyn z pokerową miną wręczył swemu druhowi szklaną butelkę, gdy ja ledwo co trzymałem się na miękkich jak z waty nogach.

– Louis, słabo wyglądasz. – zauważył Grimshaw. W tym samym momencie po mieszkaniu rozniósł się dzwonek do drzwi, co oznaczało:

opcja pierwsza - Liama,

opcja druga - list.

Harry niepewnie wstał z kanapy, uprzednio odkładając piwo na mały stolik, zanim podszedł drzwi, a po zetknięciu przez wizjer westchnął z ulgą, po chwili odkluczając je.

– Cześć, stary. Dobrze, że jesteś. – usłyszałem, nim w korytarzu rozniósł się charakterystyczny dźwięk przybijania piątki. – Z Louisem dzieje się jakieś złe gówno.

– Zamknij pysk, stylówa! – warknąłem, jednak mój głos był dużo słabszy niż jeszcze przed chwilą ze względu na to czego się właśnie dowiedziałem o swoim "kochanym" ojcu.

– Cholera, Lou. – Liam do mnie podbiegł, od razu kładąc dłoń na karku i patrzył na mnie z góry. – Jest okej? W porządku?

– T-tak myślę... – odparłem, nagle wzdychając krótko, gdy na parę sekund cały obraz rozpłynął się przed moimi oczami, a ja sam bezwładnie wpadłem w czyjeś ramiona.

– A ja tak nie myślę. – powiedział Harry, trzymając mnie mocno z tyłu pod pachami. – Połóż się na kanapie, mały. – nakierował mnie na łóżko, na którym chwilę później wylądowałem.

– Co mu jest, to normalne? - usłyszałem jak pyta Liama.

– Louis bardzo się wszystkim przejmuje i reaguje troszkę... intensywniej na wszelakie złe wieści. – odpowiedział mu, gdy Styles podłożył pod moją głowę poduszkę. – W dodatku jest małą pizdą, która ma gdzieś swoje zdrowie i ignoruje tak ważne sprawy, jak właśnie to.

– Oh... – wymamrotał Harry, gdy Nick powiedział coś w stylu: "podłóżcie mu poduszkę pod biodra i nogi do góry". Wszystko działo się szybko, a ja mało rejestrowałem.

– Tommo, oddychaj głęboko, tak jak baby przy porodzie, pamiętasz? – poradził mi Liam, a ja zacząłem starać się wykonywać jego polecnia.

– Pieprzyć baby, Liam. – wymamrotałem, zakrywając swoją twarz dłońmi. – Nie traktuj mnie jakbym, kurwa umierał!

– Oho, wraca mu tryb suki, czyli jest lepiej. – zaśmiał się Harry. Spojrzałem na niego wrogo spod rzęs.

– Jak wstanę to odgryzę ci kutasa i rzucę lwom w zoo... – wszystko to mówiłem bardzo powoli, ze stoickim spokojem.

– Czuły i kochany, jak zawsze, nasz Tommo the tease! – skomentował Liam, trzymając moją dłoń i powoli mnie podnosząc do pozycji siedzącej – Wróciłeś do żywych. Szybciej niż ostatnim razem.

– Bo miałem motywację, którą jest zrobienie krzywdy Stylesowi i jego penisiątku. – wyjaśniłem mu, na co on i Nick zaregaowali śmiechem.

– Wiem, że chciałbyś mieć mojego kutasa w ustach, ale nie odgryzaj mi go, może się jeszcze przydać! – bronił się Harry, kładąc dłoń na kroczu.

Liam posłał mi znaczące spojrzenie. Teraz nienawidzę ich wszystkich.

– Chcesz napić się wody?

– Od ciebie nie. – splunąłem, jednak chwilę potem znowu zakręciło mi się w głowie i opadłem na poduszki, mamrocząc pod nosem: – Kurwa, no.

– Przynieś tej wody. Może od ciebie weźmie. – powiedział Harry do Nicka, który podniósł się o ruszył do kuchni.

– Mogłeś powiedzieć, że masz takie problemy, Louis. Powiedzielibyśmy ci to wszystko w inny sposób. Byłeś z tym u lekarza? Może masz jakieś niedobory? Albo anemię? Czy to zdarza się często? – Styles zasypywał mnie pytaniami, kładąc dłoń na moim czole. Spiąłem się nagle.

