Rozdział 13 "Tak, to mój chłopak. Jestem w związku z mężczyzną"

- Baczność, spocznij, pierdnij, odpocznij! - Malik klasnął w dłonie po wejściu do jadalni, gdzie kończyliśmy śniadanie. - Wszyscy do mnie do biura. Już.

- Nienawidzę gdy jest taki poważny. - wywróciłem oczami, odsuwając od siebie opróżniony kubek, z którego nadal wydobył się zapach pysznej herbaty miętowej.

- Cóż, sytuacja niestety tego wymaga. - westchnął Liam, który od rana wydawał się dziwnie... energiczny.

- A tobie co, Payne? - uniosłem brwi do góry. - Masz mrówki w tyłku? - zaśmiałem się, widząc jak non stop przegryza wargę i skacze po wszystkich pomieszczeniach.

- Nie zachowywałeś się lepiej, gdy pierwszy raz pieprzyłeś się z Harrym. - odburknął.

Otworzyłem oczy szeroko, upuszczając łyżeczkę na podłogę. Moja szczęka wylądowała na stole. Musiałem wyglądać komicznie, zwłaszcza kiedy Harry zamknął moje usta kawałkiem słodkiej bułeczki, którą wyplułem na talerzyk. - Że co?! Kiedy?

- Chuj ci do tego. - prychnął, unosząc brodę do góry, kiedy zostawił nas za sobą i skierował się w stronę gabinetu Zayna.

- Będziemy o tym gadać, Liam James Payne! - zawołałem za nim, poważnym tonem głosu. - Wow. To naprawdę był mój przyjaciel? Ten, który zawsze powtarzał, że nie da sobie nic włożyć w tyłek?

- A skąd wiesz, że to on był na dole? - zapytał Harry. - Twój kumpel nie wygląda na takiego. Nick to co innego... - Grimshaw od razu słysząc to, pokazał mu środkowy palec.

- Wyobrażasz sobie dominować nad Zaynem? Przecież on wygląda jak typowy facet na górze. Tak, jak przykładowo ty. - odparłem, podnosząc się.

- O Boże, wyobraziłem sobie Louisa na górze. - wzdrygnął się nagle Nickolas. - Będę miał teraz koszmary.

- Spadaj ode mnie. - powiedziałem mu, patrząc na chłopaka z pokręceniem głowy. - Jeśli bym chciał, mógłbym być zajebistym dominantem! Ale wybacz, wolę jak mi się wkłada niż wkładać, kochanie. - odpyskowałem mu, wzruszając ramionami i ruszyłem w stronę schodów do biura Zayna.

Cały czas trzymałem przy tym rękę Stylesa, który mocno ściskał moją dłoń dla otuchy, zanim wreszcie stanęliśmy przed odpowiednimi drzwiami.

Harry miał już nacisnąć na klamkę jednak zatrzymałem go. - Nie tak szybko. Tam jest Zayn i Liam. We dwójkę. Myślisz, że po prostu siedzą i rozmawiają? - parsknąłem, mówiąc szeptem i nachyliłem się do dziurki od klucza w drzwiach.

- Louis! - Harry zaśmiał się, odciągając mnie. - Nie można tak!

- Tylko spójrz. Miałem rację. - powiedziałem do chłopaka, który stawiał opór ale w końcu nachylił się, by następnie zobaczyć całującą się parę. - Dlatego zawsze trzeba najpierw pukać do drzwi. - upomniałem go.

- Głupek. - zachichotał brunet, pukając do drzwi i nie czekając za długo, wszedł od razu do środka.

- Przestańcie się miziać, mieliśmy mieć tu jakieś zebranie, nie? - skrzyżowałem ramiona na klatce piersiowej, kiedy Liam wysłał mi ostrzegawcze spojrzenie.

- Tak... - Zayn odchrząknął, aby jego nagle podwyższony głos nabrał większej głębi. - Tak. Siadajcie.

- Czuję się przy was tak bardzo singlem. - Nick, pojawiający się w pomieszczeniu zaśmiał się, kręcąc głową.

- Bywa. - dałem szatynowi pstryczka w nos, następnie usadawiając się wygodnie na kolanach Harry'ego gdy usiadł.

- Samotność ściska cię w tyłek? - zaśmiał się Harry do swojego przyjaciela, sprawnie obejmując mnie jednym ramieniem dla równowagi. - Dobra, przejdźmy do konkretów.

- Spędziłem cały wieczór jak i ranek na poszukiwaniu waszych ojców i mam dobrą oraz złą wiadomość. - mówił, grzebiąc coś w swoim komputerze. - Dobra jest taka, że znalazłem starego Tomlinsona.

- Super, więc zaskocz mnie. - klasnąłem w dłonie. - Gdzie jest ten stary chuj?

- W Szkocji, a dokładniej, w stolicy Szkocji. - odparł, przekręcając komputer w naszą stronę.

Zauważyłem wyświetlającą się na monitorze mapę, przedstawiającą państwo i zaznaczony na niej czerwonym punkcikiem Edynburg gdzieś w północno-wschodniej części kraju.

- Ha! Mamy skurwysyna! - podskoczyłem na udach bruneta.

