Rozdział 12 "Dziękuję, że dałeś mi dupy wtedy, na parkingu"

Trzymałem Harry'ego tak mocno, że w pewnym momencie zacząłem się niepokoić i zerkać na jego palce czy aby na pewno dopływała do nich krew. Powiedzenie, iż byłem przerażony byłoby karygodnym niedopowiedzeniem. Obawiałem się potwornie, że zemdleję na miejscu.

- Będziemy cały czas praktycznie przy was. - uspokajał nas Zayn z Nickiem. - Schowamy się, nawet nie wiem jeszcze gdzie, ale będziemy mieć cały czas wszystkich na celowniku. - mówił z przejęciem, pewnie sam się stresował, tylko nie chciał tego przyznać. - Nie zachowujcie się dynamicznie, bądźcie spokojni, a przynajmniej starajcie się robić takie wrażenie. Oboje macie na sobie podsłuchy, więc będziemy was słyszeć, gdyby stało się tak, że stracimy was z oczu. Wtedy bez zastanowienia wbijamy tam i robimy rozpierdol. Jednak myślę, że takowej sytuacji nie będzie. Nie wspominajcie nic o nas w trakcie rozmowy... Nie mówcie ogólnie wiele o sobie.

Kiwałem głową, tak jak miałem w zwyczaju w niezwykle stresujących sytuacjach nie odzywając się. Im bliżej byliśmy miejsca spotkania z tym okropnym człowiekiem, tym bardziej słabo mi się robiło.

- Będę przy tobie cały czas, kochanie. - Harry szepnął do mojego ucha. - Przy mnie jesteś bezpieczny. Zawsze.

- Wiem. - odpowiedziałem mu z małym uśmiechem, jednak ku własnemu zaniepokojeniu, dostrzegłem, że z mojego gardła nie wydostał się żaden dźwięk. Chryste, ja przecież bym sobie tam sam nie poradził...

- Nie masz się czego bać, maluchu. - obiecał mi, głaszcząc mój policzek i złożył na moich ustach delikatny pocałunek.

Po pożegnaniu się z chłopakami (w tym to z Liamem było dosyć wylewnym, czułem jak cały drżał), wtuliłem się w bok Stylesa, razem z nim stawiając ostrożne, bardzo powolne kroki w kierunku sporych, zapomnianych magazynów.

Wiedziałem, że Harry też się stresował, musiałby być jakiś... chory, by nie odczuwać ciążącego strachu w takiej sytuacji, ale byłem mu tak cholernie wdzięczny za to, że nie skupiał się na swoim lęku, a na tym bym to ja czuł się choć trochę lepiej.

I może powoli mogę przyznać, że się w nim zakochuję...

Gdybym szedł z kimkolwiek innym, nawet trzy razy bardziej napakowanym mężczyzną niż Harry, nie czułbym się choćby w połowie tak bezpiecznie jak właśnie przy chłopaku. Wiedziałem, naprawdę gdzieś w środku wiedziałem, że nie pozwoliłby mnie skrzywić...

Urodziło się we mnie w ciągu ostatnich tygodni wielkie zaufanie co do jego osoby. Dlatego wierzyłem mu, gdy mówił, że będzie dobrze, że nic nam nie grozi i jesteśmy bezpieczni.

- Kurwa. - z moich ust wyrwało się krótkie przekleństwo, kiedy przy rozpadającym się praktycznie budynku, dostrzegłem czającą się w cieniu postać.

Harry jak na zawołanie w uspokajającym geście potarł kciukiem wierzch mojej dłoni, następnie ją ściskając i przyciągnął mnie bliżej siebie. - Pójdzie szybko, zobaczysz.

Ten sam mężczyzna, przed którym prawie tydzień temu obronił nas Zayn, wyprostowł się po zauważeniu nas i jestem przekonany, że nawet i uśmiechnął.

- Nie będziemy z nim długo dyskutować, zaufaj mi. - powiedział Harry, a ja wypuściłem powietrze przez nos, przełykając równocześnie ślinę i starałem się ukazać swoją odważną twarz i postawę, kiedy po kilku momentach stanęliśmy przed czterdziestolatkiem.

- No proszę, jaka słodka para. - powiedział z wyraźnym w głosie sarkazmem, zaraz po tym gwiżdżąc, gdy zatrzymaliśmy się mniej więcej cztery metry z dala od niego.