– Liam, powiedz mu, żeby mnie nie dotykał, bo będę krzyczeć, że ktoś mnie próbuje zgwałcić. – powiedziałem sennie.

– Zaczyna majaczyć. Louis, posłuchaj. Masz swoje leki przy sobie? – wyszeptał do mnie Liam, lekko przerażony.

– Oczywiście kurwa, że nie. – odparłem jakby to była najbardziej logiczna rzecz na świecie. – Nie dramatyzuj, za momencik mi przejdzie.

– Jakich leków potrzebujesz? Może coś znajdę u siebie. – zaproponował Harry, ale ja wiedziałem, że nie ma tego, co jest potrzebne mi.

– To jest rzecz na receptę. – machnąłem ręką. – Mówię serio. Ja poleżę tu parę minut i będę jak nowo narodzony.

*

– Więc z tego, co mówisz... Ojciec Louisa w swojej młodości należał do mafii którą dowodził ojciec Stylesa? – spytał oniemiały Liam, pijąc swoją kawę.

– Wiem, pojebane, ale tak wynika ze wszystkich odnalezionych przeze mnie źródeł. – powiedział, gdy ja byłem w trakcie popijania herbaty z melissy. – Staruszkowie naszych kumpli byli przyjaciółmi.

– Mafia... Mafia. Pieprzona mafia. Co ten człowiek miał w głowie? Z kim związała się moja mama? Przecież musiała o tym wiedzieć, kiedy się umawiali. Dokładnie w osiemdziesiątym ósmym zaczęli się spotykać!

– Mój stary tym wszystkim dowodził także no... – parsknął ironicznie Styles –...fajnie wiedzieć, że spłodził cię jebany morderca.

– Rany, podchodzicie do tego w taki... poważnie poważny sposób. – powiedział Nick, wzdychając.

– A jak mamy podchodzić?! – prawie nie zwróciłem uwagi na to, że ja i Harry wykrzyczeliśmy te słowa dokładnie w tym samym momencie.

– No w sumie... – żąchnął Liam. – Ich staruszkowie byli mordercami, dilerami i pewnie też gwałcicielami. Również nie byłbym zbyt zadowolony.

– Sugerujesz mi, że jestem dzieckiem z gwałtu? Co z tobą, Liam? – spytałem przyjaciela, klepiąc go po ramieniu pięścią.

– Nie mówię, że jesteś dzieckiem z gwałtu. – obronił się Payne. – Skoro twoja mama związała się z "kimś takim", zapewne wcześniej musiał odejść z tej mafii, naobiecywać jej gruszek na sośnie i... tak wyszło.

– Nie wiemy jak było. Myślicie, że muszę skontaktować się z ojcem? Ja i Harry?

– Do tego właśnie zmierzałem. – odezwał się Nick. – Wasi ojcowie są celem ludzi, którzy was dręczą, a jako, że skurwysyny musieli zajebiście się ukryć, postanowili swoją agresję przenieść na was.

– To jest jakaś nieśmieszna komedia. – parsknął Harry, cały czas chodząc w kółko po salonie. – Poważnie. Co ten stary dziad ma w głowie?

– Ich nie obchodzi to, że jesteście całkowicie niewinni za syf, jaki zrobili wasi starzy. Członkowie mafii nie wiedzą co to miłość i współczucie. Chcą po prostu ofiar. – Nick wzruszył ramionami.

– Myślicie, że... – odezwałem się cicho. – Nigdy tak naprawdę nikt nie poznał przyczyny tego, dlaczego moja mama się powiesiła. Mam chore przeczucie, że jej samobójstwo ma z tym związek.

– Jezu kurwa pierdolony Chryste. – Harry, wplótl palce w swoje gęste loki i pociągnął delikatnie ze wzrokiem utkwionym w podłogę. – Nick, co mamy robić?

– Na ten moment najpierw muszę dowiedzieć się dokładnie, kim są ci ludzie, co będzie cholernie ciężkie, a wy. Wy musicie przejść porządne szkolenie. Teraz to my zakładamy własną mafię.

– Louis nie umie się bronić za grosz, więc na to wpadłem już parę dni temu. – powiedział mu Harry, a ja prychnąłem. – Zachowujesz się tak jakbym kłamał, Tomlinson.

