Cassie
Kompletnie nie pamiętałam wczorajszej imprezy. Nic. Tego, od samego początku się obawiałam.
Po przebudzeniu dopadł mnie potworny ból głowy nasilony jasnym światłem. Po cichu zaczęłam przeklinać całą ekipę, i to, że dałam im się przekonać do takiego wyjścia. Zazwyczaj odmawiam. Niestety tym razem, jakimś cudem, poszłam z nimi. Cholera!
Po otworzeniu oczu zrozumiałam, że nie jestem w swoim domu, choć kojarzyłam to miejsce. Przez skacowany umysł przepływały setki scenariuszy. Bałam się odwrócić. Oboje byliśmy nadzy. Cały czas miałam niejasne przeczucie, że znam to miejsce, i że często tu bywam. Po cichu wyślizgnęłam się spod pościeli i zaczęłam zbierać swoje ciuchy z podłogi. Przez nawet najmniejszą chwilkę nie odważyłam się spojrzeć w stronę łóżka. Zrobiłam to dopiero w tedy, gdy byłam całkowicie ubrana.
Pobladłam i kolana się pode mną ugięły. Miałam ochotę krzyczeć. Spałam ze swoim najlepszym przyjacielem. Znaliśmy się jeszcze, od, takiego małego kurdupla! Nasze matki leżały razem na porodówce!
Nie mogłam zrozumieć jak to się stało.
Skamieniałam, kompletnie sparaliżowana. Zaczęłam szukać swojego telefonu. Kiedy go już znalazłam, okazało się, że wczoraj nieźle popiliśmy. Ponoć potem impreza przeniosła się do jednego z kumpli, Max'a, a tam graliśmy w butelkę. Oczywiście tą bez cenzury. Czytając wiadomości na naszym czacie grupowym, nie zauważyłam, że Ethan siedział na łóżku jak gdyby nic się nie stało.
-Cześć. Co za niespodzianka z samego rana. Od razu świat stał się piękniejszy. Przypadek? Nie sądzę!-wyszczerzył zęby.
-Dobra, dobra... nie czaruj mi tu, tylko gadaj co się wczoraj działo.
-Właśnie miałem pytać o to samo. Tak się schlałem, że praktycznie nic nie pamiętam... Niech to szlak... Moja głowa!
-Masz!-rzuciłam mu opakowanie leków przeciwbólowych.
-O matko! Ratujesz mi dupe! Kocham cię!
-Tak, wiem.-mruknęłam.
Niestety zdjęcia z wczoraj ukazały się na grupie. Głównie byłam na nich ja z Ethanem...w dość niecodziennych sytuacjach.
-A ty wiesz co się stało?
-Przespaliśmy się.-próbowałam to powiedzieć jak najzimniej.
Ethan nabrał powietrza i przeczesał ręką swoją czarną czuprynę.
-Okeeeey? To jakiś żart, prawda?-powiedział w końcu.
-Niestety nie.-schowałam twarz w dłonie.
-To co teraz?
-Żyjmy tak, jak gdyby, nigdy nic się nie stało. Tak będzie najprościej.
*******
-Wróciłam!-krzyknęłam, zamykając za sobą drzwi i mając cichą nadzieję, że mamy nie ma w domu.
-Jestem w kuchni!
O, matko! I to dosłownie...
-Cześć, ty nie w pracy?-stanęłam w wejściu do kuchni tak, by w razie czego mieć szybką drogę ucieczki do pokoju.
-Dawno nie wychodziłaś. Odkąd..., no wiesz, rozstałaś się z tym dupkiem! Ooo...to znaczy Dylan'em. Postanowiłam, że cały dzisiejszy dzień spędzimy razem.-uśmiechnęła się i przytuliła mnie-A czyje to perfumy?
-Moje?-nerwowo przygryzałam wargę.
-Męskie? I o ile się nie mylę... Ethan? Masz mi coś do powiedzenia, Cassiedy?
-Boże, trochę popiliśmy, no i, przytulił mnie. Dobrze wiesz ile on na siebie tego wylewa. To chyba nie jest karalne?-wymusiłam uśmiech.
Nienawidzę kłamać.
Moja rodzicielka kazała mi usiąść. Sama zaś z uniesionymi brwiami i ironicznym uśmieszkiem na ustach lustrowała mnie wzrokiem:
- Ja wiedziałam, że w końcu do tego dojdzie. To była kwestia czasu. Zbyt wiele was łączy jak na przyjaciół. Nie potrafisz kłamać Cass, przynajmniej mnie nie. No, opowiadaj, co się tam wydarzyło.
-Wypiliśmy za dużo...i jakoś tak...samo z siebie...no stało się, no.-wyjąkałam z trudem.
-Ale jeśli to coś więcej, albo, córciu, coś się tam w tobie rozwija, to mam nadzieję, że dowiem się o tym pierwsza.
-Mamo...-jęknęłam-Nie jestem, i najbliższym czasie, nie mam zamiaru być w ciąży.
-Też tak mówiłam. I jakie piękne pannisko z ciebie wyrosło! Szkoda, że twój ojciec spierdolił jak dowiedział się o dziecku.
-Mamo...nie zaczynaj tematu.-mruknęłam.
Chciałam tylko jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju. Zdala od historii o moim tchórzliwym ojcu, i przyjaciół, którzy teraz na pewno nie odpuszczą ani mi, ani Ethan'owi. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top