8. Chcę, żebyś śpiewała moim dzieciom.

#jasfanfic - dajcie czadu

Avianne

Chwytam mikrofon i biorę głęboki oddech. Czekam na znak od technicznego, że mogę wejść na scenę. Mężczyzna kiwa głową, a ja robię krok do przodu.

Widzę tych ludzi, którzy biją mi brawo, choć jeszcze nie zaśpiewałam i w końcu mój wzrok ląduje na czterech osobach, które odgrywają tu kluczową rolę. Mój wzrok spotyka się z wzrokiem Shawna, kogoś, od kogo to wszystko zależy. Tylko od niego.

Pierwsze dźwięki rozlegają się w całym tym ogromnym pomieszczeniu, a ja czekam na odpowiedni moment.

- I've gotta keep the calm before the storm. I don't want less, I don't want more.

Głos odrobinę mi drży, ale z każdym kolejnym słowem czuję, że stres oddala się ode mnie. Ściskam mocniej mikrofon w dłoni. Czuję, jakby był jedynym punktem zaczepienia, bo oprócz mnie na scenie było puściutko. Jedynie ja i mikrofon. Idzie mi dobrze, tak przynajmniej to brzmi w moich uszach. Oddycham z ulgą, gdy od razu, gdy podkład muzyczny cichnie, a jego miejsce wypełniają owacje.

Uśmiecham się szeroko i zerkam na trenerów. Shawn ma na twarzy naprawdę szczery uśmiech. Odwzajemniam go, a on pokazuje mi kciuk skierowany ku górze. Kręcę głową.

- Wyjdź za mnie, proszę - krzyczy Charlie, a ja śmieję się. - Mówię poważnie, chcę, żebyś śpiewała moim dzieciom.

- Shawn ci nogi z dupy zaraz powyrywa - stwierdza Ari.

Charlie krzywi się, gdy zerka na Mendesa, który patrzy na niego z mordem w oczach. Puth wzrusza ramionami i uśmiecha się do niego niewinnie, jakby chciał załagodzić sytuację.

- Okej, może mi urodzić dzieci po programie, wyluzuj. - Klepie go po ramieniu.

Charlie wywraca oczami, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie, a Shawn zaciska szczękę.

O co mu chodzi?

- Za dużo testosteronu w jednym miejscu. - Miley macha ręką, jakby ją coś parzyło. - Gratuluję ci świetnego występu, kochana. Przed nami jeszcze osiem, ale już teraz zapowiadam ci Mendes, że jeśli ona nie pójdzie z tobą dalej, będzie bolało.

Wszyscy się śmieją, a szatyn wzrusza ramionami i patrzy na mnie z uśmiechem. Wiem, że nie ma nic do dodania, bo wszystko powiedział mi już wcześniej.

Moje serce bije z zawrotną prędkością. Udało mi się. Tak bardzo się bałam, a poszło mi lepiej, niż w wyobrażeniach. Może jest to też spowodowane tym, że w moich wyobrażeniach wywróciłam się przy wchodzeniu na scenę i zapomniałam tekstu z tego wszystkiego, ale nadal.

W końcu mój czas na scenie się kończy, a ja mogę wrócić w nieco spokojniejsze miejsce.

- Pozamiatałaś, mała!

Gavin wstaje z kanapy i rozkłada ramiona, a ja chichoczę pod nosem i przytulam się do niego.

- Miałem wrażenie, że on zaraz wskoczy na tę scenę i zrzuci z ciebie ten kombinezon - szepce do mojego ucha naprawdę cicho.

Odsuwam się od niego odrobinę i karcę wzrokiem. Policzki mnie pieką, a on wzrusza ramionami i śmieje się uroczo.

Lubię go. Naprawdę.

- Przestań - burczę.

- Taka prawda.

Puszcza mi oczko i wskazuje na wolne miejsce na sofie. Siadam, a on usadawia się obok mnie. Jako trzecią wywołują Amandę, która dygocze jak galaretka. Ja pewnie nie byłam lepsza.

Opieram się wygodnie i wreszcie oddycham spokojnie. Już po. Już nic nie zrobię, mogę tylko czekać.

Pozostałe występy dłużą mi się, bo chcę już wiedzieć co dalej. Możliwe, że to już koniec mojej przygody w programie, ale jakiś cichutki głos w mojej podświadomości podpowiada mi, że mi się uda.

Siedzę na tej durnej kanapie prawie pięć godzin, bo choć same piosenki trwają krócej, to te wszystkie techniczne sprawy, plus przerwy co trzeci występ zajmują dużo czasu. To wszystko zostanie zmontowane w o wiele krótszy odcinek i chyba wolałabym już siedzieć przed telewizorem i oglądać to w takiej długości, jakiej powinno być.

Ostatnia śpiewa Rachel. Ma niesamowity głos. Taki, który sprawia, że nie ma na twoim ciele miejsca, w którym nie pojawiłaby się gęsia skórka. Po jej występie następuje krótka przerwa, podczas której poprawiają nasz wygląd, a potem wszyscy jesteśmy proszeni na scenę. Widzę, że Shawn spogląda w swoje notatki i marszczy nos. Co chwila odgarnia loczka, który spada mu na czoło. Serducho bije mi tak, jakby chciało wystrzelić na drugi koniec Kanady.