– A ty zachowujesz się jak chuj. – powiedziałem na swoją obronę, przegryzając wnętrze policzka.

– Ale on ma rację, Louis. – wymamrotał niepewnie Liam, za co ja znierzylem go ostrym spojrzeniem. – Ty nie dałbyś sobie rady, gdyby przyszło co do czego...

– Więc co? Mam się nauczyć używać broni palnej? – spytałem, patrząc na ich całą trójkę. Byłem przytłoczony tym wszystkim, o czym dowiedziałem się tego wieczoru.

– Nie tylko broni, Lou. – zastrzegł Nick. – Musisz nauczyć się również wybronić, kiedy nie zdążyłbyś złapać za glocka.

Westchnąłem ciężko, czując na moim kolanie dużą dłoń. Spojrzałem na Liama i uśmiechnąłem się do niego na znak, że jest w porządku. Wszystko o jest w kurewskim porządku. Muszę dać sobie z tym radę.

*

– I wtedy Harry mówi: O MÓJ BOŻE, GRATULACJĘ! A kobieta spojrzała na niego morderczym wzrokiem, mówiąc "tak, ten kebab był wspaniały!" – Nick parsknął śmiechem uderzając stopami o podłogę. Prawie oplułem się moim piwem ze śmiechu, nawet Liam pozwolił sobie wypić dwa kufelki.

– Jaki ty jesteś tępy, Grimshaw. – Harry uderzył go lekko w tył głowy, starając za wszelką cenę ukryć fakt, iż jego samego rónież rozśmeiszyło wspomnienie Nicka.

– Byłeś całkiem słodki, gdy miałeś piętnaście lat. – przyznałem. – Co stało się później z uroczym Haroldem?

– Później dowiedział się, że jego stary regularnie chodził na dziwki i znęcał się psychicznie nad swoją żoną i ten uroczy Harold musiał ociupinę za szybko dorosnąć, by zająć się swoją rodziną. – powiedział chłodno Styles, sprawiając, że zaniemówiłem. Zapadła niezręczna cisza, w której nie wiedziałem, czy go przeprosić, czy powiedzieć, że mi przykro, lub czy pocałować go w czoło.

– Ale najfajniejszy moment był wtedy, gdy ten sam piętnastoletni Harry przyjebał swojemu ojcu po tym jak Anne, jego matka powiedziała mu kilka rzeczy. Twój i Harry'ego ojciec to są dwa chuje, widzicie? – parsknął Nick. Był tym typem człowieka, który zawsze rozluźniał atmosferę.

– Złamałem skurwielowi nos i chyba wykopałem wszystkie plemniki z kutasa! – dodał z dumą chłopak, podwijając rękaw bluzy, aby następnie demonstracyjnie cmoknąć swój imponujący biceps.
Roześmiałem się, patrząc na jego mięśnie.

– Mogę dotknąć?! – pisnąłem, udając słodziutki głosik czternastoletniej dziewczyny z gimnazjum. Zacisnąłem palce wokóło bicepsa, zachwycając się jego twardością.

– Już dotykałeś. – puścił mi zuchwałe oczko, na które ja zareagowałem obrzydzonym wzdrygnięciem się, w porę przekręcając głowę, aby żaden z nich nie zauważył moich rumieńców.

– Taaak, dotykał pewnie innych rzeczy. – zaśmiał się Nicholas.

– I co, Boo? W końcu wyszło na to, że mi się nie chwaliłeś, czy Harry na tak dużego, jak w twoich snach! – powiedział Liam i zanim zdążyłem odpowiedzieć ponownie, odezwał się Nick.

– Oh-m, ma. Oczywiście, że m-ma!

– Zamknijcie te mordy, ja pierdolę, czy ktoś was w ogóle prosił o zdanie, no chyba wasza stara! – burknąłem, zasłaniając goracy policzek dłonią.

– Widzicie co robicie? Zawstydzacie mojego chłopca, a od tego jestem ja. – Harry parsknął śmiechem, otaczając mnie ramionami. Chciałem się wyrwać, ale trzymał mnie mocno, więc zamiast tego wtuliłem się w jego duże ciało, napawając przyjemnym ciepłem i zapachem jego perfum.

– Ja wcale nie jestem zawstydzony. – skłamałem, unosząc brodę do góry. – Louis William Tomlinson nie zna czegoś takiego jak wstyd!

