#7

Znów zatopiłam się w jego oczach. On dosłownie porywał mnie wzrokiem. Moje serce zaczęło szybciej bić. Mój wzrok zsunął się na jego usta. Co się ze mną do cholery dzieje? Nie mogę się opamiętać. Nie mogę się ogarnąć gdy on jest tak blisko. Czy ja właśnie mam ochotę go pocałować? Nie, opamiętaj się. Ale jak gdy on jest tak blisko. Powoli zaczelismy się do siebie zbliżać. Nie potrafiłam się opamiętać. Zasmakowała bym się w jego ustach, gdyby nie to że mój telefon zadzwonił. Ben odsunął się ode mnie, i odwrócił. Wyciągnęłam telefon z kieszeni. Na ekranie zawidniali zdjęcie Lucasa. Spojrzałam się na Bena. Stał tyłem, i zaciskał dłonie. Cholera co się dzieje. To mój przyjaciel, nie da się zakochać w przyjacielu. Nie wolno. Tak nie może być. Odebrałam. Przyłóż telefon do ucha i odeszłam trochę dalej.
- Hej Lucas.
- Cześć, miała byś ochotę się spotkać?
- Nie dam rady, jestem na spacerze z Benem.
- Serio? Czasem zaczynam się zastanawiać kto jest twoim chłopakiem.
- Ogarnij się Lucas. Ben to mój przyjaciel, nic nas nie łączy.
- Jasne.
- Wiesz co? Niech ci będzie. Spotkajmy się za pół godziny nad rzeką, pa.
Warknąłam po czym się rozłączyłam. Gdy się odwróciłam Bena nie było. Co do..? Moje ręce znów zaczęły drżeć. Pobiegłam do restauracji. Ben siedział i rozmawiał z Bryanem.
- Czemu se poszłeś?
- Nie chciałem przeszkadzać w rozmowie.
Powiedział jak gdyby nigdy nic. Miałam dosłownie ochotę się rozryczeć. Odwróciłam się i wybiegłam. Po prostu biegłam, a łzy spływały mi po policzkach. Na szczęście rzeka nie była daleko. Gdy już się zmęczyłam zatrzymałam się na chwilę. Wdech, wydech, wdech, wydech. Powtarzałam próbując się uspokoić. Nagle zadzwonił telefon. To był Ben. Nie chciałam z nim teraz rozmawiać. Nie chcialam teraz z nikim rozmawiać. Więc wyciszyłam telefon. Jedyne co chciałam to przestać płakać. Doszłam nad rzekę, Lucasa jeszcze nie było. Usiadłam nad rzeką, i patrzałam się przed siebie, nie potrafiąc nic dostrzec. W moich myślach był bałagan, co mnie jeszcze bardziej denerwowało. Chcesz tego? Tak chcem. Próbowałam sobie wszystko poukładać. Nagle usłyszałam jakieś kroki za mną, więc szybko wstałam i się odwróciłam. To był Lucas, podszedł i chciał mnie przytulić na przywitanie, ale z kamienną twarzą delikatnie go odepchnęłam na znak, że nie chcę się przytulać.
- Wszystko ok?
- Tak. Z jakiego powodu chciałeś się spotkać?
- Tak sobie, co nawet juz się z tobą spotykać nie mogę?
- Hah, byliśmy umówieni wcześniej, ale pan niewinny odwołał dla nowej koleżaneczki, więc się ogarnij.
- Dziwka!
Słucham? Ja? Czemu on mnie tak nazwał?... Chcesz tego prawda?.. Tak teraz jestem pewna.
- Lucas.. To koniec.
Powiedziałam a jego twarz skamieniała. Widziałam jak złość rośnie w nim.
- Dobrze się składa, nie będę się źle czuł z tym że jà przeleciałem.
- Jesteś okropny!
- Słuchaj nawet najgorszy kujon by na ciebie nie spojrzał brzydulo.
Te słowa zabolały. Ale nie można się tak odrazu poddawać.
- Taka brzydka że aż ci stawał na mój widok.
Burknęłam, a on się wkurzył jeszcze bardziej. Jeszcze raz nazwał mnie dziwką po czym popchnął mnie z calej siły i pobiegł. Wpadłam do rzeki, i w jednym momencie poczułam jak moja głowa uderza o jakąś skałe, po czym straciłam panowanie nad całym moim ciałem. Oddałam się wodzie.




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top