- Zachowaj te komentarze dla siebie. - powiedział Harry, zaciskając szczękę, choć nie widziałem tego, lecz słyszałem po jego głosie, iż właśnie to zrobił. - Załatwmy szybko to, co chcesz załatwić. Nie będziemy tak tu stać cały dzień.

- Całkiem nieźle udajesz twardziela, Styles. - pochwalił go, drapiąc się po nieogolonym policzku. - Zupełnie jak twój cudowny ojciec.

- Daruj sobie i przejdź do konkretów. - powiedział stanowczo Harry. Mężczyzna popatrzył na niego chłodno, nim otworzył duże, lekko przygniłe, blaszane wrota.

- Wejdźcie, coś wam pokażę. - powiedział, wchodząc bardzo lekkim i nonszalanckim krokiem do środka budynku, a my, po posłaniu sobie szybkich, zmartwionych spojrzeń poszliśmy za nim.

Pomieszczenie było duże, zimne i całkowicie puste. Od żelaznych ścian odbijały się odgłosy stukania naszych podeszw o nawierzchnię. Moje serce biło mocno, ale już nie z przerażenia, a ciekawości.

- Muszę ci przyznać, Louis, że jestem w szoku. Twojemu ojcu praktycznie nigdy nie zamykała się gęba a ty boisz się nawet głośniej odetchnąć. - zerknął na mnie z cynicznym uśmieszkiem.

- Nie wiesz jaki jestem. - powiedziałem do niego, mając ochotę wygarnąć mu jakim paskudnym chujem jest, ale przypomniałem sobie słowa Zayna mówiące o tym bym ja i Harry utrzymał spokój. Musiałem działać zgodnie z planem.

- Zdziwiłbyś się jakbyś dowiedział się ile ciekawych informacji o tobie zebrałem przez ostatni rok. - cały czas się uśmiechał, obserwując malujący się na mojej jak i Harry'ego twarzy szok. - Tak, dokładnie tak. - powiedział, skupiając swoje spojrzenie na mnie. - i może rzeczywiście, jesteś bardzo podobny do matki, ale jednak te usteczka... bardzo podobne do ojczulka. I te policzki, tak, cały Tomlinson. - pokręcił głową.

Skrzywiłem się odruchowo, czując okropnie przez samą świadomość bycia przez niego obserwowanym i mocniej wtuliłem się w bok Harry'ego.

- Jeśli już wspomnieliśmy o twojej matce... ahh - westchnął facet. - Jay, słodka, słodka Johannah. - kręcił głową z udawaną aprobatą. - Tak cudowna, kochająca mamusia, a jednak... zrobiła oops i mamusi nie ma. - klasnął w dłonie przez co prawie podskoczyłem stojąc w swoim miejscu. - Przykre, nie? Biedny Louis, tak się załamał, prawda?

- Możesz w końcu zamknąć pysk?! - Styles niespodziewanie warknął w stronę mężczyzny. - Nie przyszliśmy tutaj po to, byś go męczył, do kurwy!

- Oczywiście, że nie! Możemy porozmawiać o tobie, Harry. - mężczyzna spojrzał na niego.

- Nie waż się.

- Z twojego ojca była całkiem niezła, męska dziwka, nie zaprzeczysz. - mruknął. - Ty wcale nie jesteś aniołkiem, jednak fakt, który czyni cię od niego lepszym to to, że ty, na pewno nie zdradziłbyś kogoś tak jak on zdradzał twoją mamę...

- Naprawdę tylko po to nas tu ściągnąłeś? - spytał Harry, przerywając mu. - Twoje słowa na mnie nie działają.

- Wiem, Harry, wiem. - pokręcił głową, jakby rozbawiony. - Ty już dawno pogodziłeś się z tym jakim fiutem jest twój stary, dlatego to takie zabawne, gdy mówię te wszystkie rzeczy, ale do Louisa. - znowu utkwił swój obrzydliwy wzrok we mnie. - Niewiele trzeba, żeby mu bródka drżeć zaczęła.

- Przyszliśmy tu w jakimś określonym celu? - spytałem go. Już nawet przestałem czuć strach. Ponieważ to uczucie zostało zastąpione przez ciąg kolejnych. Obrzydzenie, odrazę, wstręt. W końcu mężczyzna stanął do nas tyłem wskazując na stolik. Stolik, ustawiony pomiędzy niczego. Z trzema krzesłami.