- Ta zła wiadomość pewnie jest taka, że mojego starego nie udało się namierzyć? - westchnął pesymistycznie Harry.

- Nie, nadal nie. - odparł Malik, z powrotem przekręcając ekran w swoim kierunku. - Możemy mieć z tym mały problem. Dobrze się ukrywa.

- Kurwa, no. - jęknąłem, chowając twarz w szyi Stylesa. - Gdzie może się podziewać?

- Na pewno gdzieś w zasięgu Europy. - odparł Zayn, przegryzając wnętrze swojego policzka, a ja potarłem dłonią kolano Harry'ego w geście otuchy. - To już zawsze jakaś informacja.

- Eee tam. - Harry machnął ręką. - Pewnie tylko jakieś dziesięć milionów kilometrów kwadratowych ma do dyspozycji... - prychnął ironicznie.

- Znajdziemy go, zobaczysz. - powiedział Nick, poklepując ramię kędzierzawego. - Jaki mamy plan, Zayn?

- Ja i ty zostajemy na miejscu i przepierdalamy wszystkie możliwe dokumety jakie odnajdziemy. - powiedział, a Nick od razu kiwnął głową dając znać, że się zgadza. - Natomiast Louis, Harry i Leeyum jadą po Troye'a.

- I co wy sobie myślicie? - spytałem ich, błądząc wzrokiem po ich twarzach. - Że przyjadę do głupiej Szkocji, wejdę do mieszkania Troye'a i powiem "cześć tato, pamiętasz mnie? To nic, że zjebałeś mi życie, ale teraz potrzebuje cię, byś je uratował"?

- W sumie to zajebisty tekst. - mulat powiedział całkiem szczerze. - Możesz wypróbować.

- Zayn, to nie jest śmieszne. Nie rozmawiałem z nim od pogrzebu matki. - argumentowałem, coraz bardziej poddenerwowany. - Ja nawet nie wiem czy on mnie w ogóle rozpozna. - prychnąłem.

- Słuchaj, Louis, masz się z nim nie pierdolić. - Malik, uderzył powierzchnią swej dłoni o biurko. - Masz powiedzieć mu, żeby brał w tej chwili dupę w troki do Anglii, by jak prawdziwy mężczyzna zmierzyć się z konsekwencjami młodości.

- W porządku, ale co jeśli mi się nie uda? - spytałem spokojnie. - Myślisz, że on się na to zgodzi?

- Wtedy go, kurwa ogłuszcie i zabierzcie ze sobą gdy będzie nieprzytomny. - wzruszył ramionami.

- Ah, no tak, nie pomyślałem o tym. Od razu dam mu kulkę w łeb i przywiozę jego zwłoki. - westchnąłem. - Mamy na to dzień dzisiejszy i jutrzejszy. Jak chcesz nagle znaleźć się w Szkocji?

- Młody, już macie od godziny załatwiony transport. Zapomniałeś kto ci pomaga? - uśmiechnął się, widząc moją zszokowaną minę.

- Czym mamy się tam przenieść? - spytał Harry, mocniej przytulając mnie do siebie, gdy postanowiłem się już nie odzywać.

- Samolotem należącym do biura w jakim pracuję. - odparł jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie.

- Muszę się do tego psychicznie przygotować. - powiedziałem schodząc z kolan Harry'ego. - Ile mam czasu?

- Dwie godziny. - mulat podał swojego laptopa do rąk Nicka. - Weźcie najpotrzebniejsze rzeczy i zawiozę was w odpowiednie miejsce.

Pokiwałem głową wychodząc z pomieszczenia i ruszyłem do sypialni. Tam najpierw otworzyłem okno by wprowadzić do pokoju trochę tlenu.

- Boję się. - usłyszałem głos Harry'ego, który wszedł za mną do pokoju.

Przymknąłem powieki, spuszczając lekko głowę, by mieć dobry widok na czubki swoich butów. W końcu odwróciłem się, odgarniając kosmyk włosów za ucho. - Ja też się boję. - powiedziałem, spoglądając na Harry'ego. - Boję się bardzo.

- Kurwa, tu już nawet nie chodzi o sam fakt tego, że najprawdopodobniej mogą mnie zabić. - westchnął. - Nie chcę przede wszystkim aby tobie się coś stało.

- Harry, nie możesz myśleć cały czas o mnie. - powiedziałem, patrząc w jego zielone tęczówki. - Musisz walczyć o siebie. Nie mogę cię stracić, tak?

- I vice versa, mały. - zaśmiał się krótko, aczkolwiek dosyć cierpko, kiedy pocałował czubek mojego nosa.

- Jesteśmy Harry Styles i Louis Tomlinson, kochanie. Musimy dać sobie radę z tym wszystkim. Nie wiem skąd nagle u mnie tyle pozytywnego myślenia, ale myślę, że to, iż niedługo zobaczę swojego ojca mnie nakręciło. - powiedziałem, bawiąc się rąbkiem jego szarej bluzy z kapturem. - Będę mógł mu wszystko wygarnąć i splunąć w jego brzydką twarz.

- Louis, bez przesady, nie uszkodź go zanadto, bo to rola ich kochanych kolegów z mafii. - zagruchał.

