2. To aniołki istnieją?

#jasfanfic

Avianne

Czekam, aż wywołają mój numerek i wpatruję się w duży plakat z logo programu i podobiznami jurorów. Miley Cyrus, Ariana Grande, Charlie Puth i... Shawn Mendes. Najbardziej zapatrzona w siebie gwiazdeczka, jaka tylko istnieje. Nie znoszę go.

Ale przez jednego jurora nie poświęcę swojej szansy. To, że trafię do jego drużyny to zaledwie dwadzieścia pięć procent. Nie wiem jeszcze do końca na jakiej zasadzie będzie funkcjonował ten program, bo to jego pierwsza edycja. Z tego, co udało mi się wyczytać, uczestnicy będą podzieleni na drużyny, więc szansa współpracy i szkolenia się pod okiem takich wokalistów będzie dla mnie najlepszą szkołą.

No, chyba że będzie to Mendes. Wtedy myślę, że będę chciała się zabić.

Nie ma drugiej osoby w show-biznesie, której bym tak bardzo nie trawiła.

Drzwi, które prowadzą do studia, otwierają się, a ze środka wychodzi jakiś chłopak ze spuszczoną głową. Było tam już z dwadzieścia osób i dostały się trzy. Nikt nie wie, ile z nas dostanie się do programu. Nie wiemy nic, poza tym, że teraz mamy tam wejść i zaśpiewać, a oni zadecydują, czy się dostaniemy dalej.

Facet ubrany cały na czarno wychodzi tuż za nim i wyczytuje... mój numer.

Czuję, jak serce podchodzi mi do gardła. Ciarki przebiegają po moich plecach.

Wzdycham głośno i wstaję z krzesła, na którym siedzę. Idę w jego kierunku, a on przepuszcza mnie w drzwiach, po czym zamyka je za nami i każe podążać za nim. Kobieta, która stoi przy wejściu na scenę, podpina mi jakieś kabelki i podaje mikrofon do ręki, życząc powodzenia.

Wszystko dzieje się jak przez mgłę i nie za bardzo ogarniam co się ze mną dzieje. Po prostu idę i robię to, co mi każą. Oni wiedzą lepiej. Myślę, że bardziej ogarniają, co powinnam zrobić.

Inny członek załogi prosi widownię o ciszę, ogłaszając, że zaraz na scenę wejdzie kolejny uczestnik. Ręce trzęsą mi się jak galaretki, choć doskonale wiem, że naprawdę dobrze przygotowałam tę piosenkę.

Wchodzę na scenę i staję na jej środku, zmuszając się do spojrzenia na cztery osoby, od których zależy mój los. Charlie uśmiecha się do mnie pogodnie, Miley notuje coś na kartce, Ari szczerzy się, a Mendes... przygryza wargę.

Nie dam ci się przelecieć, ćwoku.

Ściskam w ręce mikrofon, gdy w głośnikach rozlegają się pierwsze dźwięki piosenki. Miley w końcu podnosi wzrok, a mnie przechodzą ciarki. Moja pierwsza idolka patrzy na mój występ.

Daj z siebie wszystko.

Otwieram niepewnie usta, czekając na właściwy moment.

- I can hold my breath... - zaczynam, a gdy słyszę mój głos, stres ze mnie uchodzi.

Dasz radę, Avi.

Dopiero teraz zaczyna do mnie docierać, gdzie stoję i co się dzieje. Kolejne słowa wypadają z moich ust i chyba idzie mi to nie najgorzej, bo jurorzy uśmiechają się do mnie. Chociaż możliwe, że to z litości. Może do każdego tak się uśmiechają.

W końcu dźwięki cichną. Widownia klaszcze głośno, a ja oddycham ciężko i czekam na ich opinię.

Zrobiłam to. Ja pierdolę.

- Mam gdzieś to, że drużyny będą losowane, chcę ją w mojej. Zaklepuję - pierwsza odzywa się Miley, a ja czuję, że ciśnienie do końca ze mnie schodzi. - Avianne, prawda?

Kiwam głową, a ona uśmiecha się i chce coś powiedzieć, ale przerywa jej nasza szanowna gwiazdka:

- To aniołki istnieją? - pyta, a ja mam ochotę wybuchnąć śmiechem.

Co za bałwan.

Kręcę głową, hamując się przed szczerym komentarzem.

- Nie wiem, czy wiecie, ale zawsze miałem szczęście w losowaniach.

Śmieję się cicho, gdy słyszę słowa Charliego. Lubię jego piosenki. Wydaje się być sympatyczny. Mogłabym być w jego drużynie. Mogłabym być w każdej drużynie. Oprócz tej Shawna.

- Czyli nie było źle?

- Było świetnie! Myślę, że wszyscy jesteśmy zgodni w tym, że chcemy cię widzieć dalej w tym programie.