- Siądźcie. - wskazał nam dwa, konkretne krzesła.

- My postoimy. - Harry pokręcił głową, jednak mężczyzna, jakby przewidział co powie powiedział szybko i w wyjątkowo przerażający sposób:

- Nalegam.

Sam zajął miejsce po drugiej stronie kwadratowego stolika rozsiadając się na nim wygodnie. Przewróciłem oczami, ciągnąc Harry'ego na krzesełka, na których usiedliśmy.

- Macie rację, nie będę już owijał w bawełnę i powiem wam czego chcę, lecz... jest to naprawdę banalne. - powiedział bawiąc się leżącymi na stoliku zdjęciami jakichś dziwnych, nigdy wcześniej przeze mnie niewidzianych budynków. - Musicie przyprowadzić do mnie waszych staruszków.

- Nie ma mowy. - odparłem od razu, kręcąc głową i parsknąłem zduszonym dźwiękiem, patrząc gdzieś w bok.

- Oj, Louis, chyba się nie zrozumieliśmy. - wstrzymałem oddech, gdy czterdziestolatek, niemal w ułamku sekundy sięgnął po mój nadgarstek przez cały stół i ścisnął go naprawdę mocno.

- Nie dotykaj go! - Harry zareagował natychmiastowo, wyrywając rękę mężczyzny i natychmiast poderwał się ze mną do góry, chowając mnie za sobą. - Przekroczyłeś granicę! Nigdy nie kładź swoich dłoni na nim, rozumiesz?!

- Wow! - facet wykrzyczał, teatralnie, unosząc ręce do góry. - Ja myślałem, że nadal jesteście na etapie wyłącznie łóżka, a tu proszę jaka niespodzianka!

- Przysięgam na wszystko, że jeśli jeszcze raz tkniesz Louisa, lub mnie palcem, wyrwę ci całą rękę razem z ramieniem, kurwa mać. Nie pierdol głupot, mów co mamy zrobić i może się dogadamy.

- Czego nie zrozumiałeś w tym co już powiedziałem, Styles? - warknął, a jego brwi zmarszczyły się w zniecierpliwieniu. - Macie ich znaleźć i przyprowadzić do miejsca, które macie na zdjęciach. Mam szeroko i głęboko w dupie w jakich okolicznościach to zrobicie. Macie na to dwa dni, więc radziłbym się pospieszyć.

Facet wręczył dwa, czy trzy kawałki papieru Harry'emu. Patrzyłem na wszystko stojąc delikatnie za moim... za Harrym i postanowiłem się nie odzywać.

- Chyba cię typie do reszty już pojebało! - prychnął brunet. - Ani ja ani Louis nie mamy z nimi kontaktu!

- Gówno mnie to obchodzi! - huknął tak głośno, że obywoje wzdrygnęliśmy się, kiedy echo jego wrzasków rozniosło się po całym magazynie. - Gwarantuję wam, że jeśli nie zrobicie tego o co was grzecznie proszę, pożałujecie, że kiedykolwiek się urodziliście!

- Dobra. - Harry westchnął. - Zrobimy to. - powiedział bez żadnych emocji, po kilku chwilach ciszy. Patrzyłem na jego profil, skacząc wzrokiem po całej jego twarzy.

- Ale... - delikatnie wychyliłem się zza pleców chłopaka, z przestrachem wpatrując naszemu oprawcy w oczy. - Z moim ojcem będzie dużo łatwiej niż z tym Harry'ego. Harry nie widział go od wielu lat i może być wszędzie...

- A ty od kiedy zacząłeś się tak przejmować jego losem, co? - mężczyzna spojrzał na mnie z uniesioną brwią.

- Gówno cię obchodzi to, jaką relację mam z Harrym. Chcesz naszych ojców, odpierdol się ode mnie i od Harry'ego. - warknąłem w jego stronę zaciskając zęby.

