12. Przestańcie, do cholery, szeptać.
Hej!
Zacznę wyjątkowo od notki, bo mam coś dla Was! Kilka dni temu zrobiłam sobie playlistę do pisania JAS i stwierdziłam, że z chęcią się podzielę :)
Łapcie linka, miłego czytania i nie zapomnijcie o opiniach!
https://open.spotify.com/user/gabinkaaa/playlist/7gpwCpGR9vhGFDOiHOPL57?si=p4w85d3oRCuGUlfdLUYnXg (komentarz, skopiujecie tam)
Buzi,
mrsgabriellee xx
#jasfanfic
Avianne
Wytrzeszczam oczy, a w tle ktoś tam dławi się drinkiem, ale nie spoglądam na nich, bo spojrzenie Mendesa wypala we mnie dziury. Oczekuje odpowiedzi. A ja nie wiem, co mam mu odpowiedzieć.
- Avianne chce, żeby jakiś gościu z jej pracy ją przeleciał na blacie. - rzuca beztrosko Gavin, jakby to było nic takiego. A ja mam ochotę go zajebać. - Rozumiesz, szybki numerek w Starbucksie.
- Ach, tak, szybki numerek - mruczy, ale nadal wbija swój wzrok we mnie, a ja zaczynam się czuć niekomfortowo. Ma bardzo przenikliwe spojrzenie. - No nic, powodzenia z kolegą. Nalejecie mi też, czy już wszystko wypiliście?
Gavin każe mu usiąść i sięga po butelkę, pytając, czy woli Sprite'ac, czy Colę. Shawn prosi o drinka z Colą i mówi, że najpierw odniesie walizkę do pokoju, bo potem może nie być już w stanie. Wchodzi po schodach, taszcząc ze sobą czarną, a gdy tylko znika na piętrze, patrzę na Gavina moim najgroźniejszym spojrzeniem.
- Po co to mówiłeś? - syczę, a on wzrusza ramionami. - Teraz pomyśli, że jestem jakaś niewyżyta.
Chłopak śmieje się głośno, a moja chęć na zabicie go, wzrasta z każdą kolejną sekundą. Kręcę głową, żeby choć trochę odsunąć od siebie myśli, które jasno mówią, że trzeba go zabić, ale to trudne, bo perspektywa utopienia gościa w basenie obok domu jest bardzo kusząca.
- Jeśli chcesz się zabawić, myślę, że Mendes się nie obrazi, jak do niego dołączysz tam na górze. Powiedziałbym nawet, że wręcz przeciwnie. - Porusza brwiami.
Całe towarzystwo wybucha śmiechem, a ja mrużę oczy i spoglądam na Rachel.
- Ile mi grozi za zabicie go?
- Nic, wybronimy cię. - Macha ręką, jakby to była największa błahostka na świecie. - Debili można.
Shawn dołącza do nas niecałe pół minuty później i siada, jak na złość, obok mnie. Archie napełnia trzy kieliszki czystą, a Gavin podaje naszemu trenerowi szklankę z napojem.
- Za zdrowie naszych pań. - Shawn unosi kieliszek do góry i razem z chłopakami na raz wlewają sobie ciecz do gardeł. Krzywią się i popijają wódkę colą. - Ile już wypiliście beze mnie?
Pyta i opiera się wygodnie. Jego ręka wędruje na oparcie, tuż nade mną. Przełykam głośno ślinę, czując się odrobinkę zakłopotana.
- Nie dużo. Panie zmusiły nas do wypicia jakiegoś babskiego wina, a potem poszła jedna butelka. Teraz zaczęliśmy drugą.
Wzdycham cicho. Będzie interesująco. Gavin i Archie prędzej jutro zaliczą wizytę w zakładzie pogrzebowym jako główni zainteresowani, niż będą w stanie śpiewać. Łby im pękną.
- Jutro o dziesiątej przyjeżdża ekipa i nagrywamy, więc liczę, że kac was nie dotyczy.
- O której? - dopytuje Archie, przełykając głośno ślinę.
- O dziesiątej. Mam już piosenki dla was i wszystko wiem. - Chwyta drinka, którego podaje mu Gavin i upija łyka. - Dacie sobie radę.
- Jak już razem pijemy, to może nam powiesz? - próbuje Daliah, ale on kręci głową.
- Nie mogę, chyba, że jesteście dobrymi aktorami, bo macie być zaskoczeni.
- Ja nie. W szkolnych przedstawieniach tylko śpiewałam, bo nawet drzewa nie umiałam dobrze zagrać - mruczę i upijam łyka drinka.
Daliah wybucha śmiechem, bo ona jest już w takim stanie, że śmieje się ze wszystkiego, a reszta śmieje się, ale z niej. Ma zaraźliwy i zabawny śmiech.
Wzdrygam się, gdy czuję, jak osobnik, który siedzi tuż obok mnie, zbliża się do mnie i nachyla nad moim uchem. Jego oddech owiewa moją skórę, a ja staram się oddychać spokojnie, choć to cholernie trudne.