- Dobra, dobra. - wywróciłem oczami, chichocząc. - A co jeśli mój ojciec jest dużo przystojniejszy ode mnie i rzucisz mnie dla niego? - parsknąłem śmiechem, podchodząc bliżej niego i położyłem dłonie na karku chłopaka. - Albo nie, w tym związku, dopóki żyję, nikt nie będzie się rzucał, tak? - uniosłem brew do góry, kładąc palec wskazujący na ustach Stylesa i zacząłem opuszkiem palca badać jego górną wargę.

- No chyba, że to ty rzucisz mnie dla mojego starego. - parsknął. - W sumie to nie wiem przecież jak obecnie wygląda. Może teraz wygląda jak tatusiek.

- Harry, Harry, drogi Harry. To, że lubię starszych, nie oznacza, że kręcą mnie hot czterdziestki albo pięćdziesiątki. - powiedziałem, bawiąc się kosmykami włosów koło jego ucha. - W tym momencie jedyna osoba, która mnie kręci to ty. I wygląda na to, że to nie ma w planach ulec zmianom.

- No ja mam nadzieję. - mruknął, wpijając się nagle w moje wargi, przechylając ciało do tyłu tak mocno, że musiałem oprzeć się o ścianę.

Sapnąłem w jego usta, rozkoszując się smakiem pełnych warg, które za każdym razem cudownie wpasowywały się w te moje, bardziej wąskie. Nie wiem czemu, ale nagle zacząłem uśmiechać się przez pocałunek, przez co zacząłem całować Harry'ego bardziej nieudolnie. Chłopak musiał to zauważyć, że uśmiecham się jak głupi, ponieważ chwilę później odsunął się ode mnie delikatnie, patrząc w moje oczy. - Co? - zachichotał, przenosząc wzrok na moje wargi, które oblizałem.

- Jestem szczęśliwy. - odparłem prosto. - Mimo zajebiście chujowej sytuacji, jestem szczęśliwy!

Harry cały czas trzymając dłonie w dole moich pleców wysłał skierował tylko dla mnie łagodny uśmiech. - Ja też jestem szczęśliwy, skarbie. - powiedział w zwykły, prosty sposób ale mimo to, te słowa przyprawiły mnie w dreszcze.

- Pakujmy to co potrzebne i jedźmy. - przytuliłem się do jego klatki piersiowej, wcześniej całując mostek chłopaka.

- Tak, już czuję się lepiej, wiesz? - przejechał palcami po mojej grzywce. - Dziękuję za to.

- Przecież ja nawet nic nie zrobiłem, ale... niech ci będzie. - wyszczerzyłem do niego zęby.

- Nie musisz nic robić. - odparł, wzruszając ramionami. - Nie to, co robisz sprawia, że czuję się lepiej, a po prostu... - przerwał, myśląc nad doborem słów - po prostu ty. To wystarcza.

*

- Boże, Boże, Boże, przecież ja umrę. - nagle, po tym gdy wsiedliśmy do prywatnego samolotu, zacząłem panikować. Przecież ja nigdy nie latałem nigdzie!

- Nope, nie na mojej zmianie.
- powiedział Harry od razu po zapięciu pasów bezpieczeństwa. - To nie będzie takie straszne, kochanie. Zobaczysz. Jak tylko wylecimy w górę i ujrzysz te wszystkie chmury, stres z ciebie zejdzie. Leciałem kilka razy i to jest naprawdę niesamowite uczucie.

- Chuje muje, dzikie węże. - wypaliłem, wręcz przykleszczając się do jego ramienia, gdy zacząłem dygotać ze strachu.

- Lou, spokojnie. Oddychaj grzecznie. - mówił do mnie, gładząc mój policzek. - Nie myśl o tym, że jesteśmy w samolocie. Pomyśl, że... siedzimy w aucie!

- Auta nie unoszą się w powietrzu!

- Harry, ucisz te panikarę, bo zaraz pieprznę go w łeb i dzięki temu przynajmniej prześpi cały lot. - burknął siedzący za nami LIam.

- Nikt nie będzie tu nikogo bił. - odpowiedział mu Harry. - Louis, nie panikuj, tak? Zamknij oczy. Po prostu je zamknij i przytul się do mnie.

- Przecież już cię przytulam, kurwa. - odpowiedziałem, a mój głos załamał się pod koniec, gdy jeszcze bardziej zacisnąłem uścisk swoich dłoni.

Po tym, gdy pilot ogłosił, że startujemy, zamknąłem swoje oczy, a Harry objął mnie ramieniem, żebym wtulił się w jego klatkę piersiową. Przy swoim prawym policzku słyszałem równomierne bicie jego serca. Nieważne jak dziwnie to zabrzmi, ale jego serduszko naprawdę mnie uspokoiło.

Pisnąłem, zakrywajac dłońmi uszy, kiedy z każdą chwilą spędzoną na leceniu do góry, moje uszy dziwnie się zakleiły.

Harry przez ten cały czas był zupełnie spokojny, nawet i mogę rzec, że zrelaksowany, gdy z każda sekundą znajdowaliśmy się coraz wyżej, w końcu będąc gdzieś wśród chmur na niebie.

- Nic nie słyszę. - marudziłem, mając na myśli moje zatkane uszy. Harry roześmiał się, głaszcząc czule mój bok.