- To już czas, Shawn - ten śmieszny prowadzący pospiesza go, a on podnosi wzrok i kiwa głową. - Już wiesz?

- Myślę, że tak. Okej, zacznę od tego, że wszyscy jesteście niesamowici. Praca z waszą dziesiątką była świetnym doświadczeniem i gdybym tylko mógł, nikt z was dziś nie żegnałby się z programem. Ale takie są zasady.

Wzdycha ciężko i przez chwilę się nie odzywa. Patrzy znowu na swoje notatki, jakby chciał się upewnić, że nic nie pomylił. Słyszę, że wszyscy oddychają ciężko. Ja wcale nie jestem lepsza. To cholernie stresujące.

- Może potrzebujesz jeszcze chwili?

- Nie. Dobra, nie ominie nas to. Pierwsza osoba.... Rachel. Byłaś niesamowita i nie chcę, żeby nasza wspólna droga w tym programie się kończyła.

Dziewczyna piszczy głośno, a osoba stojąca obok niej ją przytula. Uśmiecham się, widząc jej szczęście, ale stresuję się jeszcze bardziej.

Prowadzący prosi ją, żeby stanęła po jego drugim boku, a ona ociera łezki, które jej się pokulały i odchodzi od nas.

Szczęściara.

- Gavin. Widzimy się za dwa dni. Nie ma innej opcji.

Chłopak kręci głową z niedowierzaniem, a kiedy już z grubsza dociera do niego, co się stało, porywa mnie w ramiona i ściska mocno. Śmieję się pod nosem i obejmuję go ramionami.

- To było pewne.

- Czekam tam na ciebie.

Odchodzi, a ja zaciskam dłonie w piątki, po czym rozprostowuję palce. Pocą mi się niesamowicie, ale strasznie głupio wyglądałoby, gdybym wytarła je teraz o ten śliczny kombinezon. Koszmarnie głupio.

Kolejny jest Archie. Cieszy się jak dziecko i przytula nas wszystkich po kolei. Jest przeszczęśliwy, ale żadne z nas niezbyt podziela ten entuzjazm, bo liczba miejsc w drużynie się zmniejsza, a nas nadal jest za dużo, żeby każdy był zadowolony. Jeszcze tylko dwie osoby.

- Daliah.

Pada czwarte imię, a ja w myślach już żegnam się z tym miejscem. Jeszcze jedna osoba. A nas stoi tutaj sześciu. Sześć osób, w tym ja, a nie jestem wcale przekonana, czy na pewno zasłużyłam na to, żebym to ja przeszła dalej.

Shawn podciąga rękawy u koszuli i wstaje z fotela, na którym siedzi. Zmierza w kierunku sceny. Wchodzi na podwyższenie i widzę, że nie tylko ja jestem zaskoczona tym, co robi.

- Jeszcze jedno miejsce. To za mało dla was wszystkich i jestem cholernie zły, że muszę pożegnać pięć niesamowicie uzdolnionych osób - zaczyna. - Tylko jedna osoba będzie mogła dalej walczyć o wygraną, ale to tylko program. Możecie nadal się rozwijać, ba, musicie. Nie znaleźliście się tu bez przyczyny, jasne?

Wszyscy kiwamy głowami, a on uśmiecha się i wyciąga rękę... w moim kierunku.

- Avianne, dołącz do pozostałej czwórki.

Łzy stają mi w oczach, a w płucach zaczyna brakować tlenu. Dopiero po chwili ogarniam, że powinnam wziąć oddech. Shawn nadal trzyma wyciągniętą dłoń, a ja niepewnie unoszę swoją i ją ściskam, a on ciągnie mnie za nią i przyciąga do siebie, obejmując.

Śmieję się pod nosem i niepewnie przytulam.

- Dziękuję.

- To twoja zasługa.

Odsuwamy się od siebie, a Gavin, Rachel, Archie i Daliah podchodzą do nas. Ich także Shawn ściska, po czym odsuwamy się na bok, a on żegna się z osobami, którym się nie udało.

Idę dalej. Naprawdę przeszłam dalej. To tak bardzo nierealne.

- Jesteśmy zajebiści - stwierdza po cichu Gavin.

Śmiejemy się cicho, a on wzrusza ramionami.

- To jak? Gotowi na cztery dni imprezowania? - pyta Rachel, a my spoglądamy na nią pytająco. - Shawn wam nie wspominał? Coś w rodzaju domów jurorskich. Czterodniowe warsztaty w Los Angeles.

Marszczę brwi. Cztery dni? W LA? Z nimi? Z... nim?

***
3:07. Skończyłam. Dobranoc

Matko, pisałam go w nocy, ale chyba jestem zadowolona. A wy?

Lecę oglądać przyjaciół!

Buzi,

mrsgabrielleexx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top