- Ale udawanie ci, że mnie lubisz, wychodzi ci idealnie - szepce, a ja wytrzeszczam oczy. - Chyba, że nie udajesz. Hmm, jak jest?
Spoglądam na niego i ledwo hamuję westchnienie, gdy widzę z jaką intensywnością na mnie patrzy. Przełykam ślinę i mrużę odrobinę oczy. Gestem ręki proszę, żeby się odrobinę zniżył, bo jest ode mnie sporo wyższy. Schyla głowę, a ja zbliżam się do jego ucha.
- To jest telewizja, kochany - także szepczę, a on kręci głową z uśmiechem. - A nie szkolny teatrzyk.
Uśmiecha się jeszcze szerzej i znowu to on szepce:
- I tak wiem, że mnie lubisz.
- Przestańcie, do cholery, szeptać - oburza się głośno Gavin. - Jeśli chcecie, idźcie do pokoju albo coś, bo zaczyna się tu robić gorąco.
Patrzymy na niego zaskoczeni, a on, z wyraźnym bulwersem na twarzy upija łyka swojego drinka, który, swoją drogą na pewno nie jest tym samym, który pił jeszcze dziesięć minut temu. Będzie jutro naprawdę cierpiał. Bardzo.
- Aha, czyli Avianne może, a ja nie, tak? - piszczy niezadowolona Daliah. - Jej regulamin nie obowiązuje? - prycha.
- Jaki regulamin? - Shawn marszczy brwi, patrząc na nią.
- No, że nie możesz z żadnym z nas nawiązywać żadnych relacji, poza zawodowymi. A ja chcę przecież. - Jej ramiona opadają, a ona wygląda jak mała, zawiedziona dziewczynka.
- Daliah, powinnaś już iść spać - odzywa się Rachel i kładzie dłoń na jej ramieniu, ale blondynka strąca ją.
- Nie, ja się świetnie bawię. Ale nie rozumiem, dlaczego ona dostała jego numer, a ja nie! - krzyczy, a ja przymykam oczy.
Ja pierdolę. Izzy, nie żyjesz.
Wszyscy cichną i patrzą na mnie. Jak mam się wytłumaczyć? Nie chciałam tego numeru! Wiedziałam, że to był zły pomysł. Bardzo, bardzo zły. Ale to jego wina! On mi go dał.
- Słuchajcie, mnie i Avianne nic nie łączy - odzywa się Shawn. - Nie chcę, żeby były między nią, a wami jakieś zgrzyty, bo to nie jej wina. To była trochę nieprzemyślana decyzja, ale ona zachowała się dojrzalej, niż ja i najprawdopodobniej go wyrzuciła. Nie musicie się martwić.
Cóż, nie wyrzuciłam go, ale nie zamierzałam się odzywać. Byłam mu odrobinkę wdzięczna, za to, co powiedział, choć serce mnie zakuło, gdy przyznał, że to była nieprzemyślana decyzja.
Co ten alkohol robi z człowiekiem.
- Na moje możecie iść teraz na górę i robić, co chcecie, byle nie za głośno - mruczy Gavin i po raz kolejny upija łyka alkoholu.
- Mi też to wisi - przyznaje Archie.
- Ja nie chciałabym, żebyście sobie narobili problemów. - Rachel wzrusza ramionami. - Nie mam być o co zazdrosna, ten program to dla mnie zabawa, a w domu mam cudownego męża, któremu, przepraszam, Shawn, ale nie dorównujesz do pięt.
Daliah mruczy coś niezadowolona pod nosem, a ja odrobinę oddycham z ulgą. Raz, przynajmniej raz, Mendes się na coś przydał.
***
Następnego dnia rano budzą mnie promienie słońca, a ja nie potrzebuję nawet minuty, żeby ogarnąć, że boli mnie głowa. Więc wolę nie myśleć, co przeżywa reszta, skoro wypiłam praktycznie najmniej. Na równi z Rachel.
Po tej nieprzyjemnej sytuacji, Shawn namówił wszystkich na kilka kolejek, żeby załagodzić sprawę. Kiedy Gavin wypił jeszcze trochę, odleciał totalnie i zaczął gadać totalne bzdury. Daliah trochę spuściła z tonu, bo alkohol zaczął robić swoje, a ja oddychałam z ulgą.
Odkopuję kołdrę na bok i siadam, spuszczając nogi na miękki dywanik, który leży obok łóżka. Sięgam po telefon i sprawdzam godzinę. Ósma trzydzieści. Mam jeszcze ponad godzinę. Zakładam moje mięciutkie kapcie i szlafrok, który wisi na krześle przy toaletce. Wchodzę do łazienki, żeby umyć zęby. Zabicie wszystkich oddechem nie jest zbyt dobrym pomysłem.
Schodzę na dół i wchodzę do kuchni, gdzie przy wyspie siedzi Rachel i popija coś, co pachnie jak kawa.
- Cześć - odzywam się jako pierwsza, a ona podnosi wzrok i uśmiecha się do mnie serdecznie.
Jak to możliwe, że jej włosy, nawet roztrzepane i nieułożone, wyglądają tak dobrze? To niesprawiedliwe.
- Hej. Chcesz kawy? Zaparzyłam cały dzbanek.
Kiwam głową, a ona podnosi się z krzesełka i sięga kolejny kubek, a następnie napełnia go kawą. Ja podchodzę do blatu, na którym już leżą tabletki przeciwbólowe (ona najwidoczniej też cierpi) i nalewam sobie wody do szklanki. Łykam dwie pastylki i wracam do wyspy, siadając naprzeciwko Rachel.
- Jak po wczoraj? Daliah zrobiła niefajną akcję - krzywi się, a ja kiwam głową.
- Tak, ja... mnie naprawdę z nim nic nie łączy.
- Nie musisz mi się tłumaczyć, naprawdę. Ja nie miałabym nic przeciwko, no ale...
- Tak, ja wiem, ale wyszło.... niemiło. Boję się tego, jak reszta będzie mnie traktować.
- Miej to gdzieś. Gavin na pewno nie będzie zły, ja też i co najważniejsze, Shawn też. Większość jest po twojej stronie.
Uśmiecham się w podzięce, ale nie odzywam się, bo słyszę, że ktoś schodzi po schodach. I po krokach wnioskuję, że to mężczyzna. Wzdrygam się, gdy czuję oplatające mnie od tylu dłonie i ciężką głowę na moim ramieniu.
- Avi, cierpię - mruczy Gavin, a ja śmieję się i podnoszę rękę, żeby pogłaskać go po włosach. - Nie śmiej się tak głośno, ja naprawdę cierpię.
- Wiem, widziałam, ile wczoraj wypiłeś - mówię tak cicho, jak to tylko możliwe. - Rachel, podasz naszemu biedakowi tabletki?
- Aha, ale nie wiem, czy to mu pomoże. Aż tak mocne one nie są.
Dziewczyna znowu jest zmuszona wstać, żeby podać mu te leki, a on odkleja się ode mnie i siada obok. Wygląda naprawdę marnie. Ale kac morderca nie ma serca.
- Zrobiłem wczoraj coś głupiego? Nie jestem pewien, czy wszystko pamiętam.
- Nie, może trochę dużo mówiłeś, ale nic ośmieszającego. Nie przejmuj się.
Potakuje, a Rachel podaje mu tabletki i szklankę wody. Łyka je szybko i dziękuje jej cicho. Jestem pewna, że będzie szukał schronu, gdy przyjedzie ekipa i oni nie będą mieli dla niego tyle litości, co my.
- Ale pamietam akcję Daliah. Dlaczego nie mówiłaś o tym, że dał ci numer?
- Bo to nic takiego i nie zamierzam z niego korzystać. Coś jeszcze?
Wywracam oczami, a on kręci głową i bierze kolejnego łyka wody. Dołącza do nas Archie, który wygląda troszkę lepiej, niż Gavin, ale wciąż... cóż.
- Shawn zaraz zejdzie, słyszałem, że już wstał. Avianne, jesteś pewna, że chcesz mu się tak pokazać? - pyta.
Spuszczam wzrok. Wiedziałam, że tak będzie. Będę słuchać głupich przytyków, a nic nie zrobiłam.
- Ty wyglądasz jak trup, idź się lepiej pomaluj, bo kiepsko wyglądasz.
Unoszę głowę i zmuszam się do uśmiechu, gdy widzę szatyna, który mrozi wzrokiem Archiego. Czy on zawsze musi się pojawiać w najmniej oczekiwanym momencie? I to takim, który dotyczy mnie?
- Ja, ja żartowałem... - jąka się chłopak.
- Proszę was, nie jesteście dziećmi i nie zachowujcie się tak. Avianne wam nic nie zrobiła i jeśli macie zamiar się na kimś wyżywać, to na mnie. Bo to ja dałem jej ten numer.
Jestem mu naprawdę wdzięczna, ale nie odzywam się. Lepiej nie dolewać oliwy do ognia. Sytuacja i tak jest już wystarczająco nieprzyjemna.
Archie nie odpowiada na jego słowa, a Shawn podchodzi do mnie.
- Masz mi powiedzieć, jeśli ktoś będzie ci mówił coś niemiłego, jasne? - pyta, a ja podnoszę wzrok i patrzę na niego, kiwając słabo głową. - I przepraszam, masz przez to tylko nieprzyjemności.
- To moja wina. Niepotrzebnie o tym komukolwiek mówiłam. Moja siostra się wygadała...
- Nic się nie stało. Naprawdę. Możesz dzwonić, jak chcesz, wiesz... - mówi coraz ciszej, a ostatnie słowo niemalże szepcze.
Patrzymy sobie w oczy, a oddech więźnie mi w gardle. Nie wiem, co powinnam odpowiedzieć. Co mogę odpowiedzieć. I przede wszystkim, co chcę odpowiedzieć.
- Hej wszystkim! - Radosny głos rozbrzmiewa na parterze, a ostatnia brakująca osoba dołącza do nas.
Shawn odrywa wzrok ode mnie i uśmiecha się do niej, a ja biorę głęboki oddech.
Co tu się dzieje?
***
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top