19. Więcej mnie nie bij.
#jasfanfic - hasztag na Twitterze, zapraszam do tweetowania!
Avianne
Myślałam, że po tym co się stało, pewnie będzie niezręcznie, ale mam wrażenie, że jest wręcz przeciwnie. A przynajmniej tak wnioskuję po moim kubku herbaty, który jest już pusty, a ja wcale nie mam zamiaru użyć tego jako pretekstu do wyjścia stąd. Siedzimy na kanapie, zwróceni twarzą do siebie. Ja po turecku, on w jakiejś bliżej niezidentyfikowanej pozie.
- Wiem już, jaką piosenkę zaśpiewasz w pierwszym odcinku na żywo - mówi, a ja unoszę brew.
- Tak? Jaką?
Shawn kręci głową, uśmiechając się pod nosem.
- Nie mogę ci powiedzieć. W końcu chcesz być fair w stosunku do reszty. Wybacz. - Rozkłada bezradnie ręce.
- Jesteś okropny. Wykorzystujesz moje słowa przeciwko mnie.
- Nie. - Wzrusza ramionami. - Ja po prostu dbam o to, żebyś nie musiała robić nic, co będzie niezgodne z twoim sumieniem, rozumiesz.
Mówi to z ogromnym przekonaniem i powagą, a ja mam ochotę go znowu uderzyć, mimo że wiem, że to tylko żarty.
- Próbowałeś mnie pocałować. Tak tylko przypomnę.
- Jestem pewien, że byś nie narzekała, gdyby to doszło do skutku.
Patrzę na niego z rozbawieniem. Bawi mnie jego pewność siebie. Zapewne normalnie dałabym takiemu gościowi w pysk mocniej, niż on dostał i wyszła, bo przeważnie takie zachowanie jest niesmaczne, ale w jego wykonaniu bardziej mnie to bawi, niż obrzydza. Jest zabawny. I może odrobinę uroczy w tej swojej upartości. Ale tylko odrobinę.
- Nie jestem tego taka pewna - stwierdzam, także starając się zachować powagę, co jest dość ciężkie w tej sytuacji.
- Chcesz się przekonać?
- Nie, dziękuję. Shawn, ja mówiłam poważnie, podoba mi się ktoś z mojej pracy.
- To czemu z nim nie jesteś? - pyta, a ja wzdycham cicho.
- Bo on nie zwraca na mnie uwagi. Ma mnie za koleżankę i to chyba w dodatku nieatrakcyjną. Teoretycznie go sobie odpuściłam, ale on nadal jest cholernie przystojny i... - zatrzymuję się w pół zdania, bo nie wiem, jak mam je dokończyć.
- To dobrze. Znaczy... dla mnie dobrze.
Wywracam oczami, ale postanawiam tego nie skomentować. I tak wiem, że nic z tego nie będzie. Bo nic nie może z tego być. Chociażby przez regulamin.
- Daj sobie spokój, Shawn, naprawdę.
- Co robię nie tak? W filmach takie teksty jak mam ochotę cię pocałować działają.
- Ale to nie jest film. Przykro mi.
- To powiedz mi, co na ciebie działa.
Patrzę na niego z politowaniem i mimowolnie chichoczę pod nosem, gdy widzę jego minę. Wygląda jak szczeniaczek, który czeka na pochwałę od swojego właściciela.
- Nie wiem, co na mnie działa. - Wzruszam ramionami. - To coś albo się pojawia, albo nie. Możemy zmienić temat? Możesz mi na przykład powiedzieć, co zaśpiewam w programie.
- Nie martw się, na pewno znasz tę piosenkę i dasz sobie świetnie radę.
- Okej, zatem przekonajmy się. Dajesz.
- Musisz mnie przekonać.
Unoszę brwi, a on wskazuje palcem na swój policzek.
- Zapomnij - burczę, a on śmieje się głośno.
- Okej. Try Pink. Kojarzysz?
Uśmiecham się szeroko. Jasne, że znam! Uwielbiam tę piosenkę. Naprawdę uwielbiam. Pink jest jedną z moich ukochanych artystek. Znam jej albumy na pamięć i zapewne zsikałabym się ze szczęścia, gdybym kiedyś ją spotkała.
- Tak! - piszczę.
- To teraz dostanę buziaka?
- Nie. Shawn, naprawdę, ja nie...
- Ja wiem. Kiedyś mi się uda.
Kręcę głową, ale nie umiem pohamować cisnącego się na moje usta uśmiechu. Jego wiara w to, że mu się uda jest wręcz śmieszna.
Spoglądam na zegar, który wisi na ścianie. Wpół do ósmej. Przyjechałam tu z nim dwie godziny temu, ale, o dziwo, rozmowa nam się kleiła na tyle, że tego nie odczułam.