Pozostała trójka kiwa ochoczo głową, słysząc słowa Ariany, a ja uśmiecham się szeroko i kręcę głową, gdy czuję napływające do oczu łzy.

Udało mi się.

- Hej, nie płacz.

Ocieram wypływające łezki, a jeden z jurorów wstaje z krzesła. Wcale nie podoba mi się, że akurat ten, ale nie protestuję, gdy obejmuje mnie i przyciąga do siebie.

Ładnie pachnie. Co w sumie mnie nie dziwi, pewnie ładuje w siebie masę hajsu.

Kołysze mną delikatnie na prawo i lewo, umiejscawiając swoją brodę na czubku mojej głowy.

W końcu odsuwa się ode mnie i patrzy na moją z twarz z uśmiechem, jakby chciał upewnić się, czy wszystko jest w porządku. Kiwam słabo głową i liczę, że wróci na swoje miejsce, ale on tego nie robi. Nadal stoi obok, obejmując mnie ramieniem.

- Więc, Avianne - zaczyna, patrząc na swoich kolegów z komisji. - witamy w programie.

Uśmiecham się szeroko i dziękuję cicho wśród oklasków publiczności. Udało mi się.

Moja mama prawdopodobnie mnie znienawidzi jeszcze bardziej, ale w tej chwili mam to gdzieś. Spełniłam jedno ze swoich marzeń. To się liczy.

Kiedy Mendes zabiera ze mnie swoje duże łapska, czuję niemiły chłód w miejscu, gdzie je trzymał, ale jednocześnie cieszę się, że już mnie nie dotyka. Kiedy w końcu schodzę ze sceny, od razu dopada mnie ktoś z ekipy, prosząc o uzupełnienie dodatkowych danych i przekazując mi kolejne informacje.

Już za cztery dni muszę stawić się tu ponownie, na losowanie drużyn. Potem program ruszy już pełną parą, a moje życie najprawdopodobniej się zmieni.

No, chyba że odpadnę przy pierwszej możliwej okazji.

Wychodzę ze studia i od razu wyciągam telefon z kieszeni. Wybieram numer do mojej siostry i wzdycham cicho, czekając, aż odbierze.

- I jak? - pyta od razu.

- Izzy, dostałam się! Rozumiesz? Dostałam się! - piszczę, a ona niemalże od razu dołącza do mnie.

- Jestem tak cholernie dumna! Boże, Avi, kocham cię tak mocno i jestem z ciebie tak dumna!

- Na początku czułam się jak marionetka. W ogóle nie ogarniałam, co się dzieje.

- Opowiesz mi wszystko, jestem w mieszkaniu, przyjeżdżaj, napijemy się wina i pogadamy. Okej?

- Okej. Już jadę.

***

- Aaa... jak moje ciasteczko? - pyta Izzy, nalewając mi wina do kieliszka.

Kręcę głową i śmieję się cicho pod nosem. Odbieram od niej naczynie i biorę małego łyka czerwonej cieczy.

- Pozer i tyle. Robi wokół siebie szum i udaje wielkodusznego. Naprawdę go nie trawię, Izabel. Jak trafię do jego drużyny, zaciukam się tępym nożem.

Moja siostra wybucha śmiechem i opada na kanapę tuż obok mnie.

- Bylibyście w sumie ładną parą.

Kaszlę cicho, czuję, że wino wpływa nie do tej dziury, do której powinna, gdy słyszę jej słowa. Patrzę na nią z byka, a ona wzrusza ramionami.

- No, ale spójrz. On jest bogaty, przystojny...

- I sztuczny...

- Przesadzasz. Mama by go pokochała. Pewnie kazałaby mu płacić za to, że będzie mógł cię przytulić.

Obie wybuchamy śmiechem. Izabel i ja nie jesteśmy już dziećmi i doskonale wiemy, jakim typem człowieka jest nasza mama. Nie jest dobrym człowiekiem. To okropna materialistka, która traktuje dzieci jak źródło przychodu.

- Tak by było. Jak tylko odłożę sobie trochę więcej, przeprowadzam się do ciebie.

- Avi, powtarzam ci to już któryś raz. Nie musisz płacić mi połowy kosztów. Daję radę sama, a byłoby mi milej, gdybym miała się do kogo odezwać.

Wzdycham cicho.

- Jak przejdę pierwszy etap, przeprowadzę się do ciebie, okej? - pytam, a ona ochoczo kiwa głową.

Czas na zmiany, Avianne.

***

I dwójeczka!

Podoba wam się? Co myślicie o głównej bohaterce?

Liczę, ze nadal tu jesteście! Dziękuję za ogromny odzew pod pierwszą częścią!

Buzi,

mrsgabrielleexx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top