TWO

You say that money, isn't everything,
But I'd like to see you live without it.
You think you can keep on going living like a king.

Silverchair- Tomorrow

Ile prawdy jest w moim kłamstwie?

Pukam w ciężkie drewniane wrota i czekam, aż mama pozwoli mi wejść. Jej gabinet od zawsze był świętym miejscem, do którego nie można było sobie ot tak wchodzić. Słyszę przyduszone "proszę", więc naciskam klamkę i uchylam drzwi. Mama jak zwykle siedzi przy ogromnym biurku pośrodku i przekłada papiery z jednego stosu na drugi, nazywając to pracą. Tym razem stuka również zawzięcie w płaską klawiaturę swojego designerskiego laptopa i ledwo co podnosi wzrok, gdy siadam w miękkim fotelu naprzeciwko.

– Sue mówiła, że chciałaś mi o czymś powiedzieć – zaczynam, delikatnie przekręcając głowę, aby przeczytać drobny druczek na jednej z luźnych kartek.

Mama zabiera dokument, zamykając odrobinę klapę komputera i splatając dłonie na mahoniowym biurku. Jej wypielęgnowane do granic możliwości paznokcie zdobi dziś granatowy lakier, idealnie pasujący do eleganckiej białej bluzki z żabotem.

– Dzień dobry – mówi, ganiąc mnie za brak manier. – Gdybyś przyszła punktualnie, Sue nie musiałaby cię o niczym informować. – Kończy swoją niepotrzebną uwagę, którą wysłuchuję ze spokojem. – Tata wraca w przyszłym tygodniu i bardzo chce gdzieś z tobą pojechać. – Jej oczy rozbłyskają. – Ale do tego czasu musisz utrzymać nienaganne oceny, inaczej nici z niespodzianki!

Uśmiecham się szeroko, zapewniając mamę, że wszystkie moje wyniki wciąż takie są, a potem żegnam się z nią, zamykając za sobą drzwi. Jak zwykle, tylko to jej w głowie. Udaję się na drugie piętro, a potem zaszywam się w swoim pokoju, jedynym miejscu w całym domu, które ma jakiś charakter. Bladofiołkowe ściany komponują się z białymi meblami, tworząc nowoczesny, ale jednak przytulny kącik. Biurko stojące pod oknem jak zwykle usłane jest mnóstwem zeszytów i książek, których nie odłożyłam na miejsce. Na krześle biurowym wisi kilka sukienek i żakietów, które ubierałam w zeszłą niedzielę na obiad z mamą. Tylko tutaj panuje bałagan.

Podłączam telefon do ładowarki i zabieram się za sprzątanie, ni to upychając, ni to składając ubrania do szafy. Starannie odkładam książki na biblioteczkę, wdychając zapach ich kartek. Ściągam niewygodne kozaki, rzucając je pod duże łóżko. Siadam na materacu, próbując nie dać się zjeść rutynie. Niestety, ona zaraz znów zapuka do moich drzwi. Wyciągam ze szkolnej torby podręcznik do ćwiczeń z biologii i zabieram się za uzupełnianie braków. Zdaję sobie sprawę, że biologia to może nie moja kula u nogi, ale bułką z masłem jej nazwać nie mogę. Trudzę się nad zadaniem, nie przestając nucić piosenki bez nazwy, którą podsłuchałam dziś na próbie. Gdy kończę ostatnie ćwiczenie, zamykam z hukiem książkę i rzucam ją na poduszkę. Podchodzę do dużej tablicy korkowej i dokładnie śledzę swój tygodniowy planner, mówiący, że przez najbliższe dni nie zapowiada się na żadne sprawdziany, co oczywiście przyjmuję z ulgą.

A teraz przychodzi czas na Ezrę.

Mowa tu oczywiście o moich skrzypcach.

Czasami patrzę na mój instrument z obrzydzeniem, choć kocham ten pusty kawałek drewna. Przelałam przez niego wiele łez, przesiedziałam mnóstwo godzin na prywatnych lekcjach, ale mimo to, darzę go sympatią. Gram od wielu lat, codziennie ćwicząc i ćwicząc swój kunszt. I choć grę na fortepianie wolę o wiele bardziej, to zwykle skrzypce zabieram ze sobą, gdy gdzieś wyjeżdżałam.

Sięgam po instrument zawieszony nad łóżkiem i delikatnie opieram brodę o podbródek, chwytając chwilowo za podstrunnicę. W prawą rękę chwytam smyczek, stawiając go w odpowiedniej pozycji. I wtedy zaczynam grać.

~~~

Presley, suczka psa faraona, merda ogonem na mój widok, gdy schodzę do salonu, zbierając się do szkoły. Głaszczę jej rudą sierść, wprawiając ją w ogromny zachwyt, a później całuję ją w pysk. Siadam na miękkim dywanie w holu i sięgam po swoje ulubione półbuty z platformą. Mama nie jest zbyt przychylna do mojego stylu, ale na szczęście nie ma jej całymi dniami w domu, więc gdy nie patrzy, mogę ubierać, co chcę. Sue na szczęście nie przeszkadza zestawienie grafitowych rajstop z dżinsowymi szortami i bokserką. Sama doradza mi, abym ubrała na górę skórzaną kurtkę. W ten sposób czuję się swobodnie i tak zwyczajnie. Żadna sztywna koszula z kołnierzykiem nie drażni mojej skóry swoim wykrochmalonym materiałem, a spódniczka nie podciąga się do góry. Ostatni raz całuję psiaka na pożegnanie i wychodzę, biegnąc w stronę białego Chevroleta Cruze, stojącego przed domem.

Docieram do szkoły i parkuję pod jedną z palm, niedaleko miejsca, w którym zwykle spotyka się Reece ze swoimi kumplami. To jeszcze nie obsesja, a jedynie zainteresowanie jego osobą. Wysiadam z samochodu i rozglądam się w poszukiwaniu Camilii, niestety, jeszcze nie przyjechała. Zamiast niej zauważam Bailey, jedną z uczennic, a także moją drugą przyjaciółkę.

– Julie! – krzyczy moje imię, ściskając mnie. Jest bardzo wylewna w uczuciach, co bardzo w niej lubię. – Jak się masz? Co z twoim obrazem? – Zadaje pytania, wciąż mnie ściskając.

– Wszystko w porządku, jeszcze nad nim pracuję. – odpowiadam, nie mijając się z prawdą.

– Jeśli potrzebujesz pomocy, wiesz gdzie mnie znaleźć. – poleca się, pocierając moje ramię. – Byłabym zapomniała, od rana chodzą plotki, że dziś wieczorem Double Exposure grają w klubie jako support. Chcę pójść ich zobaczyć, co ty na to? Piszesz się?

Moje myśli zaczynają krążyć wokół jednego. Reece będzie w klubie. Na scenie. Będę mogła posłuchać go bez żadnych przeszkód i wpatrywać się w jego brązowe oczy, nie budząc podejrzeń! Ale...

– Nie wiem, czy mama się zgodzi... – smutnieję, gdy uświadamiam sobie gorzką prawdę. Mama wieczorem pewnie wróci już do domu, a jeżeli zapytam ją o pozwolenie, nie zgodzi się. – Zobaczę, co da się zrobić.

Bailey uśmiecha się pocieszająco i gestem ręki wskazuje na wejście do budynku, dając mi znać, abyśmy poszły do klasy.

~~~

Another day and I'm somewhere new
I

made a promise that I'd come home soon
Bring me back, bring me back to you *

~~~

Lekcja fizyki trwa w najlepsze, ale ja przestałam słuchać nauczyciela już jakiś czas temu. Teraz liczy się dla mnie mój zeszyt i kolejny fragment tekstu, który wpadł mi do głowy. Co prawda, słowa mieszają mi się w głowie i nie potrafię sklecić porządnie dwóch zdań, ale to najlepsze, co może być.

Tell me that you need me
To help you find a way
Through all of this madness
Can I be your light of day?
Please, won't you believe me?
Even if you don't agree
Know that I am trying
To help us all break free**

– Julie, oderwij się od zeszytu albo przegapisz swojego ukochanego. – Słyszę głos Camilii, więc podrywam się do góry, napotykając współczujący wzrok blondynki. – Totalnie odbiło ci na jego punkcie. – Wzrusza ramionami, wskazując ręką na okno.

Przybliżam się do parapetu i spoglądam w dół. Uśmiecham się, choć nie powinnam. Chłopak, dziś ubrany w czarne rurki i luźny T-shirt, stoi niewzruszony przed budynkiem szkoły i przegląda coś na telefonie, sunąc zgrabnymi palcami po ekranie. Wracam myślami do fizycznej sali i udaję, że wcale nie chcę przypadkiem wyjść teraz na zewnątrz.

– Wzięło cię, nie powiem. Zakładam, że idziesz na koncert? – podtrzymuje rozmowę Camila.

– Wiesz, że chciałabym. – Podpieram brodę ręką, bazgrząc na marginesach zeszytu lekcyjnego. – Mama się nie zgodzi, właściwie nawet nie powinnam jej pytać, znam ją doskonale. Myślałam, że może Sue mogłaby mnie kryć, ale... – Wzdycham cicho, pakując się, gdy dzwoni dzwonek na przerwę.

– Myślisz, że twoja mama zorientowałaby się, gdybyś wyszła? – pyta dziewczyna, wychodząc ze mną z klasy.

– Teoretycznie nie zagląda do mojego pokoju, ale obawiam się, że jakoś zobaczy, że mnie nie ma. A wtedy miałabym przechlapane. Nagrasz mi ich występ i tyle...

Camila kręci ustami z przekąsem, jak zawsze, gdy zastanawia się nad czymś. Wzrusza ramionami, nawet ona jest w tym przypadku bezsilna. Skręcamy w stronę sali z angielskiego, by zostawić tam nasze plecaki, ale zaraz potem ciągnę blondynkę za rękaw swetra w kierunku dziedzińca, na którym stał Reece. Wychodzimy na dwór, a majowe słońce znów praży, zmuszając mnie do zsunięcia okularów przeciwsłonecznych na oczy. Siadamy na ławce, a ja rozglądam się, próbując zauważyć znajomą twarz w tłumie uczniów.

– Nie wierzę! – Camila marszy brwi w konsternacji, nerwowo tupiąc nogą o chodnik. – Ta jędza postawiła mi cztery*** za kartkówkę z chemii! – wkurza się dziewczyna, przeglądając na telefonie elektroniczny dziennik.

Przewracam oczami z uśmiechem. Ta to ma się z czego cieszyć, a ciągle narzeka. Chemia to akurat moja pięta achillesowa i za śmieszną dla niej czwórkę, ja skoczyłabym w ogień! Jej zapał do nauki czasami mnie studzi.

– Hej, dziewczyny! – wita się jakiś chłopak, ale ten głos poznałabym wszędzie. On mówi do nas?

– Siemka, Reece – odpowiada za nas Camila, niepostrzeżenie szturchając mnie w ramię.

– Może słyszałyście już o naszym występie w Jazz Clubie****, ale zapraszam na dwudziestą. Zobaczycie, będzie niezły występ! – Uśmiecha się szeroko.

Martin przeczesuje ręką swoje krótkie włosy koloru deserowej czekolady i poprawia zsuwające się okulary. Jego wizerunek jest abstrakcją, przynajmniej dla mnie. No bo, bądź co bądź, Double Exposure grają rocka, Reece sam stał się rockmanem, a nie wygląda mi na takiego. Ubiera się na swój sposób, ale zawsze ze smakiem, jest zawsze miły, uprzejmy i nie przypomina mi facetów z muzycznych czasopism: ubranych na czarno, z makijażem oczu i irokezem. Szatyn jest żywym przykładem chodzącego stereotypu. Oto jak świat szufladkuje muzyków, dając im odpowiednie plakietki. Reece odebrał swoją, ale nie zmienił się ani trochę. Nadal przypomina mi zabłąkaną ofiarę losu. I chyba właśnie to tak bardzo w nim lubię.

– Chętnie wpadniemy, dzięki! – odpowiada blondynka, a Reece jeszcze raz posyła nam uśmiech, by później odejść.

Chyba wstrzymywałam oddech.

– Camila? – Dziewczyna zerka w moją stronę. –- Chyba wreszcie wykorzystam tę gałąź przed moim oknem – mówię, decydując się na największą głupotę w swoim życiu.

~~~

Przygotowana do wyjścia jeszcze raz omiatam wzrokiem tonący w mroku korytarz. Ani żywej duszy. Delikatna poświata z gabinetu mamy rozpromienia półpiętro, a cicho grający telewizor na dole może mi tylko pomóc. Zapowiedziałam Sue, że idę wcześniej spać. Mogę jej ufać, jest moją powierniczką, ale w tej sprawie nawet ona nie pozwoliłaby mi wyjść gdzieś do klubu.

Dajesz, Julie, dasz radę.

Rozmawiam ze sobą w myślach, przekładając jedną nogę przez okno i zahaczając ją o konar. Łapię się obiema rękami za drzewo i wreszcie powoli zsuwam się po pniu na sam dół. Pokaleczone dłonie są warte mojej ucieczki. Wybiegam ze swojej parceli i pędzę prosto do samochodu Bailey, która zaparkowała niedaleko. Czerwony Ford ma wyłączone światła, ale zauważam dwie znane mi postacie, zapewne kłócące się o to, którą płytę mają włączyć. Siadam na tylnym siedzeniu i zapinam pasy, niemal machinalnie wybierając płytę Every Secound Counts zespołu Plain White T's. Auto rusza z piskiem opon, gdy w radiu wygrywa pierwsza piosenka.

Hey there Delilah
You be good and don't you miss me
Two more years and you'll be done with school
And I'll be makin history like I do
You know it's all because of you
We can do whatever we want to
Hey there Delilah here's to you
This one's for you *****

A/n: Uwierzcie mi lub nie, ale drugi rozdział napisałam w ten sam dzień, co poprzedni, spychając naukę do sprawdzianu na następny dzień. Jeśli nie zaliczę, zwalę na tych, co czytają :p

* 5 Seconds Of Summer - Beside You

**Kygo ft. Will Heard - Nothing Left

*** W australijskim systemie oceniania nie występują liczbowe oceny (system ALFA/opisowy) , ale dla ułatwienia wybrałam ten rodzaj, gdyż jest po prostu łatwiejszy dla mnie, jak i dla Was

****Jazz Club - znany klub w Brisbane, w którym gra się głównie muzykę jazzową. 

*****Plaine White T's- Hey There Delilah 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top