– Buraczek. – skomentował Harry, ciągnąc to słowo w nieskończoność, nawiązując do mojej czerwonej twarzy. Jego dłoń owinęła się w okolicy mojego policzka. – Taki słodki, słodki buraczek.

– Ja zaraz mu przypierdolę, przysięgam. – zacisnąłem swoje dłonie w pięści, odsuwając się od niego z jękiem bezsilności, gdy uścisk ramion Harry'ego tylko się zacieśnił.

– To dobry pomysł! – klasnął w dłonie Nick. – Trochę pouczysz się samoobrony!

– Więc mogę na nim ćwiczyć?! – uśmiechnąłem się szeroko. – I puść mnie do cholery, Styles!

Pisnąłem krótko kiedy Styles zamiast wypuszczenia mnie ze swych objęć, wstał razem ze mą z kanapy. – Spróbuj się uwolnić.

– Ty chyba sobie żartujesz. – uczepiłem swoje łydki za jego plecami. – I w ogóle, ile ty masz wzrostu?! Dwa metry? Tu jest wysoko!

– Po prostu to zrób! – wykrzyknął zniecierpliwiony Payne. – Gdy przyjdzie co do czego, twój napastnik może być nawet jeszcze wyższy!

– Ale ja mam lęk wysokości i jestem pod wpływem dwóch puszek piwa. – zaśmiałem się. – Poza tym wygodnie mi tu. – przegryzłem wargę, trzymając kark Harry'ego i uśmiechnąłem się do niego uroczo.

– Louis, w takim tempie to zabiją cię i jeszcze zgwałcą szybciej niż myślisz! Twój napastnik nie jest mną, nie chcą mieć z tobą romansu, tylko chcę zrobić ci krzywdę. – skarcił mnie Styles, mocniej obejmując. – Pokaż jakbyś się obronił.

– A ty chciałbyś mieć ze mną romans? – pisnąłem, poprawiając się w jego ramionach. On na to przewrócił oczami.

– Porozmawiamy o tym kiedyś, okej? A teraz ze mną walcz, kochaniutki.

Westchnąłem, mamrocząc: – Sam tego chciałeś. - nim z całej siły zamachnąłem się by uderzyć Harry'ego pierścią w krocze. Natychmiast mnie puścił, zwijając się z bólu a ja uciekłem na drugi koniec kanapy.

– Dobrze! – pochwalił mnie Nick, kładąc dłoń na plecach swojego przyjaciela. – Oj nie jęcz, Hazz. Mało to razy dostałeś w jaja?

– Kurwa, nigdy nie tak mocno. – sapnął, krzywiąc się z bólu. Wzruszem ramionami na jego słowa, bo przecież sami kazali mi się "obronić". Wiadomo, że zawsze trzeba atakować najczulszy punkt.

– W ten sam sposób pokonałem: Stanleya, Erica, Stanleya drugi raz i tego no- ojca Erica, a także starszego brata mojego byłego kumpla Calvina!

– Jak to? Czemu aż tylu gości? – zdziwił się Grimshaw. – Aż tyle typów chciało ci coś kiedyś zrobić? I Harry przestań macać przy mnie swoje pięć centymetrów!

Zignorowałem ten komentarza, skierowany do Harry'ego.

– Wiele z nich jest bardzo natarczywych i wstrętnych, a ja nie każdemu daje dupy, okej? – wzdrygnąłem się na wspomnienia. – Nie myśl, że Harold jest jedynym, który miał na mnie ochotę. – zachichotałem.

– Ja bym nigdy nie obmacywał kogoś, kto nie daje mi wyraźnych znaków, że też tego chce. – mruknął brunet, ciągle uciskając swoje krocze.

– Niektórzy tego nie rozumieją. – westchnął Liam. – Dlatego Louis ma mnie - jestem jego osobistym ochroniarzem. – wyszczerzył się dumnie. – To aż dziwne, że w naszej szkole jest tyle zboków.

– Nigdy w życiu nie spotkałem tylu krypto-gejów, co właśnie na uczelni. – przyznałem. – I to w dodatku tak seksualnie zdesperowanych. Lee, pamiętasz jak ten największy "pan hetero" z twojego kierunku zaproponował mi bzykanko?