- Wypuszczaj mocno powietrze i zatkaj nos. - doradził mi, co uczyniłem i rzeczywiście ta rada pomogła mi, gdyż chwilę później już pozbyłem się tego nieprzyjemnego uczucia zatkanych uszu.

- Widzisz? Nie jest wcale tak źle. Wszyscy jesteśmy w kawałku, a Liam nawet słucha spokojnie muzyki. - pokazał na siedzącego w słuchawkach szatyna.

- Mam go w dupie, cały czas mnie obraża dupek. - wystawiłem język i środkowy palec do chłopaka z zamkniętymi oczami.

- Jak nie będziesz milszy to będę ciągle na złość nazywać cię gówniarzem, gówniarzu. - brunet dźgnął mnie palcem w żebra.

- Nie jestem gówniarzem, staruchu. - odpyskowałem mu, uśmiechając dumnie na jego minę.

- Jesteś małym gnojkiem, który ma nie więcej niż metr siedemdziesiąt, posturę chłopca, plus niedawno dopiero skończyłeś dwadzieścia lat. - odparł.

- Ale ty wciąż kochasz mnie takiego. - zaśmiałem się, klepiąc go w ramię.

- Tak. - odparł cichutko, chowając twarz w moich włosach, jakby nagle się zawstydził.

Ja również ucichłem, zaciskając dłoń wokół jego talii, wtulając się w przyjemnie ciepłe ciało.

- Ile będziemy tak lecieć? - wreszcie przerwałem to milczenie, zerkając na niego z dołu.

- Nie wiem dokładnie, Loulou. - mruknął wydymając lekko wargę w zamyśleniu. - Może dwie godziny, trochę mniej? Naprawdę nie wiem, ale spójrz, mamy tu tableta. Możemy obejrzeć jakiś film.

- Tak! Ja wybieram. - od razu powiedziałem twardo, a Harry żartobliwie uniósł ręce do góry w geście obronnym.

- Chcę jakąś bajkę. Może "Epoka Lodowcowa"? - spytałem, przewijając pokaźny wybór kreskówek zgranych na tablecie.

- Dla mnie zajebiście. - Styles klasnął w dłonie, rozpinając w końcu swój pas, co ja uczyniłem zaraz po nim.

- Która część? - spytałem, wpatrzony w tablet ze skupieniem w oczach. - Jedynka to klasyk... Dwójka jest super, oglądałem wszystkie po jakieś pięć razy! Wybór należy do ciebie.

- Ja najbardziej lubię trójkę. - odpowiedział bez namysłu chłopak, klikając w odpowiednią część bajki.

- Trójka jest super, kocham to. - uśmiechnąłem się, a Harry włączył film.

Chwilę później zaczęliśmy oglądać bajkę, co chwilę komentując każdą scenę i chichocząc cały czas. Co kilka minut dawaliśmy sobie również małe pocałunki i podsłuchiwaliśmy jak Liam rozmawia z Zaynem przez telefon. Cały lot minął nam przyjemnie i szybko, zupełnie tak, jakbym wcale nie miał lada moment spotkać się z Troyem.

Cała ta przyjemna i beztroska bańka prysła, gdy pilot kazał nam zapiąć pasy, informując o tym, że za moment lądujemy.

Zayn wysłał nam wszystkim wiadomość z mapką, która miała nam pomóc dotrzeć do domu, w którym mieszka mój ojczulek.

- Lądowanie jest gorsze czy lepsze? - spytałem chłopaka.

- Praktycznie takie samo jeśli chodzi o to co czujesz.

- Dla mnie lądowanie jest gorsze. - powiedział Liam. - W końcu lecisz w dół. Co jeśli samolot nie zdąży rozłożyć kółek i zderzy się z asfaltem? Śmierć na miejscu.

- Liam, morda! - warknął w jego stronę Styles, powodując, że chłopak skulił się w sobie.

- Ja tylko mówię jak jest. - zaczął się bronić posyłając mi uśmiech. - Dobra, dalej. Chcę poznać starego Louisa.

- A ja nie. - prychnąłem, opierając głowę na ramieniu Harry'ego. - Chociaż w sumie, chciałbym kopnąć go w jaja.

- A ty jak, Harry? Podekscytowany na poznanie teścia? - zaśmiał się Liam, kiedy podjechała obok nas taksówka, która miała zawieść nas pod właściwy adres, gdy już wylądowaliśmy (bezpiecznie, duh). Szybko do niej wsiedliśmy.

- W chuj. - przewrócił oczami, później płacąc za całą naszą trójkę pieniędzmi Malika.

- Ciekawe jak ojczulek zareaguje na nowinę, iż jego jedyny syn jest pedałkiem. To pewnie będzie cios dla niego. - zaśmiałem się cierpko, opierając głowę o szybę.

- Plus jeszcze jak powiesz mu, że jesteś tym który woli w dupę. - dodał Liam. - Serce mu złamiesz.

- A ty nadal nie powiedziałeś mi co jest między tobą, a Zaynem. - westchnąłem, patrząc na przyjaciela, który jak zawsze siedział na miejscu obok kierowcy. - Co jest z tobą ostatnio, Liam? Ja ci mówię o wszystkim, a ty masz przede mną jakieś wielkie tajemnice.

