5. Uwierz mi, mała.
#jasfanfic
Avianne
Wchodzę do dużego budynku telewizji. Jestem zdenerwowana i to poważnie, bo czeka mnie teraz przynajmniej pół godziny w towarzystwie tego idioty. W dodatku, jestem ostatnia, więc nie będzie pospieszał nas fakt, że ktoś czeka na swoją próbę.
- Nazwisko? - pyta mężczyzna z ochrony, który stoi przy wejściu.
- Hudson.
Facet patrzy w swoją listę, a gdy znajduje moje nazwisko, przepuszcza mnie przez bramki i informuje, że powinnam udać się na drugie piętro, do pokoju numer dwadzieścia osiem.
Nie mam bladego pojęcia, jaką piosenkę będę musiała zaśpiewać. O tym decydują producenci.
Wchodzę po schodach na odpowiednią kondygnację i delikatnie pukam do drzwi. Ze środka rozlega się głośne proszę. Naciskam na klamkę, a drzwi uchylają się. Wchodzę do środka i uśmiecham słabo, gdy widzę szatyna, który siedzi na beżowym fotelu. Podnosi wzrok i odwzajemnia mój gest.
- Cześć. Gotowa? - pyta, a ja kiwam głową i rozpinam kurtkę, którą zawieszam na wieszak. - Liczę, że jesteś nastawiona pokojowo.
- Powiedzmy.
- Usiądź. - Wskazuje na drugi fotel. Wzdycham cicho i zajmuję miejsce naprzeciw niego. - Okej. Więc zaśpiewasz piosenkę Avril Lavigne Head above water. Kojarzysz?
Kiwam głową. Może nie znam jej jakoś dobrze, ale słyszałam kilka razy i jest chyba dość przyjemna. Shawn puszcza mi ją i słuchamy razem w ciszy. Wydaje mi się dzisiaj jakoś mało rozmowny. Choć nie sądzę, że to źle, bo chyba wolę, gdy się nie odzywa. Jest mniej irytujący.
- Okej. Dasz radę. Twój tekst. Zaczniesz śpiewać, a jeśli coś będzie źle, powtórzymy to - mruczy, a ja unoszę brwi.
Ah tak. Kac morderca nie ma serca.
- Kac męczy?
Patrzy na mnie zaskoczony, ale kiwa głową.
- Aż tak widać?
- Bardzo.
- Po tej imprezie wpadł do mnie przyjaciel i trochę przeholowaliśmy. Przepraszam, reszta chyba nie zauważyła.
- Albo nie mówili głośno. Jeśli nie masz siły, przygotuję to sa...
- Nie. Od tego jestem, żeby ci pomóc. Źle bym się czuł, gdyby ci nie poszło.
- Mógłbyś się mnie pozbyć.
- A kto powiedział, że chcę to zrobić? Avianne, to że ty mnie nie lubisz, nie znaczy, że ja cię nie lubię.
Spuszczam wzrok na kartkę, którą trzymam w ręku. Jestem chyba trochę niesprawiedliwa. Ale nic nie poradzę na to, że on mnie wkurza. No bo co mam zrobić z chęcią wywrócenia oczami za każdym razem, gdy on zacznie oddychać?
- Miejmy to za sobą.
- Jesteś zdolna. Ogarniesz. Pamiętaj, że ona mocno skupia się na emocjach, postaraj się w to wczuć. Aczkolwiek myślę, że to nie sprawi ci problemu. Gotowa?
Kiwam głową i wstaję z fotela, a on puszcza podkład. Wpatruję się w tekst i biorę oddech. Idzie mi chyba nie najgorzej, bo śpiewam kolejne wersy, a on jedynie wstał i krąży po pomieszczeniu.
Dopiero, gdy docieram do połowy piosenki, przerywa mi i wyłącza muzykę.
- Ucieka ci dźwięk. Musisz go dobrze podeprzeć, to najważniejszy moment tej piosenki. Jeszcze raz, dobrze?
Potakuję, a on cofa odrobinę i podchodzi do mnie. Wzdrygam się, gdy czuję jego oddech na mojej szyi i... dłoń na brzuchu.
- Skup się na przeponie - szepce, a jego oddech owiewa moją skórę.
Stoję nieruchomo, żeby nie pokazać mu, że to robi na mnie wrażenie. A robi. Czuję się dziwnie, ale jego ciepły oddech jest przyjemny.
- And I can't see in the stormy weather...
Kiedy kończę ten, dość trudny, wers, robi pół kroku w tył, a moja szyja czuje okropny chłód. Kontynuuję, choć czuję, że moje dłonie drżą, a panowanie nad głosem jest trudniejsze.
Oddycham z ulgą, kiedy muzyka cichnie, a ja mogę wziąć głęboki oddech. Shawn trzyma ręce w kieszeni i kołysze się nieznacznie.
