14. Chciałabyś odwiedzić Disneyland?
Hej! Znów zaczynam od notki haha, ale zdałam sobie sprawę, że nie możecie wejść w linka do playlisty! Wiec w komentarzu dotyczącym kropki niżej macie link, w rogu komentarza są trzy kropki, wybieracie udostępnij i kopiuj łącze :)
Będzie też na Twitterze pod hasztagiem!
.
Miłego słuchania!
Buzi,
mrsgabrielleexx
***
#jasfanfic
***
Avianne
Następnego dnia nie ma już z nami żadnej telewizji. Dostaliśmy jedynie przykaz, że mamy nagrywać jakieś vlogi i wręczyli nam małą kamerkę. Za nagrywanie odpowiedzialny został Archie, co mi troszkę nie odpowiadało, bo bałam się, że z czystej złośliwości nagra mnie wtedy, kiedy bym tego nie chciała.
Wczoraj skończyliśmy z Shawnem próbę dość późno, bo trwała prawie półtorej godziny. Ale wydaje mi się, że dobrze mi idzie. Dużo czasu pracowaliśmy nie tyle nad techniką, co nad interpretacją. Miło mi się z nim pracowało.
Może jednak nie jest aż taki zły.
- A więc, droga wycieczko...
Wzdrygam się, gdy głos Shawna wyrywa mnie z zamyślenia. Podnoszę wzrok znad kubka kawy, który był widocznie bardzo interesujący dla mnie i spotykam się z jego spojrzeniem. Patrzy na mnie. A ja na niego. Uśmiecha się delikatnie, po czym odwraca wzrok.
- Co znowu wymyśliłeś? - rzuca Gavin, zanurzając łyżkę w misce z płatkami.
- Idziemy zwiedzać Los Angeles. Nie wiem, czy już tu byliście czy nie, ale idziemy zwiedzać. Wszyscy. Za dwie godziny wychodzimy.
Uśmiecham się szeroko. Jestem tu pierwszy raz i bałam się, że jedyne, co zwiedzę, to osiedle, na którym obecnie mieszkamy. Ale na szczęście Mendes ma jednak trochę mózgu i użył go w dobrym celu.
- Za dwie godziny? Nie wyrobię się! - mruczy Daliah, wstając ze swojego krzesła.
Zabiera talerzyk i kubek i wstawia je do zmywarki, po czym wbiega po schodach i jedyne, co potem słychać, to trzask drzwi.
Wywracam oczami.
- Reszta zdąży? - pyta Mendes, a ja kiwam głową, tak samo jak pozostali. - No to się cieszę.
- Będziemy jeszcze ćwiczyć utwory? - dopytuje Archie, a Shawn kręci głową.
- Tutaj nie. Znaczy, jasne, możecie sami poćwiczyć. W piątek jest próba, a w sobotę nagrywamy.
To mało czasu. A nie wiem, czy chcę ćwiczyć przy nich wszystkich, choć wychodzi na to, że nie będę miała zbyt dużego wyboru, jeśli chcę dobrze wypaść. Ugh.
- Okej, więc dziś będę brał bardzo długi prysznic - informuje nas Gavin i wkłada do ust łyżkę.
- Moje biedne uszy - jęczę, a on uśmiecha się i klepie mnie po plecach.
- Wiem, że to lubisz, mała.
- Naskarżę twojemu chłopakowi, że mnie podrywasz! - Wystawiam język, a on mruży oczy.
- Ty dzieciaku, nawet nie powinnaś pić w Stanach. Zaraz zadzwonię po psy.
- Nie? Nie masz dwudziestu jeden lat? - wtrąca się Shawn, a ja patrzę na niego i kręcę głową.
- Dziewiętnaście - mruczę. - W Kanadzie mogę już pić!
- Myślałem, że po prostu tak młodo wyglądasz, a z ciebie naprawdę dzieciaczek - śmieje się Shawn i opiera łokciami na blacie, kładąc na nim swoje przedramiona.
Krzywię się, ale nie odpowiadam i upijam łyka swojej herbaty.
- Obraziła się - parska Gavin, a ja wywracam oczami.
- I co, Shawn? Dzieciaka będziesz obracał? - rzuca Archie, a ja spuszczam wzrok.
- Nie bądź sukinsynem, Archie - syczy Gavin.
Jestem mu wdzięczna za to, że jest po mojej stronie, a z drugiej czuję się źle z tym, że jestem powodem kłótni w drużynie. Miało być tak miło i przyjemnie, a wyszło... jak zawsze.
- To... ja pójdę się już może szykować.
Wstaję z krzesełka i odkładam pusty kubek do zmywarki. Ruszam w kierunku schodów. Wchodzę na piętro i czym prędzej zamykam się w swoim pokoju. Siadam na łóżku i biorę głęboki oddech.
