[1] to musi boleć
Mirabela stała na podwyższeniu, była otoczona wianuszkiem służących. Byli szczerze uprzejmi, ale i tak czuła się jakby nie pasowała. Nie była bogata i nikt nigdy nie ofiarował jej pomocy przy takich drobnostkach jak zapięcie sukienki czy też związanie włosów.
Z jakiegoś powodu poczuła się tak jakby odbierano jej wolność. Jakby w ciszy, na paluszkach ktoś zabierał jej powoli coraz więcej jej samej.
- Pięknie pani wygląda - na słowa staruszki aż drgnęła. Nazwała ją panią?
- Nie-e, niech mnie pani tak nie nazywa - po jej słowach dwie inne postaci westchnęły z urazą. Nazwała służącą panią, szybko wyjaśniła: - W moim świecie do starszych odnosimy się z szacunkiem.
- Pani nie wolno - odezwała się jedna z młodszych pomocnic staruszki.
- Nie, nie jestem panią.. naprawdę, proszę nazywać mnie po prostu Mirabelą.
- Nie, książę zabronił - natychmiast odparła staruszka. O księciu Mirabela usłyszała po raz kolejny od swego przybycia. To przez niego tu była.
- Proszę - złapała staruszkę za rękę i spojrzała w jej brązowe oczy. W młodości musiała być pięknością. - To dla mnie ważne, nie jestem panią. Nie chcę aby tak się do mnie zwracano.
- Nie mogę - staruszka była zdruzgotana. Miała dobre serce i z trudem przychodziło jej odmawiać. Ale nie mogła ulec, książę był nieugięty i karał z najwyższą surowością.
- Jak Ci na imię? - zapytała.
- Beatrice.
- W takim razie pozwól mi chociaż zwracać się do ciebie po imieniu.
- Oczywiście - Beatrice odsunęła się od Mirabeli, gdy tylko do jej komnaty przybyła nowa postać.
To był mężczyzna, na co Mirabela natychmiast się zlękła. W jej świecie mężczyźni byli potężni i nieugięci, a kobiety bały się przy nich oddychać.
Ubrany w zwiewną, srebrną szatę był niemal całkowicie uzbrojony w przeróżne miecze i pałki.
- Książę chce ją zobaczyć - zwracał się do Mirabeli bez osobowo, zupełnie inaczej niż cała reszta.
Mówił z powagą, dzięki czemu miał pewność że nikt mu się nigdy nie sprzeciwi. Nikt by nie śmiał.
- Już jest gotowa - odparła Beatrice z pięknym zachęcającym uśmiechem. Mirabeli podobało się to jak nie zwracała uwagi na żołnierza. Jakby była dużo silniejsza od niego. Jakby mogła go pokonać w każdej walce.
Młodsza służąca pomogła zejść Mirabeli z podwyższenia. Spojrzała na siebie w lustrze poraz pierwszy. Miała na sobie długą żółtą sukienkę, a jej białe włosy związano w warkocza. Na głowie miała parę pięknych słoneczników.
Uwielbiała słoneczniki.
Żołnierz nawet na nią nie spojrzał, gdy razem przemierzali korytarze tak lodowate jak opustoszałe. Było jej zimno. Towarzysz milczał.
Zbierała się w sobie aby się odezwać. Bała się przerwać milczenie, ale nie mogła go znieść. Im ciszej było tym bardziej zimno jej się robiło. A pałac wydawał się dużo bardziej przerażający w ciszy.
- Co ja tu robię? - zapytała.
Pytała wiele razy, ale nikt jej nie odpowiedział nawet w połowie.
W pałacu spędziła trzy dni, trzy dni temu zabrano ją z domu i odebrano jedyne co miała - wolność.
- Książę lubi otaczać się różnymi wspaniałościami - zatrzymał się i wbił w nią swoje chłodne spojrzenie. - Lubi wszystko to czego mieć nie może. Lubi posiadać to, co potem może złamać. Najbardziej lubi to, że nikt go nie powstrzyma.
