24. Jesteś moją prawie-dziewczyną.

Proszę każdego o przeczytanie tej notki, jest dla mnie szczególnie ważna 🙏🏻

8 historii.
12 części.
412 rozdziałów
3 rozdziały specjalne.
3 228 000 wyświetleń.
310 100 gwiazdek.
156 580 komentarzy.
8 740 obserwujących.
2 lata.

Dzisiaj mijają dwa lata, odkąd czternastoletnia ja postanowiła opublikować tu swoje pierwsze wypociny. Pamiętam to doskonale - to było równe 50 słów prologu. Gabrysiu z 2017 roku - dziękuję Ci. Dzięki temu, że wtedy nie zrezygnowałaś po raz kolejny i w końcu zaryzykowałaś, teraz jestem dumna z nas. Dumna z siebie.

Te dwa lata minęły strasznie szybko. Były wzloty, były upadki. Nadal wiele pracy przede mną, ale kiedy czytam moje pierwsze opowiadanie, wiem, że mogę powiedzieć, że zrobiłam progres. Nie myślałam, że chociażby proste zapisywanie dialogów jest na dobrą sprawę tak skomplikowane. Ciekawe, co jeszcze przede mną.

Jednakże, dziękuję przede wszystkim WAM. Wam wszystkim i każdemu z osobna. Za to, że obdarzyliście mnie pewnego rodzaju kredytem zaufania. Że postanowiliście kliknąć w jedno z moich fanfictions i poświęcić swój cenny czas na przeczytanie go. Nie macie pojęcia, jak wiele to dla mnie znaczy. Naprawdę. Jest Was tak wiele i ciągle Was przybywa. Dziękuję z całego serca.

Dziękuję osobom, które znają mnie także od tej prywatnej strony i zawsze, gdy potrzebuję pomocy, niezależnie od pory dnia i nocy, są w stanie mi doradzić. A wiecie, że często nie jest łatwo. Dziękuję, jesteście najlepsze!

Rok temu zadałam wam jedno pytanie. W tym roku zadam dwa i czekam na wasze odpowiedzi, kocham je czytać:

1) Od którego fanfiction zaczęliście swoją przygodę z moimi wypocinami?

2) Które z moich ffs jest waszym ulubionym?

Czekam na wasze odpowiedzi, wasze opinie i dziękuję raz jeszcze!

A teraz, zapraszam na 24. rozdział!

Buzi,

mrsgabrielleexx

Avianne

Kończymy ciasto i po długiej kłótni o to, czy na pizzy powinien znaleźć się ananas, w końcu udaje nam się dobrać odpowiednie składniki. Rzecz jasna, bez ananasa. Trochę stracił w moich oczach tym, że chciał to coś położyć na pizzy. Przebrałam się, z bólem serca, z powrotem w moją sukienkę. Jego koszulka tak intensywnie pachniała nim, że najchętniej nie zdejmowałabym jej wcale.

Wracam do niego, siedzi na kanapie w salonie i przegląda coś w telefonie. Gdy słyszy moje kroki, podnosi wzrok i patrzy na mnie z uśmiechem.

- Już jestem - mówię i siadam na sofie, tuż obok niego.

Tym razem nie odsuwam się jak najdalej. Już nie chcę.

- Wyglądasz przepięknie.

- Już mi to dzisiaj mówiłeś.

- I co z tego? - Wzrusza ramionami i odkłada telefon na stolik kawowy. - Opowiedz mi coś o sobie.

- Po co?

Siadam po turecku, uważając na to, żeby sukienka układała się tak, jak ma się układać. On robi to samo i siedzimy, skierowani twarzami do siebie.

- Bo chcę cię lepiej poznać. Czy to nie oczywiste?

Wzdycham cicho i kiwam głową. Nie wiem, od czego zacząć i co chcę mu w ogóle zdradzić. Boję się powiedzieć mu o sobie zbyt dużo, bo to może go zniechęcić. Dziewczyna, która jest owocem szybkiego numerku na imprezie. To nie brzmi zbyt dobrze. A mi chyba zaczyna zależeć i nie chcę go spłoszyć.

- To chyba nie jest dobry pomysł.

- Dlaczego? Cokolwiek powiesz, to nie zmieni mojego nastawienia do ciebie.

- Jesteś tego pewien? - Unoszę brew, a on bez zastanowienia potakuje. Biorę głęboki oddech. Nie wiem, czy to dobry pomysł. - Wspominałam ci o nieciekawych relacjach z moją matką, prawda?