- Przecież jeszcze tak niedawno go nie znosiłeś, prawda? - zbliżył się do nas o parę kroków, bez przerwy wpatrując mi się w oczy przy czym praktycznie nie mrugał. - Jedyne co było w nim dla ciebie dobre to jego kutas, więc skąd taka nagła zmiana? No chyba, że... - udawał, że głęboko się nad czymś zastanawia. - Tylko udajesz takiego potulnego i wielce zakochanego, bo widzisz, że dzięki temu jak miękką kluchą się stał, masz zagwarantowane bezpieczeństwo?

- Przestań! Przestań robić nam wszystkim wodę z mózgu! Nie możesz wiedzieć jaki jestem! Nie możesz wiedzieć co i do kogo czuję. Przestań mi coś wmawiać! - wykrzykiwałem do niego. - Harry, chcę iść. Mam to wszystko w dupie.

- Tak, masz rację. - pokiwał głową. - Chodźmy... - nawet nie czekając aż złapie mnie za rękę, ruszyłem jak najprędzej w stronę wyjścia z pustego magazynu.

Przez to, że byłem już oddalony od Harry'ego o więcej niż parę metrów nie mogłem usłyszeć jak mężczyzna zbliża się do jego ucha i szepczę blisko jego małżowiny kilka przerażających słów:

- Jako, że widzę jaką cipą jest twój mały chłoptaś, radziłbym ci dopilnować, aby na pewno wykonał to zadanie, ponieważ w innym wypadku straci kogoś niesamowicie dla niego ważnego.

Kiedy wyleciałem z magazynu łapiąc powietrzę nawet nie zauważyłem, kiedy moje oczy zaszły łzami, a ja zacząłem porażająco szybko łapać powietrze. Ocknąłem się dopiero wtedy, kiedy poczułem mocne, silne ramiona wokół mnie i ciało, w które momentalnie się wtuliłem cicho płacząc w szyję Harry'ego.

- Cii... - szeptał mi nad uchem, głaszcząc z wyczuciem moje plecy. - Już dobrze, już go nie ma, spokojnie, kochanie.

- Nie chcę tego, Ha-rry. Tak bardzo nie chcę tego wszystkiego. - płakałem, zaciskając oczy i dłonie na tyle jego głowy. - Wracajmy już, nie-ie chcę tu być nigdy więcej w-w moim życiu.

Chłopak ugiął nogi w kolanach, aby nasze twarze mogły znaleźć się na tym samym poziomie, gdy musnął swoimi wargami moje, jakby czekając na zgodę na pocałunek.

Ignorując wszystkie łzy ściekające po mojej twarzy oddałem pocałunek zamykając powieki i kładąc dłoń na policzku Harry'ego. To pomogło mi się uspokoić na tyle, iż mogłem stawiać normalne kroki.

Brunet starł łzy z moich policzków oraz szczęki, przenosząc swoje pocałunki na całą moją twarz.

- Jestem w tobie tak bardzo zakochany, Harry. - pociągnąłem nosem, kładąc czoło na policzku Harry'ego, by czuć cały czas ciepło jego twarzy blisko mnie oraz jego piękny zapach.

- M-mówisz serio? - spytał mnie Harry, który wyglądał niemal tak jakby zobaczył ducha, a ja przez jego pytanie uświadomiłem sobie, że kurwa, powiedziałem te słowa na głos.

- Nigdy nie byłem tak bardzo poważny. - powiedziałem całkiem szczerze otwierając oczy, by na niego spojrzeć.

- Myślałem, że to ze mną jest coś nie tak przez to, że zakochałem się po zaledwie miesiącu w kimś kogo ledwo zdołałem poznać. - powiedział cicho.

- Obaj jesteśmy całkiem nienormalni. - przyznałem, uśmiechając się przez łzy, by później ponownie wtulić się w jego ciało. Miękkie, pachnące ciało.

Pozostaliśmy tak przytuleni do siebie dopóki nie zaczęło doskierwać nam nieprzyjemne zimno i wreszcie postanowiliśmy wrócić do chłopaków, którzy jak zauważyliśmy widząc ich za szybą, musieli już tam wrócić jakiś czas temu.

Jako pierwszy z samochodu wyskoczył Liam, który od razu podszedł do mnie, zamykając mnie w swoich ramionach przez co uśmiechnąłem się szeroko napawając naszą przyjacielską mocą. - Ty dupku, tak się bałem!

- Uwierz mi, że ja też i zastanawiam się czy przypadkiem nie popuściłem po tym jak ten oblech ścisnął mój nadgarstek. - mruknąłem.

