6. Już wyszedł.

#jasfanfic

Avianne

Siedzę przy stole w kuchni i patrzę na małego, który koloruje jakiś rysunek. Mam dzisiaj próbę w studio i zaczynam się stresować, choć wiem, że największy stres czeka mnie dopiero jutro. Ale przygotowałam utwór naprawdę dobrze i muszę przyznać, że rady Shawna ułatwiły mi zadanie.

- Wychodzisz dzisiaj? - pyta matka, a ja kiwam głową. - O której wrócisz?

- Jak skończy się próba. Mam nadzieję, że dość szybko.

- Okej. A jak było w szkole?

- Okej. Muszę zaliczyć jeden egzamin i następny dopiero w ostatnim semestrze.

- Skup się na tym, a nie na tym śmiesznym programie, z którego odpadniesz szybciej, niż co się wydaje. Tam bez znajomości i pieniędzy nie zajdziesz za daleko. No, chyba, że wskoczysz tam komuś do łóżka.

- Nie zamierzam. Znam swoją wartość, mamusiu - ironizuję.

Wstaję z krzesła i wkładam telefon do kieszeni.

- Tylko żebyś nie wróciła z brzuchem.

- Martw się raczej o siebie. Jutro są nagrania, więc nic sobie nie planuj, bo nie ma opcji, że zostanę z małym.

- Okej.

Kiwam głową, zadowolona z obrotu sprawy i podchodzę do wieszaka, z którego zgarniam kurtkę, szalik i czapkę. Ubieram się i wychodzę z domu bez słowa.

Nienawidzę swojej matki. Czy to normalne?

Idę powoli przed siebie, bo autobus mam dopiero za jakieś piętnaście minut, ale chyba wolę mróz, niż spędzanie czasu w jej towarzystwie.

Kiedyś dogadywałyśmy się lepiej. Do czasu, aż zaszła w ciążę z Eddym. Wtedy, gdy zaczęła dostawać więcej pieniędzy, chyba zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo nieopłacalna jestem. Na początku było mi przykro i sporo płakałam przez to. Ale teraz wiem, że ona nie jest warta moich łez. Jest po prostu najgorszym typem materialistów, jaki istnieje.

W studiu jestem trochę ponad pół godziny później. Ochroniarz znów pyta o moje nazwisko, a ja odpowiadam i oddycham z ulgą, gdy znajduje je na liście. Jakaś taka durna obawa. W pomieszczeniu, do którego mnie kieruje, czeka już kilka osób z mojej drużyny. Kojarzę ich twarze, ale nieszczególnie wiem, jak się nazywają.

- Cześć - odzywam się, a część z nich odpowiada mi bez większego przekonania.

Zanim wszyscy pojawiamy się w wyznaczonym miejscu, mija jeszcze dziesięć minut. Cała dziesiątka czeka na Shawna, który wchodzi do środka z ogromnym uśmiechem na ustach i przebiega wzrokiem po nas wszystkich.

- Widzę, że jesteśmy w komplecie. Okej! Nie mam wyznaczonej żadnej kolejności, więc... są jacyś chętni?

Jeden z chłopaków, których jest tutaj trzech, podnosi rękę do góry, a Mendes kiwa głową.

- Okej. Jak masz na imię, przypomnisz? - pyta, a ja unoszę brwi.

Mówił, że zna i pamięta imiona nas wszystkich.

- Gavin. Znowu zapomniałeś - blondyn śmieje się cicho, a Shawn patrzy na niego przepraszająco.

- Przepraszam, mam fatalną pamięć do imion, naprawdę.

Mam ochotę się odezwać, ale wiem, że to byłoby nieodpowiednie. Może po prostu moje zapadło mu w pamięć. W końcu jest dość nietypowe.

- Okej, więc my idziemy z Gavinem śpiewać, a wy ustalcie kolejność i poznajcie się trochę lepiej.

Blondyn wstaje z kanapy i razem z Shawnem opuszczają pomieszczenie. Wszyscy patrzymy na siebie i nikt nie jest w stanie się odezwać.

- Ja... zacznę - odzywa się dziewczyna, którą kojarzę. Daliah. - Chciałam przeprosić ciebie - wskazuje na mnie głową. - i resztę, bo na imprezie konkretnie przegięłam z alkoholem.

- Zauważyłam - mruczę. - Ale moje ubrania skończyły bez przyozdobienia zawartością twojego żołądka, więc jest okej.

Niektórzy śmieją się cicho, a po minie Daliah widzę, że trochę jej ulżyło. Mi zapewne też by ulżyło, gdybym gadała bzdury na imprezie.

- A teraz tak szczerze. Chcieliście tu trafić? Czy może marzyliście o innej drużynie?

- Shawn jest moim idolem, więc chciałam - odzywa się dziewczyna, której chyba jeszcze nie słyszałam.

Jest niska i pulchna, ale ma ładną twarz.

- A ja nie przyszłam tu dla mentora, tylko dla siebie. - Bardzo ładna dziewczyna o hiszpańskiej urodzie wzrusza ramionami. - Ale Shawn jest naprawdę w porządku i po próbie z nim jestem bardzo zadowolona.

- Shawn jest przekochanym człowiekiem. Uwielbiam go. Bardzo mi pomógł z piosenką, bo jak powiedział mi tytuł, to myślałem, że sobie jaja robi.

Mendes to zdecydowanie typ człowieka, który łatwo przekonuje do siebie ludzi. Sama nie wiem już, co o nim sądzę. Czy naprawdę taki jest, czy tylko udaje. Jeśli to drugie, to idzie mu to naprawdę dobrze.