- No bo nie chcę mówić o czymś co nie jest pewne... - mruknął, przygryzając przy tym dolną wargę. - Nie chcę zapeszać.

- To nieistotne. - machnąłem ręką. - Ja chcę tylko wiedzieć czy byłeś na dole!

- Dupek jesteś! - oburzył się, obracając aby na mnie spojrzeć. - Nie będę o tym tutaj rozmawiał, siedząc obok pana taksówkarza!

- Przecież tylko sobie robię żarty. - uśmiechnąłem się do niego. - Ale poważnie, brakuje mi naszych rozmów. Zawsze mówiłeś mi o wszystkim i ja tobie. Ty wiesz co dzieje się u mnie, ale ja nie wiem co jest z tobą...

- Ja planowałem ci wszystko powiedzieć, ale... po prostu nie teraz. - westchnął. - Sam nie wiem co miałbym powiedzieć.

- Powiedzmy, że ci wierzę. A teraz sorry, nie mogę rozmawiać, mam spanko. - poinformowałem go, ziewając. - Obudź mnie jak będziemy na miejscu, kochanie. - mruknąłem do Harry'ego, zamykając oczy.

*

- Jeśli to naprawdę tutaj to... Nieźle się wyrobił przez trzy, prawie cztery lata. - zaśmiałem się chłodno, stojąc przed wielkim, kakaowym domem.

- To wygląda jak jakiś pieprzony pałac, prawie tak duży jak ten Zayna. - powiedział Harry, głaszcząc kciukiem wierzch mej dłoni.

- Chodźmy tam już. Nie chcę się bardziej denerwować. - powiedziałem do chłopaków. Jako pierwszy przez bramę przeszedł Liam. Następnie cała nasza trójka stała przed dużymi, ciemnymi drzwiami domu.

- Ja nie zadzwonię. - pokręciłem stanowczo głową, czując jak miękną mi kolana.

- Ja to zrobię. - odparł Harry, kładąc dłoń na mojej tali, zaciskając tam mocniej palce. Westchnął naciskając dzwonek który wydał z siebie charakterystyczny odgłos. Mogłem się spodziewać w tym momencie wszystkiego, naprawdę.

Lecz nie tego, że w drzwiach ujrzę malutką, na oko cztero czy piecioletnią, rudowłosą dziewczynkę, która wyglądała zupełnie jak laleczka z wielkimi, błękitnymi oczkami i zadartym noskiem, trzymając w usteczkach wskazujący palec.

- Um... - spojrzałem na chłopaków, którzy byli równie zaskoczeni co ja. - Czy mieszka tutaj Troye Tomlinson, skarbie?

- Tata ma inne nazwisko, prosę pana. - powiedziała miękkim, dziecięcym głosem. - Nie powinnam rozmawiać z obcymi, prosę pana. - spojrzała na mnie lekko przestraszonym i niewinnym spojrzeniem.

- Zawołasz do nas może kogoś dorosłego? - spytałem, sam nie rozpoznając własnego głosu, gdy dotarło do mnie, że ta słodka istotka jest moją... siostrą.

- Mama bawi się z Ernestem, moze pan zacekać? - uśmiechnęła się do mnie, sepleniąc, a gdy ja pokiwałem głową zamknęła delikatnie drzwi wyciągając rączkę do klamki.

- Kurwa, Ernestem? - wymamrotałem sam do siebie słabo. - Czyżbym doczekał się brata? - sarknąłem ironicznie.

- Nie spodziewałem się tego, przysięgam na Boga. - mruknął Liam, kładąc dłoń na moim barku. - Ale poczekajmy. Zawsze jest możliwość, że... Zayn się pomylił i to inny Troy. Sam słyszałeś, nazwiska się nie zgadzają.

- Przecież to całkiem oczywiste, że ten chuj zmienił nazwisko, aby trudniej było go kiedyś odszukać. - burknąłem.

Wypuściłem z ust powietrze, gdy drzwi ponownie się otworzyły. Tym razem ukazała się w nich szczupła kobieta o nieskazitelnej urodzie. Jej włosy również były rude, choć dużo ciemniejsze od dziewczynki i sięgały za ramiona. Trzymała swoją (zgaduję) córkę, opierając ją na biodrze i uśmiechnęła się do nas lekko.

- Dzień dobry. - to Harry odezwał się jako pierwszy, kiedy ja zaniemówiłem na dość długą chwilę. - Czy zastaliśmy Troy'a?

- Um, dzień dobry chłopcy. - przemówiła melodyjnym głosem. - Jest w ogrodzie, co sprowadza was do mojego męża?

- Cóż... - zaczął Harry, jednak mu przerwałem.

- Chciałbym spotkać się po czterech latach z ojecm. - zmrużyłem oczy.

Kobieta natychmiast spojrzała na mnie poważnie, rozchylając usta, po czym spojrzała na dziewczynkę. - Doris, idź z Ernestem na górę do swojego pokoju, dobrze? - powiedziała odstawiając ją na drewnianą podłogę. Spojrzała na mnie, wędrując wzrokiem po całej mojej twarzy aż w końcu zakryła swoje usta trzema palcami. Otworzyła drzwi szeroko, wpuszczając nas do środka. Zrobiło mi się jej naprawdę szkoda, gdyż musiała nie wiedzieć o dzieciach swojego faceta.

