#5
Po 15 minutach Ben wyszedł z łazienki. Gdy się odwróciłam ujrzałam Bena stojącego do mnie tyłem w samych bokserkach. Zasłoniłam oczy i zaczęłam się śmiać.
- Boże! Ubierz coś na siebie.
- Wiem że uważasz że mam sexowny tyłek.
- Hahaha Ben! Proszę cie!
- Pierw przyznaj że mam sexowny tyłek.
- Dobrze, przyznaję, masz sexowny tyłek!
Rozchylając palce zauważyłam Bena wciągającego na siebie spodnie. Co jak co ale naprawdę ma sexowny tyłek.
Zeszliśmy na dół, a Ben oznajmił rodzicą że idzie do mnie na kolację. Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do niego do auta.
- Bryan jest w domu?
- Nie wiem a co?
- Masz klucze?
Przeszukałam torbę, a potem kieszenie, ale nie znalazłam kluczy. Więc wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Bryana.
- Hej, coś się stało?
Zapytał natychmiast.
- Nie, chciałam tylko zapytać czy jesteś w domu.
Uspokoiłam go.
- Nie, nadal w pracy. Kończę dziś bardzo późno. A co chciałaś?
- Przyjechać z Benem ponieważ nie mam kluczy
- Jasne. Przy okazji będziecie mogli zostać na kolacji.
Powiedział Bryan po czym się pożegnaliśmy. Spojrzałam się na Bena i powiedziałam.
- Kierunek restauracja.
Za kadym razem gdy jedziemy razem, Ben mi się przygląda. Widzę to kontem oka. Gdy śpiewam, gdy siedzę w ciszy, gdy rozmawiam, co kolwiek bym nie robiła spogląda na mnie co chwile. A gdy się odwrócę w jego stronę, on uśmiecha się po czym odwraca wzrok. To w jakiś sposób słodkie. Gdy się na mnie patrzy, jest coś w tym. Coś takiego innego. Nie wiem co to. Patrzy się na mnie w sposób w jaki nikt inny się na mnie nie patrzy.
Pogłośniłam radio. Leciała piosenka pod tytułem "Hold back the river". A ja oczywiście zaczęłam śpiewać, chodź to bardziej przypomniało jęki jakiegoś osła. Ben zaczął się śmiać.
- Chyba nie śmiejesz się ze mnie.
Zapytałam, ale on tylko przegryzł wargę łobuziarsko się uśmiechając. Po chwili sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej paczkę czerwonych L'M'ow.
- Mogła byś proszę wyciągnąć mi jednego i go odpalić?
- Mogę też zapalić?
Zapytałam ale Ben tylko pokręcił głową na znak nie. Wyciągnęłam mu jednego i go odpaliłam. Już miałam go wziąć do buzi i się zaciągnąć gdy Ben gwałtownie zahamował a mną dość mocno szturchnęło.
- Ała!
Jęknęłam posyłając mu spojrzenie jak bym miała go za chwilę zabić.
- Pogięło cię? Dobrze wiesz że nie możesz?
Mruknął zirytowany.
- To czemu ty możesz?
Zapytałam krzyżując ręce na piersiach.
- Ja to ja, ty to ty. Nie i koniec. Pamiętasz naszą umowę.
Powiedział Ben na co zmarszczylam brwi i ucichłam . Ben pali już od 2 lat. Kiedyś gdy sama wpadłam w nałóg obiecałam mu że nie wezmę papierosa do buzi do póki on mi nie pozwoli. Oczywiście tu był haczyk. Normalnie bym mu tego nie obiecała bo to oczywiste że mi nie pozwoli zapalić, ale powiedział że mam mu to obiecać jeśli chociaż trochę mi na nim zależy. Co mówi samo za siebie.
- Kiedy pozwolisz mi zapalić?
Mruknęłam spoglądając na niego
- Jak będę chciał.
Mruknął trochę rozbawiony tą sytuacją.
- Czyli nigdy.
Powiedziałam odwracając głowę w drugą stronę.
- Kiedyś ci pozwolę. W jakimś wyjątkowym momecie.
Oznajmił ruszając.
- Niby czemu?
- Bo to będzie w tedy więcej warte. Po co masz palić od tak se?
- No okej...
Powiedziałam głośno wzdychając.
Gdy dojechaliśmy, a Ben się zatrzymał odpięliśmy pasy, Ben wyszedł a ja przeglądnęłam się w lusterku. Ben podszedł i otworzył mi drzwi, wyszłam i już miałam wyjść kiedy on złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął, tak że opierałam się o auto, a on zbliżył się do mnie i przygwoździł mnie swoim ciałem. Nie wiedziałam co mam myślec. Spojrzał mi się głęboko w oczy, a mi zrobiło się gorąco. Czułam jak moje serce mi zaczyna szybciej bić, a w moich myślach robi się bałagan. Na chwilę wszystko wokół nas zniknęło, a ja nie widziałam nic poza jego czekoladowymi oczami.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top