Kiwa głową.

- Wspominałaś.

- No właśnie. Jestem jej najmniej ulubionym dzieckiem, bo nie przynoszę dochodów. Jakkolwiek to brzmi, tak jest - śmieję się słabo. Widzę po jego wyrazie twarzy, że niezbyt rozumie, o co mi chodzi. - Izzy, ja i Eddy mamy innych ojców. Oni swoich znają, ja mojego nie.

- Oh. Avianne, jeśli nie chcesz... nie musisz mówić o tak poważnych rzeczach. Możesz opowiedzieć o czymkolwiek.

- Jeśli mam cię spłoszyć, to lepiej na pierwszej randce, niż, gdy się już zaangażujemy, co nie? - Próbuję zażartować, ale chyba nie wychodzi mi to zbyt dobrze.

- Nie mów tak.

- Nie powiedziałam nic złego. Wracając... ojciec Eddy'ego jest cholernie bogaty, Izzy też zawsze się dokładał do jej wychowania. A ja byłam dla niej bezwartościowa. I dlatego mnie nie kocha. Zawsze byłam na ostatnim miejscu. Nie wiem czy kiedykolwiek przyszła na moje przedstawienie w szkole, nigdy nie usłyszałam od niej słowa pochwały, a odkąd biorę udział w programie, ciągle słyszę, że takie rzeczy załatwia się przez łóżko.

Głos mi się łamie, ale jest mi chyba trochę lżej na sercu. Powiedziałam to, co najważniejsze. Być może to był błąd, być może nie, zobaczymy.

- Matko, Avi... mogę cię przytulić? - pyta, a ja kiwam głową.

To, jak siedzimy odrobinę utrudnia nam sprawę. Siadamy normalnie, a on oplata mnie ramionami i przyciąga do siebie. Kładzie swoją brodę na czubku mojej głowy, a ja uśmiecham się i wtulam twarz w jego koszulę.

- Jesteś niesamowitą osobą i to niesprawiedliwe, że musiałaś żyć w takiej rodzinie. Nie zasługujesz na to.

- Nikt na to nie zasługuje.

- Tak, masz rację. Chcę być blisko ciebie i mieć pewność, że zawsze będziesz miała kogoś, kto będzie się o ciebie troszczył. Ja chcę się o ciebie troszczyć.

Odrywam twarz od materiału i podnoszę wzrok, by na niego spojrzeć. On też na mnie patrzy i uśmiecha się słabo. Zabiera jedną rękę z moich pleców i przenosi ją na mój policzek. Gładzi go delikatnie.

- Jesteś z tych, które całują się na pierwszej randce?

- Raczej nie. Ale mogę zrobić wyjątek.

Uśmiecha się. Nachyla się odrobinę, czekając, aż potwierdzę, że naprawdę może to zrobić. Kiwam głową, a on zbliża się jeszcze bardziej. Przymykam oczy, by kilka sekund później poczuć delikatny dotyk jego ust na moich. Uśmiecham się pod nosem, a on, czując to, obejmuje moje policzki obiema dłońmi i napiera na moje wargi nieco mocniej. Czuję się chłód na plecach, ale nie narzekam, bo moja twarz płonie.

To nawet lepsze, niż za pierwszym razem. I utwierdza mnie to jeszcze bardziej w przekonaniu, że jesteśmy w stanie przetrwać te dwa miesiące po to, by potem być ze sobą szczęśliwi na dłużej. Jeśli się postaramy. Może w końcu mam szansę na normalny, zdrowy związek.

Odsuwamy się od siebie po chwili, ale on nadal trzyma swoje ręce na mojej twarzy. Uśmiecha się do mnie szeroko i opiera swoje czoło o moje.

- Nie masz pojęcia, jak na mnie działasz, Avianne - szepce. - Cieszę się, że już mnie nie odtrącasz. Naprawdę się cieszę.

- Ja chyba też.

- Nie pożałujesz tego.

- Mam nadzieję.

Jego kciuk nadal gładzi mój policzek, a ja szczerzę się jak idiotka.

- Dasz mi szansę? Tak na poważnie?

- To chyba trochę za szybko, nie sądzisz?

- Może odrobinę. Ale jakie to ma znaczenie? Czy znamy się rok czy miesiąc? To nie oświadczyny. Chcę po prostu, żebyśmy oboje wiedzieli na czym stoimy i mogli być pewni tego, że zmierzamy w dobrym kierunku.