- Nie wypuszczę cię w sobotę. Nie ma takiej opcji. Już teraz cię o tym informuję. Popracujemy jeszcze trochę nad intonacją i trzymaniem dźwięku w niektórych momentach i będzie cudownie. Śpiewałaś to kiedyś?
Czuję miłe ciepełko w sercu, gdy to mówi. Wiem, że zapewne nie tylko mi i jego słowa nie są żadnym pewnikiem, ale mimo wszystko. Mimo że wciąż nie lubię jego osoby, wiem, że jest dobrym muzykiem. I jego słowa na pewno mają jakąś wartość.
- Dziękuję.
Uśmiecha się do mnie, zupełnie, jakby nie spodziewał się podziękowania z mojej strony.
- W niektórych momentach zapomniałaś o
tym, o czym śpiewasz. Wiem, że pewnie skupiałaś się na technice i dziś nie wypracujemy tego do całkowitej perfekcji, ale w domu postaraj się przeanalizować tekst.
- Dobrze.
- Musisz pomyśleć, które fragmenty wywierają na tobie największe wrażenie i włożyć w nie nieco więcej emocji. Ale nie za dużo, bo to nie cyrk. Ogarniasz, prawda?
- Jasne.
- Okej, to jeszcze raz. Teraz dokładniej to przeanalizujemy.
***
Wychodzę ze studia ponad pół godziny później. Próba nie miała tyle trwać. Ale on jest naprawdę bardzo pomocny i zaangażowany. Może nie będzie takim złym mentorem.
Zakładam czapkę na głowę. Jest styczeń. I Toronto. Cóż. Zimno, bardzo zimno.
- Podwieźć cię?
Niemalże dostaję zawału, gdy nie wiadomo skąd, Shawn staje obok mnie. Kręcę głową.
- Nie, dziękuję. Mam coś jeszcze do załatwienia.
- Na pewno? Nie gryzę, Avianne, naprawdę, uwierz.
- A ja ci nie ufam, naprawdę, uwierz.
- Ou, okej. W takim razie do piątku.
Nadal ma przyklejony uśmiech do twarzy, ale już nie szczery. Macha słabo ręką na pożegnanie i odchodzi ode mnie, zmierzając w kierunku czarnego samochodu.
Niepotrzebnie to mówiłam. Zależy mi na tym, żeby zajść jak najdalej. A jego sympatia, chcąc, nie chcąc, jest mi do tego potrzebna. Wystarczy jedno jego słowo w sobotę i moje uczestnictwo zostanie jedynie wspomnieniem.
Cholera, Avi, zjebałaś.
Dam radę. Zaśpiewam dobrze i nie dam mu wyboru. I już.
Wzdycham cicho i ruszam przed siebie. Czeka mnie jeszcze sześć godzin w pracy. Nie ma lekko.
Wchodzę do lokalu, gdzie od wejścia atakuje mnie zapach kawy. Uśmiecham się do Josha, który stoi przy kasie. Na samym początku byłam w nim beznadziejne zadurzona. Ale on nie był zainteresowany i w końcu sobie odpuściłam.
Jest ideałem chłopaka. Miły, pracowity, zabawny i... te oczy. Można utonąć. Naprawdę.
No ale trudno. Nie wszystko, czego chcemy, może być nasze.
Wchodzę do szatni i zmieniam strój na uniform. Wiążę fartuch i staję obok ekspresu. Spóźniłam się kilka minut, więc ktoś z poprzedniej zmiany poszedł już do domu.
Wzdrygam się, gdy w trakcie robienia kawy, słyszę znajomy głos:
- Dużą, czarną.
Odwracam się i spotykam się wzrokiem z Shawnem. Jest zdziwiony tym, że mnie widzi. Zresztą, z wzajemnością. Co on tu robi, do diabła?
- Avianne, nie spodziewałem się tutaj ciebie.
- Ja ciebie tym bardziej - mruczę, a on śmieje się cicho.
Ratuje mnie ekspres, który kończy nalewać napój. Zatykam kubek i krzyczę imię klienta. Kiedy robię kawę dla Mendesa, mam ochotę tam czegoś dosypać, żeby już tu nie przyszedł, ale wiem, że to bardzo kiepskie rozwiązanie.
Oddycham z ulgą, kiedy wychodzi. Naprawdę.
- Ktoś tu wpadł komuś w oko - rzuca rozbawiony Josh, a ja marszczę brwi.
- Co? O czym mówisz?
- Podobasz mu się. To był Shawn Mendes, prawda? - kiwam słabo głową, analizując słowa, które właśnie usłyszałam. - No to podobasz mu się.
- Nie żartuj.
- Wiem, co mówię. Uwierz mi, mała.
***
Hej hej hej
Jak tam powrót do szkoły? Ja jakoś przeżyłam ale ledwo hahaha
Liczę, ze rozdział się wam podoba!!
Buzi,
mrsgabriellee xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top