- Jest uroczy. Bardzo się angażuje i mam nadzieję, że uda mi się przejść przez ten etap.

- Wszyscy byśmy chcieli. Ale chyba wszyscy słyszeliśmy, co nam powiedział wczoraj na próbach.

Rozglądam się i widzę, że wszyscy kiwają głowami. Nie rozumiem. Wszystkim powiedział, że przejdą dalej? To przecież matematycznie niemożliwe.

- Ma rację. Tylko od nas i tego występu zależy, czy przejdziemy dalej. Zostanie tylko piątka i tego nie przeskoczymy.

Spuszczam wzrok. Mi powiedział coś całkiem innego. Dlaczego? I czy tylko mi? Może powiedział tak pięciu osobom, tylko tak samo jak ja, siedzą cicho?

A może... Josh miał rację? Wpadłam mu w oko? I dlatego powiedział mi coś takiego? Nie chcę przechodzić dalej z jakichkolwiek innych względów, niż mój głos. Ugh.

Gavin wraca kilka minut później i siada na miejscu osoby, która dotychczas siedziała obok mnie, a teraz poszła na próbę z Shawnem.

Zanim Mendes opuści pomieszczenie, lustruję go wzrokiem. Ma na sobie czarne spodnie i biały t-shirt. Ma bardzo szerokie barki. Szersze, niż ma Josh. Uwielbiam szerokie barki u mężczyzn. Zawsze zachwycałam się ramionami Josha, kiedy stał plecami do mnie, ale teraz sądzę, że zajmuje drugie miejsce.

Stop, Avianne. Nie powinnaś myśleć o jego pieprzonych plecach, skoro jest takim zadufanym lalusiem.

- Już wyszedł. - Wzdrygam się, słysząc cichy głos Gavina. Potrząsam głową i patrzę na niego pytająco. - No Shawn. A ty wywiercasz dziurę wzrokiem w tych drzwiach.

- Nie. Zamyśliłam się, przepraszam.

- No wiem, że się zamyśliłaś. Komuś tu się spodobał nasz trener, co?

- Nie. Nie lubię go.

- Tak, jasne, a ja jestem hetero.

- A nie jesteś? - pytam, unosząc brwi.

- Nie. Też bym go schrupał, nie jesteś sama.

- Ale ja nie...

- Nie tłumacz się. Ja rozumiem. Naprawdę.

***

Moja kolej przychodzi prawie godzinę później. Jestem siódma, ale niezbyt spieszy mi się do domu. Mama jak zwykle będzie miała swoje humorki, a ja mam jej już po dziurki w nosie.

Wyprowadzę się od niej, naprawdę. Ale nie mam odłożonych za dużo pieniędzy, a chcę pomóc Izzy w utrzymaniu mieszkania.

Studio przypomina bardziej to, które jest w The Voice, niż to z X Factor. Scena to duży podświetlany kwadrat na środku. Z tym, że jurorzy nie mają takich foteli.

- Okej, jak ci się pracowało w domu?

- Dobrze. Wydaje mi się, że piosenka jest dobrze przygotowana.

- Zapewne tak.

Uśmiecha się do mnie, a ja spuszczam wzrok. Ma świdrujące spojrzenie.

- Mogę cię o coś... spytać? - zaczynam, a gdy te słowa wypływają z moich ust, zdaję sobie sprawę z tego, jak głupie to było.

- Jasne. Pytaj.

- Dlaczego... nie powiedziałeś mi tego, co reszcie?

- W sensie? - Uśmiech błąka się na jego ustach

- W sensie, że powiedziałeś mi, że chcesz, żebym była dalej w twojej drużynie, że mam się nie martwić jutrem, a im...

- Wiem, co powiedziałem. Może kiedyś ci powiem dlaczego. Na razie skupmy się na tym, żebyś jutro dobrze wypadła. Gotowa?

Otwieram usta, by mu odpowiedzieć, ale zdaję sobie sprawę z tego, że nie wiem, co mu powiedzieć. Zamykam buzię i kiwam głową, a on uśmiecha się szeroko i podaje mi mikrofon.

Staję na scenie i czekam, aż z głośników rozlegnie się melodia. Staram się nie myśleć na temat tego, co mi powiedział, ale to trudne.

- I've gotta keep the calm before the storm - mój głos wypełnia całe pomieszczenie, a ja znowu czuję się jak na przesłuchaniu.

To studio działa na mnie w jakiś dziwny sposób. Wyłączam myślenie na te kilka minut, pozwalając, by na chwilę to problem, o którym śpiewam, stał się moim jedynym problemem.

Kiedy kończę, do rzeczywistości przywraca mnie głośne klaskanie. Patrzę na mężczyznę i uśmiecham się słabo.

- Jesteś niesamowita, Avianne. Naprawdę.

- Boję się, że stres mnie zje.

- Nie masz się czym stresować. Masz cudowny głos, piosenka ci leży. Będzie świetnie. Wierzę w ciebie.

- Dziękuję.

- Liczę, że w końcu mnie polubisz. Jeśli będziesz chciała porozmawiać... nie powinienem tego robić, ale....

Wyciąga z kieszeni kartkę i wciska mi ją w dłoń. Marszczę brwi i rozkładam kawałek papieru. Dziesięć cyfr. Numer telefonu. Jego?

- To...

- Mój numer. Nie wiem, czy dobrze robię, bo możesz go gdzieś udostępnić, ale trudno. Zobaczymy.

Josh miał rację?

***

Hejhejhej

Już 6 rozdział! Prawie 10!

To wszystko nie toczy się za szybko? Czy tylko mi się wydaje? Podoba wam się?

Czekam na wasze opinie!!!

Buzi,

mrsgabriellee xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top