- Daliście sobie świetnie radę, ale proszę, wsiadajmy do samochodu i jedźmy do domu. - patrzył na mnie błagalnie, klepiąc mój policzek. Zgodziłem się z nim kiwnięciem głowy, wchodząc do ciepłego samochodu.

Gdy tylko usadowiłem się wygodnie na ciepłym siedzeniu, moją uwagę od razu przykuly specyficznie szerokie uśmiechy Zayna oraz Nicka.

- C-coś nie tak? - spytałem nieśmiało wciskając się w fotel z ulgą czując ten zapach samochodowy.

- Po prostu myślałem... - zaczął Nick - że to raczej Harry powie pierwszy te magiczne słowa. - spojrzałem na niego nie rozumiejąc go. - Jesteście nadal na podsłuchu.

- Kurwa! - pisnąłem, momentalnie czujac rosnące we mnie zażenowanie, zrywając ukryty przy kurtce mikrofon.

- Spokojnie, Louis. Przecież i tak każdy wiedział co jest pomiędzy wami, nie? - spytał Nick, gdy rzuciłem w jego twarz kablem.

- Jezus Maryja... - wymamrotał Harry, chowając twarz w moim ramieniu podobnie jak ja w jego. Obydwoje byliśmy na maksa zarumienieni.

- Jakie to urocze! - pisnął Liam, uśmiechając się szeroko. - Mój braciszek naprawdę się zakochał.

- To jesteście w końcu razem czy nie? - zapytał Zayn. Nawet on zaangażował się w to dość mocno.

Wychyliłem się z ramienia Harry'ego, by spojrzeć na niego nieśmiało i niepewnie. Nie wiedziałem czy to ten czas, nadal byłem przerażony. Nadal odczuwałem lęk, że kiedy już będziemy w związku, ja coś spierdolę i to Harry będzie tym cierpiącym.

Z mojego serca spadł ogromny głaz o którego istnieniu nie zdawałem sobie sprawy nim Harry nie kiwnął do mnie głową, posyłając przy tym najpiękniejszy uśmiech na świecie.

Nachyliłem się by pocałować jego szczękę i westchnąłem z poczuciem bezpieczeństwa, po jakimś czasie wciskając się w całe ciało Hazzy.

*

- Jesteście tacy słodcy! - Nick zaklaskał w dłonie, a Liam ku mojemu zaskoczeniu zrobił nam zdjęcie.

- Jestem senny po tym wszystkim. - wytłumaczyłem im, gdy Harry niósł mnie jak pannę młodą do mojej sypialni.

- Wyśpij się porządnie, bo od razu z samego rana zapierdalamy w poszukiwaniu waszych starych. - mruknął Zayn.

Nawet nie siłowałem się z tym, by mu coś odpowiedzieć, kiedy to Styles otworzył drzwi do sypialni jedną nogą (bo na szczęście były uchylone) i zapalił światło. Następnie poczułem pod swoimi plecami zimny i przyjemny materac, w który od razu cały się wtopiłem z zamkniętymi oczami wydając z siebie pomruk przyjemności.

- To co? Dasz radę sam się rozebrać czy ci pomóc? - spytał mnie Harry gdy uchyliłem powieki. Zaśmiał się, gdy uśmiechnąłem się głupio.

- Dam radę, spokojnie, jeszcze pójdę wziąć kąpiel, ale i tak chcę poczuć twoje usta na dobranoc. - wymruczałem wyciągając do niego ręce jak małe dziecko.

On tylko zachichotał zniżając się do mnie by ułożyć dłonie na moich policzkach i złączył nasze usta w przyjemnym, powolnym pocałunku. Usłyszałem jeszcze jak szepcze "dobranoc" nim zniknął z pokoju.

Wtedy ja zacząłem się rozbierać, podążając do łazienki. Wrzuciłem ubrania do kosza na pranie, wiedząc, iż następnego dnia Alicia przyjdzie w celu opróżnienia go. Gdu stanąłem przed lustrem, przyłapałem się na ciągłym uśmiechaniu.

Co ten człowiek ze mną robił?