- Chyba powinnam się zbierać - stwierdzam i podnoszę się z kanapy.
- Gdzie? Do bijącej cię matki? - Także wstaje, a ja wywracam oczami. - Nie rób tak, bo ci tak zostanie.
- Shawn, w moim domu nie ma przemocy domowej. Naprawdę. Poza tym, mogę pojechać do siostry.
- Nie wolisz zostać u mnie? - pyta, a ja patrzę na niego zdziwiona.
- Ja? - Wskazuję na siebie, a potem na niego. - U ciebie? Chyba jesteś niepoważny.
Kręci głową, a ja znowu wywracam oczami. Co on sobie wyobraża? Mam zostać u niego na noc?
- Jestem bardzo poważny. Avianne, jeśli coś do kogoś czujesz, to nie chcesz, żeby stała mu się krzywda.
Spuszczam wzrok, a on robi krok w moją stronę. Czuję jego palce, które podnoszą mój podbródek. Patrzenie na niego jest ciężkie. Ciężkie jest też oddychanie, gdy patrzę w jego, naprawdę ładne, oczy i czuję jego dotyk na mojej skórze. Staram się, żeby nie odczuł tego, że oddychanie sprawia mi niemałą trudność, a utrzymanie kontaktu wzrokowego jest jak wejście na Mount Everest.
- Nie czujesz nic do mnie - chrypię, a on kręci głową.
- Czuję. Powiedziałem ci to już w Los Angeles - szepce, nadal nie przerywając kontaktu wzrokowego i nie zabierając swojej ręki.
- Proszę, odpuść.
Robię krok do tyłu, a on zabiera dłoń i chowa ją do kieszeni. Kołysze się na palcach, a ja próbuję opanować łomoczące serce. Zakładam włosy za ucho i odchrząkuję.
- Zawieziesz mnie do siostry? - pytam, a on niemalże błyskawicznie kiwa głową. - Dziękuję.
- Nie ma za co. Napisz do niej i upewnij się, że jest w domu, a ja skoczę do łazienki, okej?
Potakuję, a on uśmiecha się krótko, po czym odwraca na pięcie i znika w korytarzu. Wyciągam telefon z kieszeni i wybieram (tym razem dobrze) numer do Izzy.
- Halo? - Odbiera po czwartym sygnale.
- Izzy, jesteś w domu? - pytam.
- Jasne. Zmieniłaś zdanie? Długo ci to zajęło.
- No. Powiedzmy. Będę niedługo, okej?
- Tak. Wpadaj, a ja wkładam babeczki do piekarnika.
Uśmiecham się pod nosem, a ona mówi, że musi kończyć i rozłącza się. Słyszę kroki Shawna, który najwyraźniej wraca z łazienki. Odwracam się w jego stronę, wciąż ściskając telefon w ręku.
- Gotowa? - pyta, wkładając dłonie do kieszeni i uśmiechając się do mnie miło.
- Tak, ale też skoczyłabym jeszcze do łazienki.
Kiwa głową i instruuje mnie, że powinnam pójść do końca korytarza i wybrać drzwi po lewej stronie. Łazienka jest ładna i przestronna, i w sumie nie spodziewałam się niczego innego. Całe jego mieszkanie jest śliczne. Muszę mu to przyznać. Nie wiem, kto je urządzał, ale to zdecydowanie się udało. Spoglądam w lustro. Nie chce mi się siku, ale wolę skontrolować to, jak wyglądam, zanim pojadę do Izzy. Powiem jej, że mama dała mi w twarz, a jeśli w dodatku wyglądałabym jak jedno wielkie nieszczęście, nie byłoby zbyt dobrze. Ona zdecydowanie ma większy temperament, niż ja.
Nie jest źle. Zmyłam makijaż w studio, więc opuchlizna nieco rzuca się w oczy, ale jest znośnie. Na całe szczęście. Uśmiecham się pocieszająco sama do siebie i wychodzę z łazienki. Shawn czeka na mnie tam, gdzie czekał. Ubieram kurtkę i zabieram torebkę, a on wrzuca na siebie grubą bluzę. Zakładamy buty i wychodzimy z jego mieszkania. Wchodzimy do windy i wybieramy parter.
- Patrz, jak ładnie wyglądamy w tym lustrze, para jak się patrzy.
Wywracam oczami.
- Miałeś przestać.
- No dobra już, więcej mnie nie bij.
Mimowolnie śmieję się cicho pod nosem, gdy słyszę jego słowa. Drzwi windy otwierają się, a ja pierwsza wychodzę. On idzie za mną. Opuszczamy budynek. Otwiera pilotem samochód, wsiadam do środka i czekam, aż on krąży pojazd i usiądzie na miejscu kierowcy, co nie zajmuje mu dużo czasu.