– Każdy czuje do ciebie rządzę. Do przez ten wielki tyłek i twój zdzirowaty strój. – zaśmiał się Liam, cmokając do mnie.

– Zdzirowaty strój?! – oburzyłem się. – Ja ubieram się tak, jak każdy inny chłopak! Zwykła bluzka i spodnie.

– Bluzka - tak, odsłaniająca całe twoje sutki i spodnie tak ciasne, że każdego dnia walczysz, by je wcisnąć na twoją grubą, poranioną dupę. – parsknął Liam. – Dzisiaj jesteś ubrany normalnie, ale na codzień... – pokręcił głową. – Mała suczka, błagająca o kutasy.

Pokazałem mu środkowy palec, kątem oka zerkając na równie rozbawionego, co reszta Stylesa. 

 – Zazdrościsz mi pewności siebie.

 – Wcale nie. Ja nie pieprzę się codziennie z kimś innym i nie jestem taką... osobą Twojego pokroju. Nadal nie wiem, dlaczego się przyjaźnimy. – poklepał moje udo. – Dajcie mi więcej piwa. Wrócimy do domu taksówką.

 – Ja mam to samo ze Stylesem. Nie wiem dlaczego z nim trzymam. – Nick westchnął bezsilnie, podając w ręce Payne'a puszkę. Był raczej wyciszony, tylko co jakiś czas coś komentował. Jego tajemniczość sprawiała, że w jakiś sposób się go bałem, w dodatku dziwnie i specyficznie mnie obserwował.

 – Bo jestem zajebisty. – moja synchronizacja z Harrym wydała mi się teraz już dosyć dziwna dlatego też spojrzałem na niego zdezorientowany.

 – Przestań to robić. – powiedziałem oburzony, wywracając na niego oczami. – Robisz to specjalnie. Mówisz to, co ja, nie papuguj mnie.

 – Jak miałbym cię niby papugować, głupolu, skoro mówimy w tym samym momencie? – zaśmiał się cierpko Styles. – Czytasz mi w myślach.

 – Ty mi czytasz w myślach! – oburzyłem się ponownie. 

 – Zachowujecie się jakbyście mieli zacząć się pieprzyć w tym kącie pokoju, a ja tak właściwie nie chcę tego widzieć. – zwrócił nam uwagę mój przyjaciel.

 – Zapewne gdyby was tutaj nie było, tak właśnie by się działo. – wzruszył ramionami Harry, posyłając mi cwaniacki uśmiech.

 – Prędzej cię zabije, niż pójdę z tobą do łóżka Styles. – powiedziałem, dodatkowo kładąc dłoń na jego obolałym kroczu, które uderzyłem jeszcze kilka minut temu. Ten człowiek zaczął działać mi na nerwy.

 – Uuu... podoba mi się. – brunet poruszył figlarnie brwiami. Zbliżył się do mojego ucha, bardzo cicho szepcząc, że ma na mnie ochotę. Moje ciało przebiegł dreszcz.

 – A mi się to nie podoba. – skrzywił się Nick. – Za dużo gejozy. 

 – Sam jesteś jebanym pedałem, więc przymknij się. – Harry pokazał mu środkowy palec.

 – Mam ochotę ci teraz poprawić, żeby jaja bolały cię jeszcze bardziej niż teraz, dupku! – warknąłem do Harry'ego ściskając jego krocze, nim wziąłem rękę.

 – Ała! Myślałem, że to będzie przyjemne! – skrzywił się, praktycznie podkskaując na kanapie. – Nie jesteś zbytnio delikatny...

 – Ty też nie jesteś Harry, z tego, co pamiętam! – Nick puścił Stylesowi figlarne oko, a ja zaniemówiłem. Przecież Harry i Nicholas to przyjaciele. Liam zakrztusił się piwem, a ja własną śliną.

 – Co? – spojrzałem zmieszany wpierw na Grimshawa, a następnie na jego kumpla. 

 – Nick, przestań insynuować im jakieś gówna. Raz w życiu się całowaliśmy, nic więcej.

 – Wpychanie Twojego kutasa w moją dupę to całowanie? – Nick parsknął gromkim śmiechem, a ja poczułem coś dziwnego w żołądku, ale zignorowałem to.