*

- Nie, nie nie! Zostaw mnie! - obudziłem się ze zduszonym krzykiem, sapiąc i dusząc się swoim oddechem. Spojrzałem na pomieszczenie, w którym się znajdowałem i uświadomiłem sobie, iż znów nawiedził mnie koszmar. Złapałem za swoje włosy, szarpiąc je i wydałem z siebie zduszony szloch, jednak szybko się ogarniając. Nie chciałem być teraz sam, nie mogłem być sam, kiedy w głowie odtwarzały mi się ciągłe sceny z mojego snu.

Przekręciłem gwałtownie głowę w kierunku drzwi do sypialni, kiedy usłyszałem na korytarzu dosyć głośne kroki, a chwilkę później do pokoju wbiegł przestraszony Harry. - Co się dzieje, kochanie?- Spojrzałem na niego chowając twarz w swoich dłoniach i pociągnąłem nosem. Chłopak podszedł do mnie, kucając przy łóżku. - Dlaczego płaczesz? Spokojnie, jestem tu. Miałeś zły sen? - spytał, na co ja odsłaniając swoją twarz pokiwałem głową.

- Chodź do mnie, mały... - szepnął, zgarniając mnie od razu w swoje objęcia, szczelnie zamykając w swych ramionach. Westchnąłem z ulgą.

- Śniło mi się, że mnie zabierają. - jęknąłem, wtulając się w niego, oddychając głęboko. Chłopak wplątał dłoń w moje włosy, pocierając skórę mojej głowy.

- Spójrz na mnie, Lou i posłuchaj uważnie. - poprosił, odsuwając mnie deliaktnie, tak aby móc wpatrywać mi się w oczy. - Nic ci się nie stanie. Nie dopóki, kurwa dycham.

- Wiem, w-wiem, ale nie mam wpływu na to, co dzieje się w mojej głowie. - powiedziałem, patrząc w jego szmaragdowe tęczówki. Twarz chłopaka oświetlał wielki księżyc, którego światło biło w okno mojego pokoju. Gwałtownie podskoczyłem, kiedy nagle do sypialni wbiegł Nick i Zayn w piżamach celując do nas z broni.

- Ręce do- co do cholery? - spytał Nick, którego włosy były w zupełnym nieładzie. - Dlaczego słyszeliśmy krzyki?

- Miałem po prostu zły sen. - machnąłem ręką, posyłając im dodatkowo słaby uśmiech, gdy Harry znowu przyciągnął moje ciało do klatki piersiowej.

Do pokoju wszedł również Liam mający na sobie same bokserki. - Co się dzieje? - spytał, przecierając dłonią lewe oko. Widziałem jak Zayn patrzy w jego kierunku i nie może oderwać wzroku od klatki piersiowej chłopaka. Pewnie nie spodziewał się tam wcześniej takiego kaloryfera.

- Fałszywy alarm. Harry poradzi sobie z Louisem. - odezwał się Malik, kładąc dłoń w dole pleców Payne'a. - Chodź, skarbie. Idziemy spać dalej.

- Słucham, że kurwa pierdolona mać, co?! - nagle się rozbudziłem, po usłyszeniu jakim określeniem mulat uraczył mojego przyjaciela.

- Spać. - jęknął Liam, kładąc twarz w szyi Malika, który otoczył go ramionami, wychodząc z pokoju.

- Nie zostawiajcie mnie tu bez wyjaśnień, pedały! - wykrzyczałem, wydymając dolą wargę, kiedy chłopcy zamknęli za sobą drzwi.

- Zostać z tobą, Lou? - spytał mnie Harry kładąc dłoń na moim policzku, który przyjemnie gładził.

- Nie chcę, żebyśmy spali oddzielnie. - przytuliłem się do niego jeszcze mocniej. - Już nigdy więcej...

Chłopak zachichotał, całując mnie w głowę, przez co lekko się uśmiechnąłem. - Zatem jutro przeniosę tu swoje rzeczy, hm? A teraz kładź się i rób mi miejsce.

- Proszę, królewiczu. - od razu się przesunąłem, podnosząc nawet dla niego odrobinę kołdrę.

- Dziękuję, księżniczko. - powiedział, kładąc się na łóżku. Przykryłem go kołdrą ignorując to, iż przez określenie jakim mnie nazwał poczułem ciepło na moich policzkach. Odwróciłem się do niego plecami sygnalizując mu tym, iż chcę by mnie właśnie tak objął.

