4. Podobasz mi się.
#jasfanfic
Avianne
Czy choć raz w życiu los coś pójdzie po mojej myśli? Jeden, pieprzony raz?
Siedzę w pokoju razem z pozostałymi dziewięcioma osobami z drużyny i czekamy na naszego... trenera. Niedobrze mi, jak pomyślę o tym, że ze wszystkich możliwości, trafiłam akurat do niego. Do osoby, do której nie chciałam trafić.
Kurwa mać.
- Poszedł sobie strzelić setkę, żeby z nami wytrzymać - rzuca jakiś niski, piegowaty chłopak.
Wszyscy śmiejemy się cicho. Mam wrażenie, że wszyscy boją się odezwać. W tym ja. Teraz już na poważnie zaczyna się moja przygoda z programem. Z tym debilem.
Do dużego pomieszczenia wchodzi Shawn, a za nim kilku gości z kamerą i mikrofonami.
Jasne, jakżeby inaczej. W końcu to telewizja.
Na razie w ogóle nie czuję, że to niedługo ujrzy cały świat. Że wszyscy będą mogli to obejrzeć. Nie dociera to do mnie.
- Cześć, moja dziesiątko. - Uśmiecha się miło i siada na wolnym fotelu. - Miło mi was poznać. Też jestem zestresowany, bo nigdy nie brałem w czymś takim udziału z takiej pozycji. Boże.
- Luz, jak coś zepsujesz, to się to wytnie - rzuca ten sam chłopak, a nasz trener śmieje się głośno.
- Archi, prawda? - pyta Mendes, z nadal przyklejonym do twarzy uśmiechem.
- W rzeczy samej.
- Okej. W miarę pamiętam wasze imiona. Tak sądzę. Poznam je trochę lepiej już jutro. Czekają nas pierwsze zajęcia wokalne. Już w sobotę pierwsze eliminacje.
Wzdrygam się. W sobotę? Jest wtorek. To, licząc od jutra, cztery dni! Cztery! Jak mam przygotować piosenkę w cztery dni?
- Ile osób odpadnie? - pytam cicho, a on patrzy na mnie i uśmiecha się tak jak na przesłuchaniu.
- Połowa. Połowa każdej drużyny.
- Połowa? Dlaczego aż tyle? - pyta ktoś inny.
- Nie wiem. Nie wiemy, co będzie dalej. Powiedziano nam na razie tyle, że po
następnym tygodniu będziemy musieli wybrać pięciu z was, z którymi będziemy chcieli iść dalej.
- Czyli widzimy się pierwszy i ostatni raz w takim składzie, tak?
- Mam nadzieję, że nie. Jeszcze dziś czeka nas impreza integracyjna razem z innymi drużynami.
Unoszę brwi. Wiem, że powinnam udawać zadowoloną, bo to telewizja i w najbliższym czasie raczej będzie się liczyła sympatia widzów do mnie, ale jedyne, na co mam ochotę, to skoczenie z dachu.
- Obowiązkowa? - pytam cicho.
- Oczywiście. Tylko nie śpiewajcie za głośno, bo jutro nie będę was oszczędzał. Jakieś pytania?
***
Muzyka dudni głośno, a ja mam ochotę się zabić. Naprawdę. Siedzę na kanapie i popijam sok.
Lubię chodzić na imprezy. Naprawdę. Ale w dobrym towarzystwie. A dookoła pełno osób, których nie znam i połowy z nich zapewne już nie poznam.
Wzdrygam się, gdy czuję, jak miękki materiał ugina się pod ciężarem drugiej osoby. Patrzę w bok i wzdycham cicho.
- Czemu się nie bawisz, Avianne? - pyta szatyn, a ja wzruszam ramionami.
- Pamiętasz moje imię?
- Jasne. Pamiętam imiona całej waszej dziesiątki. To ty śpiewałaś Human na przesłuchaniu. Cieszę się, że jesteś w mojej drużynie.
Mimowolnie uśmiecham się słabo. Takie słowa się miłe nawet z ust takiego bałwana, jak on. Musiałam dość dobrze wypaść, skoro zapamiętał mój występ.
Odkładam szklankę na stolik kawowy.
- Ta, ja też.
- Nie kłam. Nie cieszysz się. Zauważyłem już, że niezbyt mnie lubisz, ale popracujemy nad tym.
Spoglądam na niego. To serio widać? Przełykam ślinę.
- Czyli nie mam nawet po co ćwiczyć na sobotę - mamroczę, a on wybucha śmiechem. - No co? Wiesz, że cię nie lubię, po co miałbyś mnie trzymać w swojej drużynie?
- Bo masz niesamowity głos. To wystarczający powód? Spokojnie, Avianne, popracujemy nad twoim brakiem sympatii do mnie. Czeka nas długa droga w tym programie, uwierz.