Wzdycham cicho. To nadal szybkie tempo. Dla mnie chyba zbyt szybkie.

- A możemy się umówić, że jesteśmy czymś więcej, niż znajomymi, ale jeszcze nie parą? To za szybko, przepraszam.

Widzę po jego minie, że jest zawiedziony, ale nadal niezniechęcony.

- Okej. Więc jesteś moją prawie-dziewczyną, a ja twoim prawie-chłopakiem, tak?

- Coś w tym rodzaju.

Potakuje i zabiera swoje ręce z mojej twarzy, aby znowu mnie przytulić.

Może podjęłam tę decyzję zbyt pochopnie. Nie wiem. Dopiero co stwierdziłam, że on faktycznie nie jest zły, a teraz siedzę na jego kanapie, na naszej pierwszej randce i wychodzi na to, że nieostatniej. Ale okej. Niech będzie. Jeśli to był błąd, to oboje się o tym przekonamy.

- Cieszę się. Bardzo, bardzo, bardzo. Nie pożałujesz. Obiecuję.

- Mam nadzieję.

- Ale możemy ustalić jakieś zasady? - pytam. - Nigdy nie byłam w prawie-związku i nie wiem, jakie obowiązują.

- Nie możesz się całować z nikim innym, nie możesz być dla mnie niemiła i...

- Zasady dla naszej dwójki, Shawn. Nie dla mnie - przerywam mu.

- Ja gwarantuję ci to samo, a nawet więcej.

- Nikt nie może się o tym dowiedzieć. Nikt.

- Oczywiście. Damy radę. To tylko dwa miesiące. A potem już nikt nam niczego nie zabroni.

Potakuję. To tylko dwa miesiące. Damy radę. Ma rację. Nie wierzę, że się na to zgodziłam. To szaleństwo! Ale chyba się cieszę. Tak myślę.

- To... skoro dostałeś buziaka, to jaką piosenkę będziemy śpiewać?

- All I am Jess Glynne. Kojarzysz?

- Kojarzę. Uwielbiam.

- Tak? To się cieszę.

Uśmiecha się do mnie cały czas. Ja też. Nie sposób się nie uśmiechać. Nachyla się i cmoka krótko moje usta. Od tego można się uzależnić.

***

Odwiózł mnie do domu chwilę przed północą. Zjedliśmy pizzę i spędziliśmy miło czas. Zaproponował, żebym została na noc, ale odmówiłam. To byłoby przegięcie. Nadal nie jestem pewna, czy się nie pośpieszyłam, zgadzając się na jego propozycję. Zobaczymy. Wyjdzie w praniu. Być może to będzie najlepsza decyzja w moim życiu.

- O której wróciłaś? Usnęłam nad książką.

Izzy wchodzi do kuchni i wyrywa z toku myśli. Patrzę na nią.

- Koło północy.

- I jak było?

Siada naprzeciwko mnie. Wzruszam ramionami. Co mam jej powiedzieć? Żadne słowa nie opiszą tego, jaka była ta randka.

- Dobrze. Miło - odpowiadam lakonicznie, ale ona tego nie chwyta.

- Mów prawdę i tylko prawdę.

Biorę głęboki oddech.

- Zaczynam tracić dla niego głowę, Izz. Nie wiedziałam, że tacy faceci jeszcze istnieją.

- Chcę szczegóły.

Widzę po niej, że jest podekscytowana, ale wcale mnie to nie dziwi. Ja też ekscytuję się tym wszystkim, tym, co się dzieje między mną, a Shawnem. Nie myślałam, że gdy z taką pewnością siebie mówił, że to tylko kwestia czasu, będzie miał rację.

- Pojechaliśmy do niego i on powiedział, że zrobimy sami pizzę, potem siedzieliśmy i poprosił, żebym opowiedziała mu o sobie. Powiedziałam mu o naszej sytuacji rodzinnej i on zachował się tak uroczo...

- Co zrobił?

- Przytulił mnie, powiedział, że zasługuję na kogoś, kto o mnie zadba i on chce być tym kimś i...

- Stop - przerywa mi. - Zanim zaczniesz mówić dalej, obiecaj mi, że nie zrobiłaś niczego głupiego.

- Nie wiem, wyjdzie w praniu, czy to było głupie.

- Do czego zmierzasz? Jesteście razem? - Niemalże piszczy.

Kręcę głową.

