Ethan

Stary, naprawdę nic?

-Nie.-to jedno słowo ledwo przeszło mi przez gardło.

Po tym co wam dosypaliśmy powinniście się rżnąć jak...

-Powiedz to jeszcze raz, a przyjadę do ciebie i połamie wszystkie gnaty, rozumiesz?!-nie wytrzymałem.

Wow, luz. My tylko chcieliśmy pomóc. Cała ekipa widzi, że wy coś do siebie. Tylko wy jesteście na tyle ślepi, żeby tego nie zauważyć.

-Kończę, cześć-rozłączyłem się.

Przysiadłem na starej zjeżdżalni na placu zabaw. Odkąd wybudowali nowy, ładniejszy, bardziej kolorowy, wszyscy zapomnieli o tym miejscu. Oprócz mnie i Czas. Spędziliśmy tutaj najlepsze lata naszego dzieciństwa. Max miał rację. Cassie jest w pewnym sensie ślepa. Nie widzi tego, że nie chcę być tylko jej przyjacielem.....wszystkim, wszędzie mówi to samo "tylko przyjaciele".

Zastanawiałem się czy dzisiaj do niej nie podejść, ale sprawa jest jeszcze zbyt świeża. Na nasze szczęście, zaczęły się wakacje.

Cassie <3 :
Cześć

Ja :
Hej, stokrotko :)

Cassie <3 :
Moja mama myśli, że jestem w ciąży :/

Ja:
XD a jesteś? Ciekawe z kim! Hmmmm...

Cassie <3 :
Głupek! Jesteś okropny!

Ja:
No już, już...jestem poważny.

Cassie <3 :
Nie jestem. Mam taką nadzieję.

Ja:
Za wcześnie, żeby to stwierdzić.

Cassie <3 :
Dokładnie. Jak pogadanka z Max'em.

Ja:
Uwierz mi, że, gdybym mógł, to wysłałbym go na intensywną terapię ):(

Cassie <3 :
Spokojnie. Jakoś to poukładamy. Najważniejsze, że uwierzył i zaraz to rozgada na  grupie.

Ja:
A co jeżeli...ty...no wiesz...

Cassie <3 :
No raczej nie usunę.

Ja:
Zostanę tatą ! ;*

Cassie <3 :
Wypluj mi te słowa!!!!!!

Ja:
Przepraszam :p

Cassie <3 :
Przyjdziesz?

Ja:
Jasne.

Nie myśląc wiele pominąłem do jej domu. Oczywiście że sprawą o ciąży robiłem sobie żarty. Jak na razie nie mam zamiaru zostawać tatusiem.

Nim się obejrzałem byłem na miejscu. Zapukałem do drzwi i, jak zwykle, otworzyła mi mama Cassie. Była to drobna, kasztanowo włosa  i kobieta z doświadczeniem życiczowym. Jej przenikliwe spojrzenie czasami mogło wywoływać ciarki. Uśmiechnęła się na mój widok.

-Dzień dobry.

-To rzeczywiście dobry dzień, choć niebo się trochę chmurzy. Wejdź.-wpuściła mnie do środka.-Napijesz się czegoś?

-Nie, dziękuję.

-Mam nadzieję, że tak wcześnie nie zostanę babcią.-zaśmiała się.

-Ale...my...nie....-zacząłem się gubić.

-Cassiedy nie potrafi mnie okłamać. Ty z resztą też nie.

-Przepraszam.-tylko tyle zdołałem z siebie wykrztusić.

-Nie przepraszaj. Cieszę się, że to ty, a nie jakiś pierwszy-lepszy, który wykorzystał okazję, żeby się zabawić. Pytanie, jednak brzmi co zamierzasz teraz zrobić?

-Cassie chce o tym zapomnieć.-wymamrotałem.

-Ty też?-zmarszczyła brwi.

-Co...ja? Oczywiście, że tak. Przecież jesteśmy....przyjaciółmi.-to ostatnie słowo odbiło się echem w mojej głowie.

-Nie potraficie kłamać.-drobna kobieta potrząsnęła głową z uśmiechem.

A co miałem powiedzieć? Prawdę? Prawda jest taka, że najchętniej zrobiłbym to jeszcze raz i nigdy nie wypuścił jej córki z mojego łóżka. I, że ja już nie chcę być tylko jej przyjacielem? Zrozumiała by, ale lepiej było tego nie mówić.

-Idź do niej. Ale pamiętaj, że ta rozmowa nie jest jeszcze skończona.-pogroziła mi palcem, a ja przytaknąłem.

Powoli poszedłem na górę. Kompletna cisza była wręcz przerażająca i denerwująca. Wszedłem do jej pokoju. Leżała w łóźku, w piżamie, z nową książką, kubkiem kakao i ulubionym misiem, którego dostała ode mnie. Wyglądała uroczo.

Była tak wciągnięta i zafascynowana, że nawet nie zauważyła, że usiadłem obok niej i objąłem ją w pasie. Siedzieliśmy tak przez jakieś pół godziny. Ooparłem głowę o jej głowę i czytałem razem z nią. I choć nie znałem początku, to nie przeszkodziło mi, żeby zagłębić się w całą akcję. Ale co za dużo to niezdrowo. Ja też potrzebuję uwagi.

Ja:
Długo jeszcze? Zaczynam się nudzić );)

Po odczytaniu wiadomości wypiła kakao, odstawiła kubek i oparła się o moją klatkę piersiową.

-Cześć!-zaśmiała się.

-No w końcu! -mruknąłem udając focha.

-Nie obrażaj się.-odwróciła się do mnie twarzą.

-Pfftttt....

-No prose...-przybliżyła się.

-Nie.

-Prose-jeszcze bliżej.

-Idź sobie.

-Pseplasam...-stykaliśmy się nosami-No wybac mi noooo....

Uwielbiałem kiedy sepleniła. Miała tak jako mała dziewczynka. Jest taka urocza. Zważając na sytuację mógłbym ją teraz pocałować.

-Plooooooooosem!-złapała mnie za koszulę.

Uśmiechała się tak pięknie.

-Dzieci, jadę do sklepu chcecie coś?-matka Cassie ma naprawdę idealne poczucie czasu. Wyczujcie ten sarkazm.-O, wybaczcie już sobie idę.

Tak, IDEALNE wyczucie czasu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top