- Gdzie mieszka twoja siostra?
- Na Younge St.
- Okej. To blisko.
Kiwam głową. Shawn odpala silnik, ale nie rusza.
- Na co czekasz? - pytam, a on uśmiecha się pod nosem.
Co on znowu wymyślił?
- Łap. - Podaje mi swój telefon. - Dwa dwa osiem pięć cztery dziewięć. - Unoszę brwi, ściskając w ręce, zapewne, cholernie drogi telefon. - No dalej. Wchodź na YouTube i pierwsza próba.
W pierwszej chwili mam zamiar go wyśmiać, ale nie odzywam się, tylko odblokowuję telefon i wybieram odpowiednią aplikację, a on w końcu rusza. Wpisuję w wyszukiwarkę odpowiedni utwór, wybieram wersję z tekstem, a melodia rozlega się w głośnikach samochodu. Jasne, czego mogłam się spodziewać.
- Mam śpiewać?
- Tak. Ja z tobą.
- Ever wonder 'bout what he's doing - zaczynamy oboje.
On trochę głośniej i pewniej niż ja, więc niemalże mnie zagłusza, ale kiedy słyszę, że nie brzmię źle, kontynuuję. Kontynuujemy. Szatyn kołysze się do melodii, co wygląda naprawdę zabawnie. Wrzucam trochę na luz, bo on najwidoczniej nie traktuje tego śpiewania poważnie i ja też nie powinnam. Do refrenu rozkręcamy się oboje, co jest naprawdę zabawne.
- Where there is desire, there is gonna be a flame - wydzieramy się oboje.
Shawn śmieje się, wyśpiewując kolejne wersy. Ja odrobinę wspomagam się tekstem, on najwyraźniej zna to na pamięć, bo tekst nie sprawia mu żadnej trudności. Piosenka kończy się, a YouTube sugeruje nam inną, którą okazuje się być piosenka Shawna.
- Znasz? - pyta, spoglądając na mnie ukradkiem z uniesionymi brwiami. Kręcę głową. - Nie wierzę.
- Nie kłamałam mówiąc, że cię nie lubię, Shawn. Nie okażę się ukrytą Shawnonator czy jak tam się nazywa ta twoja zgraja - prycham.
- Mendes Army - poprawia mnie. - Okej, więc będziesz miała koncert na żywo. Bilet za darmo. Korzystaj. - Odchrząkuje. - I won't lie to you.
Jego głos brzmi ładnie. Co jak co, ale trzeba mu przyznać, że kręci się w tej branży, bo ma talent, a nie tylko nie najgorszą twarz. Kiedy dociera do refrenu, mam ochotę zacząć z nim śpiewać, bo, czego mu nie przyznam, jednak znam tę piosenkę. Hamuję się przed jednak i ograniczam się do słuchania jego głosu. Bo miło się słucha.
- I jak? - pyta, kiedy utwór się kończy.
- Może być - mruczę i wbijam się mocniej w fotel, a on śmieje się cicho.
Dojeżdżamy pod blok mojej siostry dwie piosenki później, które jednak nie wniosły nic ciekawego do naszej drogi. Żadne z nas już nie śpiewało, a muzyka jedynie sobie leciała. On w międzyczasie spytał o dokładny adres, a ja odpowiedziałam. I tyle.
Oddaję mu telefon i patrzę na niego. On też na mnie patrzy i uśmiecha się uroczo.
- Trzymaj się. Widzimy się za tydzień. Wyślę ci szczegóły.
W pierwszej chwili nie wiem, o co mu chodzi, ale mój umysł rozjaśnia się po kilku sekundach i ogarniam, że zaprosił nas do siebie na premierę programu.
Kiwam głową i odpinam pas bezpieczeństwa, po czym wysiadam z samochodu, zabierając ze sobą torebkę.
- Dziękuję.
- Nie ma za co. Możesz na mnie liczyć w każdej sytuacji.
Uśmiecham się słabo i potakuję, po czym zamykam drzwi i odwracam się na pięcie. Wchodzę do bloku i wjeżdżam windą na piętro, na którym mieszka Izzy. Dzwonię do drzwi, a ona otwiera mi niemal w ułamku sekundy.
- Co on tu robił? Czemu cię przywiózł? - pyta od razu, a ja uświadamiam sobie, że okno w jej kuchni wychodzi na ulicę. - Avi?
Wzdycham cicho i wchodzę do środka.
- Nie wiem. Naprawdę nie wiem co on tu robił, w sensie... czemu chciał tu być. Ale chyba nie jest taki zły.
***
WESOŁYCH WALENT... a zresztą.
Nie lubię Walentynek. Nie lubię.
Ale macie prezent dla was ode mnie! Liczę ze jest okej🥰
Buzi,
Mrsgabriellee xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top