Jump? rozdział 5

Całowałem się z Ewą i tak... dowiedziałem się jak ma na imię. Jej pocałunki nie były idealne tak jak moje. Całowałem niezdarnie i wolno ale jej to się chyba podobało. Ściągnąłem jej koszulkę na ramiączkach. Gdy nagle po raz kolejny w tym dniu zamarłem. Jakiś gościu zaczął pukać do drzwi i krzyknął.

-Ewa jesteś tam-mówi wchodząc do łazienki-co tak długo...

Wysoki chłopak przystaje zauważając nas. Szybko odskakujemy od siebie. Ewa zaczyna ubierać koszulkę. Widzę ,że się boi. A co ja mam powiedzieć? Całowałem się z laską ,która ma chłopaka i pewnie zaraz dostanę w mój pusty łeb. Pukam się ręką w głowę i myślę ,jak mogłem być taki głupi.

-O ty gnojku pożałujesz-mówi z gniewem podciągając rękawy swojej bluzy-że ją tknąłeś.

Nagle w moją stronę leci pięść. Próbuję zrobić unik ale niestety nie udaje mi się. Pięść uderza prosto w moją twarz ,a konkretnie w nos. Upadłem na kafelki ,bo bolało jak cholera. Miałem mroczki przed oczami i mało co widziałem. Dotknąłem ręką nosa i zobaczyłem na palcach krew. Pewnie mi go złamał. Kurde, kurde ,kurde mama mnie zabije. Chłopak kopię mnie w brzuch i spluwa na mnie. Koleś patrzy na mnie z wyższością i wychodzi kopniakiem otwierając drzwi. Ewa śmieje się ze mnie i wychodzi za nim. Na kafelki wypluwam krew ,która zebrała mi się w gardle. Leżałem tak kilka minut ,aż postanowiłem wstać. Ubrałem się w moją śmierdzącą piwem koszulę i marynarkę. Spojrzałem w lustro i doszedłem do wniosku ,że wyglądam okropnie. Oko miałem podbite a z nosa leciała krew. Wyszedłem z kibelka z postanowieniem pójścia do domu. Na imprezie nie było już tyle ludzi jak wtedy kiedy się zaczęła. Zdecydowanie mniej osób tańczyło ,dlatego łatwo przepchałem się do wyjścia. Wreszcie wydostałem się z domu Maćka i coś sobie postanowiłem. Nigdy już tu nie wrócę. Poszedłem na pieszo chcąc się przewietrzyć. Poza tym jakby mnie ktoś zobaczył w autobusie to by się przestraszył ,a nawet gorzej. Kierowca mógłby mnie wywalić z autobusu. Zdecydowanie wolałem pójść na piechotę.

Szedłem mostem kierując się do domu. Czułem jak wiatr owiewał moje ciało. Moja skóra zrobiła się zimna. Przystanąłem i oparłem się o barierkę. Popatrzyłem w dół na szybko płynącą Wisłę. Kierowała się do morza ,a ja mógłbym wraz z nią. Pomyślałem jakby to było gdybym skoczył. Spadałbym wtedy szybko ciągnięty w dół przez siłę grawitacji. Pewnie bym się utopił ,a moje ciało byłoby po kilku dniach wyrzucone na brzeg. Turysta spacerujący nad brzegiem przeżyłby szok. Policja stwierdziłaby samobójstwo. Stałem tam tak dobre pół godziny. Przeszedłem przez barierkę chcąc się rzucić. Pomyślałem o mamie ,która zapewne popadłaby w depresje. Jej najbardziej nie chciałem zostawić. Stałem tam patrząc w dół chcąc skoczyć. Ale tylko chciałem.  


Jak pewnie się domyśliliście to nie jest jeszcze koniec mojej "książki". Niedługo pojawi się kolejny rozdział. ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top