Nie odpowiedziała, ale on na odpowiedź wcale nie czekał. Po prostu skierował się z powrotem w drogę.
Starała się nie słuchać swojego pędzącego serca i głupich myśli. Nigdy nie była odważna więc tak - bała się. Bała się księcia i całego nieznanego pałacu i tego świata.
- Dziękuję, Mateo - odezwał się mroczny głos postaci owianej ciemnością. Mateo odwrócił się i wyszedł bez słowa. Mirabela nie podnosiła wzroku z podłogi. Kroki stawały się coraz głośniejsze, postać zbliżała się. Bała się. - Słyszę twoje serce, tak szybciutko bije - głos był jeszcze zimniejszy. Był blisko, ale nie przekroczył bezpiecznej odległości. Nadal zachował odstęp. Czuła że jest blisko, ale mogła go poczuć dłonią.
- Co ja.. co ja tu robię? - nie spodziewała się że zdoła się odważyć. Ale jej głos był jakby po drugiej stronie, obcy, przerażony.
- Jesteś nagrodą - teraz widziała jego zimne zielone oczy i nie mogła uwierzyć w ich piękno. Dotknął jej policzka twardą, zimną ręką, ale była w tym niepewność. To trwało tylko chwilę, szybko ją cofnął - Moją nagrodą.
- Za.. za co? - znów jej głos nie należał do niej.
- Za pieniądze, Mirabelo. Twoja mama wydawała się taka wdzięczna, gdy mi cię oddawała - westchnął. Dziewczyna śledziła jego usta, ale sens jakby do niej nie docierał.
- Nie. To nieprawda - warknęła. Wyparła to ze swoich myśli. Nie mogła w to uwierzyć. To było niemożliwe.
- A jednak - zaśmiał się, dotykając jej policzka wskazującym palcem. Odwróciła głowę z obrzydzeniem. Zobaczył to. Zacisnął swoją dłoń z całej siły na jej policzku. Nie zważał na ból jaki jej zadał. - Nie zapominaj się, jako moja własność musisz znać swoje miejsce - zapłakała, a on kontynuował: - Nie mam problemu z niszczeniem tego co do mnie należy - miał taki chłodny i bezkompromisowy glos. Przerażało ją jak bardzo twardy był i okrutny. Był pełen złości i agresji.
Wyszarpała mu się. A on jej na to pozwolił. Pozwolił jej odbiec. Pozwolił jej uciec od siebie.
Nie wiedziała gdzie jest, ale nogi ciągnęły ją w tylko sobie znanym kierunku. W końcu wpadła na twardą ścianę, która okazała się człowiekiem.
Był to blond włosy potężny człowiek. Miał wesoły wyraz twarzy.
- Uwaga, dziewczyno - uśmiechnął się łapiąc ją za ramiona. Jej policzki były zalane łzami, co szybko zauważył - Księżniczka płacze? - zapytał.
- Nie jestem księżniczką - odparła. Wyraz jego twarzy natychmiast się zmienił. Stał się poważniejszy i natychmiast puścił jej ramiona. Nie rozumiała z jakiego powodu.
- Co tu robisz i kim jesteś? - warknął i teraz to dostrzegła - parzył na nią z wyższością. Jakby nic nie znaczyła. Może nawet dostrzegła obrzydzenie.
- Nazywam się Mirabela i i sama nie wiem co tu robię - głos jej się załamał. Mężczyzna roześmiał się.
- Teraz rozumiem - coś sobie przypomniał i uśmiechnął się ale bez grama wesołości. To był uśmiech kogoś kto przewyższał ją we wszystkim. Kogoś kto był wysoko nad nią. - To musi boleć - nachylił się nad nią. Patrzyła na niego zapłakała, nie rozumiejąc - Nie znaczyć nic.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top