23. Ciebie ta informacja będzie kosztowała buziaka.
#jasfanfic
Avianne
Próba w sobotę brzmiała bardzo odlegle. Tak samo jak kolacja po próbie. Dopóki nie okazało się, że obudziłam się rano i zdałam sobie sprawę z tego, że ta sobota przyszła już i ja wcale nie jestem na to gotowa.
Cholera jasna.
O siedemnastej mam próbę w studio, a potem jedziemy do Shawna, gdzie, podobno, przygotował kolację. Nadal nie jestem w stu procentach pewna czy to dobry pomysł. Izzy oczywiście jest tym zachwycona. Mam wrażenie, że nikt z mojego otoczenia nie rozumie, że to nie jest takie łatwe. Że ja i Shawn nie jesteśmy tylko dwójką ludzi, którzy, powiedzmy coś tam do siebie czują i chcą spróbować. On jest moim trenerem w programie. Może gdybym nie była w jego drużynie, to wyglądałoby inaczej. Ale jestem.
I robię coś niedobrego. To chore. Byłam naprawdę pewna tego, że go nie lubię. Nie chciałam trafić do jego grupy. A co wyszło? To, że dzisiaj mam z nim... randkę? To jest w ogóle randka? Cholera, cholera, cholera.
Patrzę na Izzy, która wchodzi do mojego pokoju z dwoma sukienkami. Nie muszę chyba nikomu mówić, jak bardzo przejęła ją ta kolacja.
- Którą ubierasz? Jestem za tą czarną.
- Izabel... - Wzdycham cicho, a ona kręci głową.
- Nawet nie zaczynaj. Która?
- Czerwona.
Czarna nie wchodzi w grę. Zwykła, czarna, bardzo obcisła sukienka. Czerwona za to jest luźniejsza i dłuższa. Z rękawkiem trzy czwarte, odcinana w pasie, z guziczkami przez całą długość i kołnierzykiem. Bardzo ładna.
- Nudziara. Gdybyś ubrała czarną, potrzebowałby śliniaka.
- Nie przeginaj.
- No dobra. - Siada na brzegu łóżka i kładzie obie sukienki za sobą. - A teraz szczerze, cieszysz się na tą kolację?
Wzdycham cicho, ale kiwam głową.
- Tak. Głupio mi to przyznać, ale tak. On wcale nie jest taki, jak myślałam. Jest miłym i uroczym facetem.
- Coś z tego będzie? Hmm? - Unosi brwi, a na jej ustach plącze się uśmieszek.
- Nie wiem. To nadal skomplikowane. Może wyglądałoby to inaczej, gdyby program się już kończył albo byłabym w innej drużynie. Na razie to jedna kolacja. Zobaczymy.
Moja siostra nie odpowiada, jedynie śmieje się cicho pod nosem. Jest zadowolona z tego, że się do niego przekonałam. Wiem, że z jednej strony podoba jej się to, że Shawn to taki typ faceta, przy którym mi niczego nie zabraknie. Z naszej trójki to ja miałam najciężej, bo mój ojciec nie dołożył ani centa do mojego wychowania, a Izabel doskonale widziała, że przez to nieraz płakałam. Nie jeździłam na wycieczki, tak jak ona, nie miałam markowych ubrań. I choć wiem, że pieniądze nie są w życiu najważniejsze, to, bądźmy szczerzy, bycie z kimś pokroju Shawna, na pewno zapewniłoby mi jakąś stabilizację. Choć dla mnie ważniejsza jest druga strona medalu. To czy mężczyzna jest naprawdę mężczyzną. Czy będę się czuła przy nim kochana, bezpieczna i szczęśliwa. Bo jeśli tego zabraknie, nieważne, ile będzie miał pieniędzy.
Izzy proponuje mi, że pomaluje mnie na tą okazję. Jest w te klocki lepsza, niż ja, więc stwierdzam, że to dobry pomysł. Przeważnie wolę zrobić to sama, ale chyba nie miałabym jej serca odmówić, bo widzę, że przeżywa to chyba bardziej, niż ja.
- Oczarujesz go - mówi, stając za mną w lustrze. - I w końcu będziesz miała swoją rodzinę, na którą zasługujesz jak nikt inny, Avianne.