- Oprócz mnie, ma jeszcze cztery córki z poprzednią partnerką. - mruknąłem, kiedy znaleźliśmy się już w przepięknym, ogromnym salonie.

- Proszę, usiądźcie w kuchni. - powiedziała zmierzając do mniejszego, lecz cały czas dużego pomieszczenia. Usiedliśmy przy okrągłym stole. - To wielka informacja dla mnie, wybaczcie. - powiedziała, patrząc gdzieś na lodówkę, gdzie znajdowało się kilka rysunków, jak mniemam jej dzieci.

- Wie pani, ja również jestem w niemałym szoku. - powiedziałem cicho, chwilę później czując na swoim klanie opiekuńcze ściśnięcie dłoni Harry'ego. - Ile pani dzieci mają lat?

- Doris i Ernest są bliźniakami. Mają po cztery lata i pięć miesięcy. - uśmiechnęła się delikatnie na wspomnienie o swoich dzieciach.

To oznaczało, że kiedy moja matka żyła, ojciec ukrywał roczne dzieci z inną kobietą...

- Co za pierdolony kutas. - warknąłem, mając szeroko i głęboko w dupie to jak wielkie oczy zrobiła kobieta, słysząc to.

- Nie przedłużajmy tego. - odparł prosto Liam. - Może pani zawołać Troy'a?

- J-ja... dobrze, tak. - pokiwała nerwowo głową, kierując się w stronę wyjścia, zapewne do ogrodu. - Zaczekajcie.

- Biedna kobieta. Niczego nieświadoma. - mruknąłem, patrząc na stół na którym ułożyłem swoją lewą dłoń. - Moja mama, ona... Myślicie, że to dlatego postanowiła zniknąć z tego świata?

- Przestań, kochanie. - Harry, pocałował moją skroń. - Nie myśl teraz o tym i skup się na rozmowie z ojcem.

- Masz rację, trzymaj mnie mocno, żebym go nie zabił. - westchnąłem, spoglądając na mojego kochanka.

- A mogę nie trzymać? - wydął lekko dolną wargę. - Chcę w sumie zobaczyć jak się na niego rzucasz.

Zaśmiałem się cicho, w końcu odwracając głowę, kiedy usłyszałem dochodzące z tamtego miejsca kroki. Zobaczyłem swojego ojca ściągającego ogrodowe rękawice.

- Cześć, tato. Dobrze cię widzieć. - uśmiechnąłem się do niego, patrząc prosto w jego oczy przepełnione zdezorientowaniem.

W pomieszczeniu zapadła głucha, wdająca się wszystkim potwornie we znaki cisza. Mężczyzna, z szeroko otwartymi oczami lustrował moją sylwetkę od góry do dołu podobnie zresztą jak ja jego. Ugh, zdecydowanie zmienił swój styl na gościa z wyższych sfer.

- Nie pamiętasz mnie już? - spytałem cały czas podśmiewując się wrednie. - To ja. Louis. Przyleciałem zabrać cię na wycieczkę.

- Chryste, to naprawdę ty... - wymamrotał z niedowierzaniem. - Wyglądasz zupełnie jak Jay...

- Nie waż się wspominać imienia mojej matki, stary chuju! - krzyknąłem, a Styles szybko złapał mnie w pasie abym nie wyrwał się w jego stronę.

Spojrzałem z żalem na (jak wywnioskowałem po obrączkach) żonę mojego ojca, która wzrok skierowany miała na podłogę, a jej oczy zabłysły.

- Zmieniłeś się okropnie odkąd-

- Odkąd zostawiłeś byłą żonę i piątkę dzieci w pizdu i wyjechałeś na drugi koniec kraju? - warknąłem.

- Louis, Johannah nie żyje, nie możesz mi mieć tego za złe. - powiedział, próbując się ratować z tej sytuacji.

- Jeszcze raz powiesz o niej cokolwiek to przysięgam, że rozkurwię ci łeb! - mój głos ponownie odbił się głośnym echem od ścian pokoju, kiedy tym razem też Liam chwycił moje ramiona abym nie rzucił się na ojca.

- Idę do dzieci. - powiedziała kobieta wymijając Troy'a, który złapał jej ramię. - Nie dotykaj mnie. - warknęła. - Jak mogłeś mnie tak oszukać, Troye?!

- Zostań tu, proszę.

- Zdradzałeś mamę mając już roczne dzieci z inną kobietą. - pokręciłem głową. - Jesteś tak, kurwa żałosny w ogóle starając się tłumaczyć tej biednej kobiecie.

- Nie wiesz nic o moim małżeństwie. - powiedział do mnie kręcąc głową.

- Wiem, że Ernest i Doris mają cztery lata, a pragnę przypomnieć ci, że sam mam dwadzieścia, jakbyś zapomniał i umiem, kurwa liczyć! - znowu na niego krzyknąłem.