 – Nawet tego nie pamiętam, więc się nie liczy. – machnął ręką, sprawiając, że Nickolas wybuchł śmiechem, a Liam zachichotał krótko oraz nerwowo.

 – Macie dziwną relację jako przyjaciele. – mruknął Payne, patrząc na dwójkę krzywo. Dziwnie poczułem się wiedząc, że osoba obok której siedzę, czyli Grimshaw, spał z Harrym, z którym ja spałem trzy dni temu.

 – Na trzeźwo w życiu bym cię nie tknął. – Styles wzruszył ramionami. – Poza tym mieliśmy obydwoje po szesnaście lat, więc finał nastąpił dość szybko. – uniósł ręce do góry w geście obronnym. Lekkość z jaką emanował swoim głośne przyprawiała mnie o mdłości.

 – To był mój pierwszy raz! – powiedział Nick, przybijając Harry'emu piątkę. Spojrzałem na Liama wysyłając mu porozumiewawcze spojrzenie, pokazując tym, że czułem zniesmaczenie. Nie powienienem, bo przecież sam przed chwilą opowiadałem o moim bzykanku z innymi, ale tych osób już dawno nie ma w moim życiu, a Nick siedzi dosłownie koło mnie.

 – Boże, na samą myśl, że mógłbym robić coś seksualnego z Louisem zbiera mi się na wymioty. – powiedział Payne. – Jak możecie!?

 – My mamy zupełnie inną relację niż wasza dwójka. Mniej emocjonalną, bardziej rzeczową. – powiedział Nick. – Ja i Harry często wymieniamy się śliną na jakichś imprezach. Trzeba przyznać, że jego pocałunki są naprawdę gorące. – zarechotał, nagle pakując się na podołek Harry'ego i pocałował krótko, lecz intensywnie jego wargi.

 – Muszę zapalić. – rzuciłem nagle, mając szeroko i głęboko w dupie to, jak dziwne było moje zachowanie, kiedy wstałem z kanapy i skierowałem w stronę balkonu.

 – Idę z Tobą, stary. – rzucił mój najlepszy przyjaciel. – Potrzebuję nikotyny w moich żyłach!

Kurwa, jeszcze jego mi tu brakowało – pomyślałem, gdy drżącymi rękoma wyjąłęm z kieszeniu paczkę papierosów i zapalniczkę.

 – Uderzyło cię to, nie? – spytał mnie Payno. Posłałem mu pytające spojrzenie, zaciągając się dymem. – Nick i Harry.

 – Nie. – powiedziałem szybko, starając się oddychać w miarę spokojnie. Wzruszyłem ramionami. – Mam ich w dupie. Niech ruchają się, kiedy chcą. Też przecież mogę to robić. Chyba dzisiaj skontaktuję się z jakimś gorącym facetem. – wcale nie żartowałem. Przecież wszyscy wiedzą, że mógłbym to zrobić, stać mnie na to.

 – Znam cię i twoje reakcje, ale powiem ci tylko tyle, że Harry'emu też chyba nie spodobało się to, co Nick powiedział i zrobił.

 – Powiedziałem ci już. – wypuściłem jasno-błękitny obłoczek spomiędzy swoich warg. – Mam w chuju to, co robią, gdy są sami. Nic mnie nie łączy ze Stylesem.

 – Oprócz łóżka, huh? – spytał Liam, klepiąc mnie po plecach. – Ja mówię ci, będzie z tego coś więcej. Nie związek, ale po prostu coś. A teraz dokończ swojego papierosa, wiesz, że ja nie palę czegoś takiego. – parsknął, wychodząc.

 – Wolisz trawkę, prawie zapomniałem! – zawołałem za nim, śmiejąc się gorzko, gdy na odchodne pokazał mi język.

 – Kocham cię! Pamiętaj! Tak samo, jak trawkę! – powiedział, znikając.

Nigdy, przenigdy nic nie będzie między mną a Harrym –  mając ochotę się wręcz śmiać ze słów Liama, zaciągnąłem się papierosem. To, że teraz trochę mi odbiło jest winą ciągłego stresu, który towarzyszy mi od tygodnia, alkoholu oraz... tego, jak dziwnie fascynuje mnie ten facet. 

Tą rzecz akurat muszę przyznać.

Jak wam mija dzionek?

KOMENTUJCIE & GWIAZDKUJCIE

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top