- Nie wiem, jak to określić. Jesteśmy... określiliśmy to jako prawie-para. Coś więcej, niż znajomi, ale nie kwalifikujemy się jeszcze jako osoby będące ze sobą w związku.

- Czyli w praktyce jesteście ze sobą, ale to takie miłe początki, tak?

- Tak jakby. Próbujemy się poznać lepiej i zobaczyć, czy to będzie miało jakikolwiek sens.

- Jesteś szczęśliwa?

- Jestem.

Mówię szczerze. Jestem. Wszystko w moim życiu idzie na razie dobrze. Bardzo dobrze. I zastanawiam się, czy nie za dobrze. Dawno nic mi się tak nie układało. W programie idzie mi dobrze, a w dodatku znalazłam, chyba, piękne uczucie. Może w końcu faktycznie zasłużyłam na szczęście i moja zła passa się skończyła?

- Wiedziałam, że w końcu cię do siebie przekona. To było pewne.

Wzruszam ramionami i spoglądam na ekran telefonu, który podświetlił się z powodu nowej wiadomości.

Od: Shawn
Myślę o tobie. Spotkamy się dzisiaj?

- To on? - pyta Izzy, a ja kiwam głową, zastanawiając się, co powinnam mu odpisać. - Co pisze?

- Że o mnie myśli i chce się spotkać.

Nadal szczerzę się jak idiotka, wgapiając się w te kilka słów od niego. Mogłabym powiedzieć, że czuję się jak zakochana nastolatka, ale na dobrą sprawę, wciąż jestem nastolatką. I to taką, która traci głowę dla chłopaka, który jest cholernym ryzykiem.

- Zaproś go tutaj.

- Oszalałaś? - Kręcę głową. To zły pomysł. - Nie.

- Dlaczego? Avi, macie do wyboru albo to, albo jego mieszkanie. Nic poza tym.

- Wiem, ale... nie wiem. To nadal dużo. To, że się wczoraj zgodziłam dać mu zielone światło, to już jest dla mnie szaleństwo, zrozum.

- Skoro to szaleństwo, to dlaczego próbujesz włączać hamulce? W szaleństwie nie ma hamulców. Po prostu działaj, nie myśl za dużo, bo to ci nie wyjdzie na dobre.

Izzy jest nie tylko starszą siostrą. Jest też mądrą, starszą siostrą. I obie zdajemy sobie z tego sprawę. Dlatego postanawiam nie myśleć, tak jak mówi. Podnoszę telefon i odblokuję go.

Do: Shawn
Okej, u mnie? Mieszkanie numer 20. Wiesz, który budynek.

Niech się dzieje, co ma się dziać. Nie mam nic do stracenia. Tak myślę. Przygryzam wargę. Spotkam go dzisiaj. Cieszę się.

- Przyjedzie? - pyta Izz.

Kiwam głową, bo w tym czasie dostaję odpowiedź z informacją, że będzie po czwartej. Jeszcze pięć godzin.

- Przyjedzie. Izabel, nie sądzisz, że to wszystko toczy się za szybko? Wiesz... ja i on. To w ogóle jakaś niepoprawna sytuacja. I w dodatku tak szybko.

- Nie sądzę. Powiedziałam ci już coś o hamulcach. Ja się tak hamowałam i co mam? Chłopaka w Europie, który od czasu do czasu wysyła mi fotki ze sobą dziewczyną na snapie, bo ja za długo czekałam.

Wzrusza ramionami, a mi jest głupio, że przeze mnie poruszyła ten temat. Wiem, że nadal coś czuje do Trevora. Od dwóch lat się z nikim nie spotyka. A to nie tak, że nie cieszy się zainteresowaniem. Bo jest śliczna. I ma cudowny charakter.

- Tak, chyba masz rację.

- Jeśli całe życie czekasz na burzę...

- Nigdy nie nacieszysz się słońcem - dokańczam.

Dawno nie powtarzałyśmy tego cytatu. Zawsze, kiedy nie wiedziałyśmy, czy powinnyśmy coś zrobić, nasza sąsiadka mówiła nam to i wszystko jakby stawało się łatwiejsze. Ta kobieta była niesamowita i momentami mi jej brakuje. Ale najwidoczniej Izzy słuchała jej dokładniej, niż ja, bo jest mega mądra. Mądrzejsza, niż ja.

- Właśnie. Więc ciesz się teraz swoim księciem i nie myśl o tym, że coś może pójść nie tak.

***

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top