- Jestem tobą tak strasznie zwiedziona, Troy. - przemówił słaby głos kobiety. - Nigdy nie wspomniałeś ani słowem o tym, że masz żonę, a tym bardziej dzieci! Teraz wiem dlaczego tak bardzo zależało ci na wyjeździe... Jesteś obrzydliwy! Zostawiłeś swoje dzieci po stracie matki?! Jak mogłeś?!

- Ja-

- Zamknij ten pysk i teraz słuchaj mnie uważnie! - przerwałem mu. - Przysięgam, że jeżeli mi przerwiesz choćby raz, zabiję cię pieprzonym wazonem. - zmrużyłem wrogo oczy, zerkając ukradkiem na stojący na stole właśnie zielony wazon.

Troy w końcu zamknął się na dobre, patrząc w moje oczy z zaciśniętymi w równą linie ustami. Nawet nie mrugał patrząc w moje tęczówki.

- Odezwali się do mnie twoi starzy, dobrzy znajomi z czasów studiów. - uśmiechnąłem się cynicznie, obserwując rosnące na jego twarzy przerażenie. - Tak, twój mężulek nawet miał kontakty z mafią. - spojrzałem, ponownie z wielkim współczuciem na rudą kobietę.

- Mafia to za duże słowo... Dahlia, to nie tak. - bronił się przed swoją żoną która unikała twardo jego wzroku.

- Mówiłem coś o przerywaniu mi?! - spróbowałem się wyrwać z objęć przyjaciela oraz chłopaka.

- Spokojnie, kotek. Nie trać kontroli, pamiętaj. - powiedział do mnie bardzo powoli Harry.

- Jestem przecież spokojny, nie mogę być spokojny bardziej. - powiedziałem, przymykając oczy, by kontynuować.

- T-to twój... chłopak? - ostatnie słowo tego pytania ojciec wypowiedział z niedającą się ukryć odrazą.

- Tak. Tak, to mój chłopak. Jestem w związku z mężczyzną. Mężczyzną, facetem, chłopakiem, człowiekiem płci męskiej. - mówiłem. - Przykro mi z tego powodu jeśli cię rozczarowałem. - odparłem z sarkazmem. - To nie powinno cię interesować. Jesteś nam potrzebny, by uratować moje i Harry'ego życie. Nie masz wyboru.

- Jak ja mam to niby zrobić? - zapytał, wyglądając na osobliwie malutkiego.

- Oh, to bardzo proste. - machnąłem ręką. - Musisz jedynie pojechać ze mną do Londynu i spotkać się ze swoimi starymi kumplami.

Spojrzał na mnie jakby oczekiwał tego, iż powiem mu, że jest to żart. Niestety to się nie stało. - Louis, nie rozumiemy się. Ja mam tu nowe życie, rodzinę i pracę.

- Mam to w chuju. - splunąłem. - Nawet jeśli nie pójdziesz po dobroci, zabierzemy cię siłą, więc jak wolisz? - przewróciłem oczami.

- Troy, musisz to zrobić. - odezwała się rudowłosa w końcu spoglądając na mojego ojca. - Musisz zmierzyć się z przeszłością. Poradzimy sobie w domu, a i tak nie mogę teraz na ciebie patrzeć. Będzie lepiej jeśli znikniesz na jakiś czas...

- Ale...

- Żadnego ale, żegnaj się z dziećmi i zapierdalaj! - klasnąłem w dłonie zupełnie jakby był częścią mojej służby. - Nie będę czekać tu całą wieczność.

Od razu ucichłem widząc w progu drzwi dwójkę dosyć przestraszonych bliźniaków. Obok wcześniej poznanej dziewczynki stał wyższy od niej blondynek, który zaglądał do kuchni wychylając się zza drzwi.

- Tatusiu, co się dzieje? - odezwała się dziewczynka, kiedy Troyeod razu do nich podbiegł. Przygryzłem wargę starając się nie rozpłakać, ponieważ on... nigdy nie zachowywał się tak w stosunku do mnie.

- Posłuchaj, Doris. Muszę wyjechać na jakiś czas, wiesz? Ale... Nie na długo. - powiedział, uśmiechając się do swojej córki, nim spojrzał na swojego syna. - Ty Erni, musisz opiekować się siostrą, oraz mamą tak? Zrobisz to? Jesteś teraz facetem w tym domu.

- Nie mogę na to, kurwa patrzeć. - wymamrotałem, odwracając się na pięcie, aby skierować w stronę wyjścia. - Przypilnujcie aby wyszedł. - powiedziałem chłopakom na odchodne.

Usłyszałem tylko jak Liam i Harry wołają moje imię, ale nie miałem zamiaru się odwracać w ich kierunku. Pociągnąłem nosem wychodząc z domu i stanąłem przed taksówką. Czekałem chwilę, oddychając głęboko nim zauważyłem że z domu wybiegła żona Troy'a.

- Boże, kochanie, nawet nie wiem co powiedzieć... - kobieta położyła rękę na moim ramieniu, kiedy ja przetarłem załzawione oczy.

- Nie musi pani nic mówić. - machnąłem ręką, oblizując swoje suche usta. - To po prostu raniące, ale... - zaśmiałem się. - jestem dorosłym mężczyzną i to zabawne, bo myślałem, że pogodziłem się z brakiem rodziców.