Ja naprawdę nic nie zrobiłam! Nie przespałam się z nim, nie obściskuję się z nim po kątach, no nic! Myślałam, że zrozumieją, że to nie moja wina, że nie prosiłam o ten pieprzony numer.
Przeczesuję włosy palcami i wzdycham cicho. Mam szczęście, że to tylko Archie. Gdybym miała znosić przytyki pozostałych, wypisałabym się stąd na własne żądanie.
Okej, Avianne, nie daj się im. Nic cię nie łączy z Shawnem i nie masz żadnych powodów do tego, żeby się czegokolwiek obawiać. Nie jesteś winna.
Wstaję z łóżka i kucam przy walizce, która leży dokładnie w tym samym miejscu, w którym leżała w dniu przyjazdu. Odpinam ją i odrzucam klapę. Klękam i opadam pośladkami na pięty. Co mam ubrać?
- Hej, przeszkadzam?
Wzdrygam się, gdy słyszę znajomy, męski głos. Podnoszę wzrok i patrzę na szatyna, który stoi we framudze drzwi. Kręcę głową.
- Nie. Coś się stało? - pytam, a on wchodzi do środka i zamyka za sobą drzwi.
Tak, jasne, potrzeba mi jeszcze więcej plotek. Wchodź śmiało, Shawn.
- Jak się czujesz? - Patrzę na niego pytająco. - No... Archie nie jest zbyt miły. Przepraszam.
- Nie, jest okej - mruczę, a on patrzy na mnie podejrzliwie. - Naprawdę, Shawn. Trudno, najwyraźniej mnie nie lubi. Nic na to nie poradzę.
- To moja wina. Widziałem, że nie pałasz do mnie zbyt wielką sympatią, a dałem ci ten durny numer, nie wiem co sobie myślałem. - Drapie się po karku, śmiejąc nerwowo.
- Shawn, jest okej. - Postanawiam na chwilę obecną dać sobie spokój z szukaniem ubrań i wstaję z podłogi. - Chciałeś być pomocny.
Przegarniam włosy palcami i zakładam kilka kosmyków za ucho, a on uśmiecha się słabo i kręci głową.
- Naprawdę nie skumałaś? - Kręcę głową. - Spodobałaś mi się.
Wypowiada te słowa słowa, a ja wstrzymuję oddech. Szatyn spuszcza wzrok. Po chwili czuję, że jednak potrzebuję powietrza, więc biorę duży oddech. Co on powiedział? Czy on jest poważny?
Serce bije mi niebezpiecznie szybko, jakby chciało wyrwać się z mojej piersi i po prostu uciec na Alaskę. Otwieram usta, ale niemal od razu zamykam je, bo zdaję sobie sprawę z tego, że w sumie to nie wiem, co chcę powiedzieć.
No bo co mam powiedzieć?
Coś powinnam.
- Ja...
Zaczynam, a on podnosi wzrok i przerywa mi:
- Nie, Avianne, jest okej. Serio. Rozumiem, że mnie nie lubisz i nie musisz się czuć z tym źle. Naprawdę. Ale ja jestem tylko facetem i tak to działa, nic na to nie poradzę.
Unoszę brew.
- Czyli, że chciałeś mnie po prostu przelecieć? - wypalam, czego od razu żałuję.
Co ty masz w głowie, tępa idiotko?
- Nie. Spodobałaś mi się. Tak normalnie. Jesteś urocza. Ale nie przejmuj się tym. Wiem, że chcesz być uczciwa i skupić się na programie. Doceniam.
- Shawn... - dukam, w dalszym ciągu niezbyt ogarniając, co się tu właśnie, do jasnej cholery, stało.
- Spokojnie. Serio. Nie będę na tobie wywierał żadnej presji, ani nic. Chciałem to tylko wyjaśnić i upewnić się, że jest okej. Szykuj się, czas leci.
Uśmiecha się do mnie po raz ostatni, po czym odwraca się na pięcie i wychodzi z pokoju, zostawiając mnie samą w cholernym szoku.
Czyli, że wszyscy mieli rację? Naprawdę się mu spodobałam? Ale jak? Przecież wystarczy mnie postawić przy takiej Daliah. Ładniejsza i chętniejsza.
Boże święty.
Jak ja mam teraz przebywać w jego towarzystwie i zachowywać się normalnie? Jak mam przebywać w towarzystwie ich wszystkich, skoro czuję się jak największy zbrodniarz na tej planecie?
***
W końcu udaje mi się ogarnąć i zejść na dół, gdzie czekają już prawie wszyscy. Wszyscy, poza Daliah i Shawnem. To, że jej nie ma mnie akurat nie dziwi, ale jego nieobecność już tak.