- Jesteś taki malutki, że obejmuję cię całego ramionami i nogami. - mruknąłem Styles, wciskając swój nos w mój kark.

- Czasem mam wrażenie, że przy tobie jestem takim dzieckiem. - wyjawiłem, przymykając powieki. - Oprócz tego, że przy tobie wyglądam jakbym miał dziesięć lat to jesteś taki... Dojrzały.

- Bo przeszedł mi całkowicie okres młodzieńczego "buntu" już jakiś rok temu. - odparł. - Uspokoiłem się, więc może dlatego tak to czujesz.

- Bardzo to w tobie lubię, wiesz? - mruknąłem. - Przy tobie czuję, że naprawdę posiadam osobę, która się mną zaopiekuje. Kocham to.

- Zawsze odczuwałem ogromną potrzebę znalezienia kogoś... - zamyślił się, szukając odpowiedniego słowa. - delikatnego. Zawsze pragnąłem się kimś opiekować. Tak mam po prostu w naturze.

- Dlatego jesteś teraz moim tatusiem. - zachichotałem, łapiąc go za dłoń, która leżała na moim brzuchu. - Dziękuję, że wybrałeś mnie jako taką osobę.

- To ja ci dziękuję, że dałeś mi dupy wtedy na parkingu, to rozkręciło całą naszą relację. - parsknął, a ja nie mogłem powstrzymać wybuchu śmiechem.

- Kto by pomyślał? Od łóżka do miłości, huh? - zaśmiałem się, wciskając pośladki w jego kroczę.

- Zazwyczaj jest na odwrót, ale nie narzekam. - mogłem wyobrazić sobie jak się uśmiechał gdy przeniósł rękę z mojego brzucha na biodro.

- Powinienem postawić Liamowi kebsa za to, że wtedy wyciągnął mnie na tę imprezę. - odparłem. - Tą na której napieprzałeś tego gościa. Myślałem, że umrze! Niezłe pierwsze wrażenie na mnie wywarłeś, nie powiem.

- Wiem... - powiedział cicho, ze wstydem. - Głupio mi jak o tym myślę, ale jestem bardzo porywczy, gdy na kimś mi zalezy.

- Broniłeś Gemmę, to całkiem zrozumiałe. - powiedziałem, wciskając policzek w poduszkę. - Idziemy spać?

- Jeśli mam być szczery to mi się nie chcę. - przyznał Harry. - Ale jeśli ty jesteś senny to oczywiście, chodźmy.

- Obudziłem cię o trzeciej nad ranem i nie chce ci się spać? - ziewnąłem krótko.

- Przez krótką chwile myślałem, że coś zagraża mojemu chłopakowi. Logiczne, że rozbudziłem cię całkiem porządnie. - odpowiedział zwyczajnie.

- Chłopakowi. - westchnąłem marzycielsko. - Jak to cudownie brzmi! - zachichotałem, przegryzając wargę. - Mam chłopaka, wow. Louis Tomlinson ma naprawdę chłopaka.

- A ja mam pierwszego poważnego. - mruknął brunet. - Mówię serio, z nikim związek nie traktowałem z takim zaanagażowaniem jak z tobą.

- Czuję się wyjątkowo. - przyznałem uśmiechając się do siebie. - Moje życie tak strasznie zmieniło się w ciągu ostatniego czasu.

- Jest w tym wiele pozytywów, ale... - urwał na momencik. - Zajebiście martwię się sprawą naszych starych.

- Wpakowali nas w wielkie gówno. Nienawidzę mojego ojca. - burknąłem. Harry pogładził moje udo. - Nie mówmy o tym, trochę mi się oczy kleją.

- Śpij, aniołku. - zacisnąłem mocno powieki, powstrzymując przed piśnięciem. - Kolorowych snów.

- Dobranoc, Harry, dziękuję i tobie również kolorowych snów. - odparłem, uśmiechając się leniwie.

Naprawdę zaśnięcie nie zajęło mi długo, a wręcz przeciwnie, odpłynąłem szybko w objęciach mojego mężczyzny, będąc szczęśliwy i podekscytowany na to, że teraz każde zasypianie będzie tak wyglądać.

Dopiero na wieczór sobie przypomniałam, że dzisiaj miał być rozdział, wybaczcie skskks

KOMENTUJCIE & GWIAZDKUJCIE

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top