- Nigdy w życiu bym nie przypuszczała, że Troy jest takim... kutasem. - wypaliła, stając obok mnie. - Wygląda na to, że w ogóle go nie znam...

- Nie wiem co mam na to odpowiedzieć. - nadgryzłem dolną wargę, wzdychając. - Proszę się nie obwiniać za nic. Widzę, że jest pani naprawdę w porządku kobietą, zasługującą na więcej. Widzę też, że Troy patrzy na panią wrokiem, którym nigdy nie obdarzył mojej matki nawet przez moment. Może przez to nasza rodzina się rozbiła.

- Nikt nie zasługuje aby przeżyć coś takiego jak ty i twoje siostry, Louis. - objęła mnie, a ja również wtuliłem się w jej szczupłą sylwetkę. - Mam nadzieję, że tam, w Anglii naprawi to co spieprzył.

- Jeśli ma na tyle godności to może jest na to szansa. Inaczej ja, mój chłopak i trójka naszych przyjaciół mamy poważne kłopoty. - powiedziałem, odsuwając się od niej wtedy, gdy zauważyłem, że Troy podąża w moim kierunku razem z Harrym i Liamem.

- Dopilnuj, aby trochę się tam pomęczył. - powiedziała do mnie z małym uśmiechem, którego nie umiałem nie odwzajemnić.

- W porządku, kochanie? - Harry podbiegł do mnie dotykając mojej twarzy ze zmartwieniem. Wzruszyłem na to ramionami posyłając mu spokojne spojrzenie.

- Jest jak jest. Wracajmy do domu. - powiedziałem, unikając spojrzenia mojego ojca.

- Pa, Dahlia... - zwróciłem się do żony mojego starego, mocno ją przytulając.

- Trzymaj się, dzieciaku. - powiedziała, chwilę później odchodząc w stronę drzwi wejściowych, gdzie stała dwójka mojego rodzeństwa. Pomachałem do nich, co oni odwzajemnili z nieśmiałością.

- Rusz się. - Payne popchnąłem delikatnie moje ojca w kierunku auta. - Rozumiem, że jesteś stary, ale bez przesady.

- Wrócę szybko, obiecuję. - zwrócił się do swojej żony, zasiadając na przednim siedzeniu pasażera.

- Myślę, że ona raczej wolałaby, abyś nigdy nie wracał. - zamknąłem z hukiem drzwi, aby kobieta nie usłyszała już ani jednego jego słowa.

- Nie zostawię jej z dziećmi.

- Oh, nas zostawiłeś. - zaśmiałem się. - Byliśmy tak złą rodziną dla ciebie?

- Nie rozumiesz...

- Pysk. - syknąłem jadowicie, czując niebywałą satysfakcję z mówienia do niego w taki sposób.

- Jedźmy już na lotnisko. - Harry zwrócił się do kierowcy, uprzednio kładąc dłoń na moim kolanie. - Jesteś silny, Lou. Świetnie dałeś sobie radę z tym wszystkim. - powiedział do mnie cicho.

- Sam jestem w szoku. - uśmiechnąłem się. - Bałem się, że nie zdołam wydusić z siebie ani jednego słowa.

- Liam, kontaktowałeś się z Zaynem w sprawie mojego ojca? - spytał Harry, spoglądając na szatyna.

- Jeszcze nie. - pokręcił głową. - Ale napiszę do niego teraz. - od razu wziął do ręki telefon.

- Chcę już mieć to wszystko za sobą. - jęknąłem sfrustrowany zakrywając twarz dłońmi. - Co oni chcą z nimi zrobić?

- Ty, Tomlinson. - Harry, klepnął mojego ojca w ramię. - Jak myślisz, czego chcą od ciebie te sukinsyny?

- Pieniędzy? Mogę tylko zgadywać. - powiedział, widziałem po nim jak spięty jest. - Ja i twój... ojciec mogliśmy kiedyś nałapać kilka długów.

- Skąd niby wiesz, że jestem synem Desa? Ani razu Louis o tym nie wspomniał przy tobie. - brunet zmarszczył brwi.

- Zauważyłem, że macie podobne charaktery. - powiedział, patrząc na Harry'ego w lusterku. - Twoja mama jak pamiętam zawsze była bardzo łagodną kobietą, a Desmond to jej zupełne przeciwieństwo. Na pewno masz cechy obu rodziców, ale naprawdę niewiele trzeba spędzić czasu w twojej obecności, by zauważyć jak bardzo jesteś podobny do ojca.

- No w tym momencie to mnie obraziłeś. - skrzywił się Styles. - Jego to bym nawet obrzygać nie chciał.

- Stary, dobry Des, wspomnienia wracają... - Troy zaśmiał się, wzdychając, a ja tylko położyłem dłoń na tej Harry'ego, która cały czas widniała na mojej nodze. To będą długie godziny z moim ojcem, a czasu jest coraz mniej.

Mam mega chujowy dzień i powodem tego jest coś dużo poważniejszego niż po prostu rozpoczęcie, więc cudem jest, że w ogóle zedytowałam ten rozdział. Mam nadzieję, że wam się podobał!!

KOMENTUJCIE & GWIAZDKUJCIE

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top