- Avianne, idź sprawdź, co z twoim Romeo - rzuca Archie, a ja wywracam oczami.
Mam już go naprawdę dość.
- Koleś, nie jesteś zabawny, odpuść już sobie - odpowiada mu Gavin, po raz kolejny ratując mi tyłek.
Na całe szczęście, kilka sekund później na schodach pojawiają się nasi spóźnialscy. Daliah idzie przed nim, uśmiechnięta od ucha do ucha, a on podąża powoli za nią, wcale nie wyglądając na zbyt zadowolonego.
- To jak? Idziemy? - pyta Shawn, gdy już stoją obok nas.
- Idziemy.
Rachel podnosi się z kanapy i bez słowa zmierza w kierunku drzwi. Idziemy za nią. Ostatni wychodzi Gavin, który jest odpowiedzialny za klucze, ale nie jestem przekonana, czy to na pewno dobry pomysł.
- Zamówiłem dwie taksówki. Jest nas sześciu, więc po trzech w jednej - informuje Shawn. - Rachel, Archie i Daliah do pierwszej, ja, Gavin i Avianne do drugiej.
Mam ochotę unieść brwi, ale hamuję się, żeby nikt nie miał podstaw do przygadywania mi. Kiwam głową i wsiadam do pojazdu tuż za Gavinem. Shawn siada obok mnie. Ruszamy za nimi.
- Co będziemy zwiedzać?
- Aleja Gwiazd, studio Universalu i znak Hollywood. Rozważałem jeszcze Disneyland, ale wtedy to musiałaby być jedyna atrakcja.
Patrzę na niego, słysząc kluczowe słowo.
- I dlaczego tego nie wybrałeś?
- Chciałabyś odwiedzić Disneyland? - pyta, uśmiechając się słabo, a ja kiwam głową.
- No, a kto nie chciałby odwiedzić Disneylandu?
- Dobre miejsce na podróż poślubną - bąka Gavin.
Patrzę na niego zdziwiona, ale on nie odrywa wzroku od szyby, podziwiając widoki. Co za debil.
- Tak, masz rację. Świetne miejsce na podróż poślubną - potwierdza Mendes.
Wywracam oczami. Czemu muszę jechać z nim w taksówce? Nie mógł jechać z Daliah? Ona chętnie obgadałaby z nim ich podróż poślubną, jestem tego pewna.
Wysiadamy z taksówki prawie godzinę później. Nie wnikam, ile Shawn za to zapłacił, to nie moja sprawa. Stać go. Pierwsza część grupy przyjechała troszkę wcześniej, więc czekają już na nas.
Daliah niemalże od razu do niego doskakuje, ale on zdaje się to ignorować. Stoi ciągle tuż obok mnie i Gavina.
- Pójdziemy na Aleję Gwiazd, a potem wejdziemy pod znak Hollywood.
- Ale to jest pod górę - mruczy blondi, a ja mam ochotę wywrócić oczami.
Rzucam wzrokiem na jej obuwie i zaczynam rozumieć, co jej nie pasuje. Dziesięciocentymetrowy obcas.
- Jeśli nie chcesz, możesz na nas poczekać w jakiejś kawiarni albo coś - proponuje Shawn, a ona się krzywi, ale kiwa głową.
Chyba niezbyt jej odpowiada fakt, że będzie musiała go zostawić.
Ruszamy przed siebie, oglądając kolejne gwiazdy i co chwila zatrzymując się przy jakiejś. Idę obok Rachel, pozwalając Daliah na spędzenie czasu z Shawnem.
Na początku myślałam, że jej fascynacja nim jest chwilowa i niegroźna. Cóż, myliłam się. Jest coraz gorzej.
- Patrz! - piszczy kobieta, idąca obok mnie, zatrzymując się przy jednej z gwiazd. - Christina Aquilera!
Spoglądam na dół. Faktycznie. Uśmiecham się szeroko. Uwielbiam ją! Rachel prosi mnie, żebym zrobiła jej zdjęcie obok gwiazdy i podaje mi swój telefon. Robię jej szybką fotkę, zanim ludzie zdążą nas staranować i idziemy dalej.
- Mój mąż oświadczył mi się przy jej piosence - wyjaśnia.
- Ale to romantyczne! Jesteś szczęściarą, Rach.
Moja towarzyszka kiwa głową i chichocze pod nosem.
- Oj, jestem. Ale nie martw się, ty też spotkasz swojego księcia z bajki. A może już spotkałaś, hmm, Avi? - Unosi brew i patrzy na mnie podejrzliwie.
- Nie. Raczej jeszcze nie.
Na jej usta wpływa jedynie leniwy, podstępny uśmieszek, a wzrok kieruje się na mężczyznę, który idzie przed nami z niską blondynką.
***
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top