#8

Siedziałem przy łóżku szpitalnym wygodnie opierając się o krzesło i czytając jakiś magazyn sportowy.

- Jesteś na mnie zły? - usłyszałem stłumione pytanie.

- Leż i się nie odzywaj. - mruknąłem odwracając na następną stronę.

Hiniata jęknął próbując się podnieść. Zamknąłem ten magazyn i uderzyłem nim rudą czuprynę. Chłopak ponownie opadł na brzuch. Spojrzał na mnie z wyrzutem na co tylko wzruszyłem ramionami.

- Doktor kazał Ci leżeć. TO LEŻ. - warknąłem.

- Myślisz, że leżenie na brzuchu to jakaś wygoda? Ja się tu męczę! - krzyknął za co po raz drugi dostał po łbie. - Jesteś nieczuły, Tobio! 

- A ktoś Ci kazał sobie szkło wbijać w plecy?! No na pewno nie ja. Teraz leżysz tutaj i czekasz aż przyjdzie Suga.

- Dlaczego on... - załkał głośno. - To tylko mi daje powód bym spieprzył stąd jak najszybciej. Albo dobił się całkowicie. Przecież jak ten huragan tu wpadnie to mi szwy pękną!

- Najwyżej zaszyjemy Cię ponownie. - uśmiechnąłem się szeroko. - Bez narkozy.

- Nienawidzę Cię.. - warknął w poduszkę.

- Ostatni mówiłeś, że mnie kochasz. A teraz, że nienawidzisz. Przypominają mi się czasy gdzie musiałem od Ciebie aż uciekać.

- Kobieta zmienną jest.

Prychnąłem pod nosem. Wstałem z krzesła i nachyliłem się nad nim. Poczochrałem go po jego cudownych, rudych włosach. Chłopak westchnął ciężko odwracając głowę w moją stronę. 

- Mógłbyś mnie chociaż... przytulić? - zapytał nieśmiało. Chcę. Cholernie chcę.

- Nie. - pieprz się zdolności mowy. Na co mi ona skoro i tak mówię co innego. 

Powiedzmy, że powiedziałem tak ponieważ jest ciężko ranny i to wszystko jest dla jego dobra. Tak. To dobra wymówka...

- Gdzie moje Baby?! - drzwi z trzaskiem się otworzyły aż wyleciały z zawiasów. Sugawara widząc co zrobił szybko podbiegł do drzwi próbując je zawiesić ponownie. Z marnym skutkiem. Przechodząca obok pielęgniarka posłała mu złowrogie spojrzenie. - Ale to tak było... - powiedział speszony odstawiając drzwi na bok.

- Jasne. - kobieta podeszła i chwytając za drzwi zawiesiła je na swoim miejscu. - Wymagać od faceta pracy fizycznej. Bezcenne. - mruknęła, po czym odeszła. Siwowłosy machnął na nią ręką i podbiegł do Hiniaty.

- Coś ty znowu zrobił?! Czy moje wywody nie są dla Ciebie wystarczające?! Ile razy mam powtarzać, że.. Ty płaczesz? - mężczyzna nagle ucichł. - Co się stało?

Koushi spojrzał na mnie. Wzruszyłem ramionami. To chyba nie przeze mnie... Prawda?

- Chodź na chwilę. - mężczyzna wypchał mnie z sali na korytarz. Spojrzałem na niego pytająco. - Czy ty coś powiedziałeś Shoyo?

- Nic takiego. - mruknąłem. - Spytał tylko czy mogę go przytulić, no to mu odpowiedziałem, że..

- Nie. Prawda? - przerwał mi. - Kageyama... - wzdychnął. - Ja wiem jaki ty jesteś. Wiem, że masz jakieś pogmatwane problemy ze swoimi uczuciami, ale nie możesz tego przelewać tak o sobie na Hinatę. 

- Chyba lepiej być szczerym, tak? - uniosłem wysoko brwi.

- Tobio. To nie pora na bycie szczerym. Chłopak kocha się w Tobie od liceum, a ty, mimo że odwzajemniasz jego uczucia, to masz to w dupie. - warknął. - Mogłeś go chociaż objąć! On kiedyś na serio się zabije jeśli czegoś nie zrobisz!

- A co ja mam zrobić?! - krzyknąłem. - Ma siedzieć przy nim jak potulny piesek i zgadzać się na wszystko co będzie chciał ze mną robić?!

- Weź go w końcu na poważnie! Nie widzisz, że on cierpi!

- Oj tam.. Lubi ból.

- Tylko ty tak myślisz! - spojrzał na drzwi, za którymi znajdywał się Hinata. - On chce tylko zwrócić na siebie uwagę. Twoją uwagę, Tobio!

- Wiesz co.. - jęknąłem. - Mam to w dupie. Jak chcesz to teraz ty go poniańcz. - odwróciłem się od niego i skierowałem się do wyjścia.

- Ej! A ty gdzie?! - nie odpowiedziałem. Nie miałem po co. Zjebałem wszystko.




***

Hey!

Co tam? Jak tam? :P Dramma Time! 

Dziękuję Wam za wszystko <333

Do napisania,

Sashy ;3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top