Kiwam głową, bo co mam mu niby powiedzieć? Że i tak go nie polubię, bo zachowuje się jak debil? No chyba nie. Wystarczy jedno jego słowo w sobotę i skończę z programem tak szybko, jak zaczęłam.
- Okej. Zobaczymy. Gorzej, jak pozbędziesz się mnie przy pierwszej lepszej okazji.
- Już nie marudź. Napijesz się ze mną? No jasne, że się napijesz! Nie możesz mi odmówić.
On jest tak bardzo prostolinijny w tym co robi, jakby wcale nie grał idealnej gwiazduni. Może faktycznie taki jest? Nie, niemożliwe. Nie można być wiecznie uśmiechniętym i nieskazitelnym. To niemożliwe.
- Nie chcę pić. Mam jutro rano wykłady.
- O, studentka? - Kiwam głową, a on uśmiecha się jeszcze szerzej. Zaraz mu strzelą te naciągnięte kąciki ust. - I nie pijesz? A to dziwne.
- Nie jestem taką studentką. Po prostu chcę się czegoś nauczyć.
- Boże, dziewczyno, co ty robisz w telewizji?
Wywracam oczami, gdy słyszę jego uwagę.
- Dobra. Wypiję. Jednego drinka i nie więcej, okej?
- Okej. - Podnosi się z kanapy i wyciąga rękę w moim kierunku. - Chodź.
Kręcę głową, ale chwytam jego dłoń, a on ciągnie mnie do góry. Wstaję i idę za nim w kierunku baru. Ma chłodną dłoń. I jest cholernie duża! To niedorzeczne, żeby czyjaś dłoń była tak ogromna.
- Co dla ciebie? - pyta, a ja wzruszam ramionami. - Avianne, współpracuj.
- Wódka z colą?
- Okej. Dwa razy - zwraca się do barmana, a on kiwa głową i chwyta za butelkę. - No więc... jak długo śpiewasz?
- Od dziecka.
- Okej. Chodziłaś gdzieś na jakieś warsztaty, cokolwiek?
- Nie. Korzystałam z internetu.
Mężczyzna podaje nam nasze szklanki, a ja upijam łyka, żeby nie musieć kontynuować tematu.
- O, Shawn! Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że jestem w twojej drużynie! - Mocno podpita dziewczyna podchodzi do nas i niemalże opiera się na nim, bo nie może złapać równowagi. - Jestem Daliah!
- Wiem. Ile wypiłaś? - uśmiecha się do niej grzecznie i odkłada swojego drinka na blat, po czym obejmuje ją delikatnie, żeby się nie wywróciła. - Chyba już wystarczy na dziś.
- Jesteś seksowny. Bardzo. Podobasz mi się.
Shawn patrzy na mnie zakłopotany, a ja śmieję się pod nosem i pociągam kolejnego łyka. Trochę mocne.
- Daliah, może zamówię ci taksówkę, co? Mamy jutro próbę. Musisz wydobrzeć.
- Ja dam radę, wyluzuj. Mnie się kac nie trzyma. Odśpiewam ci Madonnę, czy co tam będziesz chciał.
Nie słyszałam, jak ona śpiewa, więc ciężko mi ocenić, ile prawdziwości jest w jej słowach. Choć myślę, że sporo, skoro tu stoi.
- Wiem, masz niesamowity głos, ale jeśli nie odpoczniesz, niezbyt ci pójdzie jutro śpiewanie. Zaufaj mi. To jak? Taksówka brzmi dobrze?
- Ta, może być? A pojedziesz ze mną? Mam wygodne łóżko.
Szatyn śmieje się cicho, wyraźnie zakłopotany. Cóż, niezbyt przyjemna sytuacja. Daliah zdecydowanie przesadziła z alkoholem.
- Odprowadzę cię do taksówki. Poczekaj, załatwię to. Zostań z Avianne
- Avianne? - pyta, skupiając swój wzrok na mnie.
Shawn opiera ją o bar, po czym oddala się, zostawiając mnie samą z upitą koleżanką z drużyny.
- Ale nam się trafił cudowny trener. Nie mogłyśmy trafić lepiej! - bełkocze.
- Tak sądzisz?
- Totalnie! Ciasteczko do schrupania. Ale nie kradnij mi go, jasne? - Mierzy we mnie oskarżycielsko palcem.
- Gdzieżbym śmiała.
***
Hej!!
Już czwarty, omg! A dopiero dziś miała być premiera!
Dziękuję za tak dużo wyświetleń, gwiazdek i komentarzy! Jesteście NIESAMOWICI!!!
W nadchodzącym roku życzę wam, żeby po prostu był lepszy, niż ten. Taki, jaki chcecie, aby był!
Buzi,
mrsgabrielleexx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top