Odwracam się i zakręcam do końca błyszczyk, którym malowałam usta. To postanowiłam zrobić sama. Czułabym się chyba zbyt dziwnie, gdyby ona malowała mi usta. Nie wiem, jakoś tak.
- To jedna kolacja. Nie zaręczyny.
- To krok do przodu.
***
Wzdycham cicho i pukam do ciemnych drzwi. Słyszę ciche proszę ze środka, więc otwieram je i wchodzę. Ściągam na siebie spojrzenie dwóch facetów, którzy stoją przy kanapie i piją kawę. Oboje uśmiechają się szeroko, ale uśmiech tylko jednego z nich podoba mi się bardziej.
Naprawdę nie wierzę, że to pomyślałam.
- Shawn, nie chcesz się wymienić? - pyta Charlie, a ja uśmiecham się słabo.
Mendes kręci stanowczo głową.
- Nie. Jest zbyt cenna - mówi, wciąż się uśmiechając.
Patrzy na mnie tak szczęśliwym spojrzeniem, że sama nie potrafię pohamować cisnącego się na moje usta szerokiego uśmiechu. Cieszy się na tę kolację.
- Jesteś niemiły. Powinieneś się dzielić skarbami.
- Ten jest mój.
- Zobaczymy. - Charlie puszcza do mnie oczko, a ja śmieję się pod nosem. - Powodzenia wam, ja już skończyłem próby. Do zobaczenia niedługo, Avianne.
- Do zobaczenia.
Puth wychodzi, a ja zdejmuję kurtkę i siadam na kanapie. Shawn zajmuje miejsce obok i odkłada kubek z kawą na stolik.
- Ślicznie wyglądasz.
- Dziękuję.
- Zróbmy tę próbę jak najszybciej, bo chcę już przejść do milszej części wieczoru. - Sięga po dwie kartki i podaje mi jedną. - Tekst piosenki, którą już znasz.
Kiwam głową i spoglądam na tekst. Przyznam szczerze, że trochę ćwiczyłam w domu. Może to chamskie, że wykorzystałam fakt, że powiedział mi wcześniej, jaką piosenkę będę śpiewać, ale chyba byłabym głupia, gdybym tego nie wykorzystała.
Dobrze nam idzie. Ja już prawie umiem tę piosenkę, a on nie traci czasu na żadne pogawędki. Jestem ciekawa, co wymyślił. W końcu to miała być kolacja, a my jesteśmy teraz tutaj razem. To, że ugotuje ją sam jest niemożliwe, a mamy się spotkać u niego. Zamówienie cateringu byłoby najprostsze, ale nie wydaje mi się, żeby to zrobił.
- Będziemy też śpiewać piosenkę całą grupą. W przyszłym tygodniu będą próby - informuje mnie, kiedy kończę śpiewać mój utwór po raz czwarty.
- Wiesz już jaką? - Potakuje, ale nie odpowiada, jedynie uśmiecha się tajemniczo. - Nie powiesz, prawda?
- Ciebie ta informacja będzie kosztowała buziaka.
Patrzę na niego z uniesionymi brwiami, ale on wydaje się być poważny.
- Nie będzie buziaka - mówię po chwili.
Shawn krzywi się, ale zauważam błąkający się uśmieszek na jego ustach. Pewniacki uśmieszek.
- Już niedługo.
- Chciałbyś.
- Tak, owszem, chciałbym. Chciałbym być bliżej ciebie i nie zamierzam tego ukrywać. Mam nadzieję, że dzisiejszy wieczór będzie dla nas dużym krokiem do przodu. Jesteś gotowa?
- Chyba tak.
Mendes wstaje i wyciąga dłoń w moim kierunku. Chwytam ją i też podnoszę się z kanapy. Sięgam po swoją kurtkę, a on po swoją.
- Jedziemy do mnie, nie masz nic przeciwko, prawda?
- Tak się umawialiśmy, nikt nie może nas zobaczyć. - Kiwa głową i uśmiecha się do mnie delikatnie. - Nie wiem, czy powinniśmy stąd razem wychodzić.
- Powiemy, że cię odwożę do domu. To nic złego. Naprawdę. Ta kolacja to nie jest nic złego. My nie jesteśmy niczym złym.
Chcę mu wierzyć. Muszę mu wierzyć, bo jeśli nie będę miała choć odrobiny przekonania, że to, co się między nami dzieje jest w jakiś sposób w porządku, to zeświruję i odwiozą mnie w kaftanie.
Wychodzimy z pokoju i długim korytarzem kierujemy się w stronę wyjścia. Samochód Shawna stoi praktycznie przy samych drzwiach, więc jestem zadowolona. Wsiadamy do środka. Szatyn odpala silnik i wyjeżdża z parkingu.
- Chcesz posłuchać jakiejś muzyki? - pyta.
- Nie. Może porozmawiajmy?
- Okej. Skoro jesteś chętna na rozmowę, to ja z przyjemnością. O czym chcesz porozmawiać?
Patrzę na niego. Zaciska dłonie na kierownicy i ciągle ze skupieniem spogląda na drogę. Jechałam z nim już raz i muszę przyznać, że czuję się bezpiecznie. Shawn jest dobrym kierowcą.
- Czemu zwróciłeś na mnie uwagę? W drużynie było dużo więcej dziewczyn, ładniejszych ode mnie.
Wzdycha cicho.
- Trochę już siedzę w tej branży. I od samego początku widziałem, że to, o czym śpiewasz, jest tym co czujesz. To mnie jakoś chwyciło. Ta twoja prawdziwość.
- I dlatego mnie napastujesz? Bo czułam to, o czym śpiewałam?
- Avianne, nie muszę ci mówić, że jesteś przepiękna, prawda? No właśnie. Ale nie o to chodzi. Nie miałem dziewczyny na poważnie, od czasu, gdy zacząłem karierę. A teraz pojawiłaś się ty. I choć przytulałem tysiące fanek, nigdy nie czułem tego, co czułem, przytulając ciebie na tej scenie.
Nie wiem, co powinnam odpowiedzieć. Trudno znaleźć właściwe słowa po takim wyznaniu. Trudno nadal darzyć go jakąkolwiek niechęcią. Wiem, że ja też zaczynam się w nim zadurzać i nie wiem czy to ma w ogóle prawo skończyć się dobrze. Boję się, że będę cierpieć, ale w każdej relacji jest takie ryzyko. I chyba nawet zaczynam rozważać to, czy chcę zaryzykować.
- Okej - mruczę.
Mężczyzna śmieje się głośno z mojej odpowiedzi. Dojeżdżamy do jego mieszkania chwilę później. Wjeżdża na podziemny parking i gasi silnik.
- Zapraszam.
Wysiadamy z pojazdu i razem kierujemy się do wejścia. Wjeżdżamy windą na jego piętro w ciszy. Już trzeci raz tu jestem, więc nie czuję się tak nieswojo z tym, że nikogo poza mną i nim tutaj nie ma. To już jest nawet w porządku. Tak sądzę.
- Co przygotowałeś? - pytam po zrzuceniu z siebie butów i kurtki.
- Nic. Miałem coś przygotować? - patrzy na mnie jak na idiotkę, choć wydaje mi się, że to on tutaj jest debilem. - Poczekaj chwilkę.
Znika w kuchni, a ja nawet nie zdążam odpowiedzieć. Jestem zdezorientowana. Wraca po kilkunastu sekundach z dużym bukietem róż.
- Co to za randka bez kwiatów? - uśmiecha się. Naprawdę uroczo.
- To randka? - pytam, chwytając bukiet w dłonie i zanurzając nos w kwiatkach. Ślicznie pachną.
- A co myślałaś? Okej. Obiecałem ci kolację, ale niekoniecznie, że ją zrobię. Zrobimy ją razem. Kupiłem rzeczy na pizzę i spaghetti. Na co masz ochotę, piękna?
Kręcę głową, ale na moje usta ciśnie się uśmiech. Podoba mi się ten pomysł. Zawsze chciałam zrobić coś takiego. To romantyczne.
- Na pizzę.
- Świetnie. Chcesz się przebrać, żeby nie pobrudzić sukienki? Mogę ci dać moją koszulkę albo coś. Moja siostra zostawiła ostatnio jakieś dresy.
Waham się, ale w końcu kiwam głową. Izzy chyba by mnie zabiła, gdyby jej sukienka wróciła w opłakanym stanie. Proszę go, żeby wstawił bukiet do wody, a potem zabiera mnie do swojej garderoby, gdzie znajduje dla mnie spodnie i jakiś szary t-shirt.
- Chyba pamiętasz, gdzie jest łazienka.
Ciężko o to, żebym zapomniała. Potakuję i mówię mu, że zaraz wrócę. Przebieram się w miarę szybko, a sukienkę postanawiam zostawić na jednej z półek. Wyglądam... jak przeciętna dziewczyna podczas swojego dnia lenia. No, chyba, że spojrzymy na moją wytapetowaną twarz. Jego koszulka jest na mnie dużo za duża i topię się w niej, jednocześnie czując się w niej bardzo dobrze. Pięknie pachnie. I jest męską koszulką. To dużo znaczy. Wychodzę z łazienki i kieruję się do kuchni, gdzie czeka na mnie Shawn.
- Umiesz gotować? - pyta.
- Pewnie umarłabym z głodu, gdybym sobie nie zaczęła sama gotować, więc umiem.
- Cudownie. Znalazłem przepis na ciasto, ale może znasz jakiś swój sprawdzony.
- Znam jedynie sprawdzony numer do pizzerii, myślę, że zaufamy temu twojemu.
- Okej.
Uśmiecha się do mnie, a ja odwzajemniam ten gest. Podchodzę bliżej i oboje stajemy po jednej stronie wyspy. Shawn podaje mi swój telefon, na którego ekranie wyświetlony jest przepis. Wyjmuję z szafek potrzebne składniki, co chwila pytając go, gdzie go znajdę, a w tym czasie on jedynie ustawia robot planetarny w odpowiednim miejscu i śmieje się ze mnie.
- Niezła randka, Mendes - rzucam oburzona, wyciągając mąkę z szafki, a on kręci głową i podchodzi do mnie.
Wzdrygam się, gdy czuję jego ręce na mojej talii. Przyciąga mnie do siebie, a oddech więźnie mi w gardle.
- Nie narzekaj. Jestem bardzo romantyczny. Mogłem zamówić catering. - Oplata mnie rękoma szczelnie i unosi nad ziemią. Piszczę głośno, a on przestawia mnie tak, że oboje stoimy tuż przy wyspie kuchennej. - Bierzmy się do pracy. Od czego zaczynamy?
- Weź ze mnie swoje ręce i podaj mi drożdże.
Stara się być poważny i pomocny. W miarę mu to wychodzi, bo udaje nam się wyrobić ciasto. A właściwie jemu. Bo ja nie mam siły w rękach. A on w naszej dwójce jest facetem. I to w dodatku takim, który chodzi na siłownię. Więc ja jedynie stoję oparta o blat i patrzę, jak ugniata dużą kulkę ciasta.
- Dobrze ci idzie - stwierdzam, a on patrzy na mnie rozbawiony.
- Chyba gotowe. Będzie okej? - pyta.
- Nie wiem. Nigdy tego nie robiłam. To był twój pomysł.
- Nie bądź taka cwana.
Patrzy na mnie spod przymrużonych powiek, ale z uśmiechem na twarzy.
- Bo co mi zrobisz?
Wyciera ręce w ręczniczek, który leży na blacie i podchodzi do mnie. Znów oplata mnie rękoma i przyciąga do siebie. Zabiera jedną z dłoni i zanurza palec w worku z mąką. Piszczę, gdy czuję biały pył na nosie.
- Moja siostra mnie malowała!
- Wyglądasz obłędnie. Jak zawsze.
- Te komplementy to tak zamiast deseru? - żartuję, a on kręci głową.
- Deser mam w lodówce. Z tym się przygotowałem.
- Jestem pod wrażeniem.
Uśmiecha się szerzej, tak szeroko, że chyba szerzej już się nie da. Jest szczęśliwy. I ja też. Cieszę się, że tu jestem. Chyba naprawdę udało mu się mnie do siebie przekonać, tak jak powiedział mi to na imprezie integracyjnej. Z tym, że nie sądziłam, że przekona mnie do siebie w taki sposób.
I że tak będę chciała go pocałować.
***
Hej hej!!
2 tysiące słów!! coraz bardziej się rozkręcamy, podoba wam się? Czekam na wasze opinie!!
Buzi,
mrsgabriellee xx
PS. Na 100k i jedno ważne wydarzenie być może będzie czekał nas maraton🥰
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top