TWENTY NINE

  I don't know what it is
But I think that I wanna fall asleep with you
I don't know what it is
 But I think that maybe I'm in love with you  

Former Vandal - Right Next To You

Wymyśliłaś już jakąś słodką zemstę? 


Próba skończyła się dość późno, a jak się później okazało, musiałam nauczyć się na kartkówkę z fizyki, o której zupełnie zapomniałam. Zawaliłam całą noc, więc teraz czuję się jak zombie. Właściwie nie jestem pewna, czy nie mieszam swoich płatków śniadaniowych widelcem. Oczy same mi się zamykają i jeżeli nie zasnę z nosem w misce, będzie dobrze. Ziewam przeciągle, zasłaniając sobie ręką usta, gdy do moich nozdrzy dociera znany zapach maminych perfum.

– Julie, chciałabym z tobą porozmawiać. – Jej głos sprawia, że natychmiast się rozbudzam i wlepiam w nią spojrzenie. W przeciwieństwie do mnie ona znów wygląda nienagannie. – Ostatnio nie miałam szansy ci powiedzieć, że podobała mi się ta piosenka, którą napisałaś ze swoim kolegą.

– Naprawdę?! – Nie mogę uwierzyć w jej słowa.

– Ale to nie znaczy, że masz poświęcać cały czas wolny na pisanie do przedstawień. Mówiłam ci już, że powinnaś częściej ćwiczyć grę na pianinie i skrzypcach. – Stara mama znów wraca, więc kiwam lekko głową. – A ten twój znajomy wydaje się całkiem sympatyczny.

Uśmiecham się pod nosem. Jej serce też skradł.

– Muszę się zbierać, do zobaczenia, mamo! – rzucam i wstaję od stołu, naładowana nową energią do życia.

Biegnę na górę, przeskakując o kilka stopni i od razu podchodzę do przygotowanych wcześniej ubrań. Zakładam czarną, rozkloszowaną spódniczkę, która ledwo sięga mi do kolan, szmaragdową bluzeczkę na szerokich ramiączkach, a na górę narzucam grafitowy sweter, który leży na mnie niczym płaszcz jakiegoś czarnoksiężnika. Pobieżnie zerkam w malutkie lusterko. Włosy, splecione we francuski warkocz przerzucam na lewe ramię i jestem gotowa do wyjścia. Wracam na dół z torbą, idąc do samochodu.

Chevrolet szybko odpala i gładko opuszcza podjazd, sunąc w kierunku naszej szkoły. Nie mogę uwierzyć, że to naprawdę mój ostatni rok tutaj. Będąc w liceum, nie boję się aż tak o moją przyszłość, ale gdy tylko dostanę do rąk upragniony dyplom, co wtedy będzie? University of Queensland** przyjąłby mnie z otwartymi rękoma, gdybym tylko wiedziała, co powinnam studiować. Co z Juilliard?! Czy nie powinnam już składać tam papierów? Teoretycznie, co mi szkodzi. Co roku w rekrutacji bierze udział tylu uczniów, że istnieje naprawdę małe prawdopodobieństwo, że akurat ja się tam dostanę.

Parkuję auto i wyskakuję z niego, poprawiając spódniczkę. Blokuję zamek centralny i już mam zrobić krok w stronę szkoły, gdy słyszę za sobą znajomy głos.

– Cześć, słoneczko! – Uśmiecham się szeroko i odwracam w kierunku blondyna, za którym podąża Reece i zdezorientowany Dennis.

Chłopaki witają się ze mną, a Denny nadal wysyła nam pytające spojrzenia.

– Ja nie wytrzymam! Powiecie, o co chodzi z tymi słodkimi przezwiskami? Słoneczko? Niuniuś? Naprawdę?

– Nie przesadzaj, mogło być gorzej – żartuje Reece. – Powinienem dać ci błogosławieństwo, Cody?

Jego słowa bolą. Rzuca je na wiatr i z pewnością nie są poważne, ale prawdziwe. Ze śmiechem podchodzi do naszych ksywek i zupełnie nie interesuje się... właściwie niczym.

– No coś ty. Po prostu postanowiliśmy wymyślić jakieś żałośnie słodkie przezwiska. Taki wątek z jednego serialu – tłumaczy Cody.

I znów nic. Mam ochotę nadepnąć Reece'a i wykrzyczeć, że powinien teraz o mnie walczyć. Uśmiecham się blado. On nie ma o co walczyć, a przynajmniej nie o mnie.

– Idziemy? – słyszę wreszcie pytanie Cody'ego, więc kiwam głową.

Spacerujemy w kierunku szkoły, pozostaję w tyle, a blondyn wraz z Dennisem idą na przedzie. Reece kręci się gdzieś obok mnie, a gdy na niego zerkam, lekko się uśmiecha.

– Wymyśliłaś już jakąś słodką zemstę? – pyta wreszcie cicho, tak żeby chłopcy go nie słyszeli.

– Nie. A nawet jeśli, to ci nie powiem. Zaskoczę cię w najmniej oczekiwanym momencie – odpowiadam i uśmiecham się leciutko.

Jego dłoń ląduje na moich barkach i powoli sunie w dół, zatrzymując się na wysokości talii. Chcąc nie chcąc muszę postąpić kilka kroczków w jego kierunku.

– Czy mi się wydaje, czy lubisz się przytulać, co? – zagaduję, chcąc jakoś wyjaśnić, dlaczego on ciągle mnie dotyka.

– Uwielbiam, a ty? – odbija piłeczkę.

– Niezbyt.

Chłopak wypowiada ciche słowa przeprosin i zabiera dłoń. Miejsce, w którym mnie dotykał aż pali, tęskniąc za tym uczuciem. To kolejna sprzeczność serca i umysłu. Jedno chce, by Reece mnie obejmował, a drugie, kategorycznie zabrania mi się do niego zbliżać.

– Mogłaś mi powiedzieć, że tego nie lubisz. Czasami mam takie głupie momenty. Ale już więcej tego nie zrobię – zapewnia mnie.

Kiwam głową, udając podziękowanie.

To okropnie boli.

Myśl, że jego dłonie nigdy nie zetkną się z moimi, jest przytłaczająca, ale przecież tego chciałam, czyż nie? W ten sposób się od niego odizoluję. Jeszcze lepiej, gdy skończymy szkołę, przy dobrych wiatrach chłopcy będą pracować nad debiutancką płytą. Oddam im wszystkie teksty, które mogą wykorzystać i skupię się na studiach. Może nawet wyjadę, więc nie będę go widywać.

Tylko że świadomość, że Reece był tylko licealną miłością, jest nie do wytrzymania.

~~~

Lekcje minęły mi w miarę szybko, bo połowę z nich przespałam. Nadal trzyma mnie lekkie uczucie senności, które jednak powoli mija. Camila próbuje znaleźć w radiu jakąś lepszą stację, ciągle narzekając, że ma dość słuchania wiadomości. Chciałabym powiedzieć, że w schowku mam kilka ciekawych płyt, ale z dwojga złego wolę skupić się na jeździe i dać się dziewczynie wyładować. Postanowiłyśmy, że po szkole pojedziemy do mnie i spędzimy trochę czasu razem. Chcę powiedzieć jej o tej całej wyimaginowanej sytuacji z samochodu. Parkuję pod domem i wreszcie gaszę silnik, a Cam daje za wygraną. Opuszczamy pojazd i udajemy się do domu. Sue, ubrana w swój niebieski fartuch, pichci jakieś dobrocie. Witam się z nią, a ona jak zawsze obsypuje moją przyjaciółkę komplementami. Gdy zaprasza nas na obiad za pół godziny, udajemy się na górę. Nie mogę wytrzymać. Drzwi klikają, kiedy je zamykam, a słowa natychmiast opuszczają moją buzię.

– Reece mnie pocałował – rzucam, a usta Cam otwierają się szeroko. – To znaczy, nie zrobił tego naprawdę, ale mógł!

– Nie rozumiem... – przyznaje skołowana i siada na łóżku, głaszcząc Presley, która wesoło merda ogonem.

– Przedwczoraj chciałam dowiedzieć się, którą piosnkę przeczytał Reece, więc poprosiłam go, by mi ją pokazał. Wsiadł do mojego samochodu, a gdy ją znalazł i podeszłam bliżej, by ją przeczytać, objął mnie i posadził mnie sobie na kolanach! – Wyrzucam w górę ręce. – Był milimetry ode mnie! Czułam jego oddech i jego dłonie na talii, a wiedz, że miałam wtedy top, w którym mnie widziałaś. Ja... wyobraziłam sobie wtedy, jak mnie całuje i musiałam to przerwać. A ta cała sytuacja była dla niego niczym ważnym.

– Julie...

– To tak samo, jak moment, gdy Cody i ja nadaliśmy sobie śmieszne, pieszczotliwe przezwiska. Sama nie wiem, w filmach ten jedyny chłopak powinien być zazdrosny, a on...

– On nie był – kończy za mnie Camila i prosi, bym usiadła obok. – Julie, wiesz, że kibicuję ci z całych sił, ale musisz zrobić coś, żeby o nim tyle nie myśleć.

– Jestem ciekawa jak, skoro widzimy się prawie codziennie – prycham.

– Zawsze mówiłaś, że z Martinem masz najlepszy kontakt. Zmień to, zaprzyjaźnij się chociażby z Codym. Przykro mi to mówić, ale wszystko wskazuje na to, że Reece nie jest i nie będzie o ciebie zazdrosny, bo...

– Bo nic do mnie nie czuje, jasne, łapię.

Mój telefon wibruje lekko, ogłaszając przychodzącą wiadomość z czatu. Wyciągam go z kieszeni i odblokowuję. Na ekranie pojawia się ikonka grupowej konwersacji.

Reece Martin:

W piątek mamy wpaść do wytwórni, poznać ten drugi zespół.

Cody Marks:

Nie mam ochoty patrzeć na kogoś, kto sprzątnie nam płytę sprzed nosa.

Juliette Rivers:

Może okażą się gorsi, bądź dobrej myśli.

Reece Martin:

A może będą naprawdę genialni.

Odkładam telefon, choć ten wciąż wibruje i zerkam na Camilę.

– Chciałabym, żeby on raz poczuł się tak jak ja – wyznaję, kręcąc głową ze smutkiem.

– Skąd wiesz, że się tak nie czuje? Podobno ktoś mu się podoba, ale jakoś nie widać, żeby starał się poderwać tamtą dziewczynę. Może myśli, że nie ma u niej szans albo jest zbyt nieśmiały?

– Jakoś wątpię. Reece nie ma problemu w zagadywaniu. Pewnie po prostu czeka na właściwy moment, a może zwyczajnie nie mówi nam o swoich sercowych problemach. Może to i dobrze.

– Kto to wie.

– Och, Camila! – wołam cicho, kładąc głowę na poduszce. – Nie masz nawet pojęcia, jak dobrze się czuję, gdy on jest tak blisko. Jasne, że z jednej strony to okropnie boli, ale z drugiej... Jest taki delikatny, czuły i kochany.

Na ustach blondynki pojawia się lekki uśmiech, a ona sama chichocze cichutko.

– Jednym, prostym zdaniem. W jego ramionach czujesz się jak księżniczka?

Prycham głośno.

– Jasne, ale chyba zamknięta w wieży – warczę.

Wzdychamy niemal w tym samym momencie i jedyne, co jestem w stanie zrobić, to wgapianie się w sufit, czekając na obiad.

~~~

Zegar wskazuje czwartą nad ranem. Po raz kolejny odwracam się na plecy, nie mogąc zmrużyć oka. Od paru godzin myślę tylko o tym samym i pomimo ogromnych starań – nie jestem w stanie przerwać mojej udręki nawet na moment. Camila uparcie twierdzi, że powinnam dać sobie spokój. Mówi, że Reece nie jest wart moich łez, a ja naprawdę chcę jej uwierzyć. Problem tkwi jednak w tym, że żaden nie czynnik nie stara mi się pomóc. Jak na razie cieszę się, że Reece zorientował się, że nie chcę, by ciągle mnie przytulał. Pierwszy krok mam już za sobą, ale co dalej?

Gdy wspominałam Cam, że chciałabym, aby on poczuł się jak ja, nie pomyślałam o tym, że on naprawdę może czuć to samo. Kimkolwiek była ta dziewczyna, nigdy nie widziałam jej z Reece'em. Mimo to wiem, że chłopak nie kłamie.

Czuję, że to prawda.

A/n: Mam nadzieję, że ten rozdział (trochę krótszy od poprzednich